Nie żyje 20-letni piłkarz. Lekarze pomylili śmiertelną chorobę z zapaleniem migdałków

2023-02-23 12:57

Lekarze zbagatelizowali objawy zgłaszane przez młodego piłkarza. Choć chłopak szukał pomocy, był odsyłany z kwitkiem. Dopiero, gdy jego stan diametralnie się pogorszył, został przyjęty do szpitala. Niestety, wtedy było już za późno na pomoc.

Nie żyje 20-letni piłkarz. Lekarze pomylili śmiertelną chorobę z zapaleniem migdałków
Autor: Facebook @Blisworth Football Club 20-letni piłkarz skarżył się na ból gardła. W wyniku błędnej diagnozy zmarł

Luke Abrahams, 20-letni piłkarz, zawodnik Blisworth FC w styczniu skarżył się na potworny ból gardła. Od razu skontaktował się z lekarzem. Na wizycie w postaci teleporady zdiagnozowano u niego zapalenie migdałków. Luke dostał antybiotyk i miał odpoczywać w domu.

Sepsa u dzieci

Lekarze odsyłali go z kwitkiem. Na pomoc było za późno

Niestety, jego stan zdrowia szybko się pogorszył. Rodzice pojechali z chłopakiem do lekarza, jednak nie został on przyjęty. Nie wykonano też żadnych badań. Po powrocie do domu Luke nie miał siły wstać z łóżka. Ból zaczął obejmować już nie tylko gardło, lecz także lewy pośladek i nogę. Rodzice wezwali karetkę, jednak ratownicy odmówili przyjazdu.

Stan zdrowia 20-latka jednak wciąż się pogarszał, aż w końcu 22 stycznia został przyjęty do szpitala. Okazało się, że by ratować jego życie, niezbędna jest amputacja nogi. Niestety, dzień później Lukas zmarł w trakcie operacji.

Sekcja zwłok wykazała, że Luke miał sepsę poanginową, zwaną zespołem Lemierre'a oraz martwicze zapalenie powięzi. Sepsa to bardzo groźna choroba, doprowadzająca do zakażenia całego organizmu. Prawdopodobnie, gdyby wykryto infekcję wcześniej i od razu wdrożono leczenie, 20-latek miałby szanse na przeżycie.

Rodzice żądają wyjaśnień

Rodzina zmarłego piłkarza nie może pogodzić się z jego śmiercią i pociąga do odpowiedzialności lekarzy. Ojciec Luke'a twierdzi, że gdyby od razu zdiagnozowano syna, ten wciąż by żył.

- Po prostu nie rozumiem, jak mógł wsiąść do karetki i już nigdy nie wrócić do domu. To musi się zmienić, nie możemy pozwolić, żeby taka sytuacja wydarzyła się innemu dzieciakowi - powiedział dla BBC.

Mężczyzna uważa, że lekarze zbagatelizowali zgłaszane przez syna objawy. Zamiast udzielić mu fachowej pomocy, odsyłali go do domu.

- Gdzieś po drodze ktoś nie wykonał należycie swojej pracy. Myślę, że szpital poszedł na skróty. Nie twierdzę, że Luke nadal by tu był, ale nie siedziałbym teraz tutaj z aktem zgonu. Nikt nam go nie przywróci, ale chcę, żeby ludzie odpowiedzialni za jego śmierć zostali ukarani - powiedział w rozmowie z "Northampton Chronicle i Echo".

Szpital udzielił komentarza w tej sprawie, składając kondolencje rodzinie. Jednak do końca zakończenia dochodzenia placówka wstrzymuje się od udzielania jakichkolwiek informacji.

"W imieniu NHS w Northamptonshire pragniemy złożyć szczere kondolencje rodzinie. Nasze myśli są z nimi w tym trudnym czasie. (...) Do czasu zakończenia dochodzenia dalsze komentowanie sprawy nie byłoby właściwe" - napisano w oświadczeniu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki