Lekarz nie żyje, hejt narasta. Bartosz Fiałek: „Nie można też upraszczać tej tragedii”
Tragedia w Krakowie odbiła się szerokim echem, w środowisku medycznym. 10 maja lekarze przejdą ulicami Warszawy, żeby wyrazić swój sprzeciw wobec przemocy. Tej przemocy, z którą spotykają się na co dzień, a której eskalacja doprowadziła do tragedii. Lekarz Bartosz Fiałek w serwisie X opublikował wpis, w którym zwrócił uwagę na systemową zgodę na manifestowanie przemocowych zachowań względem lekarzy.

Fala przemocy wobec medyków narasta
- Kilka miesięcy temu zamordowano ratownika medycznego. Wczoraj zamordowano lekarza. Kolejne morderstwa są kwestią czasu, ponieważ powszechne przyzwolenie na publiczną agresję wobec personelu medycznego pozostaje zachętą do podejmowania takich działań – czytamy w poście w serwisie X. Do postu załączono screen wiadomości mailowej, którą otrzymał lekarz.
„Bartoszu Fiałek, zamorduję cię s***ynu. Zamorduję cię, bo znęcasz się nad ludźmi za brak maseczki. Zmuszasz ludzi do noszenia tej szmaty na ryju. Zamorduję cię, bo zmuszasz dzieci do przyjęcia śmiercionki. (...)Jesteś zbrodniarzem i dlatego zasługujesz na karę śmierci (...) i zabiję najpierw ciebie, potem siebie. (…) Też mieszkam w Płońsku i nie będziesz k***o szargał honoru naszego miasta. Wiem, gdzie pracujesz (na Sienkiewicza 7) i obserwuję twoją drogę do pracy. Zatem oczekuj godziny śmierci swojej. Podpisano, Morderca z Płońska”
Chociaż wiele mówi się o tym, że zgodnie z prawem groźby śmierci są karalne, po zgłoszeniu wspomnianych wiadomości na policję, lekarz nie doczekał się adekwatnej reakcji służb.
„W telegraficznym skrócie: sprawę najpierw olano, a następnie umorzono” - napisał Bartosz Fiałek. Jak przyznał, po 4 mies. sprawę umorzono z powodu niewykrycia sprawcy, pomimo że znany był adres e-mail, założony w jednym ze znanych polskich serwisów.
To m.in. z tego powodu lekarz przestrzega przed dalszą eskalacją przemocy wobec personelu medycznego i zarazem zwraca uwagę, że to nie są jednostkowe przypadki, ale pewien kierunek, który można obserwować w social mediach czy społecznym postrzeganiu medyków i ich pracy.
CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT: Tragedia w Krakowie. Lekarz zaatakowany nożem nie żyje
Hejt na lekarzy rozlewa się w sieci
Jak przyznał lekarz Bartosz Fiałek, od czasów pandemii media społecznościowe stały się przestrzenią, w której narasta hejt wobec lekarzy. Wcześniejsza aktywność Bartosza Fiałka w sieci, dotycząca systemu opieki medycznej czy działań w Ogólnopolskim Związku Zawodowego Lekarzy, nie budziła negatywnych emocji. Ale wraz z początkiem pandemii, hejt w sieci zaczął przybierać na sile.
- Przybierał on różne formy: od najbardziej prymitywnego hejtu, mówiącego, że jestem zły, sprzedajny, wiele wyzwisk, wulgaryzmów. Przez hejt już bardziej poważny, mówiący, iż „powinno odebrać mi się prawo wykonywania zawodu lekarza” albo że „stanę przed sądem na wzór norymberskiego”. Aż po groźby pozbawienia życia
– wymienia Bartosz Fiałek.
- Wymiar tego hejtu, który się przewijał wobec mnie, był ogromny – nie ukrywa lekarz. - To były setki, jak nie tysiące wiadomości, które otrzymywałem w różnej formie: telefonicznej, SMS, komentarzy pod umieszczanymi przez mnie treściami, wiadomości prywatnych w różnych mediach społecznościowych czy wiadomości e-mail. Jedną z takich wiadomości e-mail, najgroźniejszą oraz najbardziej realną do spełnienia groźbę morderstwa przedstawiłem zarówno w mediach społecznościowych, jak i – ponad 3 lata wstecz – odpowiednim służbom – przypomina Bartosz Fiałek.
Jak zwraca uwagę lekarz, mimo upływu lat, pewna tendencja do hejtowania lekarzy i negowania wiedzy medycznej, naukowej, nadal się utrzymuje.
- Twierdzę, że zjawisko hejtu w sieci narasta – potwierdza lekarz, zwracając uwagę na istotne aspekty, składające się na to zjawisko: powszechny dostęp do mediów społecznościowych, ogólny odwrót od nauki i autorytetów, kwestionowanie wiedzy opartej na dowodach i przede wszystkim bezkarność. - To bezkarność jest w mojej ocenie jednym z głównych czynników, który prowadzi do sytuacji, w której agresja jest coraz silniejsza, a nienawiść rozprzestrzenia się coraz szybciej.
Ta nienawiść wobec lekarzy jest wielowymiarowa: zarzuca im się nienależytą opiekę nad pacjentami, działanie, „żeby leczyć a nie wyleczyć”, za co rzekomo płacą koncerny farmaceutyczne produkujące leki. Jak bumerang wraca zarzut, że lekarze jakoby biorą łapówki.
- W jednym z komentarzy pod moim postem napisano, że lekarze są zabijani, bo biorą łapówki. I pisze to ktoś ze swojego prywatnego konta opatrzonego zdjęciem, a nie żaden troll - mówi Bartosz Fiałek. Jak dodaje lekarz, w każdym zawodzie może się zdarzyć przysłowiowa czarna owca. Nawet jeżeli ktoś bierze łapówki, nie oznacza to, że można tę osobę zabić. - Gdy posiadamy dowody na przyjmowanie łapówek przez lekarzy, należy tę sytuację natychmiast zgłosić do odpowiednich służb – dodaje Bartosz Fiałek.
Nie ma konsekwencji za hejt, pomówienia i groźby wobec lekarzy
W teorii służby powinny zajmować się też pomówieniami czy groźbami, które można znaleźć w sieci. W praktyce – takie i jeszcze bardziej agresywne treści w internecie nie są rzadkością. W efekcie, w obliczu braku reakcji i braku konsekwencji, sprawcy hejtu pozwalają sobie na więcej i znajdują naśladowców. Hejt narasta, o lekarzach czytamy najgorsze wypowiedzi: o łapówkach, zabijaniu, złym leczeniu.
TO TEŻ MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ: Śmierć kolegi z Krakowa wstrząsnęła środowiskiem. "Bezkompromisowe szczucie na personel"
- Ludzie, przez lata indolencji, zostali ośmieleni do tego, żeby atakować lekarzy – zauważa dr Fiałek.
- Gdyby nagonka na lekarzy ora innych pracowników ochrony zdrowia nie była tak powszechna i publiczna, to prawdopodobnie natężenie hejtu kierowanego wobec naszych grup zawodowych byłoby zdecydowanie mniejsze. Być może nawet nie doszłoby do tej tragicznej sytuacji
– lekarz nawiązuje do zdarzeń z Krakowa. - Warto podkreślić, że to pierwsze morderstwo lekarza od 40 lat. Nie jest więc tak, że takie sytuacje zdarzają się często, pomimo rosnącej liczby osób z problemami psychicznymi — szczególnie po pandemii – dodaje lekarz.
- Nie można też upraszczać tej tragedii i tłumaczyć jej wyłącznie chorobą psychiczną sprawcy
– podkreśla Bartosz Fiałek, zwracając uwagę na fakt, że mimo rosnącej liczby diagnoz problemów psychicznych, na szczęście nie dochodzi do wielu takich tragedii.
- Owszem, osoby z takimi zaburzeniami stanowią wyzwanie, ale nasi koledzy i koleżanki zajmujący się psychiatrią codziennie pracują z takimi chorymi i na szczęście nie są ofiarami morderstw. Ta sprawa jest złożona, wielowymiarowa i nie można jej sprowadzać do jednego czynnika – podkreśla specjalista.
Polecany artykuł:
Jak tłumaczy, choroba psychiczna odegrała tu rolę, ale była tylko jednym z elementów. Kolejnym istotnym czynnikiem była atmosfera bezkarności i przyzwolenia na agresję wobec środowiska medycznego. To mogło dać sprawcy — choremu, ale jednak odpowiedzialnemu za swoje czyny — poczucie, że może bez konsekwencji sięgnąć po nóż i zaatakować lekarza.
- Nie wiemy, czy bez tego wręcz społecznego przyzwolenia na hejt wylewający się na lekarzy, pacjent zdecydowałby się na taki czyn, ale z pewnością nie można tego wykluczyć – zauważa lekarz Bartosz Fiałek.
Hejt na lekarzy ze strony niektórych polityków
Warto mieć na uwadze fakt, że społeczne negatywne postrzeganie lekarzy znajduje źródło również w pewnych kręgach politycznych. Z jednej strony hejt ma swoje źródła w pandemii, z drugiej – w takich sytuacjach, jak choćby głośna sprawa lekarza, który leczył ojca Zbigniewa Ziobry i którego były prokurator generalny oskarżał o doprowadzenie do śmierci Jerzego Ziobry. Minęły lata, zanim czworo lekarzy finalnie uniewinniono.
- Postrzegam tę tragiczną sytuację jako część szerszego zjawiska, które określam jako przyzwolenie społeczne na niechęć wobec lekarzy – zauważa Bartosz Fiałek.
- To nie tylko kwestia prymitywnej nagonki, ale także kwestionowania naszych kompetencji i umiejętności.
Ludzie mogą się mylić, ale błędów lekarzom się nie wybacza
Od lekarzy wymaga się dużo – żeby nie rzec: zbyt dużo. Osoby z chorobami, którym współczesna medycyna nie umie zaradzić, liczą na uleczenie. Osoby, które same zaniedbały swoje zdrowie czy profilaktykę, później oczekują, że lekarze łatwo, szybko i przyjemnie, zniwelują te skutki wieloletnich zaniedbań. Nie zawsze od razu można postawić diagnozę. Nie zawsze szybkie czy całkowite wyleczenie jest możliwe. I – co też ważne – nie zawsze lekarze są nieomylni.
- Jesteśmy tylko ludźmi, nie bogami — podkreśla lekarz.
- Oczywiście, jak w każdej grupie zawodowej, są lekarze lepsi i gorsi, ale oczekiwanie od nas absolutnej nieomylności jest ogromnym błędem poznawczym. Medycyna to dziedzina dynamicznie rozwijająca się, a ludzki organizm wciąż nie jest do końca poznany. Nie wszystko da się przewidzieć, rozpoznać i skutecznie leczyć.
Niestety, w zawodzie lekarza brakuje społecznego przyzwolenia na jakiekolwiek pomyłki. Zamiast otwarcie o nich mówić i uczyć się na ich podstawie, lekarze często zmuszeni są do ich ukrywania — w obawie przed surowymi konsekwencjami, takimi jak utrata prawa do wykonywania zawodu czy nawet kara więzienia. Dlatego, jak podkreślił Bartosz Fiałek, tak istotne jest wprowadzenie w Polsce klauzuli „no-fault”, która z powodzeniem funkcjonuje już w wielu krajach. Pozwala ona analizować nieumyślne błędy bez karania sprawców. To właśnie takie rozwiązania sprzyjają rozwojowi wiedzy medycznej i realnej poprawie jakości leczenia.
Nagonka na środowiska medyków trwa od lat
Wrogość wobec lekarzy trwa już od lat – w 2007 r. na słynnej konferencji prasowej, usłyszeliśmy od Zbigniewa Ziobry m.in. „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie” oraz „zarzut dopuszczenia się zbrodni zabójstwa został przez prokuratora postawiony wśród dwudziestu zarzutów innych”.
- Już nieżyjący Ludwik Dorn mówił: „pokaż lekarzu, co masz w garażu” - dopowiada Bartosz Fiałek. - Te medialne i polityczne ataki na środowisko lekarskie pojawiły się już wiele lat temu. Dzieje się tak, ponieważ taka narracja przynosi polityczne korzyści i niektóre frakcje chętnie z niej korzystają — najłatwiej zdobywać poparcie społeczne poprzez atakowanie dobrze sytuowanych grup zawodowych. Dotyczy to nie tylko lekarzy, wszak wcześniej także chociażby sędziów.
- W rzeczywistości lekarze w Polsce dopiero od niedawna zaczynają zarabiać godnie, porównywalnie z kolegami z innych krajów UE. To nie są stawki nawet podobne do tych ze Stanów Zjednoczonych, gdzie zarobki są zdecydowanie wyższe, ale patrząc relatywnie do kosztów życia — nareszcie zarabiamy godnie. To jednak staje się pretekstem do publicznych ataków i stygmatyzacji – zauważa lekarz.
Lekarz zaznaczył, że szczególnie wyraźnie problem ten ujawnił się w czasie pandemii COVID-19. Ówczesne władze, nie radząc sobie z zarządzaniem kryzysem, potrzebowały kozła ofiarnego — padło na personel medyczny. To nie minister zdrowia ani urzędnicy zostali obarczeni odpowiedzialnością za opóźnienia w dostawach środków ochrony osobistej, chaos w organizacji kwarantanny czy zbyt późne reakcje na kolejne fale epidemii. Społeczna frustracja i gniew zostały skierowane w stronę lekarzy, mimo że to właśnie oni stali na pierwszej linii frontu walki z nieznanym zagrożeniem.

Niektórzy lekarze są lubiani, ale środowisko medyczne - źle oceniane
- Dziś, jako lekarz z wieloletnią praktyką, mogę powiedzieć, że mój indywidualny kontakt z pacjentem jest naprawdę bardzo dobry. W poradni reumatologicznej przyjmuję kilka tysięcy osób rocznie i zdecydowana większość tych relacji jest oparta na wzajemnym szacunku. Ale patrząc z perspektywy całej grupy zawodowej — mamy poważny kryzys wizerunkowy – przyznał Bartosz Fiałek.
- Zaufanie społeczne do lekarzy było systematycznie niszczone przez lata. I nie sądzę, by udało się je szybko odbudować.
Jako jednostki — wielu z nas cieszy się sympatią pacjentów. Ale jako grupa — jesteśmy oceniani po prostu źle.
- I twierdzę, że opinia o lekarzach za mojego życia nie wróci na pozytywne tory – ocenia lekarz.
CZYTAJ TEŻ: Minuta ciszy i marsz dla lekarza zamordowanego w Krakowie. Medycy w żałobie