Udaremniono zamach na trójkę lekarzy. Ojciec chorego dziecka chciał sięgnąć po broń

2025-05-28 14:48

W Krakowie znów o włos od tragedii: trójka lekarzy znalazła się – całkiem dosłownie – na celowniku ojca chorego dziecka. Mężczyzna obarczał medyków winą za stan córki, która nie mówi, nie chodzi, żywiona jest przez PEG, zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym i padaczką lekooporną. Policja otrzymała w porę sygnał, po którym zatrzymała niedoszłego sprawcę.

Udaremniono zamach na trójkę lekarzy. Ojciec chorego dziecka chciał sięgnąć po broń
Autor: GettyImages Udaremniono zamach na trójkę lekarzy. Ojciec chorego dziecka chciał sięgnąć po broń

Ojciec chorego dziecka chciał zaatakować lekarzy

40-letni Marcin B. to ojciec 7-letniej dziewczynki, która zmaga się m.in. z mózgowym porażeniem dziecięcym i padaczką lekooporną (zespół Westa). Jak opisywał sam ojciec na jednej z grup dla rodziców dzieci z niepełnosprawnościami: „Moja córka nigdy nie kopnie piłki, nie powie tato kocham cię, nie zje sama przez buzie” [dziecko karmione przez PEG – red., pisownia oryginalna].

Dziewczynka urodziła się w zamartwicy. O stan dziecka ojciec oskarżał lekarzy. Chociaż walczył o jej rehabilitację, jednocześnie w jego głowie rodziła się i narastała wściekłość wobec medyków.

Otyłość - choroba, nie wybór. Debata poradnikzdrowie.pl

„Boję się ze przechodząc przez to piekło jeszcze puszczą mi nerwy i zrobię coś czego później będę żałował. (…) gdy dowiedziałem się ze w grę wchodzi błąd człowieka mimo iż żaden lekarz o tym nie wspomniał i ze moja córeczka mogła mieć normalne życie szlak mnie trafia. (…) Przed odpłaceniem mu tym samym trzyma mnie tylko moja mała. Wiem ze będzie potrzebowała taty blisko siebie a nie w kryminale. Nie mogę się z tym pogodzić i nie odpuszczę sku......wi

- pisał Marcin B. w social mediach. To wpis z 2021 roku. Co się działo przez kolejne 4 lata? Wiadomo, że ojciec dziewczynki wniósł sprawę do sądu. Orzeczenie sądu było jednak dla niego niekorzystne – nie zasądzono oczekiwanego odszkodowania od trójki lekarzy ze szpitala, gdzie przyszła na świat córka Marcina B.

Jak ustalili dziennikarze, wyrok niedawno się uprawomocnił, co mogło stanowić impuls do eskalacji działań Marcina B. Codzienną opiekę nad dziewczynką sprawowała jej mama, partnerka Marcina B. Ojciec dziecka wyjeżdżał do pracy za granicę. Wiadomo też, że w ostatnim czasie 40-letni Marcin B. zaopatrzył się w broń. Planował zabić troje lekarzy ze Szpitala Położniczo-Ginekologicznego Ujastek w Krakowie.

Pogrzeb tragicznie zmarłego ratownika medycznego. Ostatnie pożegnanie Cezarego L.

- 23 maja w trakcie wizyty lekarskiej oznajmił swoje zamiary wobec lekarzy uczestniczących w porodzie jego córki

—przekazała w rozmowie z mediami prokuratorka Oliwia Bożek-Michalec, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Gdy córka 25 maja wyjechała na turnus rehabilitacyjny, mężczyzna został zatrzymany. Sąd w Krakowie w dniu 27 maja zdecydował, że z uwagi na duże ryzyko, iż zatrzymany popełni czyny, które planował, pozostanie przez dwa miesiące w areszcie. Policja i prokuratura ustalają, skąd pochodziła broń i naboje – rewolwer czarnoprochowy i ołowiane kule.

Frustracja rodziców dzieci z niepełnosprawnościami

To dramatyczna, tragiczna historia, w której nie ma i nie może być szczęśliwego zakończenia. Ciężko chore, leżące dziecko, zmagające się z wieloma dolegliwościami. Każdy rodzic dziecka z niepełnosprawnością mierzy się z pewną żałobą: z żałobą po własnych nadziejach, planach, marzeniach, z żałobą po zdrowym dziecku, którego oczekiwano, a którego nie ma i nie będzie.

Konieczne jest podporządkowanie życia rytmowi choroby dziecka. Żyje się jak „na bombie” - w każdej chwili może coś się stać. Rodzice często hospitalizowanych dzieci potrafią jak automat spakować się w moment i znowu wejść w kierat szpitalnego życia. Potem wracać do domu, gdzie nie czeka wsparcie. Uczyć się podawać leki, udrażniać drogi oddechowe, wykonywać zabiegi pielęgnacyjne.

Zamiast pokazywać dziecku świat, pozostają w zamknięciu. Zwykle znajomych ubywa (w końcu trudno gdziekolwiek wyjść, a mało kto ma chęć przychodzić, gdy obok jest chore dziecko). Zwykle nikogo nie ma do pomocy. W tym przypadku również matka głównie zajmowała się dzieckiem. Statystyki są nieubłagalne: zwykle matki zostają same.

Marcin B. został z rodziną, choć wyjeżdżał pracować za granicę. Ale dbał o córkę, jak umiał, szukał metod leczenia, ulżenia w problemach. Gdy brak postępów leczenia, narasta frustracja, łatwo o depresję, wypalenie, czasem myśli samobójcze. Marcin B. zaplanował krwawą zemstę.

Mordercze plany zniweczyła policja. Być może – paradoksalnie – słów, że zabije lekarzy, nie zlekceważono właśnie dlatego, że nie tak dawno przecież doszło do tragicznej w skutkach sytuacji: były pacjent zabił ortopedę, również w Krakowie.

Dlaczego narasta agresja w społeczeństwie

Agresja wobec lekarzy – i narastająca w ogóle agresja w społeczeństwie – to nie jest zjawisko nowe. Już w 2019 r. alarmowano, że przybywa pobić, bójek, agresywnych scysji. Sytuacja uległa eskalacji w latach pandemii, szczególnie w latach 2020-2021, kiedy restrykcje były najbardziej odczuwalne. Budziły frustrację. Gniew zyskiwał kierunek – był ukierunkowany przeciwko lekarzom.

Dodatkowo w ostatnich latach zauważalny jest odwrót od medycyny uniwersyteckiej, konwencjonalnej. Coraz więcej osób ceni sobie za to naturalne metody, niekonwencjonalne terapie, wsparcie osób, które nie mają medycznych kompetencji. Odrzucają szczepienia, wybierają niekiedy niebezpieczne eksperymenty na sobie czy własnych dzieciach, podając choćby opisywane przez nas trujące grzyby – tak dalece sięga ich opór wobec tradycyjnej medycyny.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT: Osoby z nowotworami sięgają po „cudowne” grzyby. „Fundują sobie ryzyko poważnych komplikacji”

Ataki na personel medyczny - coraz więcej, coraz częściej

Ta niechęć wobec lekarzy powoduje lawinę zdarzeń. Nie tylko odmowę współpracy, ale hejt, niechęć, ataki. Ostatnio była seria ataków na personel medyczny: ratowników, lekarzy, lekarki, pielęgniarki.

  • 78 proc. pielęgniarek i położnych doświadczyło agresji w miejscu pracy.
  • 97,9 proc. było świadkiem agresywnych zachowań w pracy.
  • Blisko 70 proc. doświadcza agresji w sposób powtarzający się.

Do szpitala, gdzie dokonano terminacji ciąży, wtargnął Grzegorz Braun. Ale niechęć pewnych kręgów politycznych wobec lekarzy pojawiła się już wcześniej: Ludwik Dorn mówił „pokaż lekarzu, co masz w garażu”. Józefa Hrynkiewicz z PiS nawoływała: „Niech jadą”. Słynne słowa Zbigniewa Ziobry: ”ten pan nigdy nikogo nie zabije", odmieniano przez wszystkie przypadki.

- Ludzie, przez lata indolencji, zostali ośmieleni do tego, żeby atakować lekarzy

– komentował w rozmowie z Poradnikiem Zdrowie dr Bartosz Fiałek., w odniesieniu do śmierci Tomasza Sołeckiego, ortopedy z Krakowa.

Polacy są coraz bardziej agresywni

Wśród Polek i Polaków coraz wyraźniej narasta poziom agresji. Psychiatrzy mówią o tym otwarcie, ponieważ obserwują to zarówno w swojej praktyce, jak i w relacjach pacjentów. Zjawisko to staje się coraz bardziej widoczne w codziennym życiu.

Od czasu pandemii obserwuje się wzrost poziomu agresji w społeczeństwie. To zjawisko ma charakter złożony i wieloczynnikowy. Przede wszystkim pandemia wywołała ogromny stres społeczny – ludzie doświadczyli lęku o zdrowie swoje i bliskich, wiele osób odnotowało straty finansowe. Nie bez znaczenia są skutki izolacji społecznej, a także dezorientacji wynikającej ze sprzecznych informacji i niepewności co do przyszłości.

Teraz żyjemy z wojną, mówiąc kolokwialnie, "za płotem". Zachowania agresywne pojawiają się nawet na wysokim szczeblu - vide zachowania Brauna - i bywają przez niektóre kręgi normalizowane. To tylko część czynników, które sprawiły, że niektórzy zaczęli reagować bardziej impulsywnie i nerwowo.

Agresję nasiliły również napięcia społeczne i polityczne – różnice w poglądach dotyczących szczepień, teorii spiskowych, czy zaufania do instytucji publicznych często prowadziły do konfliktów, nawet w rodzinach czy kręgu znajomych. Warto także wspomnieć o zwiększonym dostępie do internetu i mediów społecznościowych, które nie tylko sprzyjały dezinformacji, ale i polaryzacji poglądów oraz hejterstwu.

Współczesne tempo życia, niepewność ekonomiczna, inflacja, kryzysy zdrowotne i klimatyczne, a do tego napięcia polityczne – wszystko to powoduje chroniczny stres. Ludzie czują się przeciążeni, bezsilni, często nie mają gdzie i jak rozładować napięcia, więc wybuchają w kontaktach z innymi – czasem nawet z zupełnie obcymi osobami.

Pomoc psychologiczna i psychiatryczna w Polsce jest trudno dostępna – zarówno pod względem finansowym, jak i organizacyjnym. Osoby z problemami emocjonalnymi często pozostają bez wsparcia, a to zwiększa ryzyko niekontrolowanych wybuchów złości czy przemocy.

Wzrost agresji w przestrzeni publicznej sprawia, że inni również zaczynają reagować bardziej nerwowo. Przykłady z mediów – nagrania pobić, awantur w przychodniach, wyzwisk na ulicy – normalizują agresję, sprawiając, że granice tego, co społecznie akceptowalne, się przesuwają.

W czasach napięć społecznych lekarze, ratownicy, nauczyciele czy pracownicy socjalni stają się łatwym celem – są „na pierwszej linii” i często spotykają się z wrogością, która jest raczej odreagowaniem frustracji niż realną odpowiedzią na ich działania.

Wzrost agresji często idzie w parze ze wzrostem uzależnień. Używki obniżają samokontrolę i sprzyjają impulsywnym, agresywnym zachowaniom. Innymi słowy: ludzie są coraz bardziej agresywni, bo żyją w stałym napięciu i przeciążeniu, bez wystarczającego wsparcia emocjonalnego, z osłabionymi więziami społecznymi i z brakiem przestrzeni na zdrowe rozładowywanie trudnych emocji

Poradnik Zdrowie Google News

Przemoc i hejt nasz codzienny 

Z danych CBOS wynika, że co druga osoba obawia się, że ktoś bliski padnie ofiarą przestępstwa. Połowa dzieci i młodzieży doświadcza przemocy w sieci. Nienawiść z internetu przechodzi do realu.

Nie lepiej jest na drogach, które możemy uznać za symboliczny punkt odniesienia. Jak wynika z danych Instytutu Transportu Samochodowego, już ponad 80 proc. kierowców co najmniej raz w tygodniu widzi agresywne zachowania na drogę. To dane z 2019 r. Jeszcze tzry lata wcześniej takie obserwacje miało 60 proc. kierowców.

Dopóki nie dojdzie do pobicia, zabicia, innej tragedii - skala agresji w społeczeństwie pozostaje niezbadana. Nikt nie sprawdza, jak często ludzie krzyczą na innych, na ulicach, w sklepach, w przychodniach. Kiedy się popychają, ale ofiary tego nie zgłaszają

Psycholog dr Leszek Mellibruda, cytowany przez Gazetę Prawną, wskazuje na biologiczne podłoże agresji: 

– Do niedawna psychologia wiązała agresję z frustracją wywołaną zniechęceniem, rozczarowaniem, złością. Obecnie częściej zwracamy uwagę na jej antropologiczne korzenie. Agresja to pierwotna emocja wyrażająca chęć dominacji. Nasi przodkowie reagowali tak np. na naruszenie terytorium. Wraz z rozwojem cywilizacji kultura miała regulować podobne zachowania.

Ale jest w nas też dążenie do dobrobytu, polepszania pozycji względem innych. Każdy, kto zagraża naszemu statusowi materialnemu i społecznemu, uruchamia reakcje agresywne. 

Dlaczego ojciec chorego dziecka chciał zaatakować lekarzy 

Czy Marcina B. niektóre osoby tłumaczą desperacją. Ale dzieci z niepełnosprawnościami – w tym naprawdę poważnymi – jest dużo. A ich rodzice nie chwytają za noże ani pistolety. Mimo że nierzadko czują się zmęczeni fizycznie i psychicznie, oszukani przez system, „spławiani” przez lekarzy, bezradni wobec choroby, odbijający się od drzwi do drzwi, niedosypiający przez długie lata. 

Ale to wciąż nie są powody, aby dokonywać samosądu na lekarzach, których postrzega się jako winnych sytuacji. Szczególnie, że wiadomo, iż sąd oddalił roszczenia Marcina B. Choć to tragiczne – zdarza się, że ciążowe i okołoporodowe komplikacje powodują, że dziecko nie rozwija się prawidłowo i niekoniecznie personel medyczny ponosi za to winę. Lekarze też nie są cudotwórcami i zawsze to powtarzają (i może dlatego też wiele osób zwraca się w stronę hochsztaplerów, którzy w przeciwieństwie do lekarzy, obiecują cuda).

Lekarz Bartosz Fiałek, który sam był ofiarą hejtera, komentował w rozmowie z Poradnikiem Zdrowie zabójstwo lekarza-ortopedy. Wskazywano wówczas, że sprawca - strażnik więzienny, od dawna przejawiał objawy zaburzeń. Wprawdzie zdaniem lekarza choroba psychiczna odegrała tu rolę, ale była tylko jednym z elementów.

Kolejnym istotnym czynnikiem była atmosfera bezkarności i przyzwolenia na agresję wobec środowiska medycznego. To mogło dać sprawcy — choremu, ale jednak odpowiedzialnemu za swoje czyny — poczucie, że może bez konsekwencji sięgnąć po nóż i zaatakować lekarza. Tak jak tu: zdesperowany ojciec z jakiegoś powodu uznał za słuszne pociągnięcie za spust i zabicie trzech osób. Na szczęście nie zdążył. 

TO TEŻ MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ: Lekarz nie żyje, hejt narasta. Bartosz Fiałek: „Nie można też upraszczać tej tragedii”

- Nie wiemy, czy bez tego wręcz społecznego przyzwolenia na hejt wylewający się na lekarzy, pacjent zdecydowałby się na taki czyn, ale z pewnością nie można tego wykluczyć

– komentował lekarz Bartosz Fiałek.Wiadomo, że Tomasz Sołecki był wcześniej nękany przez byłego pacjenta, który stosował wobec niego też pogróżki. Wiadomo też, że nie wniósł oskarżenia. Jak tłumaczył inny lekarz ortopeda z Lublina, Michał Papiewski, policja w takich sytuacjach rekomendowała prywatne akty oskarżenia, na co wiele osób się nie decydowało ze względów proceduralnych. 

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT: Syn pacjentki nakręcił hejt na lekarza. „Czułem, że moje życie było zagrożone”

Tragedia z Krakowa zdaje się coś zmieniać: zawiadomienia o planach ojca chorej 7-latki nie zlekceważono. I choć nie doszło do zabójstwa, trudno tu mówić o szczęśliwym zakończeniu. Dziecko z niepełnosprawnością straci na jakiś czas ojca, który na razie trafił do aresztu, a o jego dalszych losach zadecyduje sąd. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki