Zdrowie psychiczne

Zdrowie psychiczne obok zdrowia fizycznego i społecznego składa się na definicję zdrowia Światowej Organizacji Zdrowia. Szczególnie w ostatnich latach coraz częściej dostrzega się jak ważną funkcję pełni zdrowie psychiczne w życiu każdego człowieka. Depresja, ale także inne zaburzenia związane ze zdrowiem psychicznym prowadzące do samobójstw, stały się najczęstszą przyczyną śmierci wśród młodych osób. Badania naukowe potwierdzają także, że osoby zmagające się z ciężkimi chorobami psychicznymi umierają przedwcześnie.

Leczenie uzależnienia od narkotyków to proces trudny i żmudny, ale warto podjąć próbę i wytrwać w leczeniu, aby wyzwolić się od narkotykowego nałogu. Terapię dobiera się w zależności od rodzaju zażywanych substancji i stanu osoby uzależnionej. Przeczytaj o dostępnych w Polsce metodach leczenia uzależnienia od narkotyków.
Jesteśmy w związku kilka lat, każde z nas już jest po 30. Seks od początku nie był łatwym tematem dla nas, gdyż od początku u mojego partnera pojawiał się strach przed ciążą, pomimo stosowania antykoncepcji. Postanowiłam zabezpieczać się na dwa sposoby (tabletki hormonalne oraz prezerwatywy męskie). Pomogło pozornie, na kilka razy. W ciągu pół roku mieliśmy może 3 stosunki płciowe. Mina mojego partnera, pytanie mnie codziennie, czy nie jestem w ciąży, robienie po 2-3 testy ciążowe po każdym stosunku, doprowadziło mnie do poczucia winy, że zmuszam go do seksu. Zazwyczaj odrzuca zaloty, a gdy do czegoś między nami dochodzi, kończy się na pettingu, który też jest pełen strachu. Ostatnio strach stał się tak silny, że pomimo posiadania wiedzy o cyklach, plemnikach, itd. nie mogę nawet usiąść swobodnie na łóżku, o ile nie zostało wyczyszczone przez niego prześcieradło. Nie bardzo wiem, co mogę zrobić, aby przekonać partnera, że wcale nie jest łatwo zajść w ciążę, jeśli stosuje się antykoncepcję (szczególnie przy 2 lub 3 rodzajach antykoncepcji stosowanych jednocześnie). A wygląda na to, że jedyne co pozostało, to całkowita wstrzemięźliwość seksualna. Z czego może wynikać strach? Czy to już jest fobia?
Objawy przedawkowania narkotyków są różne, bo zależą od konkretnego środka stosowanego przez daną osobę. Warto umieć rozpoznać, jak zachowuje się osoba, która przedawkowała amfetaminę, ecstasy, heroinę czy kokainę. Pamiętajmy, że każdy może zetknąć się z człowiekiem, który przedawkował narkotyki, dlatego też posiadanie wiedzy na temat pierwszej pomocy przy przedawkowaniu narkotyków jest niezwykle istotne.
Mój tata ma 52 lata. Od dłuższego czasu bardzo się zmienił, siedzi całymi dniami przed telewizorem i nie ma z nim kontaktu. Tak jakby nie słyszał, że ktoś coś do niego mówi. Raz jest dobrze, a zaraz mówi, że wszyscy go lekceważą, i gdy kłóci się z mamą, mówi, że się powiesi. Zamyka się w garażu, nie odbiera telefonu, gdy tam siedzi. Nie mieszkam z rodzicami, ale siostry i mama mówią mi, co się dzieje. Jak przyjeżdżam, to jest dobrze, bo przywożę syna, i tata znowu jest radosny, rozmawia i bawi się z nim. Boję się, że kiedyś tata coś sobie zrobi. Nie wiem, czy to kryzys wieku średniego, czy coś bardziej poważnego.
Jestem na drugim roku studiów. Studiuję to, co lubię. Dobrze się uczę, lubię się uczyć, ale w trakcie nauki, robienia notatek, nachodzi mnie nagle zwątpienie: "Po co ci to? Zachorujesz. Coś złego ci się przydarzy i na nic ci się ta wiedza nie przyda; stracisz wzrok, słuch, stracisz sprawność w wypadku". Gdy dobrze mi się dzieje, umawiam się na randki, dostaję 5 z kolokwium, zaczynam panikować, że to się zaraz skończy i że przydarzy mi się coś bardzo złego. To przychodzi nagle i paraliżuje. Nie wiem, co to może być, jak temu zaradzić.
Jestem z moim ukochanym od prawie 3 lat. Mam 21 lat, a on 23. Poznaliśmy się na ognisku u naszych wspólnych znajomych, od razu kiedy go zobaczyłam, zabiło mi szybciej serce i wiedziałam, że musi być mój. Przez te ponad 2 lata przeżyliśmy mnóstwo cudownych chwil. Wiele się od siebie nauczyliśmy. Jesteśmy dla siebie wsparciem i motywacją. Mieliśmy wspólne plany (głównym inicjatorem jest on), że po studiach wyjedziemy za granicę i zarobimy na działkę i dom. W styczniu 2015 r. napisał mi, że coś jest nie tak, że nagle jego uczucia wygasły. Świat mi się zawalił. Ciągle płakałam. Kocham go, jest moją pierwszą miłością i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Minęło trochę czasu, ograniczyliśmy kontakt, daliśmy sobie czas. Wysłałam mu piosenkę i wtedy coś w nim ruszyło. Po jakimś czasie znowu było dobrze. Dwa razy w roku wyjeżdża za granicę, bardzo wtedy cierpię. Kiedy wrócił w listopadzie 2016, nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Koło grudnia zauważyłam, że unika kontaktu fizycznego, nawet nie chciał się całować, jedynie na pożegnanie. Był jakiś nie swój, ale niczego nie podejrzewałam, bo przecież w związku przechodzi się różne etapy. Jeśli chodzi o niego, to zawsze mogę na niego liczyć, jest złotą rączką, zna się prawie na wszystkim. Na mikołajki dostałam pierwszy samochód od niego, bo chciał, żebym się nauczyła jeździć po 3 latach od zdania prawa jazdy. Co sobotę staram się upiec dla niego jakieś ciasto, w niedzielę robimy obiad, ogólnie staram się, żeby było między nami zawsze dobrze. W sylwestra wybraliśmy się na zorganizowaną imprezę w lokalu. Było fajnie, aż do 23 godz, kiedy nagle siadł i przestał mówić, tańczyć. Byłam trochę zła, bo jedyny taki dzień, kasa wyrzucona prawie w błoto, a on się tak zachowuje. Nigdy mu się tak nie zdarzyło, jest kulturalnym porządnym chłopakiem. O północy nie złożyliśmy sobie życzeń, mówiłam mu, że jest mi bardzo przykro, ciągle coś go zjadało w środku. Była z nami również jego starsza siostra, która również główkowała, co mu jest. Po północy wyszedł na dwór i już nie wrócił, więc poszłam do niego do samochodu. Prosiłam, żeby powiedział, co się dzieje. Nic nie mówił, jedynie zaczął płakać. Pierwszy raz widziałam go, jak płacze. Wiedziałam, że nic nie powie, więc zaczęłam sama zgadywać i zapytałam, czy mnie nie kocha. Nie odpowiedział. Czym samym potwierdził. Płakaliśmy razem, wróciliśmy i nadal płakaliśmy. Powiedział, że uczucie wygasało od jakiegoś czasu, że nie ma na to wpływu, że to przez rutynę, bo ciągle przyjeżdża do mnie i tak w kółko (przyjeżdża co tydzień, albo co 2, bo studiuję zaocznie). Zatkało mnie kompletnie, bo może i robimy czasem to samo, ale co niedzielę wyrywamy się z domu, czasem też w tygodniu. 1 stycznia mało ze sobą rozmawialiśmy, nie chciał nic jeść, było nam obojgu ciężko na duszy. Moi rodzice zauważyli od razu, że coś jest nie tak, bo zawsze jest uśmiechnięty, rozgadany (uwielbiają go). Do dziś tato mnie pyta, co się stało, ale nie chce nikomu mówić, bo też bym nie chciała, żeby inni uważali mnie za winną, jeśli by się takie coś przytrafiło. Przedwczoraj cały ranek siedzieliśmy i rozmawialiśmy, co dalej z nami. Nie chciałam mówić, czego dalej oczekuję, bo pragnę jego szczęścia, nawet jeśli by nam nie wyszło. Powiedział, że gdyby mu nie zależało, to by od razu ze mną zerwał. Że to nie jest moja wina, bo wie, że się starałam, i docenia to. Powiedział sobie kiedyś, że jeśli nie ja, to też żadna inna. Że nie wyobraża sobie bycia dobrym mężem, ojcem, a ja myślę, że będzie wspaniały. Wyszedł z inicjatywą, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Nigdy nie chciałabym go stracić. Nikt nie kochał mnie tak jak on, nikt nie rozumiał mnie tak jak on, nikt nie był tak wspaniałym przyjacielem jak on. Praktycznie prawie wcale się nie kłócimy, szanujemy się. Moja koleżanka nawet dziwiła się, co my robimy, że tak się kochamy. Mamy świadomość, że to, co jest między nami, zależy wyłącznie od nas, jak to ukształtujemy. Co mam zrobić, jak się zachować, żeby znowu mnie pokochał? Na razie piszę do niego rzadziej, nie narzucam mu się, myślę, że to on powinien teraz zawalczyć o nas.
Choć nazwa może sugerować co innego, to choroba sieroca pojawia się nie tylko u dzieci pozbawionych rodziców. Problem ten wynika z zaburzonych, nieprawidłowych relacji pomiędzy dzieckiem a jego opiekunami. Zagadnienie choroby sierocej jest wyjątkowo istotne, ponieważ związane z nią dolegliwości wpływają zarówno na przebieg rozwoju dziecka, jak i na jego funkcjonowanie w dorosłym życiu.
Jestem w szczęśliwym związku od ponad roku, nie mniej moje życie seksualne nie jest tak idealne. Otóż nigdy nie osiągnęłam orgazmu podczas seksu, w poprzednim związku miałam ten sam problem. Podczas seksu jest mi bardzo przyjemnie, jestem bardzo podniecona, bardzo lubię też seks oralny. Ale niezależnie od metody, jakiej próbuje mój partner i jak jestem pieszczona... Nie jestem w stanie osiągnąć szczytu i nawet nie jestem blisko. Instruuję go i mówię mu, co lubię, i on się do tego stosuje i jest mi naprawdę przyjemnie, aczkolwiek brak jakichkolwiek efektów. Zastanawiam się, czy problemem może być masturbacja, która zagościła dość wcześnie w moim życiu, już w wieku gimnazjalnym. Zdając sobie sprawę, że może być to problem, staram się tego oduczyć i pozwolić, aby seks był jedynymi pieszczotami dla mojego ciała. Niemniej problem nie znika i nie wiem, czym jest to spowodowane. Jestem sfrustrowana seksualnie, w dodatku mój partner się stresuje i obwinia, aczkolwiek obawiam się, że problem tkwi we mnie i bardzo chciałabym go rozwiązać. Nie marzę o niczym innym, aby choć raz oddać się miłosnemu uniesieniu wraz z moim chłopakiem.
Dołek psychiczny to zjawisko dość powszechne, dlatego większości wydaje się całkiem normalną reakcją na niepowodzenie czy stratę. Z małego dołka może jednak powstać coś poważniejszego, kwalifikującego się już jako zaburzenie psychiczne, dlatego warto poznać sposoby na wychodzenie z takiego stanu.
Codziennie rano, jak wstaję, bardzo boli mnie brzuch i chce mi się wymiotować. Boli mnie przez cały dzień. Czy to może być związane z nową szkołą? Czy tylko mnie boli, bo coś jest ze mną nie tak. Byłem u lekarza. Lekarz powiedział, że to może być stres i nerwy. Ale ja nie wierzę, że tak codziennie mam stres.
Jestem alkoholikiem trzeźwym 3 lata. Leczę się na nerwicę, przyjmowałem leki uspokajające, które odstawiłem miesiąc temu. Moje życie seksualne dopóki piłem było słabe, a raczej prawie go nie było. Odkąd nie piję, zrobiłem się sprawniejszy fizycznie itp., zdrowiej się odżywiam. Mam partnerkę, która mi się bardzo podoba, mieszkamy razem. Jednak nie wychodzi nam w łóżku, od początku po prostu prawie w ogóle nie mam erekcji. Teraz na jakiś czas jest dobrze, a nieraz przez parę dni nic się nie udaje mimo prób. Nawet po Permengo i Maxigrago nie było jakiegoś świetnego efektu, mogłem raz tylko, a potem już mogłem o dalszych powtórzeniach zapomnieć. Zamówiłem sobie w internecie Vigrax, myśli Pan, że pomoże? Dodam, że mam dopiero 25 lat.
Mam prawie 18 lat. Od zawsze byłam bardzo wrażliwa (choć czasem potrafię bardzo dobrze to ukryć), zawsze pierwszą myślą było: co powiedzą inni. Jestem też bardzo emocjonalna - potrafię histerycznie się z czegoś śmiać, a po 5 minutach płakać, bo coś w sobie mi się nie podoba. Pomimo tego wszystkiego jestem bardzo lubiana, towarzyska, mam dużo kolegów i koleżanek oraz chłopaka, który bardzo o mnie dba. Od paru miesięcy sporadycznie bolą mnie np. żebra (czasem po lewej, czasem po prawej stronie), pojawia się uczucie kłucia w sercu, podwyższone ciśnienie lub uczucie braku wyczuwalnego pulsu, blada twarz (czasem jestem też blada, gdy jest wszystko dobrze, a pomimo to ludzie pytają się, czy nie jest mi słabo). Największym moim problemem jest moja emocjonalność, czasem potrafię przepłakać całą niedzielę tylko dlatego, że wiem, że przez 5 dni będzie trzeba chodzić do szkoły, a pomimo tego w poniedziałek mam dobry humor. Mam wrażenie, że jestem też chorobliwie zazdrosna (też sporadycznie) - tak jakby coś mi wmawia, że mój chłopak ogląda się za innymi, pomimo tego, że wiem, że tak nie jest i mówię sobie na spokojnie, że przecież to nieprawda i to mój wymysł, ale i tak zawsze kończy się płaczem. Kiedyś miewałam problemy ze spaniem, ale od roku jest wszystko dobrze. Nie wiem, czy mogą być to jakież zaburzenia, czy po prostu "taka już jestem", ale im jestem starsza, tym coraz ciężej mi z moim zachowaniem i reakcjami na życie.
Jesteśmy w związku od ponad 5 lat. Poznałem ją w pracy, gdy wyjechałem za granicę, miał to być przelotny romans, ale jakoś tak się poukładało, że zdecydowaliśmy się spróbować razem. Ona wróciła do Polski chwilę po mnie, pół roku spotykaliśmy się, dojeżdżałem do niej w każdej wolnej chwili (dzieliło nas ponad 100 km), po tym czasie postanowiliśmy dla wspólnego dobra zamieszkać razem, ściągnąłem ją do siebie, wynajęliśmy razem pokój, później mieszkanie. Nie było lekko, były kłótnie, docieranie się. Kilka razy było blisko rozstania, ale jakoś zawsze staraliśmy się pogodzić. Teraz wiele się zmieniło, ja 9 miesięcy temu zmieniłem pracę, wyjechałem na ponad półroczne szkolenie, więc widywaliśmy się w weekendy i to nie wszystkie. Ja nie będąc z nią na co dzień, zauważyłem: przez okres naszego związku odsunąłem się od wielu przyjaciół, zawsze ona była ważniejsza, jak mieliśmy gdzieś wyjść, a ona nie chciała, to mimo że nie zabraniała mi, to ja nie wychodziłem, "bo nie, bo wolę z nią zostać". Wiele razy szukałem głupich wymówek, dlaczego odmawiam wyjścia. Boję się, że to nie jest miłość, tylko po prostu otoczyłem ją bańką swoich uczuć, bo czuję się w jakiś sposób za nią odpowiedzialny, dla mnie wróciła do Polski, dla mnie przeprowadziła się, a w najbliższej przyszłości szykuje się kolejna przeprowadzka z racji mojej pracy (tak, znów dla mnie). Chcę chyba się rozstać, bo boję się, że z każdym kolejnym krokiem będzie to trudniejsze, ale w przyszłości nieuniknione. Dodam, że 4 miesiące temu poznałem kobietę, z którą spotykałem się jakiś czas, nadal mamy kontakt. Jest starsza ode mnie o 8 lat, ma córkę, jest po rozwodzie. Tylko nie chcę być zrozumiany, że "zasmakowałem lepszego miodu". Po prostu dzięki Niej zrozumiałem, że tak naprawdę nie kocham swojej dziewczyny, bo jak inaczej mógłbym ją zdradzić. I przy niej pojąłem, jak mógłbym czuć się szczęśliwy.
Nie wiem, od czego zacząć, pierwszy raz sam się zgłaszam o pomoc, bo zawsze się wstydziłem o nią prosić, nawet jak miałem większe problemy. Jestem po dwóch próbach samobójczych. W obydwu przypadkach próba samobójcza była taka sama, trucie się lekami na padaczkę, na którą choruję od dziecka, mam również stwierdzone nadciśnienie tętnicze i zaburzenia osobowości o złożonej etiologii F07 (zaburzenia stwierdzone w wieku 20 lat). Również od dziecka bylem wychowywany przez matkę, bo ojciec ją zdradził, uderzył w brzuch podczas ciąży, stąd jestem wcześniakiem. Matka się starała zastąpić i mnie, i mojej siostrze naszych ojców (bo mamy innych). Matka całe życie starała się mnie kontrolować, według niej "dla mojego dobra". Mam 28 lat, do niedawna mieszkałem z matką, która ostatecznie przesadziła z kontrolą, zaglądając na moje konto FB, gdzie z narzeczoną opisywaliśmy problem mojej matki, to doprowadziło do mojej wyprowadzki o 120 km od niej. Cały czas matka ma do mnie żal, że moje wypłaty są od niedawna na moim koncie bankowym, że mam swoje konto i wyrządziłem jej taką krzywdę, mimo że ja czułem większą krzywdę poprzez poniżenie. Jako główny najemca mieszkania (tzn. moja matka) starała się ograniczyć mi dostęp do pokoju, gdzie miałem swoje dokumenty lekarskie czy korzystania z AGD, a to tylko dlatego, że uważa cały czas, że jej się należą alimenty, które dostaję, i większość pieniędzy, które zarabiam. Matka jest po dwóch udarach, ma niedokrwistość złośliwą i krwiaka mózgu, niedocukrzenie. Nie wiem, na ile mogę tłumaczyć to jej chorobami, a ile problemami ze sobą. Podejrzewam, że całe moje życie w konfrontacji z moją matką, gdzie prawdopodobnie jestem niechcianym jej dzieckiem, ma wpływ na mnie obecnie. Obecnie mieszkam z narzeczoną na stancji i nie czuję się szczęśliwy, powróciłem do leczenia padaczki, które sam przerwałem parę lat temu. Czuję się zmęczony psychicznie, jestem przybity, ostatnio mam myśli, jakby było być samemu, nic nie czuć albo umrzeć, nic nie czując oprócz ukojenia. Moją pasją jest muzyka, chodziłem do szkoły muzycznej, ale nigdy nie było mnie stać na własną gitarę. Teraz w związku wydaję jeszcze więcej pieniędzy na swoje leki, życie i wspomagając narzeczoną, która choruje na SM i ma stany depresyjne. Ostatnio czuję się okropnie, moje życie traci sens, tracę czucie jakiejkolwiek radości, nie ruszam się z łóżka, ostatnio nie odczuwam głodu, jedyny mój ruch to do pracy. Ograniczyłem kontakt z moją rodziną, także dochodzi, że ograniczam kontakt z rodziną narzeczonej, która mnie ciepło przyjęła. Dwa dni temu narzeczona nakryła mnie, że przeglądałem zdjęcia nagich kobiet, a kiedyś obiecałem, że to przestanę robić i pójdę na terapię dla dobra związku. Od tamtej pory, tych dwóch dni, czuję się bardzo źle, zawiodłem się na sobie, że złamałem parę obietnic dość istotnych, boję się żyć, boję się każdej kolejnej godziny, ciszy, ale też boję się umierać. Jestem w martwym punkcie, a nie potrafię chodzić na psychoterapię, bo na moje nieszczęście trafiam na młode kobiety, zaczynam się wtedy bardziej wstydzić swoich problemów, a następnie znowu zostaję z tym sam. Miałem leczenie psychiatryczne, na które nie uczęszczam, bo się wstydzę. Boję się, że któregoś dnia będę w takim stanie, że coś sobie zrobię. Boję się życia, ale też boję się umierać. Nie radzę sobie z problemami i potrzebuję pomocy, pomocy, kiedy jestem anonimowy, bo wtedy czuję się bardziej bezpieczny. Co mogę zrobić, by mieć lepsze życie, czuć się lepiej, mieć chęci do życia i cieszyć się choć z małych rzeczy? Czy to już jest anhedonia?
Mam 28 lat od pewnego czasu sporo schudłam (obecnie 57 kg/177 cm), stało się to po tym, jak 8 miesięcy temu urodziłam dziecko - w ostatnim miesiącu ciąży ważyłam 85 kg. W ciąży bardzo przytyłam i nigdy nie chciałabym już wyglądać jak wtedy. Czuję, że odchudzanie wymknęło się spod kontroli. Nie czuję w ogóle głodu. Najbardziej martwi mnie fakt, że partner postawił mi ultimatum odnośnie wagi a naszej dalszej relacji. Tłumaczy to swoją troską o mnie i tym, że się martwi. Odbieram to niestety jako formę szantażu emocjonalnego. Nie bardzo wiem, co robić. Ja czuję się dobrze, nie widzę negatywnych skutków utraty wagi. Ale nie bardzo wiem, co sądzić o takim postawieniu sprawy przez osobę, z którą się spotykam i na której bardzo mi zależy. Niestety ma on wsparcie w mojej mamie, która również uważa, że sprawa diety zaszła za daleko. Co mam robić? Nie bardzo wyobrażam sobie przytyć nawet kilogram, bo w końcu czuję się ze sobą dobrze.
Jak byłam mała, mój tata bardzo dużo pił, bił moją mamę, a ja musiałam na to wszystko patrzeć, do dziś pamiętam to wszystko, jakby to było wczoraj. Nieraz rodzice, jak się zdenerwowali, to mówili mi, że jestem ciapą, do niczego się nie nadaję, rówieśnicy w szkole mnie wyśmiewali, co spowodowało, że zamknęłam się w sobie, miałam nawet myśli samobójcze. Potem w wieku 16 lat poznałam chłopaka, zaczęliśmy chodzić ze sobą, na początku było wszystko dobrze, potem on mnie zdradził, ale ja mu wybaczyłam. Zaczęłam być bardzo podejrzliwa, zaborcza, zazdrosna o wszystkie dziewczyny, dzwoniłam do niego notorycznie, kontrolowałam go bardzo. On cały czas mnie zdradzał, na Facebooku pisał z innymi dziewczynami, że je kocha, a gdy czytałam te wiadomości, wypierał się wszystkiego. Z czasem zaczął mnie bić, poniżać, wyzywać od najgorszych, zabraniał wszystkiego, gdy tylko nawiązywałam kontakt z jakimkolwiek kolegą, mój chłopak myślał, że go zdradzam i wyzywał od najgorszych, chciałam się ciąć. Teraz gdy wreszcie zakochałam się w kimś innym i zerwałam z tamtym chłopakiem, cały czas żyję w lęku. Pytam mojego chłopaka, czy mnie kocha, bo boję się, że mnie zdradza, mam ograniczone zaufanie do niego, boję się, że to zniszczy mój związek. Nawet teraz mam zaniżone poczucie własnej wartości, jestem osobą bardzo nieśmiałą, odizolowaną, mam niewielu przyjaciół, trochę stronię od ludzi, ponieważ boję się, że jeśli zrobię cokolwiek, to zostanę wyśmiana.
Terapia DDA skierowana jest do osób, które na skutek dorastania w rodzinie z problemem alkoholizmu, w dorosłym życiu borykają się z przerastającymi je problemami emocjonalnymi i w relacjach międzyludzkich. Nie oznacza to jednak, że terapia DDA jest potrzebna każdemu dorosłemu, którego rodzic był alkoholikiem.
Terapia skoncentrowana na rozwiązaniach (TSR) to nurt terapeutyczny, polegający na dochodzeniu do celu (rozwiązywaniu trudnej sytuacji) poprzez wyszukiwanie i uświadamianie klientowi jego możliwości i mocnych stron. W terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach unika się wracania do przeszłości, większość uwagi kierując na teraźniejszość i przyszłość.
Jestem matką młodej kobiety (30 lat), która od jakiegoś czasu zachowuje się, jakby chciała dokonać destrukcji całego otaczającego ją świata. Jej napady złości są zupełnie nieadekwatne do sytuacji, w których ją dopadają. Rani wszystkich słowami, przeklina i rzuca przedmiotami. Zraziła do siebie wszystkich swoich przyjaciół, którzy się od niej odwrócili, potrafi zaatakować również najbliższych, co zawsze zostaje jej wybaczone. Bo poza tymi atakami jest wspaniałą dziewczyną. Najlepsza uczennica w szkole, doceniany pracownik, do niedawna dusza towarzystwa. Gdziekolwiek się pojawiała, zawsze była dostrzegana i zwyczajnie lubiana. Nie rozumiem, co się dzieje z tą dziewczyną. Serce mnie boli, gdy widzę, jak sama siebie niszczy. Nie chce skorzystać z porady psychologa. Nie wiem, jak jej pomóc. Nie ma partnera. Zawsze była dobrą kumpelą, ale chyba za bardzo wymagającą w stosunku do siebie i innych. Chłopcy chyba się jej trochę bali. Może to stąd narasta w niej frustracja. Jak pomóc?
Mam 14 lat. Nie wiem, od czego zacząć, ponieważ to dość długa historia. I myślę, że ciągnie się, od kiedy byłam mała, ale jakoś rok temu to zaczęło dawać się we znaki. A więc, od zawsze byłam dziewczyną górującą dojrzałością nad moimi rówieśnikami, i dobrze sobie zdaję z tego sprawę, zawsze wszystkim pomagałam, jak mogłam, doradzałam, słuchałam, i zawsze każdy mógł na mnie liczyć. Ale nigdy sama nie umiałam sobie poradzić ze swoimi problemami. Nie mogę liczyć na rodziców, ponieważ twierdzą, że jestem młoda, i niemożliwe, żebym miała poważne problemy, wiec lekceważą mnie, a do moich przyjaciół, znajomych nie mam tyle zaufania, żeby im się wyżalać i wszystko mówić, i nawet nie czuję, że mam przyjaciół. Chciałam się zgłosić do psychologa, bo tak dużo chciałabym wyjaśnić, zrozumieć. Ale moi rodzice nie popierają mnie w tym, mówią, żebym zajęła się nauką, a nie pierdołami. Ale przechodząc do rzeczy, od kiedy wróciłam do Hiszpanii, czuję się bezsilna, dużo śpię, nawet za dużo, mało jem, nie mam apetytu na nic praktycznie, mam niechęć do poznawania ludzi, żyję internetem, bo tylko przez internet mam kontakt z moimi znajomymi z Polski. Chociaż też dużo uwagi mi nie poświęcają. Rano, gdy wstaję, czuję się bezsilna i bezradna, i nie mam po prostu najmniejszych chęci do życia. Potrafi mi się zmienić nastrój w ułamku sekundy, raz się śmieję, później płaczę i tak w kółko, co prawda próbuję trzymać emocje w sobie, ale czasami po prostu wybucham. Mam problemy z zaakceptowaniem siebie, nie uważam, że należę do brzydkich, ale mam duże kompleksy co do mojego ciała i wagi. Chociaż dużo nie ważę, bo tylko 49 kg na moje 164 cm. Ale wciąż się sobie nie podobam i nie umiem się wziąć za ćwiczenia, bo jak już w końcu idę ćwiczyć, to po chwili się zniechęcam i idę znów do mojego pokoju. Ostatnio zbyt dużo myślę, bo przez te wakacje dużo się wydarzyło, dużo się zmieniło, ale moja niechęć do czegokolwiek ciągnie się już rok. A wcześniej byłam osobą, która praktycznie cały dzień była na dworze czy gdziekolwiek ze znajomymi, byłam otwarta, dzieliłam się swoimi uczuciami. A teraz sama nie wiem, co czuję i czego chcę. Co powinnam zrobić? Powinnam nalegać na rodziców, żeby mnie zabrali do psychologa? Czy jednak powinnam poczekać, bo to może po prostu przez okres dojrzewania i mi przejdzie? Przepraszam za zawracanie głowy, ale ja już kompletnie nie mam się do kogo zgłosić o pomoc, a wiem i widzę, że coś się ze mną dzieje.
