Zdrowie psychiczne

Zdrowie psychiczne obok zdrowia fizycznego i społecznego składa się na definicję zdrowia Światowej Organizacji Zdrowia. Szczególnie w ostatnich latach coraz częściej dostrzega się jak ważną funkcję pełni zdrowie psychiczne w życiu każdego człowieka. Depresja, ale także inne zaburzenia związane ze zdrowiem psychicznym prowadzące do samobójstw, stały się najczęstszą przyczyną śmierci wśród młodych osób. Badania naukowe potwierdzają także, że osoby zmagające się z ciężkimi chorobami psychicznymi umierają przedwcześnie.

Długo zajęło mi zdefiniowanie tego, co we mnie siedzi, mną rządzi i dyryguje moim życiem. Jestem sfrustrowana sobą. Swoim życiem i tym, że nic mi w nim nie wychodzi tak, jakbym chciała. Tak to nazywam „ tak, jakbym tego chciała”, tylko że ja nie wiem, jakbym chciała. Zawsze zastanawiam się, jak by to było być na coś konkretnego zorientowanym. Moi znajomi rozwijają się każdy w swojej dziedzinie. Kiedy się spotykamy, zawsze słyszę, kto próbuje swoich sił w swojej dziedzinie, i mam wrażenie, że każdy w swoim życiu stawia na siebie, swój rozwój i swoje zadowolenie. Dopiero na drugim miejscu jest zadowolenie z czasu wolnego i z życia towarzyskiego. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ja na wieść o wspólnym spotkaniu, wyjściu gdzieś czy jakimkolwiek spędzeniu czasu w grupie osób, które lubię, potrafię się zaangażować zawsze tak, żeby doszło do skutku. Ja nie mam skrupułów, żeby odwołać coś „zawodowego”, znaleźć opiekę do dziecka za wszelką cenę, tylko po to, żeby wyjść, bo póki co to jest to na czym mi życiowo zależy. Przykre, wiem. Moje życie podporządkowane jest spotkaniem towarzyskim, bo nie mam innego celu. Mam pracę, męża, córeczkę, nie wiedzie mi się źle finansowo, a jednak ciągle jestem czymś zmęczona, coś mnie trapi i na coś narzekam. Nie potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Nie mam motoru napędowego w postaci ambicji zawodowych, nie pnę się w górę z niczym, bo na niczym zawodowo mi nie zależy na tyle, żebym mogła się temu poświęcić. Mam pracę, której nie lubię. Tym bardziej cieszę się, że ciągnę jeszcze urlop macierzyński, tak długo jak się da. Jeśli miałabym powiedzieć, co najbardziej lubię w mojej pracy, to odpowiedziałabym, że pić kawę i rozmawiać z ludźmi, z którymi pracuję. Bo na załogę akurat nie mogę narzekać. Wielokrotnie zaglądam do ofert pracy, wpisując hasła, które wydają się interesujące dla mnie zawodowo, ale nigdy nie brnę dalej. Nie rozsyłam CV, nie próbuję, bo zbyt szybko się poddaję. W głowie mam to, że mam stabilną pracę, chociaż mało satysfakcjonującą, po co to zmieniać, skoro mam dziecko i w każdej chwili, kiedy będę potrzebowała się zwolnić, wziąć urlop, zawsze mogę to zrobić. Nowa praca - nowe obowiązki i nie wiadomo, jakie środowisko. Wówczas rezygnuję. I tak już kilka lat. Jestem sfrustrowana również w nocy, kiedy moje dziecko krzyczy, a ja chcę spać. Krzyczę na nią, chociaż wiem, że nie powinnam. Odnoszę się do niej tak, że na drugi dzień jest mi z tego powodu bardzo przykro i mam jeszcze większego doła. Mój mąż mnie uspokaja, prosi, żebym tego nie robiła, bo to nic nie da, ale ja nie potrafię i czasem nawet sobie myślę, że przez takie zachowanie kiedyś i on będzie miał mnie po dziurki w nosie. Nie ma się czemu dziwić. Sama siebie nienawidzę za takie zachowania, ale w nerwach i złości nie potrafię się opanować. Najgorsze jest to, że mój mąż prosi mnie, żebym pod jego nieobecność (pracuje wyjazdowo) brała małą i spała u rodziców, bo boi się, że jej coś zrobię. Wtedy czuję się naprawdę źle, bo wiem, że moje emocje są ogromne, wyżywam się na niej słownie, ale wiem też, że nie jestem zdolna do zrobienia jej krzywdy. To się po prostu wie i czuje. Tak wygląda moje życie. Jestem nieporadna, nie potrafię sobie znaleźć nic, co mogłoby cieszyć i napędzać. Kocham moje dziecko, dlatego opóźniam powrót do pracy po urlopie macierzyńskim, tak długo jak się tylko da, tym samym blokując sobie wyjście do innych ludzi. Nie wiem, na co się zdecydować. Zostać z nią w domu? Iść do pracy? Nie wiem. Chcę być z córką, ale czuję, że muszę coś zmienić… a najgorsze jest to, że mój typ frustracji i może nawet osobowości mi na to nie pozwoli. Zawsze myślałam, że w moim życiu musi stać się coś złego, żebym w końcu zrozumiała, jak wiele posiadam, i stało się. Mam guza ślinianki. Na szczęście jest łagodny - do wycięcia i po sprawie, ale na jakiś czas cała ta sytuacja mocno mną wstrząsnęła i poczułam, że moje życie przewartościowało się. Owszem, do czasu do póki się z tym oswoiłam, dostałam termin do szpitala i znów wszystko wróciło do normy. Ja nie potrafię inaczej żyć i być wdzięczna za to, co mam. Chcę się zmienić, chcę zmienić moje życie na bardziej satysfakcjonujące albo zmienić osobowość na bardziej optymistyczną, cieszącą się z siebie i swojej rodziny… ale nie wiem jak.
Mam 21 lat i siostrę młodszą o lat 14. Nie mieszkam już z nią i rodzicami, gdyż studiuję w innej miejscowości, jednak co jakiś czas ich odwiedzam. Mimo to moja siostra dzwoni do mnie codziennie, czasem zaczynając rozmowę słowami 'tata kazał mi zadzwonić', w domu jestem traktowana raczej jak 10-latka i jestem wręcz zmuszana do zabawy z siostrą i spędzania z nią czasu. Oczywiście kocham ją i i wiem, że wspólne chwile są ważne, jednak nie w aż takim wymiarze. Niejednokrotnie próbowałam poruszać z rodzicami ten problem, starając się wytłumaczyć im, że mam swoje życie i dopóki moja siostra nie podrośnie, to nie ma opcji, żebym miała z nią taki bliski kontakt. Że potrzebuję swobody, mam swoje problemy itp., jednak zawsze kończy się to kłótnią, bądź tym, że się na mnie obrażają. Ich obrona to 'rodzina jest najważniejsza i za jakiś czas tylko ona ci zostanie'. Nie wiem już, co robić, ta sytuacja jest dla mnie bardzo uciążliwa i nie wyobrażam sobie, że gdy za kilka lat założę swoją rodzinę, to dalej będzie tak wyglądało.
Moim problemem jest obsesyjny strach przed rakiem. Ciągle się boję, że na niego zachoruję, każdy niepokojący objaw w organizmie podpinam pod tę chorobę, poza tym zadręczam się i obwiniam, gdy zdarzy mi się dzień bez ćwiczeń albo gdy zjem frytki czy zapalę okazjonalnie papierosa. Jestem mocno genetycznie uwarunkowana do tej choroby, ale mam wrażenie, że im bardziej tym się przejmuję, tym bardziej na siebie to sprowadzam, bo stres sprawia, że sięgam po używki, objadam się lub wpadam w rozpacz. Jak sobie poradzić z tą obsesją?
Od roku jesteśmy małżeństwem. Wydaje się, że zgodnym i szczęśliwym. Niestety mąż z racji charakteru pracy przebywa głównie poza domem. Do domu przyjeżdża na weekendy. Od jakiegoś czasu zauważyłam niepokojące zmiany w jego zachowaniu. Pilnowanie telefonu, częste i długie rozmowy przez telefon, ciągły brak czasu. Trzy miesiące temu zadzwoniła do mnie kobieta, twierdząc, że spotyka się z moim mężem. Zapytany o to, początkowo zaprzeczał, ale w końcu przyznał się, że faktycznie spotykał się z inną, ale nie sypiał z nią (ona twierdzi inaczej). Bardzo kocham męża i zależy mi na naszym małżeństwie. Dałam mu szansę, ale niestety nie potrafię zapomnieć i poradzić sobie z podejrzeniami, wątpliwościami. Zdaję sobie sprawę, że być może zatruwam mu życie ciągłymi podejrzeniami, sprawdzaniem, próbami kontrolowania, ale nie potrafię inaczej. Jak odbudować zaufanie po zdradzie? Bo dla mnie to, co się stało, jest zdradą.
Mam 46 lat, a mój partner 49, mieszkamy ze sobą od 5 miesięcy, bardzo mi na nim zależy i bardzo go kocham, ale... on nie chce się ze mną kochać tak często, jak ja chcę. Twierdzi, że nie czuje pożądania. Może to ze mną jest coś nie tak, chociaż wcześniej nie miałam takiego parcia na seks, nigdy nie rodziłam, a i mój ginekolog stwierdził, że mam początki menopauzy. Jeżeli nie kochamy się, to już na trzeci dzień ja nie mogę spać, boli mnie głowa i brzuch tak jak przed okresem, rano jestem wściekła i robię straszne awantury, ale nie mogę sobie z tym poradzić. Nie chcę go stracić, ale on twierdzi, że takie życie jak pies z kotem to nie ma sensu, ja oczywiście go rozumiem i staram się, jak mogę, ale to jest silniejsze ode mnie. Czy moje zachowanie jest nienormalne? Mój parter nie ma problemów ze wzwodem, tylko ma trudność z dojściem do końca i wytryskiem, może to ze względu na wiek. Czy może mi Pan pomóc i czy jest jakiś sposób na rozwiązanie tego problemu?
O korzyściach i efektach medytacji przeczytasz w książce Magadaleny Mola "Medytacja łatwiejsza niż myślisz". Doświadczona instruktorka odpowiada na najczęściej stawiane pytania - czy warto medytować i na co pomaga medytacja?
Mam 22 lata, mój partner 24, jesteśmy w związku rok, znamy się dużo dłużej. Jednak w czasie tego roku przeszłam już dużo "kryzysów emocjonalnych", które z pewnością zostawiły jakiś ślad i u Niego, i u mnie. Pragnę normalnego związku i dobrych bliskich relacji, jednak nie rozumiem, dlaczego przychodzą momenty, że czuję, że coś jest nie tak, że może to nie Ten, a następnie wiem, że nie chce tego kończyć, że zależy mi na Nim. Nie wiem, co mogłoby być dla nas/dla mnie dobrym rozwiązaniem.
Od kilku już lat borykam się z taką przypadłością, iż w sytuacjach stresujących jak również w głośnych, zatłoczonych miejscach (typu kluby, koncerty, gdzie wyczuwalne są mocne uderzenie rytmu) mam dziwny uścisk w gardle, pojawiają się nudności, a okolice szyi stają się na tyle wrażliwe, że nawet rozpuszczone włosy pogłębiają to uczucie. Co można zrobić, aby takie dolegliwości się zmniejszyły? Jest to bardzo dokuczliwe, gdyż nie mogę zwyczajnie wyjść do klubu z przyjaciółmi. Czy pomogłyby jakieś łagodne leki uspokajające, czy przyczyna może leżeć gdzie indziej?
Lekomania to stan, w którym człowiek przyjmuje leki zbyt często i zazwyczaj w zbyt dużych dawkach. Niektórzy ludzie są predysponowani do wystąpienia uzależnienia od leków np. ze względu na istniejące u nich zaburzenia psychiczne. Lekomania to zjawisko bardzo groźne, ponieważ leki stosowane w nieodpowiednich dawkach (a często także zupełnie bez medycznych wskazań co do ich zażywania) mogą dawać groźne objawy uboczne. Co może sugerować, że nasz bliski cierpi na lekomanię?
To, czym wcześniej interesowałam się bardzo długo, teraz straciło dla mnie znaczenie, marzenia i cele, które starałam się realizować, straciły sens i w tym momencie, zamiast wymarzonej przyszłości, widzę ciemność i beznadziejność. Zaczęłam nowe studia, na które od dawna chciałam pójść, a teraz nie mają one żadnego znaczenia dla mnie. Do tego dochodzi zakończenie związku, który nie trwał co prawda długo, jednak nie potrafię zapomnieć o tym człowieku i wziąć się w garść, a zaznaczam, że związek został zakończony kilka miesięcy temu. Moje problemy zaczęły się przed wejściem w tamtą relację, więc nie jestem pewna, czy mają one z tym największy związek. Nie mam już na nic ochoty, czasami się zmuszę, żeby dobrze się bawić i udawać, że wszystko jest w porządku. Często mnie łapie uczucie smutku i płacz. Nie widzę sensu w niczym, co robię. Czasami mam uczucie, żeby jakoś to przerwać i wziąć się za siebie i przywrócić dawną siebie, ale na drugi dzień mija. Czasem mam myśli samobójcze, ale nie sądzę, żebym była w stanie sobie coś zrobić. Jestem kompletnie zagubiona i nie wiem, co robić. Myślałam o poszukam jakiejś pomocy u specjalisty, ale ze względu na to, że jestem na studiach dziennych, nie stać mnie na terapię. Co powinnam dalej zrobić?
Z moich chłopakiem zaczęłam się spotykać 4 lata temu. Na początku było świetnie. Moi rodzice akceptowali go, jego mnie. Później mój chłopak popadł w długi, kiedy dowiedzieli się o tym moi rodzice, automatycznie go skreślili. (Moi rodzice nigdy nie zaciągali żadnych kredytów itp.) Spotykałam się z nim nadal, aczkolwiek moi rodzice robili wszystko, żebym go zostawiła. Doszło nawet do takiej sytuacji, że mi płacili za to, żebym się z nim nie spotykała. Ale nasza miłość wciąż trwała, mimo sprzeciwu moich rodziców (jego rodzice do mnie nie mieli żadnych zastrzeżeń, lubiliśmy się). Dwa lata później w wakacje mój chłopak zaproponował mi wyjazd do Anglii. Miał tam ciotkę, to miały być nasze wakacje. Ja wtedy już pełnoletnia, nawet nie pytałam o zgodę rodziców, bo i tak wiedziałam, że mi nie pozwolą, więc tylko im uświadomiłam, kiedy wyjeżdżam. Oczywiście rozpętało się piekło. Moi rodzice kazali mi wybierać. Albo oni, albo on. Jeśli wybiorę go, nie mam po co wracać do domu. Ja wybrałam miłość. Po 5 dniach moja mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, że mam wracać do domu po tych "wakacjach". Wróciłam. Spotykałam się z tym chłopakiem dalej, ale on u mnie się nie pojawiał. Moi rodzice ciągle próbowali wybić mi mój związek z nim z głowy. Jako 18-letnia dziewczyna, nie wiedziałam już, co zrobić. Kiedy wracałam od niego, musiałam wysłuchiwać, jaka to jestem naiwna itp. Któregoś dnia po prostu nie wytrzymałam. Zerwałam z chłopakiem, na którym mi zależało, żeby po prostu mieć święty spokój z rodzicami i nie musieć ciągle wykłócać się z nimi o swoją miłość. Zerwałam z nim. Wiedziałam, że on strasznie mnie kocha. Wszyscy moi znajomi to wiedzieli, a zwłaszcza jego rodzice. Wiem, że tym zerwaniem bardzo go zraniłam. Nie widziałam się z nim ponad 8 mc-cy, aż w końcu spotkaliśmy się na imprezie. Wszystko wróciło. Znowu zaczęliśmy się spotykać. Ale potajemnie. On chciał się ujawnić, ale ja nie, ze względu na moich rodziców. I nawet nie tylko na nich, ale również ze względu na całą moją rodzinę, bo przez ten czas, kiedy z nim nie byłam, moja mama zdążyła naopowiadać rodzinie, jak to dobrze, że z nim nie jestem. Swoim gadaniem sprawiła, że moja cala rodzina miała o nim negatywne zdanie. Spotykaliśmy się tak "po cichu" przez około 3 tyg. Z czasem dowiedzieli się o tym moi rodzice. Znowu się zaczęło piekło. Teraz nie tylko moja rodzina jest przeciwko nam, ale i jego. Jego rodzice mówią mu, że nie jestem odpowiednią dziewczyną dla niego. Jego ojciec nawet powiedział mi prosto w twarz, że mam mu dać spokój. Nie wiem, co mam robić. Najlepszym wyjściem byłoby się wyprowadzić i to też mamy w planach. Ojciec już mi powiedział, że jeśli wyprowadzę się ze względu na niego, z nim zamieszkam, to on i mama w niczym mi nie pomogą. Z moim chłopakiem ostatnio ciągle się kłócimy. Oboje mamy taki sajgon w głowach przez te wszystkie pomówienia. Co mam zrobić?
Leczenie uzależnienia od narkotyków to proces trudny i żmudny, ale warto podjąć próbę i wytrwać w leczeniu, aby wyzwolić się od narkotykowego nałogu. Terapię dobiera się w zależności od rodzaju zażywanych substancji i stanu osoby uzależnionej. Przeczytaj o dostępnych w Polsce metodach leczenia uzależnienia od narkotyków.
Jesteśmy w związku kilka lat, każde z nas już jest po 30. Seks od początku nie był łatwym tematem dla nas, gdyż od początku u mojego partnera pojawiał się strach przed ciążą, pomimo stosowania antykoncepcji. Postanowiłam zabezpieczać się na dwa sposoby (tabletki hormonalne oraz prezerwatywy męskie). Pomogło pozornie, na kilka razy. W ciągu pół roku mieliśmy może 3 stosunki płciowe. Mina mojego partnera, pytanie mnie codziennie, czy nie jestem w ciąży, robienie po 2-3 testy ciążowe po każdym stosunku, doprowadziło mnie do poczucia winy, że zmuszam go do seksu. Zazwyczaj odrzuca zaloty, a gdy do czegoś między nami dochodzi, kończy się na pettingu, który też jest pełen strachu. Ostatnio strach stał się tak silny, że pomimo posiadania wiedzy o cyklach, plemnikach, itd. nie mogę nawet usiąść swobodnie na łóżku, o ile nie zostało wyczyszczone przez niego prześcieradło. Nie bardzo wiem, co mogę zrobić, aby przekonać partnera, że wcale nie jest łatwo zajść w ciążę, jeśli stosuje się antykoncepcję (szczególnie przy 2 lub 3 rodzajach antykoncepcji stosowanych jednocześnie). A wygląda na to, że jedyne co pozostało, to całkowita wstrzemięźliwość seksualna. Z czego może wynikać strach? Czy to już jest fobia?
Objawy przedawkowania narkotyków są różne, bo zależą od konkretnego środka stosowanego przez daną osobę. Warto umieć rozpoznać, jak zachowuje się osoba, która przedawkowała amfetaminę, ecstasy, heroinę czy kokainę. Pamiętajmy, że każdy może zetknąć się z człowiekiem, który przedawkował narkotyki, dlatego też posiadanie wiedzy na temat pierwszej pomocy przy przedawkowaniu narkotyków jest niezwykle istotne.
Mój tata ma 52 lata. Od dłuższego czasu bardzo się zmienił, siedzi całymi dniami przed telewizorem i nie ma z nim kontaktu. Tak jakby nie słyszał, że ktoś coś do niego mówi. Raz jest dobrze, a zaraz mówi, że wszyscy go lekceważą, i gdy kłóci się z mamą, mówi, że się powiesi. Zamyka się w garażu, nie odbiera telefonu, gdy tam siedzi. Nie mieszkam z rodzicami, ale siostry i mama mówią mi, co się dzieje. Jak przyjeżdżam, to jest dobrze, bo przywożę syna, i tata znowu jest radosny, rozmawia i bawi się z nim. Boję się, że kiedyś tata coś sobie zrobi. Nie wiem, czy to kryzys wieku średniego, czy coś bardziej poważnego.
Jestem na drugim roku studiów. Studiuję to, co lubię. Dobrze się uczę, lubię się uczyć, ale w trakcie nauki, robienia notatek, nachodzi mnie nagle zwątpienie: "Po co ci to? Zachorujesz. Coś złego ci się przydarzy i na nic ci się ta wiedza nie przyda; stracisz wzrok, słuch, stracisz sprawność w wypadku". Gdy dobrze mi się dzieje, umawiam się na randki, dostaję 5 z kolokwium, zaczynam panikować, że to się zaraz skończy i że przydarzy mi się coś bardzo złego. To przychodzi nagle i paraliżuje. Nie wiem, co to może być, jak temu zaradzić.
Jestem z moim ukochanym od prawie 3 lat. Mam 21 lat, a on 23. Poznaliśmy się na ognisku u naszych wspólnych znajomych, od razu kiedy go zobaczyłam, zabiło mi szybciej serce i wiedziałam, że musi być mój. Przez te ponad 2 lata przeżyliśmy mnóstwo cudownych chwil. Wiele się od siebie nauczyliśmy. Jesteśmy dla siebie wsparciem i motywacją. Mieliśmy wspólne plany (głównym inicjatorem jest on), że po studiach wyjedziemy za granicę i zarobimy na działkę i dom. W styczniu 2015 r. napisał mi, że coś jest nie tak, że nagle jego uczucia wygasły. Świat mi się zawalił. Ciągle płakałam. Kocham go, jest moją pierwszą miłością i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Minęło trochę czasu, ograniczyliśmy kontakt, daliśmy sobie czas. Wysłałam mu piosenkę i wtedy coś w nim ruszyło. Po jakimś czasie znowu było dobrze. Dwa razy w roku wyjeżdża za granicę, bardzo wtedy cierpię. Kiedy wrócił w listopadzie 2016, nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Koło grudnia zauważyłam, że unika kontaktu fizycznego, nawet nie chciał się całować, jedynie na pożegnanie. Był jakiś nie swój, ale niczego nie podejrzewałam, bo przecież w związku przechodzi się różne etapy. Jeśli chodzi o niego, to zawsze mogę na niego liczyć, jest złotą rączką, zna się prawie na wszystkim. Na mikołajki dostałam pierwszy samochód od niego, bo chciał, żebym się nauczyła jeździć po 3 latach od zdania prawa jazdy. Co sobotę staram się upiec dla niego jakieś ciasto, w niedzielę robimy obiad, ogólnie staram się, żeby było między nami zawsze dobrze. W sylwestra wybraliśmy się na zorganizowaną imprezę w lokalu. Było fajnie, aż do 23 godz, kiedy nagle siadł i przestał mówić, tańczyć. Byłam trochę zła, bo jedyny taki dzień, kasa wyrzucona prawie w błoto, a on się tak zachowuje. Nigdy mu się tak nie zdarzyło, jest kulturalnym porządnym chłopakiem. O północy nie złożyliśmy sobie życzeń, mówiłam mu, że jest mi bardzo przykro, ciągle coś go zjadało w środku. Była z nami również jego starsza siostra, która również główkowała, co mu jest. Po północy wyszedł na dwór i już nie wrócił, więc poszłam do niego do samochodu. Prosiłam, żeby powiedział, co się dzieje. Nic nie mówił, jedynie zaczął płakać. Pierwszy raz widziałam go, jak płacze. Wiedziałam, że nic nie powie, więc zaczęłam sama zgadywać i zapytałam, czy mnie nie kocha. Nie odpowiedział. Czym samym potwierdził. Płakaliśmy razem, wróciliśmy i nadal płakaliśmy. Powiedział, że uczucie wygasało od jakiegoś czasu, że nie ma na to wpływu, że to przez rutynę, bo ciągle przyjeżdża do mnie i tak w kółko (przyjeżdża co tydzień, albo co 2, bo studiuję zaocznie). Zatkało mnie kompletnie, bo może i robimy czasem to samo, ale co niedzielę wyrywamy się z domu, czasem też w tygodniu. 1 stycznia mało ze sobą rozmawialiśmy, nie chciał nic jeść, było nam obojgu ciężko na duszy. Moi rodzice zauważyli od razu, że coś jest nie tak, bo zawsze jest uśmiechnięty, rozgadany (uwielbiają go). Do dziś tato mnie pyta, co się stało, ale nie chce nikomu mówić, bo też bym nie chciała, żeby inni uważali mnie za winną, jeśli by się takie coś przytrafiło. Przedwczoraj cały ranek siedzieliśmy i rozmawialiśmy, co dalej z nami. Nie chciałam mówić, czego dalej oczekuję, bo pragnę jego szczęścia, nawet jeśli by nam nie wyszło. Powiedział, że gdyby mu nie zależało, to by od razu ze mną zerwał. Że to nie jest moja wina, bo wie, że się starałam, i docenia to. Powiedział sobie kiedyś, że jeśli nie ja, to też żadna inna. Że nie wyobraża sobie bycia dobrym mężem, ojcem, a ja myślę, że będzie wspaniały. Wyszedł z inicjatywą, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Nigdy nie chciałabym go stracić. Nikt nie kochał mnie tak jak on, nikt nie rozumiał mnie tak jak on, nikt nie był tak wspaniałym przyjacielem jak on. Praktycznie prawie wcale się nie kłócimy, szanujemy się. Moja koleżanka nawet dziwiła się, co my robimy, że tak się kochamy. Mamy świadomość, że to, co jest między nami, zależy wyłącznie od nas, jak to ukształtujemy. Co mam zrobić, jak się zachować, żeby znowu mnie pokochał? Na razie piszę do niego rzadziej, nie narzucam mu się, myślę, że to on powinien teraz zawalczyć o nas.
Choć nazwa może sugerować co innego, to choroba sieroca pojawia się nie tylko u dzieci pozbawionych rodziców. Problem ten wynika z zaburzonych, nieprawidłowych relacji pomiędzy dzieckiem a jego opiekunami. Zagadnienie choroby sierocej jest wyjątkowo istotne, ponieważ związane z nią dolegliwości wpływają zarówno na przebieg rozwoju dziecka, jak i na jego funkcjonowanie w dorosłym życiu.
Jestem w szczęśliwym związku od ponad roku, nie mniej moje życie seksualne nie jest tak idealne. Otóż nigdy nie osiągnęłam orgazmu podczas seksu, w poprzednim związku miałam ten sam problem. Podczas seksu jest mi bardzo przyjemnie, jestem bardzo podniecona, bardzo lubię też seks oralny. Ale niezależnie od metody, jakiej próbuje mój partner i jak jestem pieszczona... Nie jestem w stanie osiągnąć szczytu i nawet nie jestem blisko. Instruuję go i mówię mu, co lubię, i on się do tego stosuje i jest mi naprawdę przyjemnie, aczkolwiek brak jakichkolwiek efektów. Zastanawiam się, czy problemem może być masturbacja, która zagościła dość wcześnie w moim życiu, już w wieku gimnazjalnym. Zdając sobie sprawę, że może być to problem, staram się tego oduczyć i pozwolić, aby seks był jedynymi pieszczotami dla mojego ciała. Niemniej problem nie znika i nie wiem, czym jest to spowodowane. Jestem sfrustrowana seksualnie, w dodatku mój partner się stresuje i obwinia, aczkolwiek obawiam się, że problem tkwi we mnie i bardzo chciałabym go rozwiązać. Nie marzę o niczym innym, aby choć raz oddać się miłosnemu uniesieniu wraz z moim chłopakiem.
Dołek psychiczny to zjawisko dość powszechne, dlatego większości wydaje się całkiem normalną reakcją na niepowodzenie czy stratę. Z małego dołka może jednak powstać coś poważniejszego, kwalifikującego się już jako zaburzenie psychiczne, dlatego warto poznać sposoby na wychodzenie z takiego stanu.
Codziennie rano, jak wstaję, bardzo boli mnie brzuch i chce mi się wymiotować. Boli mnie przez cały dzień. Czy to może być związane z nową szkołą? Czy tylko mnie boli, bo coś jest ze mną nie tak. Byłem u lekarza. Lekarz powiedział, że to może być stres i nerwy. Ale ja nie wierzę, że tak codziennie mam stres.

Na zdrowie psychiczne składa się samopoczucie psychologiczne, społeczne i emocjonalne danego człowieka. To jak się czujemy, ma wpływ na to, jak myślimy i jak działamy. Ma także zawiązek z tym, jak radzimy sobie ze stresem, jak dokonujemy wyborów oraz odnosimy się do innych ludzi. Zdrowie psychiczne jest ważne na każdym etapie życia człowieka.

Wiele czynników ma wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Należą do nich:

  • czynniki biologiczne, czyli geny i chemia mózgu,
  • historia rodzinna problemów ze zdrowiem psychicznym,
  • doświadczenia życiowe, np. trauma.

Problemy z tym aspektem zdrowia są powszechne. Choć często nadal stygmatyzowane i dyskryminowane. Jednak otrzymanie wsparcia i rozpoczęcia leczenia daje szanse na całkowite wyzdrowienie. Wiele schorzeń psychicznych można skutecznie leczyć, stosunkowo niskim kosztem.

Zdrowie psychiczne jest ważne dla każdego człowieka. Dzięki niemu możemy w pełni wykorzystać swój potencjał, lepiej radzić sobie z życiowymi trudnościami, wydajniej pracować i wnosić znaczący wkład do społeczności. Na zdrowie psychiczne ma wpływ wiele aspektów takich jak aktywność fizyczna, odpowiednia ilość snu, relacje z innymi osobami czy uzyskanie wsparcia, jeśli go potrzebujemy.

Mimo tego, jak ważne jest zdrowie psychiczne dla jednostki, ale także dla konkretnych społeczeństw, większość systemów opieki zdrowotnej na świecie zaniedbuje ten obszar zdrowia i nie zapewnia wystarczającej opieki oraz wsparcia potrzebującym. W rezultacie prowadzi to do tego, że miliony ludzi na całym świecie cierpi w milczeniu, co przekłada się na ich codzienne życie.