Objawy przypominały niestrawność. Dwie godziny błagała o karetkę, gdy mąż umierał na jej oczach
Mąż pani Lesley Weekley skarżył się na dolegliwości przypominające niestrawność. 73-latka planowała zabrać go następnego ranka do szpitala. Niestety, objawy Roba znacznie się pogorszyły. Kobieta od razu zadzwoniła po karetkę, ale usłyszała odmowę. Tragiczny finał historii małżeństwa z 43-letnim stażem.
Do planowanej wizyty w szpitalu nie doszło, ponieważ następnego dnia (4 stycznia br.) Rob obudził się z bólem w klatce piersiowej, był zlany potem, a do tego mówił nieskładnie. Jego żona, która pracuje w University Hospital of Wales, niezwłocznie zadzwoniła po pogotowie i zrelacjonowała niepokojące objawy, jakie wystąpiły u jej męża.
Objawy wskazywały na zawał, ale nie było wolnej karetki
W odpowiedzi na zgłoszenie, pani Lesley usłyszała w słuchawce, że nie ma wolnych karetek. W ciągu następnych dwóch godzin dzwoniła pod numer alarmowy jeszcze cztery razy, a w tym czasie stan jej męża coraz bardziej się pogarszał.
O 2:36 w nocy Rob zasłabł, więc kobieta ponownie zadzwoniła po karetkę. W odpowiedzi usłyszała, że ma podać mężowi aspirynę i zadzwonić ponownie, jeśli jego stan się pogorszy.
Kolejny telefon wykonała o 2:55, gdy pojawiły się zawroty głowy, uczucie mrowienia, aż w końcu puls małżonka się zatrzymał. Kobiecie po raz kolejny odmówiono pomocy.
Mężczyzna nie doczekał pomocy sanitariuszy
73-latka zadzwoniła ponownie o 3:11 i o 3:32, błagając o karetkę, ponieważ Rob przestał oddychać. Zanim ratownicy medyczni przybyli na miejsce, kobieta przez 20 minut próbowała reanimować męża, aby utrzymać go przy życiu. Gdy ratownicy przejęli akcję okazało się, że mężczyzna nie żyje.
„Stałam tam i patrzyłam, jak robią, co w ich mocy […], ale myślę, że umarł, zanim do nas dotarli” – powiedziała.
Czasy reakcji karetek w Anglii i Walii znacznie się pogorszyły w ciągu ostatnich dwóch lat. Wszystkiemu winne są nie tylko braki personelu, ale i cięcia finansowe. W poniedziałek doszło do drugiego strajku załóg karetek pogotowia ratunkowego, których powodem był brak bezpieczeństwa pacjentów.
Jak wiadomo, w przebiegu ataku serca liczy się czas. Gdy wystąpią jego objawy, należy podjąć natychmiastowe działania. Pani Weekley usłyszała, że gdyby sanitariusze zostali od razu wysłani na miejsce, jej mąż prawdopodobnie by żył.