Wizyta ginekologiczna podczas pandemii. Co się zmieniło?

2021-12-13 14:10

Pandemia utrudniła dostęp do wielu placówek, co widać w statystykach wzrostu zachorowań na różne choroby. Wiele kobiet nadal zastanawia się, czy powinna udać się do lekarza i zrobić badania. Między innymi o tym, jak teraz wygląda wizyta u ginekologa i jak się do niej przygotować oraz w jakim stopniu teleporada jest w stanie zastąpić wizytę stacjonarną, rozmawialiśmy z ekspertem dr Tadeuszem Oleszczukiem.

zbliżenie na kobietę zakładającą maskę
Autor: Getty Images

Patrycja Pupiec: Panie Doktorze, jakiś czas temu rozmawialiśmy o zachorowalności na nowotwory – przewidywał pan, że będzie ona większa ze względu na COVID-19.

Tadeusz Oleszczuk: Niestety jest bardzo źle. Tylko na raka piersi odnotowano wzrost z 18 tys. chorych do ok. 25 tys. rocznie. To obecnie w naszym kraju kwestia dramatycznie mniejszej zgłaszalności, braku edukacji, wzrostu czynników ryzyka. Jest jeszcze tragiczna sytuacja ze względu na występowanie raka szyjki macicy, który w Europie w ogóle wypadł ze statystyk, bo kobiety się edukują i stosują profilaktykę pierwotną, czyli się szczepią.

Natomiast w Polsce to jest prawie 4 000 kobiet co roku. Może ta liczba nie robi wrażenia, ale gdy pomyślimy, że połowa z nich umiera – wtedy ogląd nieco się zmienia. Zauważmy, że są kraje, które praktycznie całkowicie wyeliminowały raka szyjki macicy, korzystając z nowoczesnej medycyny. W Polsce dwa tysiące kobiet rocznie umiera na raka szyjki macicy.

Jest aż tak źle?

To wina nie tylko pandemii, ale także braku edukacji. W szkołach nie uczy się, że kobieta ma pochwę, łechtaczkę, szyjkę macicy. Dziecko ze szkoły nie wynosi informacji – muszę się badać regularnie, bo mogę umrzeć. Mogę zaszczepić się i wirus HPV nie spowoduje, że zachoruję na raka szyjki macicy. Tak robią cywilizowane kraje. Edukują i stosują nowoczesne zdobycze medycyny. Wychodzi taniej, ale też unika się dramatów choroby nowotworowej. Średnia długość życia w tych krajach wzrasta. W Polsce maleje.

Dziewczynom nie mówi się, że raz w roku musisz wykonać cytologię, USG piersi, powinnaś się zabezpieczać przed wirusem HIV, czy HPV, jeśli współżyjesz. Szczepienia przeciw wirusom HPV są skuteczne i nikt z zaszczepionych na świecie nie zachorował na raka szyjki macicy.

Poradnik Zdrowie: kiedy iść do ginekologa?

Ze względu na pandemię decydenci związani z obszarem ginekologii zalecali odwołać wszystkie planowe zabiegi i wizyty ambulatoryjne z wyjątkiem stanów nagłych. Nadal wiele kobiet uważa, że do specjalisty mogę pójść tylko, kiedy to będzie ostateczność.

Zupełnie szczerze – jeśli nadal ktoś jeszcze tak uważa, to zapłaci za to swoim zdrowiem, dużo ryzykuje. Inni już płacą – obecnie prawie 75 proc. nowych zachorowań na nowotwory jest rozpoznawanych w stanach zaawansowanych. Mały guzek w piersiach nie poczeka, aż będzie czas na wizytę u lekarza. Potem tych miesięcy spóźnienia nie da się odrobić.

Czyli jeśli kobieta czuje, że coś jest nie tak, koniecznie trzeba pójść i to sprawdzić pomimo pandemii.

Tak, koniecznie. Tym bardziej że 80 proc. tych zmian to nie będzie nowotwór, ale jeśli będzie, to ocalimy życie, wcześnie rozpoczynając leczenie. Decydenci zarządzający pandemią nastraszyli wiele osób, ale mimo to większość ośrodków normalnie pracuje, wysyła zaproszenia na bezpłatną mammografię – te projekty nadal były prowadzone i trwają nawet teraz.

Natura nowotworu jest brutalna – nie badasz się, czyli pomijasz profilaktykę, to potem zbierasz żniwo. Ma to odbicie w obecnych smutnych statystykach. Brak rozpoznania raka w odpowiednio wczesnym stanie to odebranie szansy na skuteczne leczenie i 100 proc. wyleczenie. W naszym kraju jest także mała świadomość, że badania profilaktyczne to podstawa.

Kobieta tłumaczy się „brakiem czasu”, oszukuje, że „może samo przejdzie”. Może też wszystko być w porządku, ale zawsze jest szansa, że kobieta może być chora i tylko odpowiednie badanie to potwierdzi bądź wykluczy. Bez badań nie ma rozpoznania i leczenia.

Czy zauważył pan, że w sytuacji, kiedy był duży wzrost zakażeń, pacjentki odwoływały wizyty albo się na nich nie pojawiały?

Tak, pojawiały się okienka – niektóre pacjentki odwoływały wizyty, inne nie. Ograniczenia były, ale ja pracowałem normalnie i moje pacjentki pojawiały się w gabinecie. Kobiety nie wiedziały, czy mogą przyjść do przychodni, bo w telewizji mówili „zostań w domu”, więc co robić? Oczywiście, praca się zmieniła, bo musieliśmy dbać o bezpieczeństwo własne, ale i pacjentek.

W tamtych czasach ograniczeń była możliwość teleporady. Tyle że nie da się wykonać badania telefonicznie. Teraz badania profilaktyczne wykonuje się już normalnie i należy się zgłaszać. Cytologia, USG piersi, tarczycy, mammografia, czy rezonans - to podstawa.

No właśnie – jak dzisiaj wygląda wizyta podczas pandemii?

Pacjentki przede wszystkim nie mogą mieć ze sobą osoby towarzyszącej i są wpuszczane tylko na swoją wizytę, by uniknąć tłoku. Oczywiście podczas pobytu w przychodni każdy musi mieć maseczkę, ma zmierzoną temperaturę, ma możliwość użycia płynów do dezynfekcji. Przed każdą wizytą dezynfekowany jest gabinet. Pacjentka przychodzi w określonym czasie, aby nie było wielu osób oczekujących w poczekalni.

Jak zmieniła się pana praca w związku z pandemią? Czy jej przybyło?

Taka pierwsza fala ruszyła i już pojawia się oczekiwanie na wizytę, bo nie jest tak, że można od razu się zapisać, tylko teraz czeka się około 3-4 tygodnie. Grafiki są pełne, ale obecnie też zauważam, że częściej niż kiedyś pojedyncze wizyty są odwoływane, bo pacjentka zachorowała i jest na kwarantannie.

Czy pacjentki skarżą się na problemy ze zrobieniem bardziej specjalistycznych badań?

Tutaj jest kilka płaszczyzn, które się ze sobą łączą. Problemem jest system całej służby zdrowia w kraju, ponieważ lekarz ma określoną pulę badań, jakie może zlecić w ramach funduszu. Co więcej, po skierowanie czasami trzeba się nachodzić, bo skierowanie z wizyty prywatnej nie jest egzekwowane w placówkach NFZ. Każdy powinien więc sam zadbać o siebie, aby odpowiednio wcześniej wykonać badania profilaktyczne.

Ostatnio miałem taki przypadek, gdzie z gabinetu prywatnego skierowałem ubezpieczoną pacjentkę na rezonans magnetyczny. Miała wysokie markery onkologiczne i podejrzaną zmianę, ale nikt nie chciał skierować jej na to badanie w ramach ubezpieczenia. Była odsyłana od lekarza rodzinnego do ginekologa, endokrynologa, chirurga, onkologa. Traci czas, mimo że płaci składki. Ostatecznie musiała sama zapłacić za badanie, ale już jest leczona.

Pacjent zamiast być na początku tego systemu jest na jego końcu, jest pozostawiony sam sobie. Dzisiaj chory sam musi zadbać o siebie, nadzorować swój tok diagnostyczny i leczniczy. Ostatecznie ja sam płacę za swoje badania w prywatnej sieci laboratoriów, za określone badania krwi oceniając parametry ryzyka zachorowania na nowotwór. Wykonuję prywatnie onkopakiet, czy sprawdzam mutacje genetyczne.

Pamiętam, jak wyglądało to 30 lat temu. Pacjent przychodził z problemem, więc rozpoczynał się proces – badania, diagnoza, leczenie. A teraz? Najpierw trzeba iść po skierowanie do lekarza rodzinnego, a potem szukać specjalisty, czekać na wizytę… To wszystko trwa, a nie powinno. W onkologii trzeba oszacować ryzyko i wykonywać wynikające z tego określone badania profilaktyczne.

W jakim stopniu teleporada może zastąpić wizytę u ginekologa i czy w ogóle może?

Niestety, dzisiaj coraz częściej widzę ofiary teleporad. Wczoraj miałem pacjentkę, która od ponad roku cierpi na nawracające infekcje, które pojawiają się co kilka tygodni, czyli wyleczy jedną, a za chwilę już ma kolejną. Ta kobieta miała już kilka teleporad, a przez wizytę telefoniczną czy czat nie da się zbadać pacjentki, zobaczyć, jak wygląda problem.

Lekarz zdecydował o leczeniu na podstawie wywiadu i objawów, jakie kobieta podawała. Niestety, gdy pojawiła się w gabinecie, to okazało się, że ta diagnoza jest zupełnie inna. Teleporada nigdy nie zastąpi badania fizykalnego.

Teleporada to substytut wizyty. Najlepiej sprawdzi się, kiedy pacjentka potrzebuje okresowego skierowania, chce przedłużyć receptę albo zapytać jeszcze o coś, czego nie rozumie. Ale w większości problemów nie obejdzie się bez badania, a przez telefon czy komputer nie da się z tego zrobić, a już na pewno zobaczyć, co jest „w środku”. Niestety, nie da się skutecznie diagnozować, skutecznie leczyć korzystając tylko z teleporad.

Która grupa pacjentek najczęściej korzysta z tej formy kontaktu z lekarzem? Czy są to w większości młode pacjentki?

W każdym wieku, głównie proszą o receptę albo skierowanie. Czasem chcą dopytać jak modyfikować leczenie i kiedy zrobić kolejne badania.

Jak kobieta powinna przygotować się do wizyty w czasie pandemii?

Na pewno nie powinna pojawiać się dużo wcześniej, tylko przyjść na umówioną godzinę. Nie wolno zabierać osoby towarzyszącej ze sobą. Musi także mieć maseczkę. Oczywiście, jeśli ma objawy zakażenia takie jak temperatura, ból gardła itp. to prawdopodobnie nie zostanie wpuszczona na wizytę, ponieważ nadal odbywa się pomiar temperatury, wypełnia się ankietę o stanie zdrowia.

Już przy wejściu odbywa się wstępna ocena ryzyka infekcji. Podobnie jak to jest choćby na lotniskach. Obowiązuje reżim sanitarny.

Wydaje mi się, że w czasie pandemii niełatwo być w ciąży i rodzić, prawda?

Tak, oczywiście w każdym szpitalu to wygląda trochę inaczej, ale te ograniczenia raczej w większości są takie same. Dużym ciosem dla tej grupy pacjentek jest brak lub problemy z odwiedzinami, wspólnymi wizytami czy uczestnictwem partnera w porodzie, czy badaniach USG ciąży.

Wiele kobiet, które są w ciąży, nadal boi się szczepień przeciw COVID-19, bo obawiają się o bezpieczeństwo swoje i swoich dzieci. Dlaczego ciężarna powinna się zaszczepić?

Po pierwsze to nie ma się czego bać. Zakończono już przewidziane prawem procedury dopuszczania szczepionek. Zalecam szczepienie nie tylko na COVID, ale też wszystkie inne, które można wykonywać w ciąży. Dzięki szczepieniu chroniona jest i matka i płód. Po porodzie niemowlę jeszcze przez pół roku ma przeciwciała od matki.

Na świecie są opisane przypadki, gdzie kobieta w ciąży po porodzie zachorowała i umarła. Obecne warianty powodują, że nawet noworodki muszą być leczone na intensywnej terapii z powodu infekcji wirusem. Jest pandemia, kolejna fala wzbiera – niezaszczepienie dzisiaj to duże ryzyko ciężkiej choroby i śmierci.

Miałem pacjentki w ciąży, które nie chciały się zaszczepić. To wybór, jednak w ich przypadku wszystko skończyło się dobrze, ale ciąża to jest specyficzny stan – jeśli ma się cukrzycę albo alergię, czy zaburzenia tolerancji glukozy to organizm jest dużo słabszy i jest się w tej grupie ryzyka ciężkiego przebiegu.

Od II trymestru ciąży można się szczepić bezpiecznie. Edukacja to podstawa. W innych krajach szczepienia w ciąży to normalna sprawa. Naukowe dowody świadczą o tym, że to dobre i bezpieczne. Dlatego zachęcam tak samo, jak mówię to swoim pacjentkom – nie warto ryzykować, tylko trzeba się zaszczepić dla siebie i dla dziecka.

Problemem jest to, że osoby niezaszczepione przyczyniają się do zwiększenia transmisji wirusa, ale też ciężko przechodzą infekcję i niestety mają bardzo wysokie ryzyko, że będą wymagały oddechu wspomaganego i tlenoterapii. Rokowania są gorsze.

To są bardzo przykre sytuacje, kiedy przyszła zapłakana dziewczyna, która od trzech miesięcy rozpoczęła diagnostykę i leczenie, aby starać się o ciążę. Nie będzie jednak starań. Tydzień temu zmarł jej 31-letni mąż, który zaraził się od kolegi, którego ojciec był na kwarantannie. Dziewczyna mówi, że po pogrzebie wszyscy jego znajomi poszli się zaszczepić. Powiedziała, że może w ten sposób uratował komuś życie.

Tadeusz Oleszczuk
ginekolog-położnik Tadeusz Oleszczuk
Lekarz ginekolog-położnik z ponad 30-letnim stażem. Autor książek „Czego ginekolog ci nie powie", "Uspokój swoje hormony", "Facet jak młody bóg" i "O Menopauzie. Czego ginekolog Ci nie powie".

Przeczytaj inne artykuły z cyklu #StrefaKobiety: