Pierwsze przypadki kotów, które trafiały do weterynarzy z nietypowymi objawami, pojawiły się w Polsce ok. 20 czerwca. Grupy badaczy prowadzone przez prof. Krzysztofa Pyrcia, dr hab. Macieja Grzybka oraz dr Łukasza Rąbalskiego zajmowały się badaniem próbek mięsa drobiowego, które otrzymywały chore zwierzęta. W jednej z nich znaleziono wirus ptasiej grypy.
Prawdopodobnym źródłem transmisji wirusa jest pokarm?
Eksperci otrzymali do badań pięć próbek mięsa od właścicieli chorych kotów. W jednej z nich naukowcy wykryli obecność wirusa ptasiej grypy H5N1 oraz zdołali "wyizolować wirusa na hodowlach komórkowych". - Na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie stwierdzić, skąd on się wziął w mięsie i czy był źródłem zakażenia kotów, czy dostał się on tam właśnie od chorych zwierząt – wyjaśnił wirusolog prof. Krzysztof Pyrć.
Specjalista zwraca również uwagę na ryzyko wynikające z możliwości transmisji wirusa nie tylko na zwierzęta, ale i ludzi. - Na pewno jest to trop, który wymaga gruntowego sprawdzenia. To już zadanie dla służb weterynaryjnych i nadzoru sanitarnego – dodaje profesor.
Wirusolog zaznacza, że wirus ptasiej grypy słabo przenosi się między ssakami, dlatego jest niemal niemożliwe, by zwierzęta zarażały się od siebie. Na podstawie danych dt. pojawienia się wirusa u kotów w różnych częściach kraju, brak ognisk zakażeń z transmisją kot-kot, podobieństwa sekwencji wirusów od zwierząt w różnych miejscach Polski oraz rozmów z właścicielami, eksperci "nie mogą wykluczyć, że to właśnie surowe mięso był źródłem zakażenia".
"Choroba u ludzi może mieć niezwykle ciężki przebieg"
Jak twierdzi Gazeta Wyborcza, jedna z próbek przekazana do badań pochodziła od pani Magdy z Małopolski. Kobieta skontaktowała się z dziennikarzami Gazety Wyborczej i wyjaśniła, że 9 czerwca kupiła piersi z kurczaka w dużej sieci sklepów oraz podała je swojej kotce. Zwierzę było jednym z pierwszych, które zmarły.
W przypadku wykrycia wirusa w hodowli, wszystkie zwierzęta są zabijane, a ich mięso niszczone. By doszło do zakażenia u ludzi, wystarczy m.in. dotknięcie skażonego mięsa dłonią, zjedzenie niedogotowanego lub surowego mięsa. - Choroba u ludzi może mieć niezwykle ciężki przebieg, a w ostatnich 20 latach spośród ponad 800 zakażonych osób zmarła ponad połowa - podkreśla naukowiec.
Prof. Pyrć apeluje do służb weterynaryjnych oraz inspekcji sanitarnej
Ekspert przypomina, że polski przemysł drobiarski stanowi prawie 20 proc. rynku Unii Europejskiej. - Szacowana wartość eksportu mięsa to ponad 3 mld euro. Warto wyobrazić sobie konsekwencje dla tego sektora gospodarki, jeżeli faktycznie okazałoby się, że skażone mięso znalazło się we Francji, Włoszech czy Niemczech – ostrzega specjalista.
- W związku z powyższym, zasadny wydaje się apel do służb weterynaryjnych oraz inspekcji sanitarnej, aby zbadały mięso dostępne w Polsce i rozważyły włączenie testowania mięsa w kierunku grypy H5N1. Jest to kluczowe nie tylko ze względu na koty, ale również na fakt, że wirus ten stanowi zagrożenie dla życia ludzkiego – apeluje wirusolog.
Po publikacji artykułu do redakcji wpłynęło oświadczenie Związku Polskie Mięso, w którym podkreślono, że podobnie jak każda instytucja działająca w branży, organizacja "jest głęboko zaangażowana w rzetelne wyjaśnienie tej sytuacji".
- Jesteśmy przekonani, że polskie mięso drobiowe jest bezpieczne, dzięki zachowaniu wysokich standardów produkcji na każdym jej etapie i pod stałym nadzorem upoważnionych do tego instytucji państwowych - zaznacza Związek Polskie Mięso.