Myśleli, że umarła. Gdy otworzyli worek ze zwłokami, okazało się, że 66-latka żyje
Pracownicy domu opieki dla chorych z Alzheimerem uznali, że jedna z podopiecznych nie żyje. Zgodnie z procedurą zakład pogrzebowy odebrał ciało w specjalnym worku, a następnie przewiózł do kostnicy. Na miejscu okazało się, że 66-latka jednak żyje. W oficjalnym raporcie wyjaśniono okoliczności zdarzenia.
Sytuacja ta miała miejsce 3 stycznia 2023 roku. Pięć dni wcześniej 66-latkę znaleziono nieprzytomną. Służby ratunkowe przetransportowały ją do Specjalnego Centrum Opieki Alzheimera mieszczącego się w Urbandale w stanie Iowa w Stanach Zjednoczonych. Znalazła się tam pod stałą opieką personelu tej placówki. Jej stan zdrowia był monitorowany co godzinę, a leki podawane regularnie.
Personel domu opieki uznał ją za zmarłą
Jak wynika z oficjalnego raportu Departamentu Inspekcji stanu Iowa (USA), który został opublikowany 1 lutego, podczas jednej z wizyt kontrolnych pielęgniarka zauważyła, że "usta 66-latki były otwarte, oczy nieruchome i nie było słychać oddechu". Nie mogła wyczuć pulsu u pacjentki ani nie dostrzegła żadnego ruchu nawet, gdy położyła rękę na jej brzuchu.
Brytyjska telewizja Sky News przekazała, że półtorej godziny po pierwszym zgłoszeniu pracownika ośrodka stwierdzono zgon kobiety 3 stycznia 2023 roku około godz. 6:30 czasu lokalnego. Jak wynika z raportu, godzinę później przyjechał pracownik zakładu pogrzebowego i wraz z drugą pielęgniarką umieścił ciało kobiety w worku. Podopieczna nie wykazywała żadnych oznak życia. Personel domu opieki poinformował rodzinę o śmierci 66-latki.
Kobieta "ożyła" w worku na zwłoki
Około półtorej godziny później, gdy pracownicy zakładu pogrzebowego otwierali worek z rzekomymi zwłokami kobiety, okazało się, że kobieta oddycha. Jej klatka piersiowa lekko unosiła się i opadała. Jak wynika z raportu, kobieta "łapała z trudem powietrze". Na miejsce natychmiast przyjechało pogotowie ratunkowe. Ratownicy wyczuli u rzekomo zmarłej kobiety puls, lecz jej gałki oczne się nie poruszały. Nie nawiązywała też żadnego kontaktu – ani werbalnego, ani motorycznego.
66-latka została przewieziona do szpitala. Po dwóch dniach zmarła, mimo starań lekarzy. Jej bliscy są pogrążeni w rozpaczy i smutku.
Jak przekazały władze, personel błędnie stwierdził zgon rezydentki. Za to tragiczne zdarzenie w skutkach odpowie placówka opiekuńcza w Iowa. Musi zapłacić karę finansową w wysokości 10 tys. dolarów.
Dyrektorka ośrodka wydała oświadczenie, w którym napisała, że personel bardzo troszczy się o podopiecznych i pozostaje w pełni zaangażowany w opiekę nad nimi. Jak zapewniła, "pracownicy regularnie przechodzą szkolenie, aby jak najlepiej opiekować się rezydentami i reagować na ich śmierć".