Jak wygląda życie w USA w czasie epidemii? Relacja Polki mieszkającej w stanie Nowy York

2020-03-25 9:38

Koronawirus do US dotarł z opóźnieniem w stosunku do krajów europejskich. Jolanta Polka z Briarcliff Manor w stanie Nowy York opowiada o tym, jak wygląda życie w Ameryce w czasie epidemii.  

Briarcliff Manor w stanie Nowy York
Autor: archiwum prywatne
  • Jak wygląda teraz życie codzienne Amerykanów?

Nie mogę powiedzieć, jak wygląda życie w całych Stanach, ponieważ u nas każdy stan ma swojego gubernatora, który wprowadza swoje własne ograniczenia i zasady.

Nasz stan odnotowuje chyba największą liczbę zachorowań. Tu było epicentrum epidemii. Ostatnie statystyki mówiły o 25,5 tys. zakażonych, z czego połowa to mieszkańcy Nowego Yorku. To ogromne miasto, trudno w nim zachować dyscyplinę np. trzymania odległości między ludźmi, nic więc dziwnego, że choroba rozprzestrzeniła się szybko.  

  • Czy służba zdrowia radzi sobie z taką liczbą zachorowań?

Chociaż USA to bogaty kraj, to jednak widzimy, że byliśmy zupełnie nieprzygotowani na to, co się wydarzyło. Państwo nie było gotowe na epidemię: brakuje maseczek, strojów ochronnych dla lekarzy i pielęgniarek. W tej chwili korzysta się z rezerw, ale i one się niedługo skończą.

Polecamy: To zabija koronawirusa. Skutecznie!

W zeszłym tygodniu nasz gubernator poprosił, aby w szpitalach wstrzymano wszystkie planowe operacje, które nie wymagają ratowania życia. Chodzi o to, żeby było więcej łóżek dla zakażonych. W centrum naszego hrabstwa powstaje szpital tymczasowy, takie szpitale powstają też w całym stanie w największych centrach kulturalnych.

  • Co ze szkołami, przedszkolami?

Dla pracowników zdrowia, którzy nie mają co zrobić z dziećmi, zorganizowano żłobki i przedszkola, bo wszystkie inne placówki dla małych dzieci są zamknięte.

Warto też przeczytać: Testy na koronawirusa 

Jestem mamą dwóch nastolatek. Młodsza córka od dwóch tygodni siedzi w domu, jej liceum zamknięte jest do maja. Nauczyciele przesyłają jej zadania i uczy się sama. Starsza, studiuje na prywatnej uczelni, która miała tygodniową przerwę wiosenną, ale po jej zakończeniu wróciła do nauki, również zdalnej. Stanowe uczelnie również zostały już zamknięte do maja, a inne szkoły do odwołania.

  • A co z pracą? Ludzie przenieśli biura do domu?

Wiele firm przerzuciło się na pracę z domu, bo nasz gubernator poprosił, aby ci, co nie muszą, zostali w domu. Najpierw to było 50 proc. firm,  potem 75, teraz więcej. Niektóre stany w ogóle zakazały wychodzenia z domu – można się poruszać tylko ze specjalnym zezwoleniem. Mój mąż też pracuje zdalnie – jest w dużej firmie, ale ma możliwość wykonywania swoich zadań z domu.  

  • A jak wygląda teraz wasza codzienność?

Staramy się nie wychodzić z domu, chociaż tak naprawdę mieszkamy w bardzo małej miejscowości, gdzie nie ma tłoku. To zupełnie co innego niż Nowy York, przez który przewijają się miliony ludzi.

A mimo to była panika, gdy pojawiły się pierwsze informacje o koronawirusie. Wykupiono wiele produktów, łącznie z papierem toaletowym. Teraz jest trochę lepiej, ale nadal zaopatrzenie nie jest takie, jak normalnie. Ostatni raz byłam w sklepie 3 dni temu, kupiłam chleb, mleko i ser, ale nie takie jak zwykle, tylko takie, jakie były.

Nie było dużo ludzi, ale wszyscy chodzą w maskach i rękawiczkach, w sklepie dostaje się ściereczki nasączone płynem do dezynfekcji. Teraz ludzie się już pilnują, ale na początku nikt się nie przejmował zaleceniami władz.

  • Czuje się atmosferę strachu przed wirusem?

Mam 81-letnią mamę, której już kilka dni temu zabroniłam wychodzić z domu, ale ona tylko się ze mnie śmiała. Teraz już się nie śmieje. Amerykanie boją się, zwłaszcza osoby starsze, najbardziej tego, że wirus tak szybko się rozprzestrzenia

Dlatego większość ludzi woli siedzieć w domu i wychodzić tylko, kiedy trzeba. Ulice w mojej miejscowości są puste, trochę rodzin spaceruje, ale wszyscy trzymają od innych dystans. Najgorsze jest  to, że młodzież się nie stosuje do zaleceń.