Iluzja głębi i więzi. Gdy substancja psychoaktywna ma zastąpić terapię

2025-07-18 18:51

Samotni, połamani, nierozumiani. Młodzi ludzie, szukający odpowiedzi na dręczące ich pytania, coraz częściej nie znajdują ich w otaczającym świecie. Społeczeństwo staje się coraz mniej zżyte – dominuje „singloza”, rozumiana nie tylko jako brak partnera, ale samotny styl życia. Do tego dochodzi permanentne poczucie zagrożenia: pandemia, wojna, kryzysy. Młodsze pokolenia (choć nie tylko one) są zagubione, przytłoczone. I – co znaczące – często nie chcą żyć tak, jak ich rodzice z czasów PRL: z papierosem w ręce i kieliszkiem na stole. Mimo to rzeczywistość wydaje się im zbyt trudna do zniesienia na trzeźwo.

Iluzja głębi i więzi. Gdy substancja psychoaktywna ma zastąpić terapię
Autor: GettyImages Iluzja głębi i więzi. Gdy substancja psychoaktywna ma zastąpić terapię

Narkotyki zamiast terapii 

W XXI wieku możliwości odurzania się jest więcej niż kiedykolwiek. Środki psychoaktywne stały się nowym „sposobem na życie” – mają dawać ulgę, emocje, „przebudzenie”. O tym, jak łatwo pomylić narkotyk z terapią, pisze Patryk Jurek w reportażu „Niebezpieczny piątek”.

To opowieść o młodych ludziach, którzy czują, że „coś jest nie tak”, ale zamiast profesjonalnego leczenia wybierają krótkotrwałą ulgę, jaką daje narkotyk.

- To duża odskocznia od świata, bardzo łatwo o wszystkim zapomnieć. Zawsze mówiłem, że po zażyciu narkotyków świat wydaje się spoko miejscem do życia. Miałem dużo problemów, a narkotyki pomagały mi się z nimi zmierzyć

– mówi jeden z bohaterów. To jedna z niewielu osób, które z czasem zrozumiały, że to droga donikąd.

- Te demony, które miałem w sobie, wyszły na światło dzienne. Dzięki używkom niby je zwalczałem, czułem się cudownie. Ale w pewnym momencie pomyślałem: kurczę, mam prawie czterdzieści lat – tak ma wyglądać moje życie? Zrobiłem tydzień przerwy. Potem miesiąc, rok. Dopiero wtedy zobaczyłem, w jak ciężkim stanie psychicznym byłem.

Otyłość - choroba, nie wybór. Debata poradnikzdrowie.pl

Co się dzieje z umysłami osób zażywających narkotyki?

Substancje odurzające stają się ucieczką – przenoszą w inny świat, wyciszają lęki, rozmazują emocje. Ale w efekcie problemy nie znikają – one się pogłębiają.W niektórych środowiskach umacnia się przekonanie, że nie trzeba miesiącami siedzieć w gabinecie i „rozbierać dzieciństwa na czynniki pierwsze”, skoro „rozszerzona świadomość” – czyli faza po substancji – daje natychmiastowy dostęp do prawdy o sobie. To złudzenie.

Jedna z bohaterek reportażu - Oliwia - nie planuje przyszłości, bo boi się rozczarowania. Na o dzień towarzyszą jej depresja, stres, nerwowość, na imprezach - mefedron. Odrzuca pomoc terapeutyczną, twierdząc, że „i tak nie dogada się z żadnym terapeutą”. Czeka, aż „ktoś ją uratuje”, choć sama nie podejmuje kroków w kierunku zmiany.

Monika z kolei próbowała terapii – przez pół roku. Zrezygnowała, gdy opowiedziała terapeutce o myślach samobójczych, a ta zareagowała zbyt emocjonalnie. Monika nie chciała empatii – chciała chłodnej analizy. Bała się uzależnienia od relacji z terapeutką. Dziś jest poza dawnym środowiskiem, choć przyznaje, że zdarza jej się jeszcze coś zażyć.

Współczesna kultura duchowego przebudzenia i pracy nad sobą skręca często w niebezpieczne rewiry. W mediach społecznościowych mnożą się historie o „magicznych substancjach”, które otwierają serca, leczą relacje, wzmacniają więzi. MDMA, LSD, psylocybina czy ketamina – dawniej związane z subkulturami i imprezami – dziś coraz częściej są przedstawiane jako terapeutyczne narzędzia.

Narkotyki mogą sterować emocjami

Problem w tym, że te „objawienia” rzadko przekładają się na trwałą zmianę. Emocje wywołane przez narkotyk mogą być gwałtowne, intensywne, pełne łez – ale bez kontekstu, integracji i pracy nad sobą pozostają tylko emocjonalnym wybuchem, który nie zmienia codzienności.

- Czujemy się mocniejsi, pełni sił, stajemy się odważniejsi. Ale potem okazuje się, że koszty są większe niż zyski. Najpierw bierzemy z ciekawości. Potem – dla zabawy, towarzysko. A później – bo musimy. To już uzależnienie

– mówi jedna z bohaterek. Z czasem uzależnienie nie dotyczy już samej substancji, lecz emocji, które ona wywołuje – intensywności, sztucznego „otwierania się”, pozornego kontaktu ze sobą. Relacje przestają być budowane na zaufaniu i rozmowie, a zaczynają na chemicznym skrócie.

7 wspomagaczy nastroju, które nic nie kosztują

- Mam ambiwalentny stosunek do narkotyków, bo dały mi też dużo dobrego. Na trzeźwo nie zawsze da się poczuć taką euforię czy szczęście. Ale wiem, że to złudzenie – bo biochemia mózgu jest sztucznie podkręcona. To nie ma nic wspólnego z autentyzmem.

- komentuje kolejna z osób opisanych w książce. Niepokojące jest również to, jak łatwo narracja o „terapeutycznych psychodelikach” trafia do młodych ludzi szukających sensu, bliskości i autentyczności. Zamiast budować emocjonalne kompetencje, regulować napięcie w zdrowy sposób, uczą się, że do trudnych rozmów, wspomnień czy decyzji potrzebna jest substancja.

W efekcie trudne emocje nie są przeżywane i integrowane, ale jedynie wywoływane – często w oderwaniu od kontekstu i możliwości ich zrozumienia.

Substancje psychoaktywne – pomagają czy szkodzą?

Nie chodzi o demonizowanie substancji psychoaktywnych – w kontrolowanych warunkach klinicznych niektóre z nich rzeczywiście pokazują potencjał terapeutyczny. Ale czym innym jest leczenie, a czym innym weekendowe „odkrycia” na domówce.

Poradnik Zdrowie Google News

Bo co innego nauka i medycyna, a co innego moda, powierzchowność i internetowe „uzdrowienia” w jeden weekend. Coraz więcej osób ucieka przed sobą samym w kierunku, który wygląda jak terapia – ale nią nie jest. A kiedy ta droga prowadzi donikąd, trudno już wrócić na właściwy szlak. Skuteczność późniejszego leczenia odwykowego ocenia się na (tylko? aż?) ok. 30 proc.

Młodzi ludzie coraz częściej sięgają po narkotyki nie po to, by się „zabawić”, ale żeby się choć na chwilę nie rozpaść. Bo łatwiej kupić gram substancji niż dostać się do psychologa czy psychiatry. Środki psychoaktywne są dostępne niemal od ręki – w szkole, na imprezie, przez aplikacje.

Tymczasem na wizytę u specjalisty czeka się tygodniami, a czasem miesiącami. Kiedy boli dusza, a pomoc wydaje się odległa, młody człowiek szuka czegokolwiek, co da ulgę tu i teraz. I znajduje – tyle że to ulga iluzoryczna, okupiona wysokim kosztem.