Ma 85 lat, ale nie schodzi ze sceny. DJ Wika: Nie wolno być niewolnikiem życia

2024-02-23 10:35

Od 25 lat udowadnia, że życie nie kończy się po 60-tce. Żartobliwie mówi o sobie Janko Muzykant, ale tak naprawdę gra na wielu międzynarodowych scenach. Niemniej to właśnie codzienne sprawy pochłaniają ją najbardziej. Łamiąc stereotypy, pokazuje drogę do wolności, która związana jest także ze zdrowiem psychicznym. DJ Wika zdradza receptę na szczęśliwą starość.

Recepta na szczęśliwą starość. DJ Wika: Nie wolno bać się życia
Autor: archiwum prywatne Recepta na szczęśliwą starość. DJ Wika: Nie wolno bać się życia

Wirginia Szmyt, bo tak nazywa się najstarsza DJ-ka w Polsce, a może i na świecie, przez lata była pedagogiem zajmującym się trudną młodzieżą, ludźmi wykluczonymi społecznie. Choć od 25 lat jest na emeryturze, to jej kalendarz wypełniony jest po brzegi. Sympatyczna seniorka znana pod pseudonimem DJ Wika koncertuje w Polsce i na świecie oraz wpiera wiele środowisk. 

Łamie stereotypy, bo jak podkreśla, człowiek nie może być niewolnikiem życia. Dołączyła do kampanii społecznej pod hasłem "Wyciągnij babcię z dołka". Rozmawiamy z nią o depresji wśród seniorów i o tym jak łamać tabu chorób psychicznych wśród starszych. 

Poradnik Zdrowie: depresja a uwarunkowania genetyczne i socjologiczne

Jest pani niezwykle ciepłą i pozytywną osobą, czy tak było zawsze?

Tak, choć mam za sobą trudne dzieciństwo.

W końcu urodziła się pani w 1938 roku…

Okres wojny, wyjątkowo trudny czas. W dodatku należałam do rodziny, która musiała się ukrywać, uciekać, ponieważ byliśmy na liście do zesłania na Syberię. Pochodzę z Wilna, szereg Polaków z tamtych terenów było skazanych na wywózkę. Pozbywano się osób wykształconych, piśmiennych, posiadających jakiś majątek. 

Dużo pani pamięta z tamtych dni?

Sporo, kto mógł, to się ukrywał. Jako dziecko żyłam w klimacie strachu. Nie mogłam wyjść, bawić się czy rozmawiać z dziećmi. Co więcej, w ogólnie nie mogłam mówić, jak się nazywam. Musiałam siedzieć w piwnicy, za szafą…

Co pomagało pani przetrwać w tamtych czasach?

Strach, bo bycie zauważonym groziło śmiercią. Baliśmy się, żeby ktoś nas nie zadenuncjował. Strach sprawiał, że musieliśmy być bardzo ostrożni, zmienialiśmy bardzo często miejsce pobytu. Mieszkałam w piwnicy, schronach, w lesie. 

A psychicznie? Co pomagało się pani odnaleźć w tak wyjątkowo trudnej sytuacji?

Pamiętam, że martwiłam się wtedy o mamę, a nie o siebie, bo kiedy poszła np. po jedzenie, to był ten strach, że nie wróci. Przekierowałam swoją uwagę na nią, bo przecież co by to było gdyby nagle jej zabrakło? Zawsze troszczyłyśmy się o siebie wzajemnie. W tak piekielnych czasach tylko miłość była coś warta, pomagała przetrwać najgorsze, z resztą to bardzo aktualne także dziś.

Pięknie powiedziane, to znaczy, że jest pani zadowolona z relacji z mamą?

Tak, bardzo. Byłam jedynaczką i miałam piękną relację z mamą. Nie wyobrażałam sobie, żebym nie zabrała jej do siebie, choć zrobiłam to wbrew woli męża. Pamiętam, jak mu oznajmiłam, że mamę ma się jedną, mężów można mieć kilku. I tak moja mama była ze mną do końca swoich dni.

A dziś, kiedy ma pani przed sobą tyle wyzwań, jak to pani znosi psychicznie, bez wsparcia ukochanej mamy?

Dzięki miłości, trosce i szacunkowi, jaki otrzymałam, zbudowałam swoją tożsamość. Jestem silna, pod tym względem, że np. opinia innych mnie nie zrani. Znam swoją wartość. Natomiast oczywiście, zawsze stresuje mnie każdy występ, mam tremę. Wtedy pomaga mi oswajanie się z tym co mnie czeka. Analizuję repertuar, planuję podróż, rozmawiam z młodymi DJ-ami, pytam o sugestie. To właśnie oswajanie się pomaga mi przezwyciężyć ten początkowy lęk. Później jest radość i ogromna satysfakcja.

Co daje pani bycie DJ-ką?

Dla mnie muzyka to możliwość dotarcia do różnych pokoleń, dzięki temu przekazuję, w jaki sposób można się zestarzeć z godnością, radością i braterstwem pokoleniowym. Jak można się starzeć w XXI wieku. To bardzo ważne, bo skoro żyjemy w XXI wieku, to musimy myśleć i zachowywać się jak ludzie z XXI wieku i akceptować te czasy. 

Możemy żyć z pewną tradycją, ale mamy także takie zwyczaje, które ranią człowieka i musimy o tym myśleć. Musimy akceptować wiedzę, naukę. U nas jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia

Jednym słowem życie nie kończy się po 60-tce.

Naturalnie, że nie, przede wszystkim nie wolno bać się życia. Nie otaczać się zakazami. Nie przejmować się tym, co mówią ludzie. Wbrew pozorom można z czasem stać się niewolnikiem sąsiadów, ludzi, własnego męża, rodziny. Człowiek nie powinien być niewolnikiem życia. 

Trzeba uświadomić sobie, że mamy prawo wyboru, czy się to komuś podoba, czy nie, to jest moje życie, moje nie sąsiada, to ja decyduje, jak je przeżyję. Warto wybrać się na Uniwersytety Trzeciego wieku, znaleźć nową pasję, czy powrócić do dawnego hobby. Jest wiele różnych zajęć, ale trzeba wyjść z domu.

Choć mam 85 lat to ja nie czuję tego swojego wieku. Mój syn nie raz mówi: Mamo popatrz na metrykę, na PESEL, troszkę zwolnij. To prawda, że momentami jestem bardzo zmęczona, bo każdego dnia coś się dzieje, ale ja to kocham i jestem szczęśliwa.

Pani kalendarz nieustannie się zapełnia. Jakie są koszty takiego stylu życia?

Ponoszę koszt np. w relacjach z rodziną, nie angażuję się tak jak niektóre babcie, bo nie mam czasu. Nie zapraszam też sąsiadów czy znajomych, bo jeśli mam chwilę to wolę pobyć sama ze sobą. To jest bardzo ważne, żeby mieć też zwyczajną chwilę dla siebie, nasza psychika tego potrzebuje.

Nie jest pani zwyczajną babcią?

Nie jestem od lepienia pierogów, czy do sprzątania. Jak jestem u dzieci, to jako gość jak mnie zaproszą. Żyję swoim życiem. Mam wnuki, mam prawnuki, jak się do mnie odezwą i zaproszą, to jestem, a jak się nie odezwą, to ja się też nie odzywam i kropka.

Nie czuje się pani samotna?

Absolutnie nie, a wręcz odwrotnie. Kocham moją samotność, jestem rada, jak mogę odpocząć. Natomiast ja mam też taki komfort, że moje dzieci nie oczekują ode mnie wsparcia. Stąd nie raz żartuję, że nie jestem dobrym przykładem, bo ja to taka babcia grzeszna, nieużyteczna (śmiech).

Nie każdy tak świetnie radzi sobie z samotnością, nie każdy umie ją pokochać prawda?

Ależ oczywiście, są osoby, które tylko to chciały robić, tylko tym żyły. W pewnym momencie także wnuki dorastają i mają swoje życie, towarzystwo. Trzeba mieć życie poza dziećmi. Są osoby, które poświęciły się wychowaniu dzieci, a kiedy te wyjechały, to nagle okazało się, że ich życie straciło sens. 

To błąd. Trzeba żyć też dla siebie, mieć swoją, przestrzeń, zainteresowania, pasje, życie wtedy po prostu jest łatwiej, lepiej, ciekawiej i mniej pesymistycznie.

Od wielu lat działa pani na rzecz seniorów, czy dostrzega pani problem samotności?

Spotykam ludzi młodych i starszych, którzy mają problemy z samotnością, ale spotykam też takich, którzy samotność kochają, ja należę do takich osób. Natomiast samotność staje się nieznośna kiedy ktoś zwyczajnie sam się w nią pakuje. Taka osoba nigdzie nie wyjdzie, no bo po co, nie spotka się, nie pójdzie na spacer. Jak się ktoś zasiedzi, to potem się już nie chce nawet umyć głowy, ubrać, wyjdzie tylko wieczorem na zakupy czy postoi w oknie. 

Takie przebywanie w strefie komfortu bywa złudne. Z jednej strony nic nierobienie im odpowiada, z drugiej często biadolą, stają się roszczeniowi względem rodziny. Uważają, że bliscy się nimi nie interesują i rozgrzebują to wszystko. Są takie osoby, które siedzą w swoim kokonie, bardzo trudno je zmobilizować, ponieważ one same w tym wszystkim w jakiś sposób czują się dobrze, w tej izolacji.

Bardzo łatwo ulec takiemu stylowi życia. Jest jednak druga strona medalu, starsi ludzie zamykają się, bo mają mało pieniędzy. Dlatego samotność to także problem ekonomiczny, bo wyjście gdziekolwiek jednak kosztuje. 

Zatem nie tylko samotność zaburza zdrowie psychiczne seniorów...

Oczywiście, że nie. Proszę sobie wyobrazić, że są takie syuacje kiedy starsza osoba mieszka u kogoś, nie mając nawet własnego pokoju, kiedy łóżko jest rozkładane gdzieś tam kątem. A każdy ma swoje potrzeby, przez co dochodzi nie raz do poczucia beznadziei, upokorzenia.

Problem depresji wśród seniorów to właśnie także kwestia mieszkalnictwa. Kiedy starsza osoba jest zdana w stu procentach na innych, to czerpanie radości z życia bywa wręcz niemożliwe.

Ignorujemy potrzeby starszych?

Seniorzy mają swoje nawyki, przez co ja nie raz wspominam, że starszy człowiek zawadza. Wróćmy jeszcze do kwestii ekonomicznej, otóż starsi ludzie często nie grzeszą bogactwem, są zależni od tej biednej emerytury. Jeśli do tego mają zmierzyć się z krytyką, z tym że ktoś ich wyśmieje, to zwyczajnie sobie nie radzą. Wtedy wolą tak potulnie przeżyć i być niewidoczni. Godzą się z tym wszystkim. To jest bardzo przykre.

Może można coś zrobić, żeby seniorzy w trudnej sytuacji finansowej także mogli oderwać się od przygnębiającej codzienności?

Naturalnie, że tak, po pierwsze jest za mało bezpłatnych imprez tanecznych. Takie spotkania powinny być darmowe, bo wtedy nawet jeśli ktoś nie jest królem parkietu to chociaż wyjdzie z domu, posiedzi, spotka się z ludźmi, porozmawia. Natomiast jeżeli starsze osoby mają zapłacić, załóżmy 15 lub 20 złotych to przeliczą, że za te pieniądze mogą kupić coś do jedzenia. Także to trzeba brać pod uwagę.

Myśli pani, że starsi ludzie stali są poniekąd grupą wykluczoną?

Zauważyłam, że starszy człowiek kojarzony jest jako osoba zaniedbana, nie używa kosmetyków, a w domu ma bałagan. Starość zdaniem wielu jest brzydka, nieatrakcyjna. Doskonale zdaję sobie sprawę ze stosunku do starości. U nas ciągle się jej wstydzimy. Niech mi pani pokaże w telewizji program prowadzony przez osobę niepełnosprawną czy seniora. Nie można się z tym godzić, absolutnie. 

Nie może być tak, że jest wyłącznie kult młodości. W życiu publicznym powinien być każdy, bo my wtedy od samego początku uczymy się szacunku do życia. Młodzi ludzie muszą się oswajać z wizerunkiem starości. Pogodzenie się z pewnymi etapami w życiu daje komfort psychiczny. Stary człowiek nie może być skazany na wykluczenie, ponieważ przez to sam nie poradzi sobie z otaczającymi go zmianami. A to rodzi frustrację, zmęczenie, stres, czy depresję.

W Polsce co czwarty senior ma objawy depresyjne ...

Otóż to, problem polega na tym, że w naszym kraju pokutuje zjawisko zabijania radości, a dzieje się tak poprzez strach przed Bogiem, bo Bóg wszystko widzi. Można wierzyć, wydaje mi się, że łatwiej jest żyć, jak człowiek wierzy i pomyśli sobie “może Bóg mi pomoże w tej mojej samotności”. 

Warto mieć relację z Bogiem, ale to nie znaczy, że to są takie relacje, które zaburzają mi moje świadome podejście do wielu spraw. Człowiek powinien mieć radość z życia. A stereotypowe podejście sprawia, że ludzie są często rozdarci wewnętrznie. Życie jest radością, a nie cierpieniem.

Czy to znaczy, że kościół i związane z nim zasady mogą wpływać na samopoczucie psychiczne?

Ograniczenia, poczucie wstydu, grzech, strach, fanatyzm, to nigdy nie jest dobre. Kiedy mamy nad sobą kogoś, kto mówi nam jak żyć, co nam wolno, a czego nie, kiedy mamy pościć i się umartwiać to później ciężko jest otworzyć się na postęp, czy naukę także w sferze zdrowia. 

Osobiście nie jestem niewolnikiem dogmatów, tradycji, czy opinii sąsiadów, ja jestem wolnym człowiekiem. To jest mój wybór. Nikomu nie mówię, że ktoś ma tak żyć. Natomiast jeżeli nieustannie skupiamy się na tym co pomyślą, lub powiedzą o nas inni, życie przelatuje nam przez palce. 

Jesteśmy w stanie zaniedbać swoje pragnienia, marzenia, plany tylko dlatego, że boimy się spojrzeń innych, tego co powiedzą. Pokutuje też niechęć do inności. To ma wpływ na każdy aspekt życia, także kondycję psychiczną i sięganie po fachową pomoc.

To znaczy, że zawsze żyje pani tu i teraz, skupiając się na dobru swoim i innych?

Tak, ja nie akceptuję wykluczenia kogokolwiek. Poza tym w miarę swoich możliwości staram się iść z duchem czasu. Na przykład ja mam endoprotezę stawu biodrowego, inaczej bym nie chodziła w ogóle, umarłabym dawno. Mam aparat słuchowy elektroniczny na komórkę, mogę sobie regulować głos. Dlatego nie wyobrażam sobie, żebym ja teraz sugerowała się tym, co wymyślono ponad dwa tysiące lat temu w Biblii. 

Dla mnie czasy kiedy nie było tak zaawansowanej wiedzy o człowieku jak dziś nie może być wyznacznikiem tego jak żyć. Jak żyjemy w XXI wieku, to się do niego dostosujmy, otwórzmy na nowe możliwości, dopuszczajmy do siebie fachową wiedzę.

Mówi pani o psychiatrach?

Tak, ale niestety u nas psychiatra wielu starszym osobom kojarzy się z chorobą psychiczną, wariat. My jesteśmy takim społeczeństwem, że się wstydzimy wielu rzeczy. Wstydzimy się nawet starości, niewiele osób powie pani, ile ma lat. 

Nie ma na to rady?

Przede wszystkim trzeba mieć odwagę. Nie należy zwracać uwagi na hejt. To jest moje życie, ja mogę nawet założyć czerwony kapelusz, piórko sobie wsadzić i pójść gdzie chce i postępować tak, ponieważ ja to kocham. 

Taka postawa pozwala w pełni decydować o sobie, a to z kolei sprawia, że bez względu na wiek korzystamy czy z rozwoju technologii, czy właśnie medycyny, pozbywając się niepotrzebnego wstydu.

Jak łamać tabu dotyczące chorób psychicznych? Co my młodzi możemy zrobić, by realnie pomóc seniorom? 

Na siłę nic nie da się zrobić. Możemy natomiast rozmawiać i tłumaczyć, że siedzenie w domu, izolacja od innych powoduje chorobę psychiczną. Seniorzy nie rozumieją, że zaniedbanie psychiki z czasem odbija się na sprawności fizycznej.

Dlatego trzeba mówić, jak najwięcej, jak najczęściej, że jeżeli mamy problemy, to możemy pójść do psychiatry. W Polsce ciągle na hasło psychiatra, starsi reagują negatywnie, natomiast to jest bardzo ważne, żeby wychodzić z tych stereotypów. Tu właśnie młodzi mogą w tym na prawdę pomóc.

Seniorzy odbierają sobie życie. Co pani zdaniem może być powodem takich decyzji?

Samobójstwa popełniają i młodzi i starzy, ale ja sądzę, że samobójstwa seniorów wynikają z poczucia braku sensu życia, nie radzą sobie. A więc powodów może być wiele, choćby brak rodziny, czy brak kontaktu z bliskimi, brak środków materialnych. 

Są także sytuacje, że starsze osoby biorą kredyty, nie potrafią pozbyć się długu i decydują się na drastyczny krok, odbierając sobie życie. Musimy pamiętać o tym, że bardzo dużą rolę w kontekście kondycji psychicznej seniorów odgrywa sytuacja finansowa i mieszkaniowa.

Oni często nie wiedzą, że chorują na depresję.

To prawda, dlatego trzeba organizować spotkania. To powinny być wydarzenia, podczas których psychiatra wyjaśni prostym językiem, nie naukowym, co może grozić człowiekowi jeżeli popadnie w stan samotności, bezradności i poczucia, że nie jest nikomu potrzebny, poczucia braku wyjścia z sytuacji. Seniorom należy tłumaczyć, czym jest depresja, jak ją rozpoznać i dlaczego trzeba ją leczyć jak każdą inną chorobę. Takich ludzi trzeba ratować.  

Warto takie spotkania kończyć pozytywnym akcentem w formie poczęstunku i imprezy tanecznej, żeby ich nie przytłoczyć a informować.