Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Głód alkoholowy to stan, w którym dochodzi do wyjątkowo silnej ochoty napicia się alkoholu. Objawy głodu alkoholowego dotyczą przede wszystkim psychiki, ale nie tylko. Istnieją również i somatyczne objawy głodu alkoholowego. Stan ten jest groźny, ponieważ może doprowadzić do przerwania nawet wieloletniej abstynencji od alkoholu – szczęśliwie istnieją sposoby na zwalczanie głodu alkoholowego.
Captagon (inaczej fenetylina) to tabletki z amfetaminą. Dawniej znalazły zastosowanie jako lek w terapii ADHD, depresji i narkolepsji, jednak odkryto, że to narkotyki o bardzo silnym działaniu uzależniającym, które mogą dawać poważne skutki uboczne, i zakazano ich stosowania. Jak działa captagon? Jak rozpoznać objawy zażycia? Jakie może dawać działania niepożądane?
Pierwsze w Polsce biuro podróży dla osób niepełnosprawnych zostało założone przez Małgorzatę Tokarską. Jego pomysłodawczyni wie, że nie ma takiej niepełnosprawności, która nie pozwalałaby podróżować. Sprawdziła to na własnej skórze. A potem postanowiła pomóc spełniać marzenia o poznawaniu świata. Choć sama zmaga się z chorobą, zaryzykowała i tak powstało jej biuro podróży dla osób niepełnosprawnych. Pani Małgorzata pokazuje, że chcieć to móc!
Zgodnie z założeniami psychoterapii Gestalt, człowiek ma zasadniczy wpływ na swój los. Przy wsparciu terapeuty zdolny jest odnaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania oraz wypracować własne sposoby radzenia sobie z trudnościami, których doświadcza (jest to tzw. twórcze przystosowanie). Pomocne są mu w tym naturalne zasoby pochodzące z jego umysłu, ciała, a także emocji. Wzrastająca popularność podejścia Gestalt sprawiła, że stało się ono jednym z najważniejszych nurtów psychologicznych ostatnich lat. Komu może pomóc Gestalt i w jaki sposób?
Trzy miesiące temu zostawiła mnie dziewczyna, którą bardzo kochałem i kocham nadal. Powodem była jej zdrada, jej wybór miłości do kochanka, który był jej "przyjacielem". Chcę, żeby wróciła, ale ona chyba już wybrała. Jak mam się podnieść? Wszystko we mnie umiera, mam myśli samobójcze, a boję się teraz zaufać komuś na nowo, bo to się znowu stanie.
Moja siostra lubi narzekać, gdy przyjeżdża do domu, że tego nie ma, tamtego nie ma. Sama nie dała znać, że tego będzie potrzebowała, albo sama powinna zakupić. Widzi tylko negatywy, nie pochwali, a skrytykuje dopiero co umytą podłogę, że jest brudna, choć sama wpływu nie ma na tę czystość i ja lub mama, które dbamy o wszystko na jej przyjazd, czujemy się dotknięte przez takie niepotrzebne uszczypliwości. Wychodzi z nich na to, że nie umyłyśmy podłogi, choć to zrobiłyśmy. Marudzi też na to, co dostaje na obiad do jedzenia w trakcie posiłku. Ciężko w takiej atmosferze skupić się na jedzeniu i o czymś miłym porozmawiać. Ona sama nie gotuje w domu, mama jej tego nie uczyła, jak i porządków, tylko wymaga od innych, nie od siebie, ja na swoje szczęście to umiem, nie unikałam trudów życiowych, ona lubiła imprezy, nigdy się nie przemęczała, nawet pracą w polu. Nie wiem, jak sobie radzić, bo nie tylko to narzekanie nas boli, ale denerwuje. Powinna się cieszyć, docenić, ile tu na jej przyjazd robimy, przygotowujemy, by miała lżej, bo jest w ciąży z drugim dzieckiem. Jest strasznie roszczeniowa, musi mieć podane wszystko do ręki, sama nie poszuka choć mniej więcej wie, gdzie co jest w domu i denerwuje się i krzyczy, wymuszając złością, by jej to dać natychmiast. Ja przez te krzyki daję jej to, czego chce, bo mój głos do niej nie dotrze, bo tak krzyczy w złości. Z lęku jej to daję, żeby przestała krzyczeć, niepotrzebnie traci energię, sama mogłaby za ten czas to odszukać, nikt jej na złość nie zrobił, chowając rzeczy. Proszę o pomoc, nie wiem, jak się zachować, co jej mówić, w jaki sposób. Skoro ma drugie dziecko w drodze, czemu tak się złości, to źle działa na to dziecko i na nas, jako otoczenie, bliskie osoby. Nie mogę jej powiedzieć, żeby np. sama umyła podłogę lepiej, to miłe nie będzie, raczej to atak. Nie umiem tego zignorować, zdystansować się. Czuję nie raz poczucie winy, że czegoś nie dopilnowałam i to ją zdenerwowało. Zdarza się, że przyjeżdża spontanicznie i nagle wychodzi z czymś, co zajmuje trochę czasu, a mogła to w drodze napisać, np. smsem, żeby to dla niej przygotować.
Mam prawie 17 lat i od I klasy gimnazjum nie dogadywałam się z rodzicami. Co prawa bywały wzloty i upadki. Czasem było zabawnie i dobrze, a czasem źle i były same kłótnie, ale dzisiaj zmieniło się wszystko. Mam chłopaka mieszkającego 114 km od de mnie. Byłam u niego na weekend i w końcu poczułam, jak mogę z kimś pogadać normalnie. W domu zawsze rozmowy dotyczyły tylko szkoły i tego, żeby zabierać mi telefon na noc. Bardzo mnie to denerwowało, bo mam dobre oceny w szkole, a jak dostanę 3, od razu jest źle i jest wykład o tym, jak okropnie napisze maturę. Co prawda rodzice powtarzają mi, że robią to z powodu mojej ciężkiej choroby, która uniemożliwia mi pracę fizyczną, ale uważam, że już trochę przesadzają. Kiedy wróciłam od mojego chłopaka, pierwsze, co zaczął się, temat nauki i telefonu, na co zareagowałam gwałtownie, mówiąc, że rodzice mojego chłopaka nie gadają tylko o tym i da się z nimi normalnie pogadać. Potem opowiedziałam, jak fajnie tam było, i jak smutno, że trzeba było wrócić. Rodzice gwałtownie zareagowali na to, co powiedziałam. Ustalili, że teraz sama będę dbała o swój dojazd do szkoły, dożywienie, branie stałych leków i utrzymywanie czystości. Ponadto powiedzieli mi, że gdyby nie ta choroba, to by się mną nie przejmowali i z takimi oceniani (przewaga 4) na pewno nie zdam dobrze matury. Ojciec dodał jeszcze, że mogę skończyć jak moja koleżanka (jest kobietą lekkich obyczajów). Mój chłopak mówi, że oni jako rodzice nie powinni mnie dobijać i poniżać, a ja już nie wiem, co myśleć. Później mama powiedziała jeszcze, że to ich bardzo zraniło i przez to poczułam się winna. Obawiam się, że nasze kontakty uległy całkowitemu zepsuciu, a ja nie wiem, co robić. Zazdroszczę mojemu chłopakowi dobrego kontaktu z rodzicami i też bym taki chciała mieć. Mam ich jakoś przeprosić? Albo zrobić jakąś kolację? I jak mam się nauczyć normalnie z nimi rozmawiać?
Nie mogę już od dłuższego czasu poradzić sobie z problemem. Jestem z obecną partnerką półtora roku, a od 8 miesięcy mieszkamy razem. Od 4 miesięcy mam wielki problem. Niechęć do seksu, niechęć do dotyku partnerki. Kiedy ona mnie dotyka, w środku wpadam aż w szał, próbuję "uciekać", zmieniam temat. Wymyślam niestworzone wymówki. Kiedyś uprawialiśmy seks nawet kilka razy dziennie, obecnie jesteśmy bez seksu ponad 2 tyg. i wcale nie czuję potrzeby. Najważniejsze jest to, że ja ją kocham i chcę się zmienić, ale sam nie potrafię. Co mam robić?
Pamiętać możemy zarówno różne daty i zdarzenia, jak i emocje. Za możliwość przypominania sobie tych ostatnich odpowiada tzw. pamięć emocjonalna. Ten specyficzny rodzaj pamięci w pewnych aspektach ludzkiego życia może pomagać, w innych z kolei nawet szkodzić. Pamięć emocjonalna nie jest jeszcze wystarczająco dobrze poznana, znane są jednak już pewne aspekty jej dotyczące, takie jak odrębności w pamięci emocjonalnej u kobiet i mężczyzn, jak i różnice jej funkcjonowania związane z ludzkim wiekiem.
Mam problem z dzieckiem, ma 9 lat, nie chce chodzić do szkoły, staje się agresywny, nie możemy dać sobie rady. Dziecko ma dziecięce porażenie mózgowe prawej kończyny dolnej, ja z żoną po prostu już nie dajemy rady, nie mamy też środków finansowych, by chodzić prywatnie choć i tak jeździmy do neurologa prywatnie, a nasza sytuacja finansowa jest kiepska. Boję się, że jak tak dalej będzie, to wszystko pociągnie za sobą konsekwencje łącznie z sądem rodzinnym, a tego byśmy nie chcieli, tym bardziej że mamy jeszcze jedno dziecko 6 lat. Nie nadużywamy alkoholu ani narkotyków, a i tak nie możemy sobie z nim poradzić. Staramy się, aby wszystko mieli, żeby im nic nie brakowało, a pomimo to coś może robimy nie tak. Jeżeli dam mu karę na telewizję lub komputer, to wtedy wpada w szał. Proszę o jakąś radę albo pomoc, błagam, bo nie wiemy, co robić.
Długo zajęło mi zdefiniowanie tego, co we mnie siedzi, mną rządzi i dyryguje moim życiem. Jestem sfrustrowana sobą. Swoim życiem i tym, że nic mi w nim nie wychodzi tak, jakbym chciała. Tak to nazywam „ tak, jakbym tego chciała”, tylko że ja nie wiem, jakbym chciała. Zawsze zastanawiam się, jak by to było być na coś konkretnego zorientowanym. Moi znajomi rozwijają się każdy w swojej dziedzinie. Kiedy się spotykamy, zawsze słyszę, kto próbuje swoich sił w swojej dziedzinie, i mam wrażenie, że każdy w swoim życiu stawia na siebie, swój rozwój i swoje zadowolenie. Dopiero na drugim miejscu jest zadowolenie z czasu wolnego i z życia towarzyskiego. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ja na wieść o wspólnym spotkaniu, wyjściu gdzieś czy jakimkolwiek spędzeniu czasu w grupie osób, które lubię, potrafię się zaangażować zawsze tak, żeby doszło do skutku. Ja nie mam skrupułów, żeby odwołać coś „zawodowego”, znaleźć opiekę do dziecka za wszelką cenę, tylko po to, żeby wyjść, bo póki co to jest to na czym mi życiowo zależy. Przykre, wiem. Moje życie podporządkowane jest spotkaniem towarzyskim, bo nie mam innego celu. Mam pracę, męża, córeczkę, nie wiedzie mi się źle finansowo, a jednak ciągle jestem czymś zmęczona, coś mnie trapi i na coś narzekam. Nie potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Nie mam motoru napędowego w postaci ambicji zawodowych, nie pnę się w górę z niczym, bo na niczym zawodowo mi nie zależy na tyle, żebym mogła się temu poświęcić. Mam pracę, której nie lubię. Tym bardziej cieszę się, że ciągnę jeszcze urlop macierzyński, tak długo jak się da. Jeśli miałabym powiedzieć, co najbardziej lubię w mojej pracy, to odpowiedziałabym, że pić kawę i rozmawiać z ludźmi, z którymi pracuję. Bo na załogę akurat nie mogę narzekać. Wielokrotnie zaglądam do ofert pracy, wpisując hasła, które wydają się interesujące dla mnie zawodowo, ale nigdy nie brnę dalej. Nie rozsyłam CV, nie próbuję, bo zbyt szybko się poddaję. W głowie mam to, że mam stabilną pracę, chociaż mało satysfakcjonującą, po co to zmieniać, skoro mam dziecko i w każdej chwili, kiedy będę potrzebowała się zwolnić, wziąć urlop, zawsze mogę to zrobić. Nowa praca - nowe obowiązki i nie wiadomo, jakie środowisko. Wówczas rezygnuję. I tak już kilka lat. Jestem sfrustrowana również w nocy, kiedy moje dziecko krzyczy, a ja chcę spać. Krzyczę na nią, chociaż wiem, że nie powinnam. Odnoszę się do niej tak, że na drugi dzień jest mi z tego powodu bardzo przykro i mam jeszcze większego doła. Mój mąż mnie uspokaja, prosi, żebym tego nie robiła, bo to nic nie da, ale ja nie potrafię i czasem nawet sobie myślę, że przez takie zachowanie kiedyś i on będzie miał mnie po dziurki w nosie. Nie ma się czemu dziwić. Sama siebie nienawidzę za takie zachowania, ale w nerwach i złości nie potrafię się opanować. Najgorsze jest to, że mój mąż prosi mnie, żebym pod jego nieobecność (pracuje wyjazdowo) brała małą i spała u rodziców, bo boi się, że jej coś zrobię. Wtedy czuję się naprawdę źle, bo wiem, że moje emocje są ogromne, wyżywam się na niej słownie, ale wiem też, że nie jestem zdolna do zrobienia jej krzywdy. To się po prostu wie i czuje. Tak wygląda moje życie. Jestem nieporadna, nie potrafię sobie znaleźć nic, co mogłoby cieszyć i napędzać. Kocham moje dziecko, dlatego opóźniam powrót do pracy po urlopie macierzyńskim, tak długo jak się tylko da, tym samym blokując sobie wyjście do innych ludzi. Nie wiem, na co się zdecydować. Zostać z nią w domu? Iść do pracy? Nie wiem. Chcę być z córką, ale czuję, że muszę coś zmienić… a najgorsze jest to, że mój typ frustracji i może nawet osobowości mi na to nie pozwoli. Zawsze myślałam, że w moim życiu musi stać się coś złego, żebym w końcu zrozumiała, jak wiele posiadam, i stało się. Mam guza ślinianki. Na szczęście jest łagodny - do wycięcia i po sprawie, ale na jakiś czas cała ta sytuacja mocno mną wstrząsnęła i poczułam, że moje życie przewartościowało się. Owszem, do czasu do póki się z tym oswoiłam, dostałam termin do szpitala i znów wszystko wróciło do normy. Ja nie potrafię inaczej żyć i być wdzięczna za to, co mam. Chcę się zmienić, chcę zmienić moje życie na bardziej satysfakcjonujące albo zmienić osobowość na bardziej optymistyczną, cieszącą się z siebie i swojej rodziny… ale nie wiem jak.
Mam 21 lat i siostrę młodszą o lat 14. Nie mieszkam już z nią i rodzicami, gdyż studiuję w innej miejscowości, jednak co jakiś czas ich odwiedzam. Mimo to moja siostra dzwoni do mnie codziennie, czasem zaczynając rozmowę słowami 'tata kazał mi zadzwonić', w domu jestem traktowana raczej jak 10-latka i jestem wręcz zmuszana do zabawy z siostrą i spędzania z nią czasu. Oczywiście kocham ją i i wiem, że wspólne chwile są ważne, jednak nie w aż takim wymiarze. Niejednokrotnie próbowałam poruszać z rodzicami ten problem, starając się wytłumaczyć im, że mam swoje życie i dopóki moja siostra nie podrośnie, to nie ma opcji, żebym miała z nią taki bliski kontakt. Że potrzebuję swobody, mam swoje problemy itp., jednak zawsze kończy się to kłótnią, bądź tym, że się na mnie obrażają. Ich obrona to 'rodzina jest najważniejsza i za jakiś czas tylko ona ci zostanie'. Nie wiem już, co robić, ta sytuacja jest dla mnie bardzo uciążliwa i nie wyobrażam sobie, że gdy za kilka lat założę swoją rodzinę, to dalej będzie tak wyglądało.
Moim problemem jest obsesyjny strach przed rakiem. Ciągle się boję, że na niego zachoruję, każdy niepokojący objaw w organizmie podpinam pod tę chorobę, poza tym zadręczam się i obwiniam, gdy zdarzy mi się dzień bez ćwiczeń albo gdy zjem frytki czy zapalę okazjonalnie papierosa. Jestem mocno genetycznie uwarunkowana do tej choroby, ale mam wrażenie, że im bardziej tym się przejmuję, tym bardziej na siebie to sprowadzam, bo stres sprawia, że sięgam po używki, objadam się lub wpadam w rozpacz. Jak sobie poradzić z tą obsesją?
Od roku jesteśmy małżeństwem. Wydaje się, że zgodnym i szczęśliwym. Niestety mąż z racji charakteru pracy przebywa głównie poza domem. Do domu przyjeżdża na weekendy. Od jakiegoś czasu zauważyłam niepokojące zmiany w jego zachowaniu. Pilnowanie telefonu, częste i długie rozmowy przez telefon, ciągły brak czasu. Trzy miesiące temu zadzwoniła do mnie kobieta, twierdząc, że spotyka się z moim mężem. Zapytany o to, początkowo zaprzeczał, ale w końcu przyznał się, że faktycznie spotykał się z inną, ale nie sypiał z nią (ona twierdzi inaczej). Bardzo kocham męża i zależy mi na naszym małżeństwie. Dałam mu szansę, ale niestety nie potrafię zapomnieć i poradzić sobie z podejrzeniami, wątpliwościami. Zdaję sobie sprawę, że być może zatruwam mu życie ciągłymi podejrzeniami, sprawdzaniem, próbami kontrolowania, ale nