„Wszystkiemu winni są twoi starzy”. Psycholożka tłumaczy, jak czerpać siłę z trudnych doświadczeń

2025-07-18 14:03

Dlaczego znów jesteś w relacji, która przypomina poprzednią? Czemu wybierasz osoby, które cię nie szanują – albo takie, które trzeba ciągle „ratować”? Dlaczego wciąż czujesz się niewystarczająca, nawet gdy robisz wszystko? To przypadek… czy powtarzający się wzorzec? Trudne dzieciństwo nie kończy się w dniu osiemnastych urodzin. Dla wielu dorosłych to, co zrobili (albo czego nie zrobili) rodzice, wciąż odciska piętno na relacjach, poczuciu własnej wartości i zdolności do bliskości. Jak rozpoznać schematy, które nie są „twoje”, tylko odziedziczone? Jak przestać tłumaczyć cudze krzywdy i zacząć widzieć siebie – nie przez pryzmat winy, lecz potrzeby uzdrowienia? Rozmawiamy z Urszulą Struzikowską-Marynicz, autorką książki "Wszystkiemu winni są twoi starzy. Jak zacząć żyć po swojemu".

„Wszystkiemu winni są twoi starzy”. Psycholożka tłumaczy, jak czerpać siłę z trudnych doświadczeń
Autor: GettyImages „Wszystkiemu winni są twoi starzy”. Psycholożka tłumaczy, jak czerpać siłę z trudnych doświadczeń

Czy można myśleć o rodzicach źle?

Katarzyna Głuszak, Poradnik Zdrowie: Żyjemy w kraju, w którym wciąż obecne w narracji społecznej jest hasło „czcij ojca swego i matkę swoją” oraz oczekiwanie, że dzieci (także te już dorosłe) będą zawsze z szacunkiem mówić o rodzicach, jacy by nie byli. Tymczasem wiele osób – szczególnie z pokoleń urodzonych przed latami 90' – ma za sobą trudne doświadczenia, w których rodzice pili, bili, w „najlepszym” razie byli niedostępni emocjonalnie. Te osoby żyją w dużym dysonansie i często wypierają poczucie krzywdy, której doświadczyli, bo nie chcą i nie umieją myśleć o rodzicach źle. Więc zapytam przewrotnie: czy to dobrze myśleć o rodzicach źle?

Urszula Struzikowska-Marynicz, psycholożka, autorka książki "Wszystkiemu winni są twoi starzy. Jak zacząć żyć po swojemu" : 

Mówienie z szacunkiem o innych ludziach, ale i o sobie, jest ważne. Szacunek nie kwestionuje poczucia krzywdy czy żalu, nie sprawia, że doświadczenia różnych zdarzeń znikają. Dlatego ludziom po prostu należy się szacunek — własnym doświadczeniom także. Ale szacunek nie polega na tym, że zapominamy o własnych potrzebach, uczuciach, ranach czy prawach.

Myślenie o kimś dobrze albo źle to wybór — sposób patrzenia na konkretnego człowieka w sposób oceniający i fragmentaryczny. Chcąc spojrzeć uczciwie i realnie na drugą osobę, warto widzieć zarówno to, co uznajemy za dobre, jak i to, co oceniamy jako trudne czy niewygodne.

Poza tym narracja dobra i zła potrafi być bardzo subiektywna. Ja, mówiąc, że myślę o rodzicach „źle”, raczej mam na myśli odejście od ich idealizowania — od lęku przed zobaczeniem w rodzicu człowieka: wątpiącego, słabego, zagubionego, posiadającego własne ograniczenia. To nie jest ani dobre, ani złe. To jest po prostu realne.

Rodzic to przede wszystkim człowiek — nie tylko osoba, którą znamy od naszego dzieciństwa. To także dorosłe dziecko innej pary ludzi, innego domu, innego czasu i kontekstu kulturowego, w którym funkcjonowało.

