Jak wyrwać się z niewoli kultu młodości? [PORADY PSYCHOLOGA]
Żyjemy w świecie kultu młodości. Kojarzy się nam z tym co najlepsze: pięknem, zdrowiem, sukcesem, witalnością. A starość? Starość jest brzydka, chora, niedołężna. Bronimy się przed nią ze wszystkich! Ale czy jesteśmy wtedy szczęśliwsi? Na te i inne pytania odpowiada psycholog Katarzyna Platowska.
Spis treści
- Kult młodości, czyli dlaczego koniecznie chcemy zatrzymać czas
- Ageoreksja to paniczny starach przed starością
- Wiecznie młodzi lub pogodzeni ze starością
- Media i patriarchat - dwie przyczyny triumfu kultu młodości
- Naturalna kolej losu
- Kto za wszelką chce być młody?
- Miłość nie patrzy na wiek
- Młodość to nie tylko jędrne ciało
Zwolennicy total-natural, którzy głoszą, że zmarszczki czy siwe włosy to kawałek naszej historii i nie trzeba się ich wstydzić, należą do zdecydowanej mniejszości. Większość kobiet, a coraz częściej także mężczyzn, staje się niewolnikami wiecznej młodości.
Kult młodości, czyli dlaczego koniecznie chcemy zatrzymać czas
Co roku wydajemy fortunę, by powstrzymać proces starzenia się. Gabinety chirurgii estetycznej wykonujące odmładzające zabiegi wyrastają jak grzyby po deszczu. W niemieckim Szwarcwaldzie powstała klinika, w której panie poddają się odżywczym i odmładzającym zabiegom z użyciem... kobiecych łożysk. Zakład ów mieści się niedaleko szpitala położniczego zaopatrującego go w ten cenny i rzadki „surowiec kosmetyczny”. Chętnych podobno nie brakuje, na wolne miejsce oczekuje się kilka miesięcy.
W Ameryce jedna z klinik swoim „wiecznie młodym” pacjentkom przetacza... krew młodziutkich kobiet, by w ten sposób odmłodzić ich materiał hormonalny i mitochondrialny. Podejrzewano, że pacjentką takiej kliniki była m.in. Tina Turner, która od pół wieku wydaje się w ogóle nie starzeć. W ręce odmładzających specjalistów trafiła także modelka Kate Moss, słynąca z tego, że w całym domu ma porozwieszane lustra i codziennie kilka razy ogląda swoją twarz w powiększającym zwierciadle. Wszystko po to, by jak najszybciej wyłapać pojawienie się pierwszych zmarszczek i od razu wydać im wojnę.
Strach przed zmarszczkami spędza sen z powiek już kobietom dwudziestokilkuletnim. Blisko jedna czwarta pan przed trzydziestką funduje sobie w gabinetach kosmetycznych chemiczne pilingi czy mikrodermabrazje (mechaniczne głębokie złuszczanie naskórka). Do jednego z kosmetycznych instytutów trafiła osiemnastolatka załamana pojawieniem się kurzych łapek. Skąd w nas ten lek, ta chęć zatrzymania młodego wyglądu? – Podejście do wieku jest nieco inne w różnych kulturach – mówi Katarzyna Platowska, psycholog i terapeuta. – Np. w kulturach azjatyckich starzy ludzie są szanowani, uważani za mądrych i otaczani pełną poważania opieką. Podobnie w Afryce: żyje tam plemię, gdzie małe dziecko jest odbierane matce i przekazywane babci na wychowanie. Przyszłość dzieci i kształtowanie ich charakteru powierzane są starszym kobietom, mądrym i statecznym. Chasydzkie przysłowie mówi: „Dobrobyt społeczeństwa zależy od sposobu traktowania starszyzny”. Dlaczego więc w kulturze zachodniej starych ludzi omija się wzrokiem, często traktuje nieżyczliwie i z uczuciem wyższości?
Ageoreksja to paniczny starach przed starością
Statystyki alarmują: aż 15 proc. Polaków poniżej 40. roku życia nie potrafi zaakceptować faktu, że ich ciało zaczyna się starzeć. Zatrzymanie młodości jest dla nich ważniejsze niż dbanie o dobre relacje rodzinne. Lęk przed upływem czasu przybiera u niektórych niepokojącą formę, powodując nowy (po anoreksji, tanoreksji czy ortoreksji) rodzaj zaburzenia: ageoreksję (od ang. słowa age – wiek), patologiczne pragnienie pozostania młodym. Badanie prowadzone aż kilkadziesiąt lat przez naukowców z University of Southern California wykazało, że mężczyźni z wiekiem czują się szczęśliwsi, kobiety odwrotnie. Są szczęśliwsze, dopóki nie przekroczą 48. roku życia. Potem zaczyna spadać ich satysfakcja związana z życiem zawodowym, miłosnym i rodzinnym, podczas gdy mężczyźni uczą się cieszyć życiem rodzinnym i czerpać zadowolenie z tego, co zdobyli (także finansowo).
Wiecznie młodzi lub pogodzeni ze starością
My, ludzie Zachodu, boimy się tego, do czego starość nieuchronnie prowadzi: śmierci. W zachodniej kulturze nie ma pogodzenia ze śmiercią. Kiedy jesteśmy starsi, zaczynamy coraz częściej o tym myśleć, ale od uświadomienia sobie do pogodzenia się jeszcze długa droga. Japończycy uważają, że piękno trwa tylko chwilę, dopóki kwiat nie zwiędnie, dopóki skórka owocu nie pomarszczy się na mrozie. I tak samo jak więdnięcie jest częścią kwiatowego piękna, tak śmierć jest częścią życia. Przez całe życie, medytując, oswajają się z przemijaniem, z nieuchronnością odejścia. Natomiast w chrześcijańskiej kulturze, choć po śmierci czeka nas niebo, tak naprawdę nie wiemy, co jest po drugiej stronie. Śmierć jest nieoswojona, nikt nas nie uczy akceptacji jej przerażającej nieuchronności.
Najstarszy maratończyk – Buster Martin, uczestnik ostatniego (w 2008 r.) Maratonu Londyńskiego. Sędziwy biegacz ma 101 lat. Przed nim rekordzistą był 98-letni Grek Dimitrion Yordanidis, który startował w ateńskim maratonie w 1976 r.
– Refleksja nad przemijaniem czasu i dobrym jego wykorzystaniem przychodzi dość późno, kiedy już doświadczymy tego upływu na własnej skórze – mówi psycholog. – To dlatego starości najbardziej boimy się jeszcze przed czterdziestką, a po sześćdziesiątce już nas ona mniej przeraża. Nie chcemy zaakceptować starości nie tylko z lęku przed śmiercią. Boimy się także utraty sprawności, choroby i cierpienia. – A sprawność w podeszłym wieku zależy od stylu życia w... młodości – dodaje Platowska. – I jeszcze jedno: każdy wiek ma swoje przywileje. Gdy się ma rok, można biegać po plaży z gołą pupą, jak się ma 10 lat, już niekoniecznie. Po sześćdziesiątce jesteśmy mądrzy, nie miotają już nami emocje, jesteśmy dumni ze swoich dokonań. Możemy też zrezygnować z pracy i robić to, co najbardziej lubimy.
Najstarszy alpinista – Japończyk Tomiyasu Ishikawa. Mając 65 lat, wdrapał się na najwyższy szczyt świata – Mount Everest. Sześć lat później zdobył liczący 4897 m n.p.m. szczyt masywu Vinson na Antarktydzie. Tym samym został członkiem elitarnego klubu zdobywców 7 najwyższych szczytów świata na 7 kontynentach, tzw. Korony Ziemi.
Lęk przed starością jest tym większy, im mniej mamy okazji do bliskiego, codziennego kontaktu z osobami starszymi. Z daleka widzimy gównie ich mniejszą sprawność fizyczną, utratę urody, czasem zgorzknienie i osamotnienie. Nie mamy szansy dostrzec ich mądrości, godności, łagodności, pogodzenia z życiem i jego akceptacji. Dawniej żyliśmy w rodzinach wielopokoleniowych, mogliśmy więc obserwować seniorów rodu, czerpać z ich wiedzy i doświadczenia, dorastać w cieniu ich autorytetu.
Najstarszy ojciec – Namu Ram Jogi ma 92 lata i jest rolnikiem z Indii. Rekordowe maleństwo, córeczka Grij a, jest jego 21. dzieckiem.
Media i patriarchat - dwie przyczyny triumfu kultu młodości
W gloryfikacji młodości wielką rolę odgrywają media. Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie pełno wizerunków radosnych, tryskających energią dwudziesto-, trzydziestolatków. Wszystko się sprzeda, jeśli jest reklamowane przez osobę młodą. Dobre życie jest utożsamiane z młodością, pięknem i szczupłą sylwetką. Mamy ten wizerunek zakorzeniony tak głęboko, że wydaje się nam wręcz, iż tylko osoby młode, piękne i szczupłe mają prawo do szczęścia. Dlatego staramy się rozpaczliwie dogonić ten obraz. Szczególnie dotkliwie godzi to w kobiety. Dlaczego? Nasze społeczeństwo wciąż jest bardziej patriarchalne niż partnerskie. Nadal to mężczyźni grają pierwsze skrzypce, wyznaczają reguły. A są one proste: większość samców w partnerce ceni nie przymioty charakteru i liczne talenty, ale urodę, fakt, że jest dobra w łóżku, poda ciepły posiłek i uprasuje koszulę. Intelektualnie zaspokoją się w pracy. A kobiety, które od dziecka marzą o białej sukni i mężczyźnie u boku, grają według tych reguł. Ale z wiekiem kobieta traci te walory, za które najbardziej ceni ją świat urządzony przez mężczyzn. Traci młodość, urodę, nie może już rodzić dzieci, czyli traci wartość... – Dlatego gdy związek zaczyna się psuć, kobieta nie zapisuje się na kurs hiszpańskiego, tylko pędzi do kosmetyczki – mówi psycholog. – To właśnie kobiety, które po wielu latach małżeństwa widzą, że ich mężowie zaczynają się rozglądać za młodszymi, stanowią gros klientek klinik chirurgii estetycznej.
Naturalna kolej losu
Łatwiej pogodzić się z nieuchronnym upływem czasu tym, którzy żyli dobrze. Chodzi o to, by przeżyć i domknąć ważne etapy naturalnie następujące po sobie w życiu. – Kiedy mamy 20 lat, przychodzi czas szukania partnera, wychodzenia za mąż i rodzenia dzieci – tłumaczy Platowska. – Jesteśmy młode, szczupłe, atrakcyjne. Po trzydziestce mamy z reguły ustabilizowaną sytuację zawodową i rodzinną. Dziesięć lat później dzieci i mąż potrzebują nas mniej i mamy więcej czasu dla siebie. Zaczynamy więc powoli zwracać się ku swemu wnętrzu, ku życiu duchowemu, zadawać pytanie: „kim jestem i jaki jest cel mojego istnienia?”.
Najstarszy pracownik – Waldo McBurney, mieszka w USA i jest pszczelarzem. Liczy sobie 104 lata.
Najstarszy kierowca – nieżyjący już Fred Harold Hale (zmarł w 2004 r.). Odnowił prawo jazdy, mając 104 lata, i prowadził samochód jeszcze 6 lat.
Jeśli kolejne etapy następowały we właściwym czasie, nie były pomijane lub przedłużane (np. ślub po czterdziestce), łatwiej będzie nam zachowywać się, czuć i ubierać stosownie do wieku, nie trzymać się kurczowo tych lat, które już minęły.
Kto za wszelką chce być młody?
Zdarza się, że jakiś etap jest pusty, to znaczy, że był czas na coś, co nie zostało zrealizowane. Tak dzieje się, kiedy jest np. czas wchodzenia w związki, ale my stawiamy na karierę, beztroskę, zabawę czy brak zobowiązań. To jest w porządku, kiedy mamy 20 lat, ale już robi się nieco niebezpieczne, kiedy przekraczamy trzydziestkę. Czas płynie, a my wciąż nie robimy tego kroku, który wtedy powinien być zrobiony. W efekcie będziemy chcieć zatrzymać w sobie ten wiek, czas, kiedy miałyśmy lat 20 czy 30 – będziemy wiec robić różne „sztuczki”: wstrzykiwać sobie botoks; robić operacyjny lifting, skalpelem modelować sylwetkę, która z biegiem czasu też się zmienia w naturalny sposób itp. – Przychodzimy na świat, by dojrzewały nasze dusze – mówi psycholog. – Na każdym etapie życia mamy do odrobienia jakąś lekcję, po to także spotykamy na naszej ścieżce innych ludzi. Jeśli lekcja nie zostanie odrobiona, będzie się powtarzać w nieskończoność. To pokrywa się z założeniem psychologii, że trzymamy się kurczowo niezaliczonych etapów. I zdarza się, że gdy kobieta czterdziestoletnia po raz pierwszy próbuje ułożyć sobie życie, może mieć trudności, by mężczyzna spełnił jej oczekiwania – bo oczekiwania ma na poziomie... rozpoczynającej życie dwudziestolatki. Upływu czasu nie będzie się bać kobieta, która ma dobrego, oddanego partnera i udane małżeństwo. Której udało się nawiązać z mężczyzną głęboką, prawdziwą więź i która zobaczyła, że ta więź nie polega tylko na tym, że mu się podoba fizycznie, ale że łączy ich wiele ważniejszych spraw, coś głębszego. Taka kobieta przestaje być skupiona na własnym ciele i wyglądzie, bo nie za gładką skórę była kochana. Jeśli w dodatku urodziła dzieci, wychowała je i teraz widzi, że są fajnymi ludźmi i może być z nich dumna, ma poczucie, że wiele w życiu osiągnęła.
– Klientkami chirurgów estetycznych są często kobiety mające młodszych partnerów i starające się nie „odstawać” od nich wyglądem – dodaje psycholog. – To często panie, które późno zaczęły szukać partnerów, a mężczyźni w ich wieku byli już zajęci. Przesadnie do młodości przywiązują się też kobiety, które od dziecka były cenione głównie za urodę. Słyszały, że są księżniczkami tatusiów, bo są takie ładne. I zaczynają utożsamiać urodę z tym, że są warte miłości. Od dziecka uczą się wykorzystywać urodę jako wabik i jako dorosłe korzystają głównie z tych umiejętności. Robiąc karierę zawodową, także korzystają z atrakcyjności, bo szefowie często kierują się podczas rekrutacji wyglądem. Ale choć wydaje się, że wszystko im łatwo przychodzi, wewnętrznie mają mnóstwo lęku, zagubienia i niepewności. Brak im poczucia bezpieczeństwa – bo wszystko, co się dzieje, jest zewnętrzne. Takie osoby mają bardzo niską samoocenę. A kiedy zaczynają się starzeć, tracą jedyną podstawę poczucia własnej wartości, jaką miały.
Miłość nie patrzy na wiek
Najstarszy pan młody powiedział sakramentalne „tak”, mając 102 lata. Był to mieszkaniec Kowna Stanislovas Grigas, który ożenił się z 76-letnią Brone Mikutiene. Ślub odbył się w 2007 r. Natomiast najstarszą panną młodą została w zeszłym roku Brytyjka Bess Atkins. W wieku 94 lat wstąpiła w swój drugi związek małżeński. Jej wybranek jest o 8 lat młodszy.
Młodość to nie tylko jędrne ciało
Jak zatem znaleźć równowagę w tym zafiksowanym na punkcie młodości świecie? Przecież walka z czasem jest z góry skazana na porażkę – nikomu nie udało się jeszcze go zatrzymać. – Warto przywrócić właściwą hierarchię wartości – radzi Platowska. – Przez większą część życia nad niczym się nie zastanawiamy, kupujemy papkę sprzedawaną przez kolorowe czasopisma i telewizję. Żyjemy powierzchownie. Trudno się nam skupić, skontaktować z czymś głębszym i prawdziwym, co stanowi o wartości naszego istnienia. A trzeba się zatrzymać. Od czasu do czasu poszukać odosobnienia, pomedytować, usłyszeć swoje myśli, zobaczyć, co jest ważne. Tylko wtedy jesteśmy w stanie dojść do jakichkolwiek wniosków i jest spora szansa, że będą to wnioski dla nas dobre, sprzyjające dojrzewaniu i rozwojowi. Bo klucz tkwi w tym, by z czasem nie tylko się starzeć, ale też dojrzewać. Ciągle aktualne są słowa mędrca: „Człowiek, który w wieku 50 lat widzi świat tak samo, jak widział go w wieku lat 20, zmarnował 30 lat swojego życia”. Warto więc zwrócić się ku życiu duchowemu – to pomoże zaakceptować upływ czasu. Dobrze jest też cofnąć się myślami i sprawdzić, czy było w przeszłości coś, co powinno zostać zrobione, ale nie zostało. Prawo jazdy odkładane od 15 lat, kurs flamenco, o którym się marzyło od zawsze – dobrze znaleźć wszelkie „zaległości” i je nadrobić. Realizacja marzeń da nam poczucie, że żyjemy w pełni.
Warto też zobaczyć i zrozumieć, że większą radość i satysfakcję daje zajmowanie się innymi niż sobą. Dlatego zamiast poddawać się kolejnym odmładzającym zabiegom (bolesnym i kosztownym), lepiej pomóc starszej sąsiadce w zakupach czy zorganizować zbiórkę książek dla osiedlowej biblioteki. Od najmłodszych lat trzeba też szukać kontaktu ze „starszyzną plemienną” – dziadkami, babciami, starszymi sąsiadami czy znajomymi rodziców. Dzięki temu nauczymy się ich cenić i poznamy korzystne strony dojrzałego wieku. To ułatwi nam powitanie pierwszych zmarszczek na własnej twarzy i akceptację momentu, kiedy sami będziemy już bardziej „starszyzną” niż młodymi wojownikami. – Poza tym młodość to nie tylko brak zmarszczek – podkreśla Platowska. – Młodość to też nasza ochota, by żyć, poznawać świat, cieszyć się nim, być otwartym na życie i ludzi, nie poddawać się, kiedy coś idzie nie tak. To ważniejszy wymiar młodości niż tylko młode ciało. Widać jednak pierwsze jaskółki zmian. I to nawet w obsesyjnie „młodej” Ameryce! W świecie, a także i u nas olbrzymi sukces odniósł hollywoodzki film „Mamma Mia!” – z Meryl Streep, która cieszy się życiem, akceptuje swój wiek (kończy 60 lat), nigdy nie zrobiła sobie operacji plastycznej, a świetnie wygląda.
miesięcznik "Zdrowie"Porady eksperta