BŁĄD LEKARSKI. Kiedy pacjent ma prawo do odszkodowania za błąd lekarski?
Błąd lekarski to temat, który regularnie powraca w mediach. Krzysztof Makuch, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie i członek Naczelnej Rady Lekarskiej tłumaczy, co można uznać za błąd lekarski, jak rozumieć brak staranności w postępowaniu lekarskim i w jaki sposób można udowodnić, że zostało się ofiarą błędu lekarza.
Źle postawiona diagnoza, zwlekanie z cesarskim cięciem, pozostawiona w brzuchu chusta operacyjna – od czasu do czasu słyszy się o takich błędach w sztuce lekarskiej. Czy można je udowodnić i jakie szanse ma pacjent, by dochodzić swoich praw?
O jakości opieki medycznej w Polsce można mówić bardzo dobrze i bardzo źle. Jeżeli leczenie przywraca nam zdrowie, pod niebiosa wychwalamy lekarzy. Gdy nie wszystko pójdzie po naszej myśli, przypisujemy im zaniedbanie, popełnienie błędu lub zlekceważenie naszej choroby. Kiedy możemy mówić o błędach w sztuce, a kiedy niezadowalające efekty terapii są następstwem zaawansowanych zmian w naszym organizmie? Rozmawiamy na ten temat z Krzysztofem Makuchem, wiceprezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
Co to jest błąd lekarski?
Krzysztof Makuch: To sytuacja, w której postępowanie medyczne – niezależnie od tego, czy będzie dotyczyło diagnostyki, czy też leczenia – jest niezgodne z ogólnie przyjętymi zasadami działania.
A jak należy rozumieć brak należytej staranności w postępowaniu lekarskim?
K.M.: O postępowaniu niezgodnym z zasadami sztuki medycznej i odpowiedzialności karnej lekarza mówimy w trzech przypadkach. Pierwszy – kiedy nie leczy, a powinien. To sytuacja, gdy objawy wskazują na konieczność podjęcia działań medycznych, a lekarz ich nie wdroży. Wtedy mówimy o zaniechaniu. Drugi przypadek – lekarz wdraża procedury medyczne, jednak robi to niewłaściwie. Wówczas mówimy o braku staranności lub błędzie w sztuce. Trzeci odnosi się do sytuacji, gdy lekarz rozpoczyna leczenie, a nie powinien tego robić, bo np. nie ma odpowiednich uprawnień, czy podejmuje decyzje, do których nie jest merytorycznie przygotowany. Samo zaś rozgraniczenie błędu w sztuce od braku należytej staranności w każdej sytuacji wymaga dokładnej analizy zdarzeń.
Co decyduje o tym, że działanie lekarza jest uznane za błąd w sztuce?
K.M.: To bardzo skomplikowane. Lekarz może popełnić błąd, gdy nie jest właściwie przygotowany do wykonywania swojej pracy, nie śledzi nowości, nie uczy się itd. Obecnie mamy dość często do czynienia z sytuacjami, które wynikają z niewłaściwej organizacji pracy w zespole. Współczesna medycyna odeszła od jednoosobowego decydowania o losie pacjenta. Podam przykład. Ktoś stawia błędne rozpoznanie, a kolejny lekarz, np. chirurg, bez potwierdzenia wcześniejszej diagnozy decyduje o przeprowadzeniu operacji. Po jej wykonaniu okazuje się, że rozpoznanie było niewłaściwe. W takiej sytuacji pociąga się do odpowiedzialności chirurga, choć wiadomo, że błąd popełniono wcześniej, w procesie diagnostycznym. O popełnianiu błędów medycznych często decyduje również zła organizacja pracy. Np. lekarz nie przekaże pielęgniarce wszystkich informacji o wdrożonej terapii, zaleceniach, lekarz schodzący z dyżuru nie poinforpoinformuje kolegi o nowych wynikach badań itd. Skutkiem tego mogą być właśnie błędy medyczne, np. podanie niewłaściwego leku, który wpłynie na pogorszenie zdrowia pacjenta lub doprowadzi do trwałego uszczerbku.
Mam wrażenie, że błędy lekarskie to wciąż temat tabu...
K.M.: Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Często my, lekarze, sami wobec siebie jesteśmy bardziej krytyczni, mniej pobłażliwi, niż to się wydaje pacjentom. Przede wszystkim należy odpowiedzieć sobie na dwa pytania. Po pierwsze – kiedy zostaje popełniony błąd w sztuce lub dochodzi do zaniechania. A po drugie – kiedy oczekiwania pacjenta odnoszące się do poprawy jego zdrowia przekraczają możliwości współczesnej medycyny. Niestety, nie jest tak, że każdego możemy wyleczyć, że każdego możemy uratować. Dlatego właśnie oceniając postępowanie lekarza, rozpatruje się, czy dołożył wszelkiej staranności, aby wpłynąć na poprawę stanu zdrowia, czy wszystkie procedury zostały zachowane. Osiągnięty bądź nieosiągnięty efekt leczniczy pozostaje jakby na drugim planie. Wiem, że odczucia społeczeństwa są inne. Często słyszymy – pojechał do szpitala, zrobili mu operację i przez to zmarł. W rozgoryczeniu i bólu, który towarzyszy każdemu takiemu zdarzeniu, nie bierze się pod uwagę, że np. choroba była tak zaawansowana, że operacja nie miała wpływu na zgon. Znana z Białegostoku historia pacjentek poparzonych w czasie napromieniania nie wynikała ze złej woli lekarzy. Była następstwem faktu, że często pracujemy na przestarzałym sprzęcie. Kolejny przykład – stare aparaty do mammografii nie pokazywały zmian w piersiach. Na podstawie zdjęć lekarz decydował o dalszym postępowaniu. Komu w takiej sytuacji przypisać winę za opóźnione leczenie, co decyduje o szansach na przeżycie?
Podobno 50–80 proc. błędów lekarskich w Polsce się tuszuje?
K.M.: Nie bardzo wiem, jak można zatuszować popełnienie błędów w sztuce medycznej. Gdyby tak było, mielibyśmy do czynienia z przestępstwem, za które grozi konkretna kara, łącznie z pozbawieniem wolności. Owszem, krążą takie opinie w społeczeństwie, ale nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, z celowym zatajeniem faktów. Rzeczywiście, każdego roku wiele osób umiera i można to w jakiś sposób łączyć z procesem leczenia. Ale, co chcę wyraźnie podkreślić, nie jest to następstwo popełniania błędów, a raczej ogólnej sytuacji w ochronie zdrowia. Dziś trudno dostać się do specjalistów, wielu chorych nie otrzymuje nowoczesnych leków, czeka się na miejsce w szpitalu, rozpoczęcie celowanych terapii, przeszczepy narządów, niekiedy nawet na przyjazd karetki. Gdyby to wszystko sprawnie działało, pewnie ratowalibyśmy więcej chorych. Nie znaczy to oczywiście, że bezkrytycznie bronię swojego środowiska. Błędy w sztuce, brak staranności, czy zaniedbania zdarzają się, chociażby z powodu przepracowania. Nikt nie dopuszcza, aby kierowca ciężarówki prowadził dłużej, niż przewidują przepisy. Ale lekarz może przyjąć jeszcze kolejnych pacjentów, zostać po dniu pracy na nocnym dyżurze.
miesięcznik "Zdrowie"