Od około roku odczuwam ciągły smutek, pomimo tego że kiedyś byłam duszą towarzystwa. Zawsze uśmiechnięta, a teraz nie mogę sobie poradzić ze smutkiem, który mnie ogarnia. Nawet nie wiem skąd ten smutek. Odczuwam wstręt do siebie i niechęć do życia. Dosłownie wszystko traci sens i czasami myślę, że śmierć będzie dobrym wyjściem. Nie chcę popełniać samobójstwa... Mam rodzinę, która mnie kocha, ale nie widzę innego wyjścia. Bym chciała zostać w łóżku i z niego nie wychodzić. Nawet zwykłe obowiązki domowe sprawiają mi trudność, przez co zaczynają się kłótnie w domu, i to jeszcze bardziej pcha mnie do tabletek. Wiem, że to moja wina, że są te kłótnie, i mimo tego że chcę coś z tym zrobić, jedyne, co potrafię, to płacz. Pomóżcie mi. Chcę znowu żyć jak kiedyś. Jak mam to zrobić?

Na zdrowie psychiczne składa się samopoczucie psychologiczne, społeczne i emocjonalne danego człowieka. To jak się czujemy, ma wpływ na to, jak myślimy i jak działamy. Ma także zawiązek z tym, jak radzimy sobie ze stresem, jak dokonujemy wyborów oraz odnosimy się do innych ludzi. Zdrowie psychiczne jest ważne na każdym etapie życia człowieka.

Wiele czynników ma wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Należą do nich:

  • czynniki biologiczne, czyli geny i chemia mózgu,
  • historia rodzinna problemów ze zdrowiem psychicznym,
  • doświadczenia życiowe, np. trauma.

Problemy z tym aspektem zdrowia są powszechne. Choć często nadal stygmatyzowane i dyskryminowane. Jednak otrzymanie wsparcia i rozpoczęcia leczenia daje szanse na całkowite wyzdrowienie. Wiele schorzeń psychicznych można skutecznie leczyć, stosunkowo niskim kosztem.

Zdrowie psychiczne jest ważne dla każdego człowieka. Dzięki niemu możemy w pełni wykorzystać swój potencjał, lepiej radzić sobie z życiowymi trudnościami, wydajniej pracować i wnosić znaczący wkład do społeczności. Na zdrowie psychiczne ma wpływ wiele aspektów takich jak aktywność fizyczna, odpowiednia ilość snu, relacje z innymi osobami czy uzyskanie wsparcia, jeśli go potrzebujemy.

Mimo tego, jak ważne jest zdrowie psychiczne dla jednostki, ale także dla konkretnych społeczeństw, większość systemów opieki zdrowotnej na świecie zaniedbuje ten obszar zdrowia i nie zapewnia wystarczającej opieki oraz wsparcia potrzebującym. W rezultacie prowadzi to do tego, że miliony ludzi na całym świecie cierpi w milczeniu, co przekłada się na ich codzienne życie.