Żyję z Hashimoto: "Lekarze kazali mi jeść 1000 kcal dziennie"

2021-09-23 11:08

Marta zawodowo jest lektorem języka angielskiego w prywatnej szkole. Prywatnie, większość czasu wolnego spędza na uprawianiu różnego rodzaju aktywności. Od wielu lat zmaga się z chorobą Hashimoto. Jak wygląda jej życie z przewlekłym schorzeniem? Z Martą Długosz rozmawia Marcelina Dzięciołowska

Marta
Autor: Archiwum prywatne

Kiedy dowiedziałaś się o swojej chorobie?

To było jakieś dwanaście lat temu, zanim zaszłam w ciążę. Temat zaczęłam drążyć jeszcze wcześniej - około 14 lat temu, kiedy po raz kolejny byłam u lekarza z prośbą o skierowanie na badania, bo coś nie tak było z moją wagą.

Czy tylko twoja waga wysyłała sygnały, że coś jest nie tak, czy miałaś jeszcze jakieś inne niepokojące objawy?

Ja wtedy nie wiedziałam co mi jest i nie przypuszczałam co może mi być, więc jakby te inne objawy, które teraz wiem, że były, to nie byłam ich świadoma i myślałam, że tak już mam, że tak ma być. Nie zastanawiało mnie to. Jak w końcu udało mi się zrobić badania, które potwierdziły, że mam Hashimoto to okazało się, że wszystkie symptomy, które były w moim życiu chyba tak naprawdę od zawsze, były objawami choroby, tylko że ja nie miałam wcześniej pojęcia o co chodzi. 

Choroba Hashimoto. Jakie daje objawy i jak ją leczyć?

Jakie to były objawy?

Przede wszystkim zmęczenie, apatia, zmiany nastroju, senność. To wszystko było w moim życiu od dawna, a ja myślałam, że tak po prostu mam.

Czy lekarzom nie przychodziło do głowy, że to mogą być kłopoty z tarczycą?

W tamtym okresie choroba Hashimoto i świadomość na jej temat nie była tak duża, jak obecnie. Lekarze twierdzili, że po prostu za dużo jem. Kiedy chodziłam do internistów po skierowanie, to oni cały czas mówili, że mam iść do domu i liczyć kalorie…

Ale ciebie to nie zniechęciło?

Chodziłam do innych internistów mówiąc, że coś jest nie tak… Nie pamiętam już dlaczego poprosiłam o test na TSH. Nie wiem, czy przeczytałam coś na ten temat, to było dawno. Tak czy inaczej, poprosiłam o skierowanie na ten test, a pani doktor uparcie twierdziła, że jest mi to zupełnie niepotrzebne i mój problem polega na tym, że za dużo jem! Kazała mi jeść 1000 kcal dziennie… Wtedy stanowczo powiedziałam, że chcę to skierowanie.

Co wyszło w trakcie badań?

Zrobiłam test na TSH i pierwsze prześwietlenie tarczycy, okazało się, że stan zapalny jest bardzo duży. TSH było w kosmosie. 

Na jakim etapie swojego życia wtedy byłaś?

Byłam po studiach, zawodowo pracowałam już jako lektor języka angielskiego. Jeżeli chodzi o aktywność fizyczną, to sport był w moim życiu od zawsze. Nie na takim poziomie jak teraz, ale wychowałam się w domu, w którym zawsze ruch był obecny.

Właśnie to dało mi do myślenia, że mimo, że ćwiczę i uprawiam sport, jak moi rówieśnicy, to ja mam ten problem z wagą. Byłam zawsze niby w sam raz, ale jednak większa i co bym nie robiła, to waga stała w miejscu.

Ile ważyłaś, gdy zdiagnozowano u ciebie Hashimoto?

68 kg przy wzroście 168 cm - to była stała waga od wielu lat, która nie drgnęła, cokolwiek bym nie zrobiła. 

To nie była jakaś duża nadwaga?

Ja myślę, że to było na granicy, nie wyglądałam źle, ale czułam się ze sobą po prostu niedobrze, przeszkadzało mi to, dlatego drążyłam temat.

Co było dalej, jeśli chodzi o proces diagnostyczny?

Jak okazało się, że TSH jest bardzo wysokie, to lekarze skierowali mnie do endokrynologa i rozpoczął się proces leczenia, które jak się dowiedziałam przy pierwszej wizycie - będzie trwało już do końca życia. Dowiedziałam się też, że owszem, można złagodzić objawy, ale ta choroba będzie ze mną już zawsze. Dostałam leki, które muszę codziennie przyjmować. Od tego momentu zaczęłam dużo czytać na własną rękę na ten temat i rozmawiać z różnymi ludźmi i okazało się, że można też sobie pomóc samemu innymi sposobami i ułatwić sobie codzienne funkcjonowanie.

Jakie kroki podjęłaś, oprócz przyjmowania leków przepisanych przez endokrynologa?

Leki przyjmowałam zawsze regularnie, oprócz tego zastosowałam dietę dla osób z chorobami autoimmunologicznymi. Jest coś takiego jak protokół autoimmunologiczny. Polega to na wykluczeniu bardzo dużej grupy produktów z diety i wprowadzaniu danego produktu raz na jakiś czas przy sprawdzaniu, czy masz jakieś dolegliwości, czy nie.

Wykluczanie produktów stosowałaś na własną rękę bez wykonania testów alergicznych?

Tak, dopiero po pewnym czasie zdecydowałam się je wykonać, zrobiłam testy na gluten, laktozę - takie podstawowe. Nic mi wówczas z tych testów nie wyszło, wszystko wskazywało na to, że jest ok. Dopiero po konsultacji z kolejnym specjalistą dowiedziałam się, że z tych testów prawdopodobnie nic mi nie wyjdzie, bo problem leży gdzieś indziej i mimo, że testy wykazały, że nie jestem uczulona, to mogę być. Te testy są po prostu za mało wrażliwe, by to wykazać. Starałam się też prowadzić uważną obserwację siebie, bo czułam się naprawdę źle po wielu produktach. To jest takie balansowanie na krawędzi tego, co jest zgodne z praktyką lekarską, a tym co nie jest. Ja to robiłam na własną rękę, czytałam o tym protokole, przeglądałam artykuły ludzi żyjących z tą chorobą i u mnie wyrzucenie wielu produktów z diety się akurat sprawdziło.

To było jedno z takich kluczowych działań, jakie podjęłaś na własną rękę bez konsultacji z lekarzem. Sprawdzałaś siebie, swój organizm i to w jaki sposób reaguje. Czy na tamtym etapie zrobiłaś coś jeszcze w tym kierunku, żeby poczuć się lepiej i wesprzeć siebie w tej chorobie?

Później trafiłam do bardzo fajnej pani endokrynolog, która też była dietetykiem i ona wiedziała o tym wszystkim, co ja robię - że stosuję protokół autoimmunologiczny, jaka jest moja aktywność, jak wygląda moje życie. Ta pani doktor akceptowała to wszystko, nigdy nie powiedziała mi, że robię źle. Przy każdej wizycie przeprowadzała wnikliwy wywiad, pytała co jem, a czego nie, jak się czuję, więc czułam jej wsparcie. Dzięki niej zaszłam w ciążę. To jest trudne przy tej chorobie, a ona doprowadziła mnie do tego, że mogłam przede wszystkim zajść w ciążę.

Oprócz walki z objawami Hashimoto miałaś jeszcze jedną trudną walkę do stoczenia - próbę zajścia w ciążę. Czy długo trwały starania o dziecko?

Teraz wiem, że nie. Wtedy bardzo tego chciałam i uważałam, że to jest ten czas. Starania bardzo intensywne trwały ponad pół roku. Ale zanim doszło do nich, musiałyśmy wyrównać hormony i trwało to około rok - zmienianie dawek leku, sprawdzanie czy poziom jest taki, jaki powinien być. Po takim przygotowaniu, endokrynolog w konsultacji z ginekologiem podejmuje decyzję, czy pacjentka jest gotowa. 

Jak organizm reaguje na ciążę przy chorobie Hashimoto?

Przy chorobie Hashimoto organizm traktuje ciążę, jako ciało obce i chce się go pozbyć. Tak działa każda choroba autoimmunologiczna, organizm sam siebie krzywdzi i to jest ciągła walka. Wytłumaczono mi, że podobnie jest w przypadku ciąży i kobiety z chorobą Hashimoto mogą mieć ogromne problemy z zajściem w ciążę. 

Po półrocznych staraniach zwątpiłam, czy będę mogła mieć dziecko, co miesiąc wykonywałam test. I wtedy się udało, cały czas przy lekach. Trzeba zaznaczyć, że leki w ciąży i sprawdzanie poziomu hormonów, to jest tak naprawdę drugie leczenie oprócz prowadzenia ciąży. Nieustanne czuwanie nad tym, czy leki działają jak należy i czy wszystko jest w porządku.

M.D
Autor: Archiwum prywatne

Czy jakieś objawy, pomijając te typowe dla ciąży jakoś szczególnie utrudniały ci życie, gdy nosiłaś dziecko?

Przybieranie na wadze w trybie ekspresowym i nie wiadomo skąd. Lekarze pytali mnie, co ja jem, że tyle ważę, a ja nie miałam żadnych zachcianek, nie jadłam wcale tak dużo.

Ile ważyłaś pod koniec ciąży?

100 kg! W siódmym miesiącu ciąży skierowano mnie do szpitala na odchudzanie przedporodowe. Tam wytrzymałam tydzień, natomiast lekarze mi mówili, że doprowadziłam się do takiego stanu, że będę miała trudności, żeby urodzić - byłam tak duża! 

To było niefajne i nieprzyjemne, zwłaszcza, że nie miałam praktycznie żadnych zachcianek. Dodatkowo pojawiło się nadciśnienie, musiałam brać kolejne leki. To się zdarza kobietom, leki są konieczne, bo w przeciwnym wypadku może dojść do tzw. rzucawki.

Jak wspominasz okres ciąży?

Po pierwsze bardzo dużo razy byłam w szpitalu w trakcie ciąży z uwagi na wahania ciśnienia. Trzeba było nieustannie je kontrolować i regulować, więc musiałam być pod opieką lekarzy. Swoją drogą ze szpitala bardzo często wypisywałam się na własne życzenie, ale pod koniec odpuściłam i pogodziłam się z tym, że tak musi być. 

Rzucawka, która może wystąpić przez nadciśnienie może spowodować poronienie lub wywołać przedwczesny poród. To było bardzo męczące. Pomimo, że kocham moje dziecko i uważam, że to cudowne, że można je mieć, to samego etapu ciąży nie wspominam zbyt dobrze. 

To całkowicie zrozumiałe! Jak było po urodzeniu dziecka?

Wyniki się unormowały, były dobre. Zawsze, gdy rodzi kobieta ze zdiagnozowaną chorobą Hashimoto, to należy po narodzinach także przebadać dziecko. Pierwszy raz bezpośrednio po porodzie, a następnie kilka miesięcy po. W trakcie tych badań lekarze sprawdzają, czy dziecko nie odziedziczyło choroby. W naszym przypadku wszystko było dobrze. 

Po porodzie miałam drastyczną dietę, bo Antek - mój syn miał kolki, prawdopodobnie przez to, że w trakcie karmienia piersią szkodziło mu coś, co znajdowało się w mojej diecie. Musiałam znowu się pilnować, ale plus był taki że bardzo szybko zaczęłam chudnąć. Około pół roku po porodzie i przez kilka kolejnych lat byłam wręcz zbyt chuda. Nie wiem, czy należy łączyć to z Hashimoto, bo wiele kobiet po porodzie tak po prostu ma i wynika to ze zmiany trybu życia przy dziecku. 

Jak zachowywały się twoje hormony po ciąży?

Bez ustabilizowania hormonów przy jakimkolwiek gubieniu kilogramów utrata wagi jest nie do osiągnięcia. Ja byłam ustabilizowana do ciąży i porodu i u mnie już tak zostało. Będąc pod stałą kontrolą, raczej nic nieprzewidywalnego nie powinno się wydarzyć, bo w trakcie regularnych wizyt lekarze stale monitorują poziom hormonów i w przypadku jakichkolwiek wahań od razu interweniują, np. zmieniając lek. Więc są małe szanse, żeby coś poszło nie tak.

Czy uważasz, że przy Hashimoto wystarczy jedynie stosować leki, aby złagodzić objawy choroby, poprawić jakość i komfort swojego życia?

Uważam, że branie leków to za mało, trzeba zmienić swój styl życia. Oprócz wspomnianej wcześniej diety, pomogło mi coś, co wymyśliłam sobie sama, ale jak się później dowiedziałam, wiele osób z Hashimoto też to stosuje. Jest to rutyna dnia codziennego, powtarzanie czynności, takich jak wstawanie, jedzenie, kładzenie się spać zawsze o tej samej godzinie. Przy zachowaniu takiego cyklu powtarzalności, organizm zdecydowanie lepiej funkcjonuje, co przekłada się na lepsze samopoczucie. 

Kolejna ważna rzecz, to unikanie stresu, sytuacji, które wywołują zdenerwowanie. Osoby z Hashimoto bardzo szybko robią się agresywne, wiele rzeczy jest w stanie bardzo szybko wyprowadzić nas z równowagi, więc trzeba to eliminować do minimum, aby osiągnąć wewnętrzny spokój. 

Masz jeszcze swoje inne sposoby na redukcję stresu i agresji, prawda? Powiedz, kiedy zajęłaś się sportem bardziej poważnie, intensywniej? Co robisz aktualnie, jakie sporty uprawiasz, z jaką intensywnością? 

Wcześniej cały czas ćwiczyłam, w ciąży też - chodziłam na zajęcia dla kobiet w ciąży. Po porodzie chodziłam na zajęcia dla aktywnych mam z dzieckiem, uprawiałam nordic walking.

Dokładnie kiedy moje dziecko miało 7 miesięcy, moi rodzice odważyli się wziąć je do siebie po raz pierwszy na dwa tygodnie. Obudziłam się wtedy rano sama w domu i powiedziałam do siebie, że coś trzeba ze sobą zrobić. Wyszłam pobiegać. Na początku było to kilka kilometrów, później stopniowo zaczęłam zwiększać dystanse i stwierdziłam, że to jest fajne i to jest to. 

Przez całe moje życie mój tato biegał amatorsko, a mnie to w ogóle nie wzruszało i nie interesowało. A po porodzie chyba się to we mnie obudziło. Zaczęłam i teraz moim głównym sportem jest bieganie. To wszystko jest zbudowane na przygotowaniu ciała do takiej aktywności. 

Ile kilometrów tygodniowo przebiegasz?

Tygodniowo to jest około 100 km, natomiast w tej chwili jestem już na poziomie ultra biegania. Robię ultramaratony i myślę, że moje ciało jest do tego tak przygotowane, że daje radę. Jest to ciężka, praca, ale kocham to. 

Jak wygląda twój harmonogram aktywności? Biegasz raz dziennie?

Biegam raz dziennie, natomiast zazwyczaj w ciągu dnia mam dwie lub trzy aktywności sportowe. Bieganie jest zawsze, a inne aktywności to pływanie, które pomaga mi odciążyć stawy i zrelaksować się po bieganiu oraz budowanie siły na innych treningach. 

Z jakiego osiągnięcia jesteś najbardziej dumna?

Myślę, że jest to pierwszy maraton, bo był on czymś co na pewno zapamiętam. To był maraton za granicą, był dla mnie bardzo ważny, byli ze mną wszyscy - moi rodzice, mąż i syn, a takie wsparcie dla biegacza jest bardzo ważne. 

Po przebiegnięciu maratonu zaczęłam stawiać sobie coraz większe wyzwania. Były inne biegi, maratony. Pandemia spowodowała to, że zostałam wciągnięta z przypadku w ultrabieganie w górach. Bardzo mi się to spodobało. 

Wyjaśnisz na czym dokładnie polega ultrabieganie?

To są biegi, które mają dystans większy, niż dystans maratonu, czyli powyżej 42 km i trasa przebiega w lasach i w górach - chodzi o to, aby były przewyższenia, nie biegamy już po asfalcie. W górach podczas biegu spędzamy wiele godzin. Ultramaratończycy różnie podchodzą do tego, co można nazwać ultra biegiem. W mojej ocenie, po przebiegnięciu ponad 50 km w górach, czyli z przewyższeniami około 2500 m i więcej, już można nazwać to ultramaratonem.

Jak zaczęła się twoja przygoda z ultra bieganiem?

Ja miałam to szczęście, że trafiłam do grupy ludzi, którzy bardzo wciągnęli mnie w ultrabieganie. Poznałam dziewczyny, które zaproponowały w zeszłym roku, abyśmy zrobiły Mały Szlak Beskidzki, to jest około 130 km w górach, natomiast nam wyszło 170 km, ponieważ biegłyśmy bez tracków, czyli bez map w zegarkach, tylko kierując się znakami na drzewach, a to powoduje że się człowiek gubi, zwłaszcza w nocy. 

To był taki pierwszy długi dystans - 170 km, biegnie się dzień i noc cały czas. Jak to zrobiłyśmy, to wpadłyśmy na pomysł, że czas zrobić 240 km. To też zrobiłyśmy. Biegłyśmy trzy dni i trzy noce i to było nasze wyzwanie życia. Nie robiłyśmy tego w ramach zawodów, bo przy zawodach trzeba się zmieścić w pewnym czasie. My robiłyśmy to na własną rękę, z własnym supportem, mogłyśmy mieć dłuższe przerwy między biegiem, natomiast dłuższa przerwa oznacza godzinę, maksymalnie dwie godziny snu w trakcie tych trzech dób. 

Nasze 240 km miało też dużo więcej przewyższeń, niż na zawodach, ale dałyśmy radę. Podobno taki dystans robi się raz w życiu! A teraz rodzą nam się kolejne, nowe pomysły. 

To były najważniejsze punkty: pierwszy maraton, Mały Szlak Beskidzki i 240 km, co kiedyś byłoby dla mnie nie do pomyślenia.

240 km Marta
Autor: Archiwum prywatne

Dla mnie nadal jest trudne do wyobrażenia! 

Jak się coś zaczyna robić i się jest wciągniętym w to, to staje się to naturalne i normalne. I jest możliwe, zwłaszcza gdy ma się takich fajnych ludzi wokół siebie i nie chodzi mi tylko o towarzystwo biegowe, ale o całe zaplecze ludzi, którzy jeżdżą z nami, odpowiedzialni są za całą logistykę. Ja mam to ogromne szczęście, że cała rodzina stoi za mną, jeździ ze mną. To jest nasz styl życia. Dla mojego syna jeżdżenie ze mną na różnego rodzaju zawody, dopingowanie, stanie i czekanie na mecie to jest coś normalnego.

Co razem robicie?

Zawsze chciałam, żeby podobnie jak w moim życiu był sport, żeby moje dziecko było tak samo wychowywane. Narty zimą, żagle latem, kontakt z wodą, pływanie, jazda konna… Antek to wszystko od zawsze miał i chciałam, żeby mógł w przyszłości wybrać, tak samo jak moi rodzice dali mi taką szansę. On rośnie z tym, sam mówi że to nie jest dla niego nic nadzwyczajnego, przede wszystkim nie jest do niczego zmuszany. 

M i A
Autor: Archiwum prywatne

Czy lekarze nie dawali przeciwwskazań do tego, że prowadzisz tak aktywny tryb życia? 

Ja akurat trafiałam na lekarzy, którzy rozumieli i nie mieli nic przeciwko. Zawsze wiedzieli, że trenuję, mieli świadomość że są to intensywne treningi. W moim przypadku ta choroba poszła też trochę w stronę nadpobudliwości, więc ja zawsze mówię, że mam ADHD wieku dorosłego. Ja w tej chwili nie potrafię usiedzieć w miejscu i ten ruch jest mi naprawdę potrzebny, dzięki temu daję upust nadmiarowi energii. To jest efekt uboczny tej choroby. Moja pani endokrynolog mówi, że my - chorzy na Hashimoto i ci którzy biorą na to leki - jesteśmy “naspeedowani”. Te leki nas pobudzają, dlatego trzeba dać upust temu. Ja to znalazłam w sporcie, mi to pomaga. 

Lekarze mnie nie zniechęcali, było kilku takich którzy próbowali mi powiedzieć, że jestem tylko amatorem i powinnam o tym pamiętać. Natomiast teraz jestem u tak wspaniałej endokrynolog, której mówię o wszystkim. Powiedziano mi także, że już od wielu lat mam serce sportowca, czyli jest ono większe, jest przerośnięte, pracuje wolniej w stanie spoczynku. 

AiM
Autor: Archiwum prywatne

Czyli można powiedzieć, że zapomniałaś o tej chorobie? Oprócz brania leków nie odczuwasz już żadnych dolegliwości związanych z Hashimoto? 

Sport uratował mnie bardzo w codziennym funkcjonowaniu, dzięki temu nie rozmyślam też za wiele o tym, co mi jest, bo jestem zajęta czymś innym a to jest też bardzo ważne. 

Ile teraz ważysz?

Teraz ważę około 58 kilogramów.

A ile masz lat?

W czerwcu skończyłam 40 lat.

M
Autor: Archiwum prywatne

Czy chciałabyś coś powiedzieć osobom chorym na Hashimoto?

Jeżeli chociaż jedna kobieta  po przeczytaniu mojej historii odzyska wiarę, zmieni nastawienie do tej choroby, uwierzy że może być dobrze, to ja będę bardzo szczęśliwa. 

Autor
Marcelina Dzięciołowska
Marcelina Dzięciołowska
Redaktorka od lat związana z branżą medyczną. Specjalizuje się w tematyce zdrowia i aktywnego stylu życia. Prywatne zamiłowanie do psychologii inspiruje ją do podejmowania trudnych tematów w tej dziedzinie. Autorka cyklu wywiadów z zakresu psychoonkologii, którego celem jest budowanie świadomości oraz przełamywanie stereotypów na temat choroby nowotworowej. Wierzy, że odpowiednie nastawienie psychiczne jest w stanie zdziałać cuda, dlatego propaguje profesjonalną wiedzę, w oparciu o konsultacje ze specjalistami.