Popularne zioło na kleszcze jest toksyczne. Halucynacje i zaburzenia pracy serca

2024-05-07 12:30

Sadzimy na działkach, siejemy w przydomowych ogródkach, stosujemy na skórę, a co gorsza – pijemy. Eksperci od lat ostrzegają, że wrotycz pospolity odstrasza kleszcze i inne owady, ale też może być groźny dla zdrowia. Cóż, Polacy wiedzą lepiej.

Popularne zioło na kleszcze jest toksyczne. Halucynacje i zaburzenia pracy serca
Autor: Getty Images Popularne zioło na kleszcze jest toksyczne. Halucynacje i zaburzenia pracy serca

Od 2006 roku Unia Europejska nie zaleca spożywania wrotyczu przez ludzi. Nie zmieniły tego protesty (głównie francuskich rolników), że przepisy są zbyt restrykcyjne. Komisja Europejska jest innego zdania ze względu na ryzyko groźnego zatrucia, potwierdzone wiarygodnymi badaniami naukowymi. Ewentualne korzyści zdrowotne, zazwyczaj nieudowodnione, są wg ekspertów zbyt małe w stosunku do tego ryzyka. Mówi o tym obowiązujące rozporządzenie od 2015 roku.

Kleszcze. Sprawdź, jak je przechytrzyć

Wrotycz pospolity "niesłusznie wyklęty"?

Wrotycz pospolity (Tanacetum vulgare L.) to zioło (a właściwie ziele, bo trudno mówić o walorach zdrowotnych rośliny trującej), które na terenie Unii Europejskiej nie może być przeznaczone do stosowania doustnego w czystej postaci.

W preparatach złożonych stężenie konkretnych substancji zawartych we wrotyczu jest ściśle określone i kontrolowane. Niewielu producentów jest w stanie spełnić te wymagania technologiczne. Nalewki, a nawet zwykłe napary, gdzie stężenie substancji szkodliwych jest niskie, nie są już polecane do picia, tylko do "użytku zewnętrznego". Tymczasem dziesiątki ludzi chwalą się, że wrotycz piją, bardzo lubią, dają dzieciom, a obrońcy wrotyczu okrzyknęli już go nawet „ziołem niesłusznie wyklętym".

Za co wrotycz pospolity cenią jego obrońcy?

Zwolennicy wrotyczu przekonują, że nie ma niczego lepszego na kleszcze. Co więcej wymieniają sporo innych zalet tej rośliny, chociaż trudno byłoby znaleźć dowody potwierdzające te opinie.

Niektóre pomysły dotyczące zastosowania wrotyczu przyprawiają o gęsią skórkę. Roślina ma być doskonałym lekiem na wzdęcia, wygrać z niestrawnością, łagodzić ból stawów czy zębów, a nawet leczyć padaczkę. Ponoć przepędzi nie tylko znienawidzone kleszcze, ale też mszyce, komary, wszy czy świerzbowce. „Szkodzi”? To wymysły, deklarują śmiałkowie i bagatelizują zagrożenie.

Wiele osób decyduje się zaryzykować i stosuje wrotycz, by skutecznie odstraszać owady i pajęczaki (kleszcze). Teoretycznie, borelioza wydaje się groźniejsza niż ewentualne zatrucie neurotoksyną. Problem w tym, że stosowanie wrotyczu na skórę (dopuszczalne) to dość zawodny sposób nie tylko na kleszcze. Rzeczywiście, wrotycz trzyma je od nas z daleka, ale niestety na krótko. Zwykle już po godzinie trzeba stosować go ponownie, bo lotne olejki szybko uciekają z domowych preparatów. W przypadku walki z komarami i kleszczami bardziej sprawdzają się dobre, skuteczniejsze i bezpieczniejsze preparaty chemiczne.

Dlaczego wrotycz nie jest bezpieczny?

Olejek wrotyczowy, czyli „przeciwkleszczowe dobro”, zawiera około 160 różnych substancji, zazwyczaj bezpiecznych. Największe obawy specjalistów dotyczą zawartego w nim tujonu, który stanowi średnio około 70 procent składu olejku. Zdarzają się odmiany, a nawet pojedyncze rośliny, które mają stężenie tujonu sięgające nawet 90 procent.

Tujon jest neurotoksyną, która blokuje receptory odpowiedzialne za przechodzenie organizmu w stan spoczynku. Może wywołać konwulsje, drżenie mięśniowe, stany napięcia i pobudzenie. Takie reakcje obserwowano choćby po spożyciu absyntu, który zawiera tujon pochodzący z ziela piołunu w stężeniu zdecydowanie mniejszym niż we wrotyczu.

Przygotowywanie wywarów i naparów z własnych zbiorów wiąże się z dodatkowym ryzykiem. Nie wiemy, czy rośliny były pryskane, jakim zanieczyszczeniom mogły ulec i jak to wpłynie na produkt, który wytworzymy. W warunkach domowych nie możemy też określić zawartości substancji czynnych. W efekcie nawet stosowanie preparatów na skórę może być szkodliwe. Możemy mieć niedziałający produkt (np. roztwór wodny ze śladową ilością olejków, których kleszcze nawet nie poczują) lub roztwór bogaty w olejki, czyli o potencjalnym działaniu toksycznym.

Tujon i dzieci oraz osoby przewlekle chore

Tujon jest przynajmniej jedną z trzech szkodliwych substancji zawartych w olejku wrotyczowym, chociaż pozostałe występują w mniejszym stężeniu i wydają się mniej groźne. Jeśli upierasz się, żeby stosować wrotycz pomimo wątpliwości specjalistów, a nie znasz się na ziołach, nie dobieraj samodzielnie dawki i nie kupuj zioła z niepewnego źródła. Jeśli preparat nie ma dołączonej ulotki lub nie zawiera ona wszelkich istotnych informacji (choćby o dawkowaniu i przeciwwskazaniach), zapomnij o zakupach.

Warto wiedzieć, że aktualnie dostępne są w sprzedaży głównie suszone rośliny na napar, a ich producenci sami przyznają, że zawartość substancji odstraszających jest w nich śladowa (czyli nie działa). Alkoholowe nalewki nie są polecane do picia,chociaż klienci przyznają się w komentarzach, że wrotycz piją.

Szczególną ostrożność przy stosowaniu wrotyczu muszą zachować osoby, które chorują przewlekle lub na stałe przyjmują leki. Zioło może wchodzić w reakcje z farmaceutykami i zmieniać lub zupełnie zakłócić ich działanie. Tylko lekarz prowadzący jest w stanie odpowiedzialnie ocenić i zdecydować, czy wolno ci sięgnąć po wrotycz.

Nie zapominaj, że przy toksynach pewne ryzyko jest zawsze. Nawet stosowanie wyciągu z ziela lub sproszkowanych kwiatów wrotyczu doustnie w kontrolowanym stężeniu, takim dopuszczonym w UE, także u osób zupełnie zdrowych może doprowadzić do podrażnienia błon śluzowych w organizmie: w przewodzie pokarmowym, macicy i nerkach.

Przekroczenie zaleconych przez zielarza lub lekarza dawek może wywołać także:

  • zawroty głowy,
  • krwiomocz,
  • silne skurcze,
  • utratę świadomości,
  • halucynacje,
  • zaburzenia rytmu serca.

Preparatów z tym ziołem bezwzględnie nie mogą przyjmować dzieci, kobiety w ciąży i karmiące piersią. Wrotycz może spowodować poronienie, a jego składniki czynne przenikają do pokarmu kobiecego.

Naprawdę warto tak ryzykować?