Lekarz mówi o agresywnych pacjentach. „Praktycznie na każdym dyżurze”  

2025-04-30 13:01

Tragiczna śmierć lekarza, zaatakowanego przez funkcjonariusza Służby Więziennej, wstrząsnęła środowiskiem medycznym i wywołała ogólnospołeczną dyskusję na temat bezpieczeństwa pracowników ochrony zdrowia. Pytamy dr. n. med. Andrzeja Głuszaka, lekarza z ponad 40-letnim stażem, czy agresja pacjentów to częsty problem, z czym mierzą się medycy podczas dyżurów oraz jakie mają środki i narzędzia, by zadbać o własne bezpieczeństwo.

Lekarz mówi o agresywnych pacjentach. „Praktycznie na każdym dyżurze”  
Autor: GettyImages Lekarz mówi o agresywnych pacjentach. „Praktycznie na każdym dyżurze”  

Nie żyje ortopeda z Krakowa

W ostatnim czasie coraz częściej media informują o atakach na ratowników medycznych, udzielających pomocy podczas wyjazdów ZRM. Niektóre z tych historii kończą się tragicznie.

Tak też było w miniony wtorek w Krakowie – tym razem zaatakowany został lekarz ortopeda, przyjmujący w tym czasie w gabinecie.

Sprawcą okazał się pacjent, który był jakoby „niezadowolony z leczenia”. Ustalono, że pracuje on w służbie więziennej w Katowicach.

Czy ataki na pracowników systemu opieki zdrowotnej są rzeczywiście częstym problemem? Z jakimi sytuacjami mierzą się medycy? Pytamy o to dr n. med. Andrzeja Głuszaka, lekarza z ponad 40-letnim stażem pracy.

- Chciałbym przede wszystim przekazać w obliczu tragedii wyrazy współczucia dla rodziny kolegi-lekarza. - To bolesne niewytłumaczalne wydarzenie - mówi dr n. med. Andrzej Głuszak. 

Czy personel medyczny często spotyka się z agresją?

- Na szczęście nie jest to bardzo częste, biorąc pod uwagę liczbę przyjęć – komentuje dr Głuszak. - Natomiast rzeczywiście zdarzają się takie sytuacje – potwierdza lekarz. 

Ataki na pracowników ochrony zdrowia podejmują szczególnie często pacjenci, którzy są pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających.

- W takich sytuacjach rzeczywiście zdarzają się pacjenci pobudzeni i agresywni, a komunikacja z nimi bywa praktycznie niemożliwa, dlatego trzeba zachować szczególną ostrożność. Przydaje się doświadczenie personelu - mówi dr n. med. Andrzej Głuszak.

- Czasami dochodzi nawet do konieczności obezwładnienia pacjenta lub wezwania policji. Miałam takie przypadki – gdy pojawiali się agresywni pacjenci, nie podejmowaliśmy interwencji samodzielnie, lecz prosiliśmy - czy to w pogotowiu, czy na izbie przyjęć - o pomoc doświadczonych w tych sprawach policjantów. Policjanci rzeczywiście się zjawiali i pomagali w takich sytuacjach.

CZYTAJ TEŻ: Środowisko alarmowało, nie działo się nic. "Może śmierć naszego kolegi nie pójdzie na marne"

Otyłość - choroba, nie wybór. Debata poradnikzdrowie.pl

Co można wnieść do szpitala?

Lekarz w Krakowie zginął od ciosów nożem. Problem stanowi fakt, że przy wejściach do szpitali, nie ma żadnych bramek, czujników, kontroli, jak chociażby w sądach, gdzie wchodzących sprawdza się, czy nie mają przy sobie broni lub innych potencjalnie niebezpiecznych narzędzi.

- Pacjenci mogą mieć przy sobie różne przedmioty. Ale to też nie działa tak, że będziemy każdego sprawdzać, czy coś przy sobie nosi – to trochę mija się z celem. W gabinecie lekarskim, zwłaszcza chirurgicznym, jest mnóstwo rzeczy, które potencjalnie mogą zostać użyte jako narzędzia do ataku czy broń.

- zauważa dr n. med. Andrzej Głuszak.

Dr Głuszak wskazuje jako przykład historię pacjenta, który rozbił szybę na oddziale. Później groził ostrym kawałkiem szyby personelowi.

Odurzeni i pijani pacjenci atakują personel szpitali

Najtrudniej, podkreśla lekarz, jest z pacjentami pod wpływem środków odurzających – wtedy potrzebna jest pomoc ochrony czy wspomnianej policji, bo lekarze nie zawsze są w stanie sami opanować sytuację. Jak dodaje dr Głuszak: 

- To wcale nie jest rzadka sytuacja, niestety. Z takimi pacjentami mamy do czynienia praktycznie na każdym dyżurze. Niezależnie od tego, czy to SOR, czy Izba Przyjęć, takie przypadki się zdarzają. Szczególnie często ma to miejsce w weekendy albo – w cudzysłowie – podczas świąt, kiedy pacjenci mają nieograniczony dostęp do alkoholu.

Pacjenci z psychozami mogą zagrażać lekarzom

Ale są też osoby, które stanowią zagrożenie dla personelu medycznego nie ze swojej winy. Co nie zmienia faktu, że takie osoby są potencjalnie niebezpieczne. To pacjenci w stanach psychotycznych.

- Druga sytuacja, też bardzo stresująca, to pacjenci w stanie psychozy - przyznaje dr Głuszak. - Czasami to są ostre psychozy.

Ktoś, kto chwilę wcześniej był zupełnie normalny, uśmiechnięty, nagle staje się zalękniony i może zareagować silną agresją. Ma poczucie zagrożenia i odreagowuje, broniąc się przed wyimaginowanym atakiem. To mogą być nawet osoby starsze, na przykład z chorobami krążenia – a taka psychoza może wtedy poważnie zagrażać ich zdrowiu.

Niebezpieczne sytuacje w placówkach medycznych

Takie sytuacje są trudne do opanowania przez personel medyczny. I bywają również różnie postrzegane przez otoczenie, które, widząc zajście z boku, nie zawsze właściwie je interpretuje.

- Bardzo trudno sobie z tym poradzić. Takie sytuacje jeszcze bardziej wyczerpują – i tak już ograniczoną – energię personelu medycznego - przyznaje lekarz.

- Czasami ta agresja ma charakter słowny, ale bywa też fizyczna – mogą pójść w ruch pięści czy jakieś przedmioty. A otoczenie, szczególnie osoby niemedyczne, często w ogóle nie rozumieją, co się dzieje. Bywa, że stają po stronie pacjenta – przeciwko ratownikom, czyli de facto po stronie napastnika.

Dlaczego tak się dzieje?

- Jak chory nagle zaczyna krzyczeć, że ktoś chce go okraść albo zabić, to siłą rzeczy inni – pacjenci czy odwiedzający – mogą pomyśleć, że coś faktycznie jest na rzeczy.

Zwłaszcza że niestety dziś trochę zagubiliśmy coś takiego jak wzajemny szacunek czy autorytet pracowników ochrony zdrowia. I to też jest duży problem – brak autorytetu, brak szacunku sprawia, że ludzie szybciej reagują agresją.

- Oczywiście to nie dotyczy pacjentów w psychozie – oni nie mają świadomości tego, co się z nimi dzieje. Ale i tak to trudne sytuacje, w których czasem trzeba użyć przymusu, podać zastrzyk. A wtedy z kolei zdarza się, że ktoś zaraz mówi, że ‘po zastrzyku stan pacjenta się pogorszył’ i znów są pretensje - tłumaczy dr n. med. Andrzej Głuszak.

Pogrzeb tragicznie zmarłego ratownika medycznego. Ostatnie pożegnanie Cezarego L.

- Zastrzyk podaje się po to, żeby spróbować pacjenta uspokoić - wyjaśnia lekarz. Jednak, jak tłumaczy, dla osoby postronnej, która nie rozumie sytuacji, może to wyglądać tak, jakby służba zdrowia stosowała przemoc, a do tego jeszcze dawała zastrzyk, który – w ich oczach – pogarsza stan chorego.

Tymczasem, jeśli nawet stan pacjenta się pogorszy, to z innych przyczyn. - Nie z powodu zastrzyku, tylko z powodu choroby, która była już na początku - komentuje lekarz, dodając, że zły odbiór zaistniałych trudnych sytuacji w szpitalach bywa później przyczyną jeszcze gorszego nastawienia pacjentów do personelu medycznego. - Potem takie historie idą w świat - dodaje dr Głuszak. 

- A to niestety powoduje, że niektórzy przychodzą już od razu nastawieni negatywnie, z pretensjami, z emocjami – i wtedy wszystko odbierają zupełnie inaczej, niż osoba, która przychodzi z szacunkiem, z oczekiwaniem pomocy, nawet jeśli niekoniecznie uśmiechnięta. Ale oczywiście – i jednym, i drugim trzeba tej pomocy udzielić.

Agresywni pacjenci - ryzyko dla medyków

To niejedyne przypadki, w których personel medyczny spotyka się z agresją ze strony pacjentów.

- Do tego dochodzą jeszcze osoby z zaburzeniami osobowości o cechach socjopatycznych – one nie muszą być pod wpływem czegokolwiek, a i tak od razu mają pretensje do wszystkich: do lekarza, pielęgniarki czy ratownika. I my też wtedy stajemy się obiektem agresji, właśnie przez to, że ktoś ma takie cechy, jak socjopatia czy psychopatia.

- Żadne tłumaczenia i gesty dobrej woli nie będą skuteczne, jeżeli człowiek zaślepiony gniewem, poczuciem krzywdy - także urojonym, nie słucha i nie chce nawiązać kontaktu

- wymienia dr Głuszak. U podłoża psychozy lub innych zachowań nieakceptowanych społecznie, może leżeć fizyczny stan zdrowia pacjenta. Jak wyjaśnia dr Głuszak:

- U pacjentów z cukrzycą, gdy dochodzi do spadku poziomu cukru, mogą wystąpić przejściowe zaburzenia świadomości czy kojarzenia. I to czasem do tego stopnia, że taki pacjent staje się agresywny – rzuca się z pięściami, kopie, a nawet potrafi chwycić za nóż czy widelec z posiłku i biegać z tym po korytarzu. A jednocześnie za chwilę może dojść u niego do zasłabnięcia, bo ten poziom cukru nadal spada, jeśli nie przyjmie glukozy.

To niejedyne osoby, które mogą doświadczać stanów psychotycznych. 

- Często psychozy występują też u osób starszych – w naprawdę podeszłym wieku. Już niewielkie zaburzenia w dopływie tlenu do mózgu mogą powodować duże zmiany w zachowaniu. Miałem przypadek, że pacjent po zawale serca, mający ponad 80 lat, nagle rzucił się z pięściami na lekarza, który próbował mu pomóc. I żadne tłumaczenia nie działały.

Sytuacje zagrożenia życia lekarzy w szpitalach

Co może zrobić medyk, czy to ratownik, czy lekarz, czy pielęgniarz, gdy spotyka się z atakiem ze strony pacjenta? 

- W takich sytuacjach najważniejsze to zachować maksymalny spokój. Nie można odpowiadać agresją na agresję, bo to tylko pogarsza sprawę. Trzeba próbować wyciszyć sytuację, a jeśli robi się naprawdę groźnie – trzeba wezwać pomoc: ochronę, a czasem niestety nawet policję - tłumaczy dr Głuszak. 

Pomoc odpowiednich służb może być niezbędna, ponieważ lekarze niekiedy mierzą się z zagrożeniem życia.

- Mój kolega na dyżurze został kiedyś zaatakowany przez pacjenta, który użył stojaka od kroplówki jak oszczepu. Na szczęście lekarz zdążył się uchylić, ale ten stojak przebił drzwi. Gdyby nie refleks lekarza, mogłoby się to skończyć tragicznie.

Co istotne, przypadki celowych zabójstw to rzadkość. W większości za takie zachowania odpowiadają choroby czy zaburzenia, jakich doświadcza osoba w szpitalu. 

- Ten pacjent nie działał z premedytacją. On był przekonany, że ktoś chce go w szpitalu zamordować, czuł się skrajnie zagrożony. A jak człowiek myśli, że jego życie jest w niebezpieczeństwie, to w jego głowie takie zachowanie wydaje się uzasadnione – nawet z użyciem niebezpiecznego przedmiotu w, jak sądzi, obronie własnej.

Czy w szpitalach są ochroniarze?

Wracając do kwestii bezpieczeństwa w szpitalach, zastanówmy się, czy w placówkach medycznych jest ochrona? W tych, w których byłam – a w związku z chorobami dzieci trochę takich miejsc było – nie było ochrony. Czasem widywało się jakiegoś ochroniarza, ale przykładowo jednego na kilka pięter. Czy w szpitalach jest ochrona, która w razie potrzeby może pomóc lekarzom?

- W większych szpitalach zwykle tak, ale w mniejszych placówkach bywa z tym problem, głównie z powodów finansowych. Brakuje zarówno ochrony, jak i portierów, którzy kiedyś byli standardem – to osoba, która pilnowała wejścia - zauważa dr Głuszak. To niejedyny aspekt, który rzutuje na bezpieczeństwo personelu w szpitalach: 

- Obecnie zmieniły się również godziny odwiedzin – dostęp do szpitali bywa praktycznie nieograniczony. Często nie wiadomo, kto jest rodziną, kto odwiedzającym, a kto zupełnie obcą osobą. W mniejszych placówkach nikt tego nie weryfikuje. W dużych – nawet jeśli ochrona istnieje, może nie być w stanie wszystkiego ogarnąć, bo szpital funkcjonuje jak małe miasteczko.

Dlatego zdarza się, że w razie potrzeby trzeba wzywać policję – zwłaszcza w mniejszych szpitalach - komentuje dr Głuszak.

Interwencje policji w placówkach medycznych

A czy pacjenci sami też wzywają inne służby do placówek medycznych? Media również niekiedy podchwytują takie tematy, chcąc punktować wady systemu opieki medycznej.

- Pamiętam przypadek, kiedy pacjent czuł się zagrożony i wezwał policję. Okazało się jednak, że to on miał epizod psychotyczny i nikt mu nie zagrażał. Mimo to miał prawo zareagować. Dobrze, że policja przyszła i zweryfikowała sytuację – komentuje dr Głuszak.

Pacjent z Krakowa zaatakował, bo był "niezadowolony z leczenia"?

O pacjencie z Krakowa, który zaatakował lekarza, mówi się, że był niezadowolony z przebiegu leczenia. Na ten moment nie są jednak znane szczegóły. W oczywisty sposób nawet niezadowolenie, czy niesatysfakcjonujące leczenie (o ile takie rzeczywiście było) nie jest powodem, aby kogoś atakować.

- Tutaj warto chyba też powiedzieć, że jak ktoś wchodzi do gabinetu, to powinien mieć świadomość, że lekarz nie jest cudotwórcą – komentuje doktor Głuszak.

- Możemy się pomylić, możemy czegoś nie zauważyć od razu. Ale są procedury, które pozwalają diagnozę weryfikować. To nie zawsze działa tak, że przychodzi się raz i od razu wszystko wiadomo. Można pewnych rzeczy po prostu nie zauważyć, i to niekoniecznie jest błąd – pod warunkiem, że istnieją mechanizmy naprawcze. Czasem przy kolejnej wizycie, przy ponownym spojrzeniu, dostrzegamy więcej - dodaje lekarz. 

Na przebieg leczenia mają wpływ również indywidualne cechy pacjenta. - Trzeba to pacjentom wyjaśniać – że na przykład ręka goi się inaczej u jednej osoby niż u drugiej - zauważa dr Głuszak.

- To nie musi oznaczać błędu lekarza – czasem organizm reaguje w nietypowy sposób, wynika to z indywidualnej budowy czy mechaniki ciała. Takie sytuacje można naprawiać, o ile jest współpraca obu stron.

Doktor Głuszak nie zaprzecza, że lekarze nie są nieomylni i dlatego nie zawsze leczenie przebiega tak, jak powinno. Ponadto niektóre przypadki są po prostu trudne i nie zawsze możliwe jest pełne wyleczenie, co nie wynika z braku kompetencji lekarzy, ale z charakteru schorzenia. 

CZYTAJ TEŻ: Tragedia w Krakowie. Lekarz zaatakowany nożem nie żyje

- Każdy lekarz może mieć gorszy dzień, być zmęczony czy rozkojarzony. Dlatego powinny istnieć mechanizmy zabezpieczające pacjenta przed błędami. Czasem też lekarze podejmują się trudniejszych przypadków, których inni się nie podejmują, bo to wiąże się z większym ryzykiem. A jeśli coś się nie uda, to właśnie oni zbierają negatywne opinie. Z kolei ci, którzy nie podejmują się leczenia, są w pewnym sensie "bezpieczni".

- Znam takie sytuacje – ryzyko było ogromne, nikt nie chciał się podjąć, a jednak ktoś musiał. Oczywiście to rzutuje na późniejszą ocenę. Zły wynik łatwo utożsamia się z błędem, mimo że alternatywy nie było. A przecież czasem nawet 1 proc. szans jest lepszy niż 0 proc.

Jak zauważa lekarz, to nie są proste sprawy, a patrząc z zewnątrz, łatwo jest oceniać. - Miałem sytuację z pacjentem kardiochirurgicznym – wielu specjalistów odmawiało pomocy ze względu na ryzyko. Dopiero ktoś z dużym doświadczeniem się podjął. Tacy lekarze mają odwagę, ale muszą też mierzyć się z gorszymi statystykami.To samo dotyczy wyników zabiegów – pacjent w dobrej kondycji ma większe szanse na sukces, starszy, z wieloma chorobami współistniejącymi – mniejsze.  

Poradnik Zdrowie Google News

Jak rozwiązać problem agresji w szpitalach?

Niezależnie od tego, czy faktyczną przyczyną ataku było niezadowolenie z przebiegu leczenia, czy też inne motywy kierowały mężczyzną, jego czyn wstrząsnął całym środowiskiem lekarskim.

Niektórzy wiążą tę tragedię z narastającą w ostatnim czasie – zarówno w niektórych mediach, jak i kręgach politycznych – retoryką uderzającą w personel medyczny. Tymczasem po obu stronach są przecież ludzie, których celem jest to samo: powrót pacjenta do zdrowia. Jak dodaje dr n. med. Andrzej Głuszak: 

- Ważne, by rozwiązywać problemy spokojnie, bez uprzedzeń. Negatywne nastawienie tylko zaburza relację. A ta relacja – oparta na zaufaniu i szacunku – jest kluczowa. Trzeba też pamiętać, że lekarz może coś przeoczyć, ale przy kolejnych wizytach jest szansa na naprawę. W ostrych przypadkach są też zespoły specjalistów – nie trzeba polegać tylko na jednej osobie.

Wszystko powinno służyć dobru pacjenta – to jest główny cel istnienia służby zdrowia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki