Po RSV i grypie przyszedł czas na atak szkarlatyny. Lekarze mówią już o tridemii
Już nie tylko grypa, RSV i COVID-19 atakują Polaków. Szkarlatyna była z nami zawsze, ale w ciągu zaledwie dwóch pierwszych tygodni grudnia, odnotowano w Polsce ponad 1200 przypadków tej choroby zakaźnej. To tylko połowę mniej zachorowań niż przez cały ubiegły rok.
Liczba zachorowań na szkarlatynę w ostatnich latach zmniejszała się. W 2021 roku zachorowało 2649 osób, a w 2020 roku - 7662. Tylko przez dwa pierwsze tygodnie grudnia odnotowano 1200 przypadków, a łącznie przez cały rok – ok. 11 tys. zachorowań. Przyczyną tego stanu jest m.in. sezon infekcyjny, który odbija się na odporności Polaków.
Szkarlatyna atakuje głównie dzieci
Szkarlatyna, inaczej nazywana płonicą, jest chorobą zakaźną, którą wywołują paciorkowce. Do zakażenia dochodzi głównie drogą kropelkową przez kontakt z osobą zakażoną lub przedmiotami, których używała. Najwięcej zachorowań odnotowuje się u dzieci w wieku 4-15 lat. Cechą charakterystyczną tej choroby jest nagły początek. Zwykle schorzenie objawia się silnym bólem gardła, bólem głowy, w przypadku dzieci często wiąże się z wymiotami i nudnościami.
"Gazeta Wyborcza" rozmawiała z rzecznikiem mazowieckiego urzędu marszałkowskiego, który zarządza Wojewódzkim Szpitalem Zakaźnym przy ul. Wolskiej w Warszawie – Martą Milewską. Kobieta wyjaśniła, że obecnie w placówce przebywa dwoje dzieci ze zdiagnozowaną szkarlatyną. – Dzieci te są obciążone jeszcze innymi chorobami, co determinuje u nich cięższy przebieg kliniczny. Zgłaszają się na konsultacje pojedyncze przypadki podejrzenia szkarlatyny, ale o lekkim i umiarkowanym przebiegu, niewymagające hospitalizacji. Dzieci te są leczone antybiotykiem w warunkach domowych – tłumaczy Marta Milewska.
Fala zachorowań na szkarlatynę dotyczy także innych krajów. Wiele przypadków tej zakaźnej choroby odnotowuje się w Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie czy Francji.
Pandemia i "morowe powietrze" przyczyną wzrostu zachorowań?
Eksperci ds. zdrowia zastanawiają się, skąd może wynikać wzrost zachorowań na szkarlatynę. "Gazeta Wyborcza" zapytała o to dra Pawła Grzesiowskiego, pediatry oraz eksperta profilaktyki i terapii zakażeń. Zdaniem lekarza przyczyną zachorowań może być naturalna fala wzrostowa zakażeń. – W liczbie zachorowań na szkarlatynę widać wyrównanie po trzech latach pandemii, ale przed erą koronawirusa odnotowywano okresowe wzrosty liczby zakażeń. Występowały one w cyklach trzy-pięcioletnich, a więc nasilały się co 3-5 lat - podkreślił lekarz.
Co więcej, dr Grzesiowski sformułował określenie "morowego powietrza", które służy opisywaniu okresu popandemicznego. Zdaniem specjalisty pandemia i związane z nią ograniczenia sprawiły, że nasza odporność zmieniła się, ale zmieniły się także patogeny, które nas atakują. Pediatra zaznacza, że mogły one nabyć nowych cech i zmutować, a tym samym, lepiej umykać naszej odporności.
Dr Paweł Grzesiowski zaznacza, że powstała nisza, która sprzyja zachorowaniom. Naukowcy mówią tutaj o triadzie, czyli wspólnym występowaniu zakażeń grypą, COVID-19 i wirusem RSV.
– Istnieje hipoteza, ku której się skłaniam, że koronawirus w czasie pandemii spowodował pewne deficyty w naszym układzie odpornościowym, co może sprzyjać zakażeniom paciorkowcami, podobnie jak przechorowanie grypy zwiększa ryzyko zachorowania na pneumokokowe zapalenie płuc. W tym pierwszym przypadku jest to wciąż hipoteza, która wymaga naukowego potwierdzenia – wyjaśnił dr Grzesiowski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".