Nielegalny handel lekami i receptami w sieci kwitnie. "Sprzedawcy" pozostają bezkarni
Pandemia COVID-19 utrudniła dostęp pacjentów do lekarzy. Przez ostatnie dwa lata w internecie zaroiło się od stron, które oferują niemalże natychmiastowe uzyskanie recepty. Są też sklepy internetowe, mające w swojej ofercie leki na receptę bez recepty. Sprawy zgłaszane są do prokuratury, jednak służby nie reagują. Czy taka działalność jest legalna?
Niebezpieczne działalność firm oferujących e-recepty i leki
W ostatnich latach specjaliści zauważyli wzrost liczby stron oferujących e-recepty "od ręki". Na podstawie krótkiej ankiety, można uzyskać receptę na wybrany lek. Istnieją także portale, które oferują leki bez konieczności przedstawiania pisemnego polecenia lekarza dt. leków użytych w leczeniu. Obie formy działalności takich firm budzą kontrowersje.
Główny Inspektor Farmaceutyczny (GIF) już dwa lata temu zgłaszał prokuraturze niebezpieczną działalność polegająca na sprzedaży leków bez recepty. Jednak nielegalny sklep nadal funkcjonuje. Tylko nieliczne strony informują, że aby otrzymać przedłużenie recepty, trzeba załączyć odpowiednią dokumentację medyczną, np. zaświadczenie lekarskie lub wcześniejszą receptę wystawioną przez lekarza specjalistę.
Na jednej z takich stron lekarz w trakcie specjalizacji jest przedstawiany jako np. psychiatra. Firmy oferujące "szybkie recepty", zachęcają użytkowników do korzystania ze swoich usług i prześcigają się w szybkości w uzyskiwaniu potrzebnych medykamentów. Problem związany z taką działalności dogłębnie opisał portal Prawo.pl.
Czy można wystawić e-receptę, nie znając historii choroby pacjenta?
Radczyni prawna, specjalizująca się w prawie ochrony zdrowia Dobrawa Biadun wyjaśnia: "Z prawnego punktu widzenia taka działalność jest dozwolona. To, co niepokoi, to regulaminy usług. W dwóch, które przeczytałam, podmioty zastrzegają, że udzielają wyłącznie porad na odległość. Tymczasem forma ta nie może być podstawową postacią kontaktu z pacjentem, szczególnie takim, o którym lekarz nie ma bliższej wiedzy".
Ekspertka dodaje: "Zatem - jak zawsze - należy do takich nowinek podchodzić z ostrożnością, ale nie byłabym za zakazaniem prowadzenia takiej działalności". Podobne zdanie ma także adwokat Karol Korszuń z kancelarii Fairfield: "Można się zastanawiać, czy wszystkie usługi związane z wystawieniem recepty online, które pojawiły się w czasie pandemii, były realizowane w pełni zgodnie ze sztuką lekarską, ale zazwyczaj wpisują się w ramy prawne".
Inną opinię w tej sprawie ma wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Marek Tomków, który podkreśla: "To jest legalny handel psychotropami, choć lekarz ma obowiązek zbadać pacjenta, a przede wszystkim zweryfikować jego tożsamość. Lekarz jednak nie wie tak naprawdę, komu wypisuje receptę i na czyj numer PESEL. A na niektórych portalach pacjent zamawia, co chce, w świetle jupiterów pozyskuje leki z najbardziej legalnego źródła, wystarczy, że wyda 100 zł, a czasami nawet mniej".
Odpowiedzialność lekarzy
Kolejne kontrowersje budzi odpowiedzialność lekarzy, którzy współpracują z takimi firmami. W opinii wiceprezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej, gdyby za taki proceder groziła utrata prawa do wykonywania zawodu bezpowrotnie, prawdopodobnie wielu lekarzy nie decydowałoby się na taką działalność. Jedyną możliwością jest "doniesienie" na lekarza do Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednak Karol Korszuń podkreśla: "Nie jest to ani w interesie pacjenta, ani lekarza".
Jak wskazują eksperci – lekarz zawsze może tłumaczyć, że działa w dobrzej wierze, uzyskał informacje o pacjencie na podstawie ankiety, miał podstawy w postaci wystawienia recepty np. w postaci zaświadczenia innego specjalisty. Niewiele może zdziałać w tej sprawie także Główny Inspektor Farmaceutyczny, który kontroluje recepty w aptekach. Recepta wystawiona online jest dokumentem wystawionym poprawnie, to znaczy zawierającym wszystkie wymagane informacje.
Internetowa sprzedaż leków na receptę… bez recepty
Według przepisów w Polsce nie można sprzedawać przez internet leków na receptę. Jedyną możliwością jest sprzedaż wysyłkowa przez apteki stacjonarne, które dokonały zgłoszenia do wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego. Taka internetowa apteka na swojej stronie powinna m.in. zawierać specjalne oznakowanie, czyli tzw. wspólne logo, wprowadzone przez Komisję Europejską.
- Ten znak to biały krzyż na tle zielonych i szarych pasków, pod którym umieszcza się flagę kraju, w którym działalność prowadzi apteka oraz odpowiednią informację. Po kliknięciu na logo można sprawdzić w rejestrze, czy apteka działa zgodnie z prawem – wyjaśnia mec. Bartłomiej Sasin, adwokat w kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński.
Niepokój budzi fakt, że w sieci można kupić leki, które nie powinny być łatwo dostępne. Na stronie jednego ze sklepów widnieje zachęcająca informacja: "Oferujemy sprzedaż oryginalnych leków na receptę bez recepty. Szybka przesyłka i łatwe płatności".
Czy to powinno zaniepokoić organy ściągania? Specjaliści nie mają co do tego żadnych wątpliwości. Tym bardziej, że jeden z e-sklepów pozwala sobie na obrót substancjami psychotropowym oraz odurzającymi, który jest objęty szczególnym nadzorem.
Czy taka działalność jest legalna?
Zdaniem mec. Sasina: "Strona jest bez wątpienia nielegalna, łamie wiele przepisów, w tym prawo farmaceutyczne i ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. Prowadzenie takiej działalności powinno być surowo karane i skutecznie egzekwowane, z uwagi na zagrożenie, jakie niesie dla pacjentów".
Jedyną możliwością jest zgłoszenie sprawy do GIF. Ale okazuje się, że instytucja sprawę już zna. - Poruszona problematyka obrotu produktami leczniczymi przez internet, bez wymaganego prawem zezwolenia, jest znana Głównemu Inspektorowi Farmaceutycznemu – powiedziała Małgorzata Gajecka z GIF. Przedstawicielka instytucji dodaje: "Organami wyłącznie uprawnionymi do podejmowania działań w tym zakresie są Policja i Prokuratura. Niemniej, GIF na bieżąco przekazuje organom ścigania informacje o wszystkich przypadkach ewentualnego popełnienia przestępstwa".
Tylko w tym roku Główny Inspektorat Farmaceutyczny przekazał już pięć zawiadomień do prokuratury. Jak wyjaśnia Gajecka w jednej ze spraw "prokurator ustalił, że rejestracja domeny nastąpiła na rzecz obywatela Królestwa Norwegii, wskutek czego zachodzi konieczność poczynienia ustaleń na jego terenie". - Dlatego prokurator z uwagi na konieczność zasięgnięcia pomocy prawnej w innym państwie, zawiesił dochodzenie – tłumaczy.
Niestety ze względu na luki w przepisach, takich stron nie można też zablokować. Jednak eksperci są zgodni, że sprawą nie powinien zajmować się GIF, a odpowiednia komórka policji i prokuratura. Sytuację celnie podsumowuje Marek Tomków: "Temat jest znany od lat, a mimo to brakuje odpowiednich działań. Prawda jest taka, że gdyby ktoś na targu próbował sprzedać trzy opakowania psychotropów, to można go ścigać na wiele sposobów. Jeśli to robi w sieci i zarabia miliony, śmieje się organom ścigania w twarz".
Polecany artykuł: