#OnkoHero. Wojtek o raku prostaty: Badałem się regularnie, a mimo to nowotwór rozwijał się kilkanaście lat
Wojciech badał się regularnie - co roku stawiał się pilnie na badania profilaktyczne, które zresztą wykonywał prywatnie. Rok temu wynik badania PSA pokazał “magiczną” 13-tkę, gdzie norma mieści się w przedziale 0-4. Gdy zapytał lekarza, jak długo nowotwór mógł rozwijać się w gruczole krokowym, usłyszał: “około 12 lat”. Niestety, to nie jedyny absurd, z jakim przyszło się zmierzyć Wojtkowi.
Wojciech ma 68 lat i jest na emeryturze. Jego pasją jest żeglarstwo. 15 lat temu spełnił marzenie o łódce - ten czas, aż do teraz uważa za najpiękniejszy okres w swoim życiu. Jego problem onkologiczny rozpoczął się ponad rok temu. Jak sam przyznaje - jeśli jest się pacjentem onkologicznym i trzeba się kontrolować co trzy miesiące, to nie da się zapomnieć o chorobie. Po otrzymaniu niepokojącego wyniku badania PSA, otrzymał skierowanie na rezonans magnetyczny prostaty, po którym zalecono jeszcze zrobienie biopsji. Diagnoza była jednoznaczna: rak prostaty. Konieczne było natychmiastowe działanie.
Red. Marcelina Dzięciołowska: Do rozpoznania nowotworu prostaty doszło w wyniku badań profilaktycznych, czy miał Pan jakieś objawy?
- Nie miałem żadnych objawów, badałem się profilaktycznie. W momencie, gdy okazało się, że mam raka, ogarnęła mnie złość, wręcz wściekłość na lekarzy, u których byłem badany. Po biopsji zapytałem jednego z nich, kiedy w jego ocenie się ta choroba zaczęła.
Co Panu odpowiedział?
- Że może dwanaście, a nawet piętnaście lat temu. Rokrocznie chodziłem do lekarza, płaciłem po 300 złotych za wizytę, a choroba równocześnie się rozwijała.
Badał się Pan, ale mimo to nie wykryto guza. Można powiedzieć, że po Pana stronie wszystko było dopilnowane.
- Tak, poza tym jest takie badanie, które nazywa się rezonans magnetyczny prostaty. Ono kosztuje około 600-700 zł i daje pełen obraz sytuacji - daje stuprocentową pewność. Wykrywa chorobę, nawet jeśli ta nie daje żadnych objawów. Według literatury, norma PSA mieści się pomiędzy 0-4, ale to nie jest prawda. Wyniki PSA mogą być w porządku, a choroba może rozwijać się latami. Można więc być pacjentem onkologicznym, nie zdając sobie z tego sprawy. Stąd ta złość.
Dlaczego Pan nie wykonał wcześniej rezonansu magnetycznego prostaty?
- Nie miałem pojęcia o istnieniu takiego badania, żaden z lekarzy mnie nigdy nie poinformował. Jeśli wykonuje to badanie fachowiec, to jest w stanie zaobserwować zmiany nowotworowe, których inne badanie nie wykryje. Byłem człowiekiem zdyscyplinowanym, robiłem regularne badania i okazuje się, że od kilkunastu lat rozwijał się u mnie problem onkologiczny. Dlaczego więc ci lekarze tego nie wychwycili?
Znaleziono jakieś wytłumaczenie na to, że guz nie został wcześniej wykryty?
- W momencie, gdy guz się stworzy na prostacie, to te zmiany zachodzą w gruczole, a dopiero później się uzewnętrzniają. Niestety, jest różnica pomiędzy “lekarzem” a lekarzem. W wielu przypadkach jest to zwyczajne “nabijanie” kasy. Różnie to wygląda. Z mężczyznami jest taka sprawa, że oni są wstydliwi. Do lekarza wybierają się zazwyczaj wtedy, gdy na przykład mocz zatrzyma się już całkowicie.
Pan się badał z własnej inicjatywy?
- Tak. Gdy okazało się, że mam raka prostaty, dzwoniłem do wszystkich kolegów z listy w książce w telefonie i mówiłem, żeby zbadali sobie prostatę, żeby wykonali rezonans magnetyczny, bo nawet jeżeli nie mają żadnych objawów, to może się tam rozwijać choroba.
Czy ma Pan żal do lekarzy?
- Czy mam żal? Nie mam żalu. Jeżeli się patrzy na nasz system, na leczenie… Jeśli nie ma się objawów, to lekarze podchodzą do tego tak, że pacjent jest zdrowy. To jednak nie jest prawda, bo zanim się pojawią objawy, to musi być wcześniej choroba. Dlaczego nie ma obligatoryjnych badań dla mężczyzn w pewnym wieku? W przypadku kobiet profilaktyka jest na bardzo zaawansowanym poziomie, dużo się o tym mówi. Dlaczego więc nie mówi się o tym, że mężczyzna, załóżmy po 65. roku życia powinien wykonać rezonans magnetyczny prostaty?
Zgadza się.
- Warto także zwrócić uwagę na to, że gdy choroba jest już w rozwoju, to dochodzą koszty leczenia - chemioterapii, zabiegów czy operacji. Nie lepiej wykonać badanie profilaktyczne, zamiast pozwalać na to, aby choroba się rozwijała?
Niestety, nadal za mało mówi się o raku. Ta świadomość wciąż jest na niedostatecznym poziomie. Ludzie myślą, że jak ktoś ma raka, to zaraz umrze i na tym zazwyczaj temat się kończy. Nie ma żadnej refleksji, chęci zdobywania wiedzy, szukania rozwiązań. Czy pandemia miała wpływ na Pańskie leczenie?
- Pandemia zaczęła się po mojej biopsji. Gdy “wyskoczył” Covid-19, zamknięto Centrum Onkologii w Warszawie. Zaczęły się problemy. Co tu zrobić z pacjentami, którzy wymagają diagnostyki i leczenia? Jeśli ktoś ma pieniądze, to oczywiście problem jest mniejszy. Ja nie jestem zbyt bogaty, wolę jeździć słabszym autem, ale być zdrowym. Wszystkie koszty leczenia zostały opłacone z mojej własnej kieszeni. Byłem operowany robotem da Vinci, ale musiałem za to zapłacić bardzo dużo pieniędzy. Nie było jednak wyjścia, trzeba było działać. Człowiek, który zachoruje i nie ma własnych środków, tylko jest skazany na NFZ, to niestety ma niewielkie szanse na szybkie leczenie, a w tej chorobie liczy się przede wszystkim czas.
Bał się Pan choroby?
- Życie zawsze ma swój koniec. Jeśli człowiek przeżył wiele lat w zdrowiu, to ma z tego satysfakcję. Z czasem u każdego pojawia się czy to nadciśnienie, czy to wylew, czy rak. Dlatego właśnie doradzam wszystkim, aby po prostu się badali.
Pan zawsze badał się tak skrupulatnie?
- Oczywiście, że nie. Miałem taki etap w swoim życiu, że nie chodziłem do lekarzy, żeby przypadkiem czegoś nie znaleźli, bo bym się tylko martwił.
Jak było po operacji?
- Wszystko było dobrze. Badanie histopatologiczne nie wykazało zmian rakowych, poklepano mnie po plecach.
Usunięto cały gruczoł krokowy?
- Tak. Po sześciu tygodniach od operacji miałem się stawić na kontrolę PSA.
Co wykazał wynik?
- Zamiast zero, na wyniku PSA wynosiło ponad pięć. Może gdybym był zoperowany dwa czy trzy lata wcześniej, to byłoby w porządku.
Z czego to wynikało?
- Wynikało to z tego, że gdzieś te komórki rakowe powędrowały dalej w organizm.
Co było dalej?
- Zalecono terapię wspomagającą w postaci radioterapii. Przeszedłem radioterapię w Radomiu. Gdy się tam znalazłem po raz pierwszy, zapytałem czy w ogóle zostałem dobrze zdiagnozowany, bo po mojej operacji powinno być wszystko dobrze. Z moimi wynikami badań powinienem być od razu skierowany na radioterapię. Zadałem więc kolejne pytanie, czy miało sens usunięcie prostaty, skoro i tak zostałem skierowany na radioterapię.
Co Panu odpowiedziano?
- Lekarz nic przeciwko lekarzowi nie powie, ale z mowy ciała wyczytałem, że usunięcie prostaty nie było konieczne. Wydałem więc ogrom pieniędzy na złą metodę leczenia.
Jak się Pan z tym czuje?
- Zdarza się… Przez tę pandemię był strach, lęk, chciałem jak najszybciej wszystko załatwić, chciałem być zdrowy i zdecydowałem się na operację.
Co było po radioterapii?
- Raz na trzy miesiące dostaję zastrzyk, obecnie PSA wynosi 0-0,1. Jest w porządku, rozwój choroby udało się zatrzymać.
Do kiedy będzie Pan otrzymywał zastrzyki?
- Najchętniej już przestałbym je przyjmować. Akurat dziś miałem wizytę u onkologa, gdzie powiedziano mi, że jest to sprawa indywidualna. O ile PSA nie będzie rosło, to może będę mógł zrezygnować z zastrzyków, ale jeśli będzie rosło, wówczas będę je brał do końca życia.
Można powiedzieć, że pacjentem onkologicznym pozostaje się do końca życia.
- Tak, zgadza się. Leczenie spowalnia rozwój choroby, ale całkowite wyleczenie jest niemożliwe.
Jak wygląda życie po usunięciu gruczołu krokowego?
- Każdy to przeżywa na swój sposób. Samo usunięcie prostaty i dochodzenie do sprawności jakiejkolwiek - zarówno seksualnej, czy też jeśli chodzi o oddawanie moczu, to jest droga przez mękę. W niektórych przypadkach można zapomnieć o kontaktach seksualnych. Po takiej operacji wszystko się zmienia. Wszystko zależy od tego, czy człowiek potrafi znaleźć radość w życiu czy pasję w działaniu - to ułatwia to dalsze funkcjonowanie.
Jak zachęcić mężczyzn do badań profilaktycznych?
- Ja swoim kolegom mówię: “Jeśli sobie nie zrobisz rezonansu magnetycznego prostaty, to o seksie możesz zapomnieć”. To jest w formie żartu, ale trzeba czymś tych mężczyzn zmobilizować, konkretnie.
Do mężczyzny taki argument zawsze przemówi!
- Jak miałem 12 czy 13 lat, oglądałem film pt. “Trzej Muszkieterowie”. Później na podwórku zrobiliśmy sobie z kolegami szable z drutów i bawiliśmy się w tych muszkieterów. Pech chciał, że ja tym drutem w oko dostałem. Wylądowałem w szpitalu, miałem uszkodzony nerw wzrokowy i jakieś 10 lat później, mając 22 lata trafiłem do okulisty w Warszawie, on przeglądał moje papiery i wtedy przeprowadził ze mną rozmowę.
Co Pan od niego usłyszał?
- Powiedział: “Słuchaj, masz w tej chwili 22 lata, jeżeli będziesz palił papierosy, nadużywał alkoholu, pił za dużo kawy, to mając 45 lat, zachorujesz na chorobę ciśnieniową. A z Twoim nerwem wzrokowym to jest tak, że on jest cienki, a nikotyna powoduje zwężenie naczyń krwionośnych i zaczniesz ślepnąć. Mam dla Ciebie też dobrą wiadomość - jeżeli nie będziesz palił, pił i prowadził hulaszczego trybu życia, to będziesz również dużo bardziej sprawny seksualnie”.
Jak Pan zareagował na te słowa?
- Jak wyszedłem od tego lekarza, to sobie pomyślałem: “Jak mam oślepnąć i nie uprawiać seksu” to rzuciłem palenie od ręki. Facet będąc okulistą spowodował, że 40 lat temu rzuciłem palenie. Kiedy trafi się na dobrego lekarza, który użyje odpowiednich argumentów, to naprawdę może zmienić życie.
Wróćmy do Pana prób interwencji wśród kolegów. Z jakimi reakcjami spotkał się Pan, gdy próbował uświadamiać mężczyzn?
- Zadzwoniłem do 20-30 kolegów. Dwóch oddzwoniło i podziękowało mi za to. Były też dwa przypadki, gdzie znajomi wykonali badanie rezonansu magnetycznego prostaty i okazało się, że mają problemy.
Kolejny raz przekonujemy się, że nigdy nie jest dość rozmów na temat profilaktyki.
- Tak, u mojego o 10 lat młodszego przyjaciela także to badanie wykazało zmiany na prostacie, ale z uwagi na szybkie rozpoznanie jest on już pod opieką lekarską i myślę, że będzie dobrze. Najważniejsze jest to, że ma on świadomość dostępnych możliwości. Ja jej nie miałem.
Ważne jest, aby nie zdawać się wyłącznie na opinię lekarską i szukać możliwości na własną rękę?
- Trzeba swój los i swoje zdrowie wziąć w swoje ręce. Nie ma innego wyjścia. Lekarz, który przyjmuje dziesięciu pacjentów w ciągu godziny nie jest w stanie wychwycić wszystkiego i zlecić odpowiednich badań, które mogłyby na pewno wykluczyć czy potwierdzić każdą przypadłość.
Pomimo choroby nowotworowej stara się Pan żyć normalnie?
- Prawie nie myślę o chorobie. Ważna jest w życiu pasja. W 2018 roku zbudowaliśmy tratwę “Pielgrzym”, którą wypływamy w długie podróże - np. z Krakowa do Pucka. Wspominam o tym, bo na tej tratwie między ludźmi nawiązywała się zawsze pewna wspólnota. Każdy, kto trafiał na tratwę, miał swój jakiś bagaż doświadczeń, wiele osób zmagało się z chorobą. Na tratwie panują trudne warunki, często jest zimno, czasem wpada się na mieliznę i trzeba tratwę z niej wypchnąć, nie ma tam toalety czy prysznica, a jednak ludzie chcieli w tym uczestniczyć. Gdyby na to spojrzeć z takiej perspektywy, mieć niekonsumpcyjne podejście do życia, mieć pasję, to byłoby po prostu łatwiej. Latem tego roku odbędzie piąty rejs Tratwy Pielgrzym. 25 czerwca startujemy z Wyszkowa spływem kajakowym do Torunia. Jeżeli ktoś z pacjentów onkologicznych lub ktokolwiek chciałby dołączyć do nas w ramach dochodzenia do zdrowia czy zapomnienia o problemach, to serdecznie zapraszamy do udziału.
Chciałby Pan coś jeszcze dodać?
- Gdybym miał spuentować swoją wypowiedź, to chciałbym powiedzieć, że ludzie mają większe tragedie w życiu niż choroba nowotworowa, na przykład, gdy rodzice przeżywają śmierć dziecka. Są też takie sytuacje w rodzinach, gdzie jest przemoc, uważam że to są większe dramaty.
Dziękuję za rozmowę.
Porady eksperta