Słońce, czy witamina D z tabletek? Ekspert: Organizm traktuje je zupełnie inaczej

2025-08-20 13:03

Doktor Marek Wasiluk to specjalista medycyny estetycznej oraz absolwent Queen Mary University of London. Ekspert tłumaczy, że zarówno w dermatologii jak i świecie medycyny estetycznej przez lata dominował przekaz mówiący o tym, aby unikać słońca, traktując je raczej jako zagrożenie aniżeli wsparcie dla zdrowia. Dodaje, że wciąż jest potrzeba zrewidowania takiego podejścia i spojrzenie na promienie słoneczne w bardziej zrównoważony sposób.

Słońce, czy witamina D z tabletek? Ekspert: Organizm traktuje je zupełnie inaczej
Autor: Helin Loik-Tomson, lek. Marek Wasiluk/ GettyImages

Lek. Marek Wasiluk to specjalista medycyny estetycznej oraz absolwent Queen Mary University of London. Ekspert tłumaczy, że zarówno w dermatologii jak i świecie medycyny estetycznej przez lata dominował przekaz mówiący o tym, aby unikać słońca, traktując je raczej jako zagrożenie aniżeli wsparcie dla zdrowia. Dodaje, że wciąż jest potrzeba zrewidowania takiego podejścia i spojrzenie na promienie słoneczne w bardziej zrównoważony sposób.

Poradnik Zdrowie: Zdrowo Odpytani, odc. 14 Witamina D

Magdalena Siraga, “Poradnik Zdrowie”: Panie doktorze, zacznijmy od podstaw. Czym witamina pozyskiwana ze słońca różni się od tej w tabletkach?

Lek. Marek Wasiluk: Pod względem chemicznym to właściwie ten sam związek. Jednak organizm traktuje je zupełnie inaczej. Suplement trafia do żołądka i jelit, stamtąd do krwi. Tymczasem witamina syntetyzowana w skórze pod wpływem słońca przechodzie inną drogę w organizmie i to ma ogromne znaczenie. Badania pokazują, że jej biodostępność jest dwa–trzy razy dłuższa niż tej przyjmowanej w tabletkach-naturalna witamina D3 utrzymuje się w organizmie dłużej.

Najważniejsze jednak, że witaminy ze słońca nie można przedawkować. Organizm produkuje dokładnie tyle, ile potrzebuje. Gdy pojawi się nadmiar prekursora witaminy D3, promieniowanie słoneczne samo go niszczy. Przy suplementach takiej kontroli nie mamy, a to oznacza, że im więcej połkniemy, tym więcej trafia do krwi, nawet jeśli nie jest potrzebna.

A więc suplementacja to raczej wsparcie niż zamiennik naturalnej syntezy?

Dokładnie. Słońce daje nam coś jeszcze, otóż oprócz witaminy D powstają inne związki, jak lumisterol i tachysterol, które działają podobnie i również korzystnie oddziałują na organizm. Dochodzi też do uwalniania tlenku azotu w skórze to substancja, która rozszerza naczynia krwionośne, obniża ciśnienie krwi, poprawia pracę układu sercowo-naczyniowego. 

Istnieją hipotezy, że witamina D pozyskiwana naturalnie może chronić przed nowotworami skóry. Choć trzeba podkreślić, że intensywna i nierozsądna ekspozycja może, rzecz jasna, zwiększać ryzyko czerniaka. A zatem jak zawsze w medycynie – liczy się równowaga.

Czy odcień skóry ma wpływ na to, jak szybko syntetyzujemy witaminę D?

Tak i to ogromny. Jasna skóra produkuje ją dużo szybciej, ciemna wolniej. To dlatego osoby o ciemnym fototypie, które mieszkają w północnych krajach, mogą cierpieć na duże niedobory. Klasycznym przykładem są mieszkańcy Afryki, którzy przenoszą się do Skandynawii, tam, bez suplementacji, są narażeni na krzywicę

A co w przypadku Polaków? Jedni mają przecież bardzo jasny odcień, a inni ciemniejszą karnację…

Natura dostosowała nas do naszej szerokości geograficznej. Większość Polaków ma fototyp I lub II, czyli jasną skórę, a w mniejszym stopniu III. Problem niedoborów (bo generalnie mamy niedobory witaminy D3) nie wynika więc z koloru skóry, lecz ze stylu życia. Spędzamy za dużo czasu w biurach i budynkach, unikamy słońca przez cały rok, a potem w czasie urlopu próbujemy wszystko „nadrobić”.

A krótki spacer w Grecji czy innym kraju o klimacie śródziemnomorskim może skończyć się oparzeniem słonecznym i to dotkliwym. Osobiście tego doświadczyłam i byłam mocno zaskoczona, że kilkanaście minut może tak mocno wpłynąć na skórę.

To bardzo istotne, a często pomijane. Intensywność promieniowania słonecznego w Polsce a w krajach południowych, takich jak Grecja czy Hiszpania, różni się nawet dwukrotnie. Latem w Grecji słońce potrafi działać znacznie silniej niż w Polsce. Dlatego tam kilkanaście minut ekspozycji daje taki efekt, jak u nas prawie godzina. W dodatku promieniowanie w krajach bliżej równika jest bardziej stabilne przez cały rok, podczas gdy u nas zimą praktycznie nie ma go wcale. Dlatego Polak, który latem spędza kwadrans na słońcu, wyprodukuje odpowiednią ilość witaminy D, ale w Grecji ta sama dawka promieniowania będzie dla niego za mocna i może skończyć się poparzeniem. 

Zdecydowanie warto o tym pamiętać, wybierając się na wakacje, by uniknąć cierpienia i nie narazić się na zwiększenie ryzyka nowotworu skóry. Skoro jednak znamy już zagrożenia, wróćmy na moment do korzyści wynikających z przebywaniu na słońcu.

Mówiąc o korzyściach, należy pamiętać, że ekspozycja na słońce to przede wszystkim poprawa odporności i samopoczucia. Krótkie, regularne dawki słońca obniżają ciśnienie, działają korzystnie na układ krążenia, stabilizują gospodarkę hormonalną. Z badań wynika nawet, że osoby chore na czerniaka, które rozsądnie korzystają ze słońca, mają lepsze rokowania niż ci, którzy całkowicie unikają promieniowania. To pokazuje, że rozsądna ekspozycja ma znaczenie prozdrowotne.

Skoro mówimy o rozsądku – ile minut dziennie wystarczy, by organizm wytworzył odpowiednią dawkę witaminy D?

Latem w Polsce wystarczy 15–20 minut ekspozycji w godzinach 10–15, z odsłoniętymi nogami czy rękami. Trzeba jednak pamiętać, że w czerwcu czy lipcu promieniowanie jest znacznie silniejsze niż we wrześniu. A w Grecji czy Hiszpanii jeszcze silniejsze. Tam wystarczy krótszy kontakt ze słońcem, bo łatwo o poparzenia. Za to we wrześniu czy maju w Polsce można przebywać na słońcu dłużej niż 15 minut.

A co z zapasami? Czy witamina D wyprodukowana latem utrzyma się w organizmie do zimy?

Niestety nie. Magazynujemy ją w tkance tłuszczowej, ale wystarcza to najwyżej na kilka tygodni. Co ciekawe, osoby z chorobą otyłościową mają tu większy problem – witamina rozpuszcza się w tłuszczu, ale trudniej się z niego uwalnia, więc paradoksalnie mimo dużych zapasów mają większe niedobory. Dlatego zimą suplementacja jest konieczna.

A jak słońce działa na skórę pod kątem starzenia?

Promieniowanie słoneczne przyspiesza procesy starzenia skóry, pojawiają się zmarszczki, skóra traci elastyczność. Bardzo powszechnym problemem są przebarwienia. Te najbardziej uciążliwe u kobiet wynikają one z połączenia trzech czynników: ekspozycji na słońce, działania żeńskich hormonów i obniżonej wydolności skóry wraz z wiekiem. Słońce uruchamia mechanizm obronny skóry – produkcję barwnika. Niestety, gdy mechanizmy regulujące zawodzą, pojawiają się trwałe plamy.

Czy kremy z filtrem chronią przed przebarwieniami?

To mit. Filtry UV zmniejszają ilość promieniowania, jakie dociera do skóry, ale nie zapobiegają przebarwieniom. Po pierwsze, same w sobie są dość agresywnymi związkami chemicznymi i mogą podrażniać skórę, czyniąc ją bardziej wrażliwą. Po drugie, nie chronią przed całym spektrum światła. Mówimy o UV, a przecież jest jeszcze podczerwień czy światło widzialne, które też mają znaczenie. 

Zapominamy także, że jednorazowa aplikacja kremu, czy olejku to za mało. Aby kosmetyk z filtrem faktycznie chronił skórę, należy go nakładać co dwie godziny. A biorąc pod uwagę kąpiel w morzu, czy basenie, także po tej czynności.  Zatem kluczem znów jest umiar ekspozycji słonecznej?

Trzeba też pamiętać, że jeśli w ogóle aplikujemy kosmetyki z filtrem, to rzadko nakładamy je na całe ciało. Raczej skupiamy się na twarzy i o ile w pewnym stopniu mogą chronić przed przebarwieniami, o tyle jak sama pani zauważyła musimy pamiętać o reaplikacji, a także o takich prozaicznych czynnikach jak choćby pot, czy otarcie twarzy, co sprawia, że usuwamy ten kosmetyk często nieświadomie. Stąd owszem, ponownie powracamy do tego, aby po prostu korzystać ze słońca z umiarem.

Czy coś jeszcze poza nadmierną ekspozycją na promienie słoneczne może powodować przebarwienia skóry i przyspieszać jej starzenie?

Zdecydowanie tak. Oprócz słońca czy filtrów chemicznych dodatkowym czynnikiem obciążającym bywa… makijaż. Kosmetyki kolorowe nie są naturalnym środowiskiem dla skóry, a zatem mogą ją podrażniać i zwiększać wrażliwość na promieniowanie. W efekcie nawet niewielka dawka słońca może spowodować zaburzenia pigmentacyjne. Dlatego jeśli wybieramy się na urlop i planujemy dłuższą ekspozycję, najlepiej zrezygnować z makijażu. Wówczas skóra będzie miała mniejsze ryzyko powstawania plam i zachowa lepszą kondycję na przyszłość.

A wracając jeszcze na moment do kosmetyków z filtrami, na co powinniśmy zwracać uwagę?

Ludzie patrzą głównie na SPF, a ten chroni jedynie przed UVB, odpowiedzialnym za poparzenia słoneczne. Tymczasem za starzenie skóry odpowiada UVA. Jeśli krem nie ma wyraźnego oznaczenia ochrony przed UVA, wysoki SPF nic nam nie da. Co więcej, niektórzy dermatolodzy zalecają filtry przez cały rok – moim zdaniem to błąd. 

Zimą promieniowanie jest minimalne, a filtry mogą podrażniać skórę. Warto więc kierować się rozsądkiem, czyli stosować je latem na wakacjach, gdy słońce jest silne i długo na nim przebywamy, a poza tym korzystać ze słońca z głową i regularnie, zamiast polegać wyłącznie na kosmetykach.

Podsumowując, kluczem jest rozsądne podejście…

Tak. Ani tabletka, ani krem nie rozwiążą wszystkich problemów. Filtry są pomocne, ale nie zastąpią zdrowych nawyków. Najważniejsze to krótkie, codzienne, niedługie dawki słońca, unikanie poparzeń i równowaga między korzyściami a zagrożeniami.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.