Historia ODCHUDZANIA z happy endem - Adrian Lukoszek: w ciągu roku schudłem 120 kg

2010-09-21 14:29

Kiedy życie z wielką nadwagą przestało mieć sens, a jego syn nie poznał go na zdjęciu sprzed lat, gdy był jeszcze szczupły, Adrian Lukoszek podjął decyzję o odchudzaniu. Rozpoczęcie diety nie było łatwe. Ale udało się.  Zyskał nową tożsamość: szczupłego człowieka. Jednak przyznaje, że grubasem, jak alkoholikiem, jest się do końca życia. Oto jego recepta na sukces w odchudzaniu.

Tarnowskie Góry. Prześliczne śląskie miasteczko otulone zielenią. Życie toczy się tu wolno i leniwie. Ok. 16 z niemal każdego domu wydobywają się wspaniałe zapachy. Śląskie kobiety wiedzą, jak połechtać podniebienie swoich mężczyzn. Rolada z kluskami, bogato oblana zawiesistym sosem. Żurek z wkładką mięsną lub jajkiem. Modra kapusta. Na takiej diecie trudno nie przybrać na wadze. Wszystkie te dania i wiele innych Iwona Lukoszek – żona Adriana – przyrządza po mistrzowsku. Jest w końcu zawodową kucharką. Tyle że jej kulinarny talent nie doprowadził jej do nadwagi. Jest szczupła jak szczypiorek, wciąż zmieściłaby się w swoją suknię ślubną sprzed 17 lat. Nadmierny apetyt okazał się zaś zgubą dla jej męża.

Maszkyty i piwko - przyczyna nadwagi

– Wszystko zaczęło się dosyć niewinnie. Od podjadania – wyjaśnia Adrian. – Maszkyty (smakołyki po śląsku – red.) i piwko. Adrian zawsze lubił jeść. Przed laty mógł sobie jednak na to pozwolić. Szczycił się świetną przemianą materii. Kiedy stracił pracę zaopatrzeniowca, zajął się zawodowo tym, co kochał najbardziej – śpiewaniem. Założył i do dziś prowadzi zespół Mirage Band, z którym występuje na weselach, zabawach i lokalnych świętach. Na każdej z takich imprez gospodarze traktują artystów z wielką pompą.  
– Ponieważ miałem zasadę, że w pracy nie pijemy alkoholu, częstowali nas tym, co mieli najlepszego do jedzenia, i to w ilościach hurtowych. A ja, z łakomstwa, a czasem, by pochwalić się, ile potrafię zjeść, wsuwałem te kilogramy potraw. Po powrocie do domu, by się odprężyć, wypiłem piwko, potem drugie i znów czułem głód. Więc znów jadłem. Kiełbaski, boczek, golonka, żeberka. To lubiłem najbardziej. Na efekt nie trzeba było długo czekać – wspomina Lukoszek. 
A więc więc tył i tył, a rozmiary jego ubrań stale rosły i rosły. Nie był w stanie nigdzie się zważyć, więc sprawdzał przyrost ciała na wadze towarowej. Wreszcie Iwona nie była w stanie kupić już na niego żadnych rzeczy. Barbara, siostra Lukoszka, która mieszka w Niemczech, przysłała mu kilka par dresów. – Tylko w to się mieściłem. W ostatnim czasie nawet na przyjęciu rodzinnym u matki wystąpiłem w dresie – opowiada.

Jedzenie stało się nałogiem

Adrian pokazuje zdjęcia sprzed niespełna 2 lat i trudno uwierzyć, że ten mężczyzna z fotografii i ten, który opowiada swoją historię, to ta sama osoba. Ten wielki facet za mikrofonem ważył ponad 220 kg. Jego postać ledwie mieści się w kadrze. – Wszyscy mi mówili, że jestem podobny do Cugowskiego. Czasem żartowaliśmy, że jestem jego nieślubnym bratem. To łechtało moją próżność, przydawało fanów i zupełnie nie mobilizowało do odchudzania – mówi Adrian. I zaraz wzdycha. Bo jak wyglądało jego życie! Nie miało żadnego sensu. Tylko jadł, pił piwo i siedział przed komputerem. Nie był w stanie wspiąć się na schody do pokoju gościnnego we własnym mieszkaniu! Planował nawet zrobienie windy. Życie intymne Iwony i Adriana nie istniało. – To nawet nie chodziło o kwestie fizyczne – przyznaje żona. – Po prostu ja wciąż ciosałam mu kołki na głowie o to, co robi ze swoim zdrowiem, a on mnie nie słuchał. Kłóciliśmy się. Sprzeczki o obżarstwo oddalały nas od siebie. Potem było coraz gorzej. – Doszedłem do takiej wagi, że nie mieściłem się do żadnego auta, którym jeździliśmy na występy. Kiedy nie udało mi się zasiąść za kierownicą transita, zrozumiałem, że muszę coś zmienić – mówi. Ale nie miał siły. Był przecież nałogowcem. Każdy pretekst był dobry, by sięgnąć po coś do pogryzania. Nawet próbował jeść mniej, ale zaraz znów jechał na wesele i z biesiadnikami pochłaniał świąteczne specjały. – Teraz wiem, że tak naprawdę wcale tego nie chciałem. Oszukiwałem się, że coś ze sobą robię, ale to nie było prawdziwe, wewnętrzne postanowienie – przekonuje.

Mobilizacja do odchudzania

Tąpnęło nim dopiero, kiedy jego 6-letni syn Kamil podczas oglądania rodzinnego albumu wskazał na zdjęcie sprzed lat. – Kim jest ten pan? – spytał. Adriana ścisnęło serce. Omal nie zemdlał z wrażenia. – To ja, synku – odparł. – Nie poznajesz? Chłopiec spojrzał mu prosto w oczy i powiedział: – Tato, chciałbym, żebyś znów był taki chudy, jak tatusiowie innych dzieci w przedszkolu.
Adrian dopiero wtedy spojrzał na siebie oczami dziecka. Dostrzegł, że sytuacja go przerosła, że pozwolił, by dziecko wstydziło się go przed kolegami. Postanowił, że musi się zmienić. Dla Kamila, starszego syna Patryka i dla żony, którą przecież kochał nad życie, a czuł, że z głupiego powodu – nadwagi – może ją stracić.
Ale postanowienie to jedno. Druga rzecz to wprowadzić je w życie. Każdy, kto kiedykolwiek się odchudzał, rozumie, jaką walkę stoczył ze sobą ten człowiek. W niecały rok schudnąć 120 kg! Lukoszek zapisze się z pewnością w pamięci śląskich lekarzy, do których poszedł po wyniki badań w trakcie odchudzania. Wprost nie mogli uwierzyć, że są tak dobre.

Ważne

Co z tym octem?

W internecie aż huczy od informacji na temat odchudzania z pomocą octu jabłkowego. Niestety, żadne badania nie potwierdzają tych jego właściwości. Wiadomo natomiast, że zawiera cenne substancje, które m.in. wzmacniają system immunologiczny i pobudzają przemianę materii. Pomagają też leczyć niektóre stany zapalne skóry.

Najprostsza recepta na sukces w odchudzaniu

Recepta ta jest nadzwyczaj prosta. Inaczej jeść! Potrawy tłuste i smażone zastąpił gotowanymi i dietetycznymi, odstawił całkowicie słodycze i alkohol. Zaczął też nałogowo stosować ocet jabłkowy. – To moje lekarstwo – mówi z poważną miną. – To także mój narkotyk. Zamiast się obżerać, wypijam roztwór z octu jabłkowego i nadmierny apetyt znika jak ręką odjął. Przyznaje, że odkrył ten sposób, szperając w internecie. – Może brzmi to nieodpowiedzialnie, ale nie konsultowałem mojej diety z żadnym lekarzem. Mam internet, okopałem się książkami o zdrowym odżywianiu i bardzo dużo czytałem. Nie o dietach cud, nie o magicznych sposobach, ale o tym, co tak naprawdę człowiekowi potrzeba, by był zdrowy. Na tej podstawie eliminowałem kolejne potrawy. Np. zamiast masłem smarował chleb koncentratem pomidorowym. – Zawiera tak wiele potasu, że wspomaga odchudzanie – oświadcza mężczyzna. – Tak doszedłem do perfekcji. Wiedziałem, co mi wolno, a czego nie. Postanowienie w mojej głowie było tak silne, że nie dopuszczałem nawet myśli o zaprzestaniu. Bo tak naprawdę cudowna rada, która nie jest niczym odkrywczym, była tylko jedna. Adrian Lukoszek zdradza ją z dumą: – Żelazna konsekwencja!
I właśnie ten ocet... Przyznaje, że ludzie dziwnie na Lukoszków patrzyli, kiedy w supermarkecie kupowali po kilka butelek octu jabłkowego na zapas. – Stał się niczym uzdrawiająca woda. Piłem go 3 razy dziennie. Dziś już nie czuję, że w smaku nie jest najlepszy. Działał na dręczący głód niczym czarodziejska różdżka. Wciąż nim jest – dodaje. I zapewnia, że to dzięki octowi jabłkowemu organizm nie miał problemu z nadmiarem skóry po odchudzaniu. Dodaje, że zejście z takiej wagi wymaga planowania. Nie ma mowy, by człowiek z taką nadwagą chodził do siłowni czy wykonywał mordercze ćwiczenia. Należy zacząć od ograniczenia jedzenia, zastąpienia go mniej kalorycznymi potrawami. A pragnienie ruchu fizycznego pojawi się samo. – Człowiek im lżejszy, tym chętniej garnie się do ćwiczeń – przekonuje.

Roczne odchudzanie zakończone sukcesem

Potem było już coraz łatwiej. Adrian widział, jak wskazówka na wadze spada i spada. – Kiedy pojawiły się spektakularne efekty, łatwiej było mi dalej walczyć – przyznaje. Pamięta jak dziś, kiedy żona wyjęła z szafy jego „szczupłe” ubrania i chciała je oddać rodzinie, bo nawet ona nie do końca wierzyła w sukces odchudzania męża. – Zostaw je – odrzekł jej wtedy. I wskazał na nową koszulę, którą kupiła mu przed laty. Była jeszcze w oryginalnym opakowaniu. – Wkrótce będzie na mnie dobra – oświadczył z pewnością, o którą sam siebie nie podejrzewał. Iwona nie chciała męża rozdrażniać, choć przyznaje, że uśmiechnęła się kwaśno w duchu. Dziś ta koszula jest na Adriana za duża. Większość garderoby musiał wymienić na o wiele mniejszą.
– Nie pamiętam, bym był szczuplejszy przed ślubem niż teraz – śmieje się zadowolony. Ale te wielkie, workowate rzeczy zachował ku przestrodze. Trzyma je i pokazuje, bo ktoś, kto go dziś poznaje, nie wierzy, że kiedyś był tak ogromnym człowiekiem. I opowiada anegdotę. – Moje odchudzanie trwało prawie rok, w tym czasie zawarliśmy szereg kontraktów. Prawie wszystkie weekendy miałem zajęte graniem. Kilka razy ludzie, patrząc na mnie, zgłaszali protesty, że zamawiali inny zespół. Nie mogli uwierzyć, że to ja, tylko o 120 kg lżejszy. Niestety, teraz już nikt nie porównuje mnie z Cugowskim – uśmiecha się.

Co odchudzanie zmieniło w jego życiu?

– Wszystko – wzrusza ramionami i przytula żonę. – Po prostu wszystko. Zacząłem naprawdę żyć. Są ludzie, którzy żyją, by jeść, i tacy, którzy jedzą, by żyć. Jeszcze do niedawna należałem do tej pierwszej kategorii. Dziś wiem, jak bardzo się pomyliłem. Ile straciłem lat... Teraz codziennie jeżdżę na rowerze, biegam, kopię piłkę z synami. Moje postrzeganie świata zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Remont schodów nie jest już potrzebny. Biegam po nich jak fryga. 
Jednego tylko się bał, kiedy zaczął się odchudzać: utraty głosu. – Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. To była jedynie kolejna wymówka, by nic ze sobą nie robić – stwierdza. 
Teraz to on udziela porad wszystkim pragnącym odmienić swoje życie. – Piszą do mnie, dzwonią, przyjeżdżają. Staram się pomagać wszystkim, choć ostrożny jestem wobec młodych ludzi. Nie wiem, jak takie mordercze odchudzanie może wpłynąć na młody organizm – mówi. 
Piszą do niego zarówno kobiety, jak i mężczyźni. – Mówię tylko o swoich doświadczeniach. Nie jestem przecież dietetykiem. Radzę, jak potrafię. A wiem wiele, sam przez to przeszedłem – zapewnia. Zgłosiło się nawet do niego kilka wydawnictw z propozycją napisania poradnika. Lukoszek jest w trakcie pisania. Chce podzielić się swoimi doświadczeniami. Ludzie na ulicy zaczepiają go i gratulują. Adrian przyznaje, że patrzą na niego jak na człowieka sukcesu. – To miłe i mobilizujące – oświadcza. 
Ale są też i tacy, którzy tylko czekają, że zacznie tyć. Kiedy pojechali z żoną i kupowali kiełbasę dla szwagra na grill, po mieście rozeszła się plotka, że Lukoszek „znów żre”. – Bolą mnie takie zawistne uwagi, ale jestem konsekwentny i tylko się z nich śmieję – przekonuje Adrian. – Grubasem zostanę w duszy do końca życia. Tak jest z nałogowcami. Zawsze będę już musiał uważać. Nie wiem, jak mój organizm zachowałby się, gdybym nagle zjadł kawałek tortu, żeberko czy choćby krupnioka. Dlatego nie zamierzam kusić losu. Sam najlepiej wiem, o jaką stawkę idzie gra.

Zrób to koniecznie

Odchudzanie wg Adriana Lukoszka

»Zastanów się, dlaczego tak naprawdę chcesz schudnąć. Może wcale nie masz do tego przekonania. Jeśli tak jest, nigdy ci się nie uda! Ty musisz w to wierzyć, nikt nie zrobi tego za ciebie, a może nawet wszyscy będą wątpić.

»
Na kartce rozpisz za i przeciw. Daj sobie czas. Musisz dojrzeć do tego postanowienia. Falstart może doprowadzić jedynie do efektu jo-jo. 

» Potrzebna ci żelazna konsekwencja. Popracuj nad tym, znajdź w sobie siłę. 

» Nie czekaj na cud. To proces. Określ czas odchudzania na długi termin (wyznacz cel – np. ubranie, w które musisz się zmieścić), ale ciesz się z małych sukcesów. Każdy kolejny odmówiony tłusty posiłek jest twoim zwycięstwem. 

» Odstaw tłuste mięsa, smażone potrawy i słodycze. 

»Zrezygnuj z alkoholu. Przynajmniej na początku, a najlepiej na zawsze. To tylko puste kalorie, po których człowiekowi wzrasta apetyt.

» Nie słodź kawy, herbaty; pożegnaj się z sokami z kartonów, sokami instant, nektarami. Cukier dla ciebie nie istnieje. 

»Zacznij jeść dobrze, ale nie tłusto. Polub warzywa i owoce. Mięso – tylko na parze lub gotowane. Znajdź proste dietetyczne potrawy, które lubi twój organizm. Masz czuć się dobrze, nie cierpieć. 

» Pij wodę z octem jabłkowym na czczo, przed obiadem i kolacją.

» Nie waż się za często. Sam poczujesz, że chudniesz. Kiedy wskazówka na wadze się nie poruszy, tylko się zdołujesz i możesz chcieć „zajadać smutek”, poddać się. 

» Kiedy zobaczysz, że waga spada, zacznij się ruszać. To nie musi być siłownia. Jeśli lubisz jazdę na rowerze, wybierz się przynajmniej raz dziennie na przejażdżkę. Pływaj, skacz, kop piłkę – wszystko jedno co, ale niech to będzie przyjemność, nie obowiązek. Nie rób tego dla odchudzania, tylko dla przyjemności.

» Zmień podejście do życia. Zacznij dostrzegać te elementy, których do tej pory nie widziałeś. Zaangażuj się w coś, rób coś, co cię interesuje, by odwrócić uwagę od odchudzania. To nie musi być męka, to nie może zajmować wszystkich twoich myśli. 

» Kiedy widać już efekt, bądź dumny z siebie i chwal się wyglądem. Bywaj wśród ludzi i ćwicz silną wolę. Niejedzenie w towarzystwie hartuje! A nic tak człowieka bardziej nie motywuje, jak pozytywny rezultat i podziw obcych. 

» Pamiętaj, że grubasem już zostaniesz i nawet jeśli dużo schudłeś, musisz uważać. Nigdy już nie będziesz mógł sobie pofolgować. Drugi raz przytyć o wiele łatwiej. Powodzenia!

Ważne

Poradnikzdrowie.pl wspiera bezpieczne leczenie i godne życie osób chorych na otyłość.
Ten artykuł nie zawiera treści dyskryminujących i stygmatyzujących osoby chore na otyłość.

miesięcznik "Zdrowie"