Zdrowie psychiczne

Zdrowie psychiczne obok zdrowia fizycznego i społecznego składa się na definicję zdrowia Światowej Organizacji Zdrowia. Szczególnie w ostatnich latach coraz częściej dostrzega się jak ważną funkcję pełni zdrowie psychiczne w życiu każdego człowieka. Depresja, ale także inne zaburzenia związane ze zdrowiem psychicznym prowadzące do samobójstw, stały się najczęstszą przyczyną śmierci wśród młodych osób. Badania naukowe potwierdzają także, że osoby zmagające się z ciężkimi chorobami psychicznymi umierają przedwcześnie.

Jestem w związku na odległość ponad 2 lata i mój partner postanawia zmienić szkołę. Ma do wyboru pójść do 2 klasy liceum lub przeprowadzić się do mnie i iść do szkoły dla dorosłych, gdyż ma ukończone 18 lat. Nie wiem, co mam mu doradzić, chciałabym wiedzieć, co się "opłaca", które z tych dwóch wyjść ma sens.
Od dłuższego czasu zmagam się z pewnym problemem. Nie mam szans na pójście na wizytę, ponieważ mnie nie stać. W ostatnim czasie, tj. mniej więcej dwa lata temu, zmarli moi dziadkowie, którzy byli też moimi rodzicami zastępczymi od 4. roku życia, więc traktowałam ich naprawdę jak rodziców. Po śmierci babci przez 3 miesiące żył jeszcze dziadek, który jednak chyba za bardzo za nią tęsknił. Byli ze sobą 63 lata. Mam 19 lat. Ale ostatnio, mniej więcej od 3-4 miesięcy, myślę o śmierci i boję się jej. Boję się tego, że kiedyś wyjdę z domu i potrąci mnie samochód lub zginę w wypadku, na przykład gdy będę jechać busem na uczelnię. Boję się też samej myśli o mojej śmierci, tego, że mogłabym nie zrobić tego, co chciałam, tego, że rodzina, mój ukochany, byliby bardzo smutni, a ja nie potrafiłabym pomóc. Nie wiem, co robić. Nie wiem, jak sobie pomóc.
Od pół roku leczę się na depresję. Obecnie biorę lek przeciwdepresyjny Alventa, a 2 miesiące temu przestałam brać Aciprex, który brałam od początku leczenia. Czy biorąc Alvente mogę zrobić sobie tatuaż? I czy jest możliwość, żebym się wyleczyła z depresji tylko poprzez terapię bez brania leków?
Mam 42 lata. Moim wielkim problemem jest strach przed chorobami dzieci i moimi. Zaczęło się po urodzeniu drugiej córki. To była paraliżująca panika, nakazująca milion razy myć ręce, kąpać się, kąpać dzieci itd. Wszędzie widziałam zagrożenia. Koszmar. Trwało to ok. 3 lat. Czasem wracało z dużą silą, potem odchodziło. Teraz znów jest źle. Lęk o zdrowie dzieci powrócił. Cały czas przypominam sobie sytuacje, w których mogło dojść do zakażeń i zaraz pojawia się paraliżujący ciąg pytań: a może choruje bezobjawowo, może trzeba zrobić badania i wielki strach. Kiedy czekam na wyniki, to już jest katastrofa. Jestem sztywna po prostu. Kiedyś mojej córce pobierano krew, a ja szukałam czegoś w torebce i nie zauważyłam odpakowywania"motylka" do pobierania krwi. Córka też nie zwróciła uwagi. I znów wielki strach: czy wszystko było, jak należy, czy sprzęt był sterylny, czy nic się nie stało. Te myśli mnie bombardują, zabierają siły i radość życia. Czy już zawsze tak będzie? Jak sobie pomóc?
Jestem kobietą w średnim wieku. Od kilkunastu lat problem ciągle się powtarza. Poznaję osoby różnej płci, jest fajnie, spędzamy dużo czasu razem, nabieram do nich zaufania, ciesząc się, że jest ten ktoś obok. Pomagam, w czym i jak mogę (np.opieka nad dziećmi, poręczenie pożyczki itp.). Na urodziny, imieniny, święta prezenty, wspólne wypady do knajpek. Jednak po pewnym czasie wszystko się urywa. Już nie potrzebują mnie? Czy we mnie tkwi błąd? Ja się nie zmieniam. Jestem i zawsze byłam szczera do bólu i prawdomówna. Lubię sumienność, uczciwość, porządek. Stronię od alkoholu i używek - potrafię bawić się bez tego! Co ze mną jest nie tak?
Mam 23 lata i od pewnego czasu zauważyłam swoje dziwne zachowanie. Nie potrafię określić, od kiedy to trwa, czy coś miało na to wpływ, ale trochę mnie to martwi. Zaczynam się izolować od ludzi, nie chcę się z nikim spotykać, ludzie mnie denerwują. Z osoby o miłym usposobieniu stałam się zamknięta w sobie, niemiła, wręcz aspołeczna. Nie odczuwam empatii. Obojętny mi jest los innych, nikim się nie przejmuję. Mieszkam sama, wyprowadziłam się 2,5 roku temu z domu rodzinnego i jakiś czas temu jeszcze tam jeździłam. Teraz zwyczajnie nie chcę. Nie chce mi się rozmawiać z rodzicami, dawnymi znajomymi. Z nowymi zresztą też nie. Jak jestem w domu, mogłabym siedzieć w miejscu, wpatrywać się w jeden punkt. Nie chce mi się nic robić. Nie mam do niczego motywacji, wszystko mnie drażni. Jestem otępiała, apatyczna. Wyłączam się, nie myślę o niczym konkretnym. Zacinam się, chcę coś powiedzieć, ale za chwilę tracę wątek. Czasem nie umiem skleić normalnego zdania. Nie chce mi się rozmawiać i nie chce mi się nikogo słuchać. Drażni mnie, kiedy ktoś do mnie mówi. Nie wzruszam się tak jak kiedyś, dobre wydarzenia mnie nie cieszą, a złe nie smucą, nie umiem współczuć, zainteresować się kimś. Najchętniej zamknęłabym się w swoim pokoju i tępo patrzyła w sufit i tak trwała w tym, jak to nazywam, "bezsensie", męczą mnie paraliże senne. W półśnie wydaje mi się, że ktoś jest w pokoju i panicznie się go boję. Ale ostatnio przełożyło się to na codzienne życie. Mam wrażenie, że ktoś chce mi zrobić jakąś krzywdę, że ten ktoś ze snu, którego się tak panicznie boję, istnieje i chce mi zrobić coś złego. Proszę o pomoc. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale wiem, że to nic dobrego.
Jestem uzależniona od leku Zolpidem na bezsenność. Biorę go już 9 lat, 2 tabletki dziennie. W jaki sposób mogę go odstawić sama?
Syn od roku choruje na zatoki, z trudem skończył 3 klasę technikum. Ogólnie jest bardzo dobrym uczniem i nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych. Tylko z tego powodu nauczyciele poszli mu na rękę i pozaliczali mu przedmioty. Jest świadomy tego, że z jego ust wydobywa się nieprzyjemny zapach i z tego powodu całe jego otoczenie eliminuje go, wyśmiewa się i żartuje. Zamknął się w sobie, odciął się od nas, nie rozmawia z nami i nie ma żadnych kolegów. Odmówił pójścia do szkoły. Prawie wcale nie wychodzi z domu, z pokoju. Czy to hipochondria, fobia czy głęboka depresja? Nie wiemy, co robić.
Mam 18 lat i już od dłuższego czasu nie umiem spędzać czasu z innymi ludźmi, nie przeszkadza mi to. Lubię spędzać czas sama, oglądając film, czy czytając książkę. Nienawidzę wręcz imprez, a strojenie się jest dla mnie dziwne. Nigdy nie planowałam założenia rodziny, nigdy nie chciałam mieć dzieci, nigdy nie chciałam się wyprowadzać z domu rodzinnego. Obserwując jednak, co "wyprawiają" moi rówieśnicy, zaczęłam się zastanawiać, czy może nie mam jakiejś aspołecznej choroby. Umiem rozmawiać z ludźmi, ale nigdy tego nie robię, jeśli nie mam nic do powiedzenia, albo mnie to nie interesuje. W większych grupach ludzi zazwyczaj ''chronią" mnie słuchawki, bo wprawia mnie to w dyskomfort. Czy coś jest ze mną nie tak? Czy po prostu takim już jestem człowiekiem i takie życie sobie wybrałam?
Od jakiegoś czasu borykam się z pewnym dość męczącym problemem, odkąd przeprowadziłem się na starówkę pewnego miasta, ciężko mi normalnie funkcjonować, szczególnie wieczorami, chodzi o hałas, jakikolwiek najdrobniejszy. W ciągu dnia może, gdzieś w oddali, grać muzyka, mogą chodzić ludzie po mieście, ale gdy zbliża się wieczór, muszę mieć całkowitą ciszę. Jeśli o 21 słyszę rozmowy, odgłos telewizora albo gorzej muzykę w oddali, nie potrafię funkcjonować, zamykam okna, a i tak co chwilę chodzę i je otwieram, nasłuchując, czy jeszcze ktoś rozmawia, gra, słucha muzyki. Staję się zaraz nerwowy, nie potrafię się na niczym skupić, obsesyjne myśląc o ludziach, którzy ten dźwięk powodują. W nocy przez to muszę ciągle używać stoperów do snu. Co dziwne szczekanie psa, bieganie kota, festiwale, rzeczy, na które nie mam wpływu, nie denerwują mnie. Mogę prosić o diagnozę lub nakierowanie, co mi jest? Jest jeszcze druga sprawa, nerwowość, a raczej niekontrolowane wybuchy, mogą mi się zdarzyć, sytuacja bardziej stresowa, jest ok, a czasem coś, co nie powinno mnie zdenerwować, i wybucham, nie kontrolując tego, krzyczę na innych, a czasem uderzam tę rzecz, przez którą się zdenerwowałem. Mam w rodzinie osoby chore na nerwicę. Kolejno po wybuchu są często nastroje depresyjne, nic mnie nie cieszy, najchętniej chciałbym odciąć się od ludzi. Mogę prosić o radę również w tej sprawie?
Za kilka miesięcy ukończę 24 lata i nigdy nie miałem dziewczyny. Wcześniej po prostu nie szukałem dziewczyny, ale teraz chciałbym mieć kogoś bliskiego, dziewczynę. Wychodzę z domu, umawiam się, nie mam problemu, żeby zagadywać do dziewczyn, ale mimo to często nachodzą mnie myśli, że dziewczyna nie zaakceptuje tego, że jestem prawiczkiem i uzna mnie za gorszego. Chciałbym to zrobić z dziewczyną, z którą będę w szczęśliwym związku, a nie z pierwszą lepszą, ale przez te myśli tracę pewność siebie i źle się czuję.
Mam 25 lat i w swoim życiu przepracowałam tylko 18 miesięcy. Jestem po szkole średniej. Prac w życiu miałam już 25. Wynika to z tego, że w każdej pracy bardzo mocno się stresuję i wykonuję ją źle. Źle policzę, odłożę, zeskanuję itp. W nocy nie mogę spać, jeść, skorzystać z toalety. Jadąc do pracy mam bezdechy. Leczyłam się już u psychiatry i bioenergoterapeuty. Efektu zero. Mama nie chce już mnie utrzymywać. Myślę o wyjeździe za granicę do Niemiec, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Czy zmiana otoczenia coś pomoże? Dodam jeszcze, że nie mam koleżanek ani chłopaka. Ludzie uważają, że jestem bardzo ograniczoną osobą i brzydką. Co robić?
Od dłuższego czasu meczą mnie dolegliwości wskazujące na depresję. Jakoś to na początku znosiłem, ale jak "doszły" do tego myśli samobójcze, to podjąłem decyzję, by omówić to z psychologiem. I tu pojawił się kłopot, bo moi rodzice są temu przeciwni. Czasami nawet mam wrażenie, że bagatelizują mój problem, choć niejednokrotnie przy nich mi się "pogarszało" i widzieli "to" ewidentnie. Jak ich przekonać do tej wizyty? Czy mogę sam (tzn. bez opieki kogoś dorosłego) skorzystać z konsultacji psychologicznych? Czy funkcjonują placówki publiczne (na NFZ), które przyjmują nieletnich na kasę chorych (m.in. argumentem "przeciw" moich rodziców jest cena za konsultacje).
Mam 23 lata i od dłuższego czasu obserwuję u siebie obniżenie nastroju. Mam poczucie beznadziejności, często myślę, że chciałabym stąd zniknąć. Bardzo łatwo się denerwuję i właściwie o wszystko. Wybuchnę krzykiem, choć wiem, że nie powinnam, lub duszę w sobie coś, co mnie irytuje - błaha rzecz, która we mnie narasta. Jestem w związku, lecz mój parter zarzuca mi, że się nie angażuję, nie okazuję uczyć, i jak sama o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że jest mi obojętne, tak jak większość rzeczy. Stałam się obojętna i leniwa. Nic mi się nie chce, wolę zostać w domu, choć spotykam się czasem ze znajomymi i jestem normalną, uśmiechniętą osobą. Ponad rok temu rozstałam się z chłopakiem, w którym byłym zakochana na zabój. Wystąpiły u mnie zaburzenia miesiączkowania, problemy ze snem, płakałam nawet na uczelni, choć ukrywałam to, jak tylko mogłam, doszło nawet do samookaleczenia. Po 3 miesiącach wróciliśmy do siebie, a gdy myślałam, że już się pozbierałam, sama odeszłam. Był to dla mnie ciężki czas, bo nikomu się nie żaliłam, a mama cały czas dokładała mi, mówiąc, że jestem beznadziejna, głupia, że z nim jestem. Zawsze byłam niewystarczająco mądra, ładna, ciągle źle coś robiłam, choć na ogół mamy dobry kontakt. Wydaje mi się, że jestem normalną osobą, ale nie radzę sobie ze sobą, swoimi nerwami i myślami. Potrafię się rozpłakać nad moją beznadziejnością, nawet podczas sprzątania w szafie.
Mam 13 lat. Obawiam się, że mam nerwicę lękową. Od długiego czasu nie mogę spać sam. Chodzę niewyspany i bez sił. Nie wiem, jak mam sobie poradzić z faktem, że czeka mnie śmierć. Myślę ciągle o przemijaniu. Interesuję się astronomią i fizyką i wiem na te tematy bardzo wiele Pewnego wieczoru, kiedy chciałem się już kłaść, rozmyślałem sobie nad życiem. Doszedłem do wniosku, że kiedyś wszystko we wszechświecie zostanie rozerwane na pojedyncze atomy. Sam fakt śmierci mnie nie przerażał. Przerażało mnie to, że nie ja umrę, ale wszyscy ludzie. Potem było tylko gorzej. Nie mogłem spać. I zacząłem się bać, że umrę. Było coraz gorzej. Powiedziałem o tym rodzicom, bo zdałem sobie sprawę, że dzieje się ze mną coś złego. Mama jednak mnie wyśmiała. Potem miałem takie dni, że prawie w ogóle o tym nie myślałem, tylko coś tam mi się przypomniało. I znowu! Dostałem ataku paniki. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Pisząc to, płaczę. Ponadto uważam się za dość dojrzałego. Mam dziewczynę i tylko wtedy, kiedy ona jest, na 100% nie myślę o śmierci. Poza tym zawsze czułem się niekochany.
Świadomie mogę powiedzieć, że nienawidzę własnego męża. Jesteśmy małżeństwem od 25 lat, a ja nie mogę nawet patrzeć na niego bez pogardy i wstrętu. Zastanawiam się, a nawet boję, czy nie popadam w chorobę psychiczną. Ciągle się kłócimy i wzajemnie obwiniamy o wszystko, ja mam mu za złe, że sama musiałam się martwić o zdrowie, byt i wychowanie naszych dzieci, w końcu zaczęłam pić. Teraz trzeźwieję, ale go za to nienawidzę, bo uważam, że to z jego powodu wpadłam w alkoholizm. Jak wyrzucić z pamięci krzywdy, które mi wyrządził? Jak zapomnieć o braku wsparcia z jego strony? Jak mu wybaczyć? Niszczy mnie ta nienawiść i chciałabym się już z niej wyleczyć, a nie potrafię sama. Co robić? Jak ratować rodzinę?
Jestem z moim chłopakiem od 4 lat. Jak się poznaliśmy, poświęcał mi czas, kupował kwiaty, prezenty. Jednak najbardziej cieszyłam się, że ma dla mnie czas, że mam z kim porozmawiać, zwierzyć się. Jednak od dłuższego czasu jest dla mnie niedostępny. Pracuje w rodzinnej firmie. Normalny czas jego pracy to 7.00-17.00 i soboty 7.00-13.00. Po godzinach robi swoje rzeczy, które są związane z jego pasją - fascynują go samochody. Zmienia silniki, części, lakieruje, kupuje, wymienia itd. i tak do późnych godzin. A dla mnie nie ma czasu. W miesiącu widujemy się może z 6 razy. Zazwyczaj w soboty albo niedziele. Ja nie potrzebuję drogich prezentów czy tych głupich kwiatków, chciałabym, żeby było tak jak dawniej, żeby miał dla mnie czas. Mieliśmy wspólne plany: dom, dzieci, wspólna przyszłość. Wręcz marzyłam, żeby mi się oświadczył, żebyśmy dążyli do rozwoju naszego związku. Dodam jeszcze, że mam 20 lat, a mój chłopak 23. Przeraża mnie to, że często w naszym związku padają bardzo przykre słowa. Przyznaję, że sama dość często w nerwach i z braku sił mówię, że nie kocham, że chcę się rozstać. Ale to silniejsze ode mnie. On często dzwoni i krzyczy na mnie, czy jest pobudzony, zdenerwowany, przeklinamy. Teraz nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nim. Czuję się ciężarem, czasami aż łzy cisną się do oczu, a w gardle mam taką kluchę, że nie mogę wypowiedzieć słowa. Najgorsze jest to, że bardzo się do niego przywiązałam.
Mam 21 lat, do zeszłego roku byłam szczęśliwą mężatką, dopóki nie dowiedziałam się o zdradzie męża, od tam tej pory czuję jakby świat mi się zawalił. Zabrano mi wszystko, w co dotychczas wierzyłam i ufałam. Daliśmy sobie szansę, mąż deklarował zmianę. Rok walczyłam o jego zmianę, płakałam, prosiłam, nic nie robił. Gdy doszliśmy do wniosku, że nic z tego, dowiedziałam się, że jestem w ciąży, to nas bardzo do siebie zbliżyło. Mąż stał się czuły, troskliwy. Niestety po kilku tygodniach poroniłam i wszystko znów się posypało. Po 3 miesiącach od straty dziecka odeszłam od męża do innego mężczyzny. Jednak i z nim nie wyszło, bo nadal kocham męża. Na sprawie rozwodowej doszliśmy do wniosku, że jeszcze zawalczymy o to małżeństwo. Lecz mi brakuje siły. Czuję się jakbym miała w sobie dwie osoby. Jedna chce ratować, druga - odpuścić, bo czuję, że to się nie uda. Dodam, że on jest zagranicą, ja w Polsce. Rodzina jest przeciwna wszystkiemu i doradza rozstanie, bo nie tolerują męża i jego rodziny. Dodatkowo czuję presję z ich strony i niezadowolenie z każdej decyzji. Totalnie nie mam siły. Jestem wykończona psychicznie. Kocham męża, ale boję się kolejny raz zaczynać z nim od nowa. Toczę wewnętrzną walkę serca z rozumem. Mam okropne wahania nastrojów raz się śmieję i czuję euforię, że damy radę, a potem płaczę i jestem bezsilna. Chciałabym przestać istnieć i już nic nie czuć.
Modafinil to substancja, którą od lat stosuje się w leczeniu narkolepsji. Jednak modafinil stał się szerzej znany dopiero niedawno, kiedy masowo zaczęli po niego sięgać pracownicy korporacji, studenci i sportowcy. Podobno przyjmował go nawet prezydent USA, Barack Obama. Modafinil - podobnie jak inne psychostymulanty, np. amfetamina - zwiększa bowiem wydajność fizyczną i psychiczną, jednak w przeciwieństwie do nich nie daje skutków ubocznych i nie uzależnia. Czy na pewno?
Jestem z chłopakiem prawie 3 lata. Jest starszy ode mnie o 2 lata, oboje jesteśmy pełnoletni już od dawna. Jest moim pierwszym w każdym aspekcie. Ja jego nie. Miał kilka dziewczyn przede mną, z wieloma pisał, flirtował, typowy kobieciarz. Jestem z nim szczęśliwa, ale wciąż myślę, że coś mnie ominęło w życiu. Czasem wyobrażam sobie, co on robił, czuł, mówił im wszystkim. Także widziałam wiele rozmów z innymi dziewczynami lub opisów, co z nimi robił. To boli i ciągle wraca. Co mam robić, jak z tym żyć? W dodatku odczuwam coś na kształt zazdrości, że on miał takie przeżycia, a ja miałam i mam tylko jego. Czuję się przez to gorsza. Mogłabym odejść, "wyszaleć się" i wrócić, ale boję się, że on pójdzie do innych, a ja nie będę potrafiła wrócić do niego, jeśli choć raz znów do jakiejś napisze lub coś gorszego. Co robić? To boli i męczy.
Mam 17 lat i od jakiegoś czasu obawiam się, czy nie występuje u mnie przewlekła depresja. W ciągu ostatniego roku w różnych odstępach czasowych i przeważnie na kilka tygodni powtarzają się u mnie takie objawy, jak nieokreślony smutek, problemy ze snem, nie cieszą mnie rzeczy, które normalnie powinny. Dodatkowo byłam kiedyś bardzo dobrą uczennicą z przedmiotów ścisłych, a teraz jakbym straciła do tego talent. Nie potrafię się skupić, a oceny się pogarszają. Bardzo łatwo przychodzi mi też płacz, czasem nawet bez powodu. Nie wiem, czym innym może być to spowodowane. Nie spotkała mnie żadna większa tragedia - czy może być to wina drobnych, ale bardzo częstych kłótni z rodzicami? W domu często zdarzają się sprzeczki, zazwyczaj o bardzo błahe sprawy. Problem z moimi rodzicami jest taki, że są bardzo radykalni, a o każdą nawet drobniutką rzecz, która się im się we mnie nie spodoba, robią wielką awanturę. Gniew zazwyczaj szybko mija i już następnego dnia normalnie ze sobą rozmawiamy, ale narasta we mnie ta frustracja, że oni żyją w przekonaniu, że dobrze wychowują mnie i moje rodzeństwo. Są bardzo bezkompromisowi, wychowywali mnie również w przekonaniu, że nie mam prawa do własnego zdania. Udało mi się wyrosnąć z nieśmiałej i ubezwłasnowolnionej dziewczynki - a obawiam się, że w tym kierunku posłało mnie właśnie ich wychowanie, może nawet nieświadome. Niestety, dalej boję się mówić przy nich o pewnych rzeczach. Są na przykład obsesyjnymi katolikami i naprawdę nie wiadomo, co by zrobili, gdyby dowiedzieli się, że jestem ateistką. Potrafią być czasem niezrównoważeni, więc żyję w ciągłym niepokoju. Proszę o pomoc. Wiem, że na rodziców nic nie poradzę, ale boję się, czy nie mam depresji i czy mi się jeszcze nie pogorszy (biorąc pod uwagę, że ostatnio kłótni jest coraz więcej).

Na zdrowie psychiczne składa się samopoczucie psychologiczne, społeczne i emocjonalne danego człowieka. To jak się czujemy, ma wpływ na to, jak myślimy i jak działamy. Ma także zawiązek z tym, jak radzimy sobie ze stresem, jak dokonujemy wyborów oraz odnosimy się do innych ludzi. Zdrowie psychiczne jest ważne na każdym etapie życia człowieka.

Wiele czynników ma wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Należą do nich:

  • czynniki biologiczne, czyli geny i chemia mózgu,
  • historia rodzinna problemów ze zdrowiem psychicznym,
  • doświadczenia życiowe, np. trauma.

Problemy z tym aspektem zdrowia są powszechne. Choć często nadal stygmatyzowane i dyskryminowane. Jednak otrzymanie wsparcia i rozpoczęcia leczenia daje szanse na całkowite wyzdrowienie. Wiele schorzeń psychicznych można skutecznie leczyć, stosunkowo niskim kosztem.

Zdrowie psychiczne jest ważne dla każdego człowieka. Dzięki niemu możemy w pełni wykorzystać swój potencjał, lepiej radzić sobie z życiowymi trudnościami, wydajniej pracować i wnosić znaczący wkład do społeczności. Na zdrowie psychiczne ma wpływ wiele aspektów takich jak aktywność fizyczna, odpowiednia ilość snu, relacje z innymi osobami czy uzyskanie wsparcia, jeśli go potrzebujemy.

Mimo tego, jak ważne jest zdrowie psychiczne dla jednostki, ale także dla konkretnych społeczeństw, większość systemów opieki zdrowotnej na świecie zaniedbuje ten obszar zdrowia i nie zapewnia wystarczającej opieki oraz wsparcia potrzebującym. W rezultacie prowadzi to do tego, że miliony ludzi na całym świecie cierpi w milczeniu, co przekłada się na ich codzienne życie.