Zaniepokojenie to część ludzkiej natury
Jeśli twoją reakcją na nękające cię troski zwykle jest niepokój – jeśli często czujesz strach, gdy wcale nie jesteś w niebezpieczeństwie – czy to oznacza, że coś z tobą nie w porządku? Krótka odpowiedź brzmi "nie". To część naszej ludzkiej natury. Czasem boimy się, mimo że wiemy, iż nic nam nie zagraża.
Spis treści
- Wiesz, że to tylko film, a mimo to odczuwasz strach
- Dlaczego dręczą mnie takie myśli?
- Po co nam lęk?
- Mylne przewidywania
- Człowiek uczy się na błędach
- Czy to wszystko twoja wina?
Wiesz, że to tylko film, a mimo to odczuwasz strach
Widzowie dreszczowców mają świadomość, że to, co oglądają "to tylko film". Nie ma to jednak żadnego znaczenia. I tak się boją. Ta zdolność ulegania strachowi mimo przekonania o braku zagrożenia jest cechą charakterystyczną naszego gatunku. Gdyby tak nie było, Stephen King pisałby artykuły do magazynów kobiecych. Weź to pod uwagę, jeśli zwykłeś się obwiniać i poddawać samokrytyce dlatego, że odczuwasz niepokój z powodu nękających cię przesadzonych i nieuzasadnionych lęków.
Jeśli oglądasz wyjątkowo przerażający film grozy i odczuwasz przy tym strach, możesz powtarzać sobie, że „to tylko film”, ale to rzadko pomaga odsunąć lęk. Jeśli naprawdę czegoś się obawiasz, a serdeczny przyjaciel radzi ci, byś "przestał się tym zamartwiać", szanse, że to zadziała, również są niewielkie. Jednym z powodów, dla których te metody rzadko okazują się skuteczne, jest to, że bezpośrednio nie kontrolujemy naszych myśli. Potrafimy skupić uwagę na konkretnym problemie, który należy rozwiązać, takim jak krzyżówka czy zadanie matematyczne.
Nie możemy zmusić naszego mózgu do tego, by wytwarzał tylko te myśli, których sobie życzymy, a zaprzestał poddawania tych niechcianych. Nikt tego nie potrafi.
Nasz problem z lękiem nie sprowadza się jedynie do braku kontroli nad własnymi myślami. Kłopot polega na tym, że często żywimy przekonanie, iż powinniśmy kontrolować własne myśli, nie zdając sobie sprawy z nieprawdziwości tego przeświadczenia. Prowadzi nas to do niepotrzebnych zmagań z własnymi myślami, które przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego.
Dlaczego dręczą mnie takie myśli?
Być może pojmujesz już, co mam na myśli, gdy piszę o filmach grozy, a mimo to wciąż obwiniasz się z powodu ulegania lękowi i poddawania się obawom. Niektórzy ludzie zaznaczają, że potrafią zrozumieć odczuwanie strachu podczas oglądania horrorów, ale zdarza im się bać nie tylko pod wpływem filmów grozy, a to wzbudza w nich poczucie winy.
Wprawdzie ludzie ci nie zasiadają w sali kinowej w realnym świecie zewnętrznym, w pewnym sensie jednak można uznać ich za widzów przerażającego filmu. Projekcja odbywa się "w ich głowach", w świecie wewnętrznym – przestrzeni, która stanowi pole wyobraźni każdego z nas. To pokaz prywatny, zawsze dostępny dla jednoosobowej publiczności. Jest występem solowym, monologiem pełnym "gdybania" na temat nieprawdopodobnych katastrof. Dlaczego ten spektakl rozgrywa się w twojej głowie? Aby to zrozumieć, powinieneś się zastanowić nad funkcją lęku.
Po co nam lęk?
Jak sądzisz: czemu służy lęk? Skąd w nas ta skłonność do ulegania obawom?
Nie mylisz się, sądząc, że ma ona związek z zachowaniem czujności w razie niebezpieczeństwa. Chodzi o rozpoznanie potencjalnych problemów i zagrożeń, zanim rozwiną się w poważny kryzys, dzięki czemu możemy wypracować rozwiązania, które zapewnią nam bezpieczny byt. To cenna zdolność. Potrzebujemy jej. Mamy mózgi, dzięki którym, prawdopodobnie, w większym stopniu niż przedstawiciele innych gatunków potrafimy wyobrazić sobie różne wersje rozwoju sytuacji i zaplanować swoje reakcje. Właśnie dlatego pewien pradawny łowca obmyślił metodę osaczania olbrzymich mamutów w dołach, aby uczynić z nich pożywienie dla całego plemienia. Dzięki tej zdolności człowiek został głównym drapieżnikiem Ziemi, mimo że nie brakowało większych, silniejszych i szybszych zwierząt wyposażonych w potężniejsze zęby i szpony.
Mylne przewidywania
Ta umiejętność wyobrażania sobie przyszłego biegu zdarzeń nie jest doskonała. Nie może być. Nie znamy przyszłości, dopóki nie nadejdzie, a nasze wyobrażenia na temat nadchodzących wydarzeń mogą się okazać błędne. Występują tylko dwa rodzaje takich błędów.
Błąd pierwszego rodzaju to „fałszywa obecność”. Żywimy przekonanie, że coś jest, podczas gdy wcale tego nie ma. Jeśli jaskiniowiec przez cały dzień kuli się w swej jaskini, drżąc ze strachu, ponieważ wydaje mu się, że słyszy czającego się nieopodal tygrysa szablozębnego, a w rzeczywistości dochodzą go odgłosy wydawane przez kilka królików, które mógłby przeznaczyć na posiłek dla całego plemienia, to mówimy o fałszywej obecności. Jaskiniowiec nie zostanie pożarty przez fałszywą obecność, ale może zostać przez nią powstrzymany od wyjścia na zewnątrz i pozyskania pożywienia, którego potrzebuje, lub odkrycia, że planuje go zaatakować sąsiednie plemię. Błąd drugiego rodzaju nazywamy "fałszywą nieobecnością". Mamy z nią do czynienia wtedy, gdy wierząc, że czegoś nie ma, jesteśmy w błędzie. Jeżeli jaskiniowiec opuści swoją jaskinię, przekonany o tym, że w okolicy nie spotka żadnego tygrysa szablozębnego, podczas gdy jeden okaz tego drapieżnego gatunku cichutko, cierpliwie czyha na niego ukryty wśród skał, to mamy do czynienia z fałszywą nieobecnością. Jaskiniowiec może zostać pożarty przez fałszywą nieobecność.
Żaden umysł nie jest nieomylny, nie unikniesz zatem popełniania pewnych błędów. Który rodzaj błędu skłonny byłbyś popełnić? Wolałbyś błędnie myśleć, że czyha na ciebie tygrys, czy wierzyć, że tygrysa nie ma, gdy w rzeczywistości drapieżnik czaiłby się w ukryciu? Ludzki mózg zwykle przedkłada błędy pierwszego rodzaju nad błędy drugiego rodzaju, co skutkuje przewlekłym niepokojem. Oznacza to, że najprawdopodobniej nigdy nie zaskoczy cię tygrys szablozębny, ale za to wiele czasu spędzisz skulony w ciemnościach, a gdy Ty będziesz się ukrywać, śmiałkowie z innych plemion rozkradną twoje plony i spałaszują pieczonego królika.
Być może to uwarunkowanie do popełniania błędów pierwszego rodzaju, właściwe ludzkiemu mózgowi, pomogło naszemu gatunkowi przetrwać.
Człowiek uczy się na błędach
Skłonnością tą, podobnie jak każdą inną cechą, na przykład wzrostem, ludzkość została obdzielona nierównomiernie. Niektórzy wykazują tę cechę w znacznym stopniu, inni w minimalnym. Plemieniu służy posiadanie obu typów ludzi w swym składzie: równie cenni są agresywni wojownicy, nieustraszeni w stopniu umożliwiającym im wyjście z jaskini i dostarczenie współplemieńcom mięsa mastodonta na obiad, co ich ostrożni współplemieńcy, którzy nie wezmą udziału w łowach, za to będą żyli wystarczająco długo, by wychować kolejne pokolenie, które wykarmią wyhodowaną przez siebie kukurydzą.
Można zatem, przynajmniej w skali całego gatunku, stwierdzić pozytywne skutki odczuwania lęku. To dlatego często przejawiamy skłonność do zamartwiania się. Niektórzy z nas otrzymali ją w spadku genetycznym w stopniu większym niż inni. Jeśli zmagasz się z chronicznym lękiem, z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że twoi przodkowie borykali się z podobnymi troskami.
Być może zastanawiasz się, czy nie jest to problem wyuczony. Zadajesz sobie pytanie, czy sam nie narzuciłeś sobie roli wiecznie zamartwiającego się histeryka. I oczywiście przypuszczasz, że to ty jesteś temu wszystkiemu winny.
Czy to wszystko twoja wina?
Nie. Jeśli sądzisz, że w chwili narodzin każdy z nas jest czystą kartą i całą swą osobowość wraz z wszystkimi cechami rozwija w procesie uczenia się, jesteś w błędzie. Gdy odwiedzisz oddział noworodkowy w pobliskim szpitalu i przyjrzysz się wszystkim nowo narodzonym dzieciom, odwiedzanym tam przez dumnych krewnych, dostrzeżesz, że każde niemowlę inaczej reaguje na światło i hałas. Jedne spoglądają bezpośrednio w stronę, z której dochodzą gwar i światło, sprawiając wrażenie zaciekawionych. Inne płaczą i zdają się cierpieć. Są też te, które nie wykazują żadnego zainteresowania. Te dzieci dopiero przyszły na świat, mimo to bez wątpienia niejednakowo pojmują zagrożenie i różnie je interpretują.
Jeśli jako dorosła osoba borykasz się z nadmiernym przewlekłym niepokojem, bardzo prawdopodobne, że ta skłonność przejawiała się w twoim życiu już wcześniej, jeszcze zanim zacząłeś uważać ją za problem. Równie dobrze możesz przestać snuć rozważania, czy wykazywałeś jakiekolwiek tendencje do nadmiernego zamartwiania się w dzieciństwie i młodych latach oraz roztrząsać, co na ten temat mają do powiedzenia twoi rodzice i starsze rodzeństwo. Często zdarza się, że człowiek wykazuje tę skłonność od dłuższego czasu, jeszcze zanim zda sobie z niej sprawę.
Przyzwyczajeni do pracy angażującej umysł często utożsamiamy nasze myśli z rzeczywistością.
Ludzki mózg nie rozwinął się po to, byśmy mogli bilansować konta bankowe, zajmować się fizyką kwantową czy delektować powieściami. Wyewoluował, by umożliwić naszemu gatunkowi przetrwanie, do czego niezbędna okazała się umiejętność wystrzegania się niebezpieczeństw i zdolność rozwiązywania problemów. Mózg bardziej wyczulony na zagrożenia – nawet jeśli dostrzegał dziesięć razy więcej tygrysów, niż było ich w rzeczywistości – zapewniał przewagę, a człowiek w niego wyposażony miał większe szanse na przetrwanie i reprodukcję.
Nasz ludzki mózg do dziś zachował tę podstawową funkcję – wystrzeganie się niebezpieczeństw i rozwiązywanie problemów. Otoczenie jednak, w którym żyje człowiek, zupełnie się zmieniło. Już nie musimy się zmagać z drapieżnymi tygrysami, lawinami skalnymi i bagniskami w takim stopniu jak nasi jaskiniowi przodkowie. Mimo to mózg wciąż każe nam czujnie wypatrywać niebezpiecznych sytuacji – nawet tych nieprawdopodobnych, czysto hipotetycznych – i szukać sposobów ich unikania.
Źródło: Przedruk dzięki uprzejmości New Harbinger Publications, Inc. (www.newharbinger.com)
The Worry Trick: How Your Brain Tricks You into Expecting the Worst and What You Can Do About It, David A. Carbonell
Tekst pochodzi z książki "W pułapce niepokoju. Jak przechytrzyć własny mózg i przestać się zamartwiać" Davida A. Carbonella (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego). Autor jest psychologiem klinicznym, specjalizującym się w leczeniu zaburzeń lękowych. Pracuje w Chicago. Napisał również książkę "Panic Attacs Workbook".
W publikacji "W pułapce niepokoju" przystępnie i zajmująco tłumaczy, dlaczego stare, sztampowe strategie zwalczania lęku nie działają i czemu nasze wytężone wysiłki pozbycia się niepokoju zwykle kończą się porażką. Autor odwołuje się do metod zaczerpniętych z dwóch głównych nurtów leczenia zaburzeń lękowych - terapii poznawczo-behawioralnej oraz terapii akceptacji i zaangażowania.