Nie przesadź ze sprzątaniem przed świętami. Mikrobiolożka: spadek odporności i podatność na patogeny
Utrzymanie czystości bywa trudne, zwłaszcza przy gromadce dzieci. Jednak prawdziwy szał sprzątania zaczyna się przed świętami. Wiosenne słońce zachęca nawet do mycia okien, trzepania dywanów i innych rzadko wykonywanych czynności. Mikrobiolożka komentuje powszechny zwyczaj.
Nie od dziś wiadomo, że higiena jest bardzo ważna, by uchronić się nie tylko przed zatruciem, ale także innymi problemami ze zdrowiem. Warto jednak pamiętać, że nadmierna dezynfekcja, pozbawia nas niezbędnej bariery ochronnej, a pucując wszystko, co popadnie, narażamy się na utratę odporności. Specjalistka wyjaśnia, dlaczego nie ma sensu przesadzać ze świątecznymi porządkami.
Co za dużo to nie zdrowo. Wystarczy już tego sprzątania
Zarówno przed Bożym Narodzeniem jak i Wielkanocą zaczyna się szał sprzątania. Szorujesz łazienkę wraz z kafelkami, myjesz okna, zmieniasz firanki, odkurzasz i pucujesz podłogi. Lista zadań jest długa i nie raz powtarzana, bo zanim będą święta, znowu się nabrudzi. To błędne koło sprawia, że w prosty sposób narażasz swoją odporność, a wszystko przez nadmierne zwalczanie brudu.
Profesor. Beata Sobieszczańska, kierownik Katedry i Zakładu Mikrobiologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu skomentowała ten polski zwyczaj, zaznaczając, że intensywna walka z bakteriami jest po prostu szkodliwa.
- Owszem, brud jest siedliskiem wielu patogenów, ale zupełnie czym innym jest jego likwidowanie, a czym innym pozbywanie się zbyt wielu bakterii. Układ immunologiczny człowieka potrzebuje ciągłej stymulacji. Nieużywany mięsień ulega atrofii, czyli zanika. Podobnie z układem immunologicznym. On także potrzebuje bodźców, a jeśli ich nie ma, przestaje prawidłowo działać - podkreśliła mikrobiolożka.
Ekspertka odniosła się także do ilości używanych detergentów. Przypomniała, że wszystkie chemikalia wydostają się rurami na zewnątrz, a następnie lądują w glebie. Przez co ostatecznie wracają do nas, trafiając na stół jako element żywności niewidoczny gołym okiem.
Prof. Sobieszczańska dodaje również, że uporczywe niszczenie bakterii powoduje widoczną od lat antybiotykooporność. Natura, chcąc bronić się przed wynalazkami człowieka, wytwarza kolejne szczepy, na które ostatecznie nie działa żaden z dostępnych antybiotyków. Zatem nadmiernym sprzątaniem, korzystaniem z dużej ilości detergentów czy kosmetyków sami szkodzimy własnemu zdrowiu.
Układ immunologiczny potrzebuje bakterii
Specjalistka zaznaczyła, że tylko nieliczna część bakterii jest szkodliwa dla zdrowia, inne są wręcz pożyteczne i potrzebne. Natomiast to właśnie czas pandemii COVID-19 nasilił zwyczaje nadmiernej dezynfekcji. Choć unikanie kontaktu z koronawirusem miało swoje uzasadnienie, to jednak częste odkażanie dłoni, blatów czy innych powierzchni zabijało także potrzebne do życia bakterie.
Co więcej, jej zdaniem obserwowany wzrost zachorowań na RSV, grypę czy inne choroby jest właśnie pokłosiem reżimu sanitarnego obecnego nie tylko w miejscach publicznych, ale także w domach. Strach przed koronawirusem nie raz mógł spotęgować poziom codziennej higieny i dezynfekcji ciała oraz otoczenia.
- To wszystko efekt długotrwałego przebywania w warunkach, w których układ immunologiczny nie był odpowiednio stymulowany i niejako stracił pamięć, przestając rozpoznawać zagrożenie. Spowodowało to spadek odporności i podatność na patogeny - wyjaśnia mikrobiolożka.
Prof. Sobieszczańska odniosła się także do kwestii warunków w jakich przebywają dzieci i zaalarmowała, by pozwolić im na normalny kontakt ze środowiskiem. Trzymanie w szklanej kuli i obsesyjne usuwanie bakterii czy izolacja przed innymi nie wpływa korzystnie na budowanie odporności a działa wręcz odwrotnie.