"Zachęcam rodziców, by mówili co czują i co myślą". Psychiatra radzi, jak zapobiegać depresji u dzieci i młodzieży

Jak nie powtarzać schematów w relacjach

Każda osoba zna takie przypadki: osoby, które z jednego nieudanego związku popadają w kolejny, również nieudany, a potem w jeszcze następny i następny... Mówią potem, że „mają pecha” albo że „wszyscy mężczyźni są tacy sami”, „wszystkie kobiety są takie same” itd. ... i szukają kolejnej osoby, która zwykle okazuje się podobna do poprzedników. Niekiedy mijają długie lata i liczne związki i te osoby nie zauważają schematu we własnym postępowaniu. Jakie style przywiązania „zawdzięczamy” rodzicom? Zawdzięczamy w cudzysłowie, bo nierzadko trudno tu mówić o wdzięczności, to raczej niewdzięczny balast.

Wszystkie style przywiązania mają swój początek we wczesnym dzieciństwie — w relacji z rodzicami lub opiekunami. Styl przywiązania nie musi być interpretowany jako „balast”. Balast to coś, co nas obciąża, przytłacza, co chcemy porzucić lub zgubić. Tymczasem styl przywiązania to matryca naszych relacji — poznawczo-emocjonalny skrypt tego, co znane i po czym nauczyliśmy się poruszać. Jest to wzorzec zautomatyzowany, często nieuświadamiany.

Wyróżniamy dwa główne typy stylów przywiązania: bezpieczne i pozabezpieczne, do których należą: unikowy, lękowo-ambiwalentny, zdezorganizowany.

W swoim pytaniu poruszyła Pani dwa zagadnienia, które choć powiązane, nie oznaczają tego samego. Przywiązanie to silna emocjonalna więź i pragnienie bliskości z konkretną osobą — tzw. figurą przywiązania. Początkowo jest nią rodzic lub opiekun (najczęściej matka), a z czasem poszukujemy podobnych doświadczeń w relacjach z partnerami. Kochamy więc zazwyczaj w taki sposób, w jaki nas kochano. I często dajemy tyle, ile sami otrzymaliśmy. Nasi rodzice — również.

Schemat natomiast to wzorzec myślenia, przekonań, uczuć i zachowań, kształtujący się najczęściej w dzieciństwie i adolescencji. Odzwierciedla nasze wyobrażenia o sobie, o innych i o świecie. To powtarzalny, automatyczny i często nieświadomy motyw, który odtwarzamy w relacjach. Schemat to matryca, po której poruszamy się niejako „z rozpędu” — ale trzeba pamiętać: nasze przekonania to nie rzeczywistość.

Styl przywiązania zawsze powstaje w relacji z opiekunem we wczesnym dzieciństwie. Schemat natomiast może, ale nie musi, mieć swoje źródło w dzieciństwie — może być także efektem późniejszych doświadczeń.

Czy musimy utrzymywać kontakty z rodziną 

Wiele osób ma na tyle złe relacje z rodziną lub na tyle źle się czuje w towarzystwie krewnych, że na co dzień mieszkają daleko i przyjeżdżają tylko na święta, które stają się synonimem spotkań z wścibskimi krewnymi, niewygodnych pytań, złośliwych komentarzy i trudnych dni, po których długo dochodzi się do siebie. Dlaczego tak często mamy w sobie imperatyw odwiedzania rodziców czy innych krewnych, nawet wiedząc doskonale, że wrócimy z tego spotkania emocjonalnie sponiewierani?

Ponieważ jesteśmy istotami złożonymi i posiadamy złożone potrzeby. Obok potrzeby zachowania granic i bezpieczeństwa, posiadamy również potrzebę nadziei, bliskości, przynależności.

Poza tym wielu z nas obawia się oceny społecznej, zwierciadła, w którym przeglądamy się, a to mówi, że rodziny nie opuszcza się, że córka, która odsuwa się z różnych, zapewne również ważnych powodów od matki jest „wyrodna”, „niewdzięczna”.

Po trzecie, przyznanie, że możemy nie kochać swojego rodzica jest bardzo trudnym doświadczeniem, kwestionującym przyswajane kody kulturowe, wartości, powinności, idee. Kolejnym powodem może być zjawisko relacyjne, jak trauma bonding. Oznacza ono silną więź traumatyczną, wiążącą osobę krzywdzoną z osobą, która tego krzywdzenia dopuszczała się.

Mimo krzywdy, ran i strachu, możliwe jest jednoczesne kochanie swojego oprawcy i lojalność wobec niego, bo ten „oprawca” nie tylko krzywdzi. Jest też matką, nierzadko bywa czuły, wesoły, nawet opiekuńczy, czy potrafi zaspokajać wiele innych naszych potrzeb.

Ponieważ jesteśmy złożeni z różnych części nas samych, jesteśmy zdolni do przeżywania bogactwa uczuć. Trauma bonding to relacja przywiązania oparta na cyklu przemocy i związanym z nich mechanizmach. Ludzi łączy wówczas ze sobą i zbliża przede wszystkim cierpienie.

Jasper Juul powiedział kiedyś bardzo ważne i mądre słowa o tym, że dziecko krzywdzone przez swojego rodzica, kogoś kto w jego oczach jest całym światem i wymiarem wszelkiej racji, mądrości i sprawiedliwości, nie przestaje kochać tego rodzica, a przestaje kochać siebie; przeżywa siebie, jako kogoś niegodnego akceptacji, szacunku, miłości, kogoś, kogo granice nie dotyczą.

Poradnik Zdrowie Google News

Skutki trudnego dzieciństwa 

Czasami możemy spotykać się ze sloganem „trudne czasy tworzą silnych ludzi”. Jednak wiele osób po trudnych doświadczeniach z domów rodzinnych, mówi przeciwnie: że nic dobrego z trudnego dzieciństwa nie wynieśli, poza traumą i potrzebą terapii. Czy z trudnego dzieciństwa można wynieść coś budującego?

Jak z każdego doświadczenia, również z dzieciństwa obfitującego w różne rany można obok tych wynieść siłę, nauczyć się, że granice i dbanie o siebie są potrzebne, można poznać to, czego nie chce się więcej doświadczać w swoim życiu. Jednak zdecydowanie warto nauczyć się tego w inny sposób, niż cierpienie.

To, co udaje nam się wyciągnąć z naszych porażek, strat czy ran zależy w dużej mierze od nas samych, jak również od częstotliwości i jakości tzw. doświadczeń korektywnych, gdy inni ludzie; dalsza rodzina, przyjaciele, nauczyciele, terapeuta okazuje nam bezwarunkową akceptację, szacunek zainteresowanie, zrozumienie czy po prostu życzliwość, gdy ktoś interesuje się, co nosimy pod maską pozorów, fasadą podporządkowania, grzeczności, za parawanem unikania.

Istnieje zjawisko potraumatycznego wzrostu. To zmiany w sposobie postrzegania i przeżywania siebie- nabranie do siebie szacunku, postawienie sobie i innym granic, odejście od krzywdzącego schematu i tego, co było wcześniej raniące, na przykład zakończenie relacji z osobą, która dopuszcza się przemocy.

Występuje on wtedy, gdy osoba od wpływem traumy decyduje się nie wycofać i rezygnować z siebie ale o siebie zadbać, zawalczyć, dać sobie to, czego brakowało jej wcześniej, odzyskując poczucie sprawczości, niezależności i życzliwości w stosunku do samej siebie. To sytuacja po traumie, w której nie poddajemy się cierpieniu, lecz bierzemy odpowiedzialność za to, czy chcemy cierpieć dalej, czy chcemy czegoś więcej.

7 wspomagaczy nastroju, które nic nie kosztują

Jak uciszyć "wewnętrznego krytyka"? 

„Wewnętrzny krytyk” to głos, który słyszy wiele osób. Wciąż odczuwają brak satysfakcji z osiągnięć, stawiają sobie kolejne cele, nie umieją się cieszyć z sukcesów. Być może to po części efekt popularnej w sieci narracji różnych, nie zawsze kompetentnych coachów: że trzeba być coraz lepszą osobą, „najlepszą wersją siebie”. Jak złapać zdrowy dystans i nauczyć się akceptować siebie, a nie krytykować?

Samo stwierdzenie, że trzeba być najlepszą „wersją” siebie jest już alarmujące, bo o jaką „wersję” tu chodzi? Wersję dla kogo? Nie ma nic złego w krytyce czy samokrytyce, pod warunkiem, że jest ona konstruktywna, a zatem jej celem jest rozwój i zmiana, a nie rezygnacja ze swojego realnego Ja, na rzecz Ja idealnego. Wtedy wchodzimy w pełen frustracji proces zataczania koła, w pogoni za czymś, co nie istnieje.

Czy nie ciekawej i praktyczniej jest używać i rozwijać coś, co się już ma, zamiast wciąż nazywać siebie niewystarczającym? Warto nauczyć się rozróżnienia swojej zdrowej krytyki od Wewnętrznego Krytyka. Zdrowa krytyka prowadzi do ciekawości siebie i świata, do poznania i zrozumienia, do rozwijania, dbania, budowania będąc jednocześnie tu i teraz, akceptując to, co jest i jak jest, bo z ciekawością, troską, miłością można osiągnąć dużo więcej.

Wewnętrzny Krytyk to najczęściej zinternalizowany głos rodzica. Jest surowo oceniający, karzący. Straszy, zawstydza, niekiedy poniża. Taka krytyka nie buduje lecz rujnuje nasze Ja. Jednak warto zauważyć, że chociaż narzekamy na tę niechcianą część nas samych, to ona nie jest niepotrzebna. Jak wszystko ma swoje wady i zalety, a przede wszystkim ma ona swoją funkcję, zadanie do spełnienia: ochronę przed tym, na co nie czujemy się gotowi.

Jeśli chcemy o siebie zadbać, warto jest przyjrzeć się temu, dokąd prowadzi mnie moja samokrytyka, do jakich wniosków i jak ja się z tymi wnioskami czuję. Czy one zachęcają mnie do zmiany, podpowiadają mi jak jeszcze mogę spróbować zrobić coś inaczej, czy może z „pomocą” tych wniosków czuję, że rośnie we mnie złość, lęk, poczucie winy czy wstydu.

Akceptacja jest punktem wyjścia do wszystkiego, co dalej. Zaznacza, że jestem i ruszam dalej z tym, co mam. Nie po ideał, ale naprzeciw sobie i do świata. Trudno być, opuszczając siebie.

mgr Urszula Struzikowska-Marynicz
psycholog Urszula Struzikowska-Marynicz

Urszula Struzikowska-Marynicz - Psycholog i socjolog z wykształcenia oraz pasji, z doświadczeniem w poradnictwie psychologicznym i pracy w obszarze pomocy społecznej i interwencji kryzysowej, prowadzeniu zajęć psychoedukacyjnych dla rodzin dotkniętych przemocą i pacjentów szpitala.

Współpracuje z Ośrodkami Pomocy Społecznej, Podmiotami Edukacyjnymi i mediami oraz badaczami. Przez 7 lat była Prezeską w Młodzieżowym Klubie Sportowym TRIUMF Alwernia, konstruując projekty dotyczące m.in. profilaktyki uzależnień i patologii społecznych. Autorka książek, m.in. Odzyskaj kontrolę nad swoim życiem. Gaslightning i inne formy przemocy psychicznej oraz Wszystkiemu winni są twoi starzy. Jak zacząć żyć po swojemu. Prowadzi stronę struzikowskamarynicz.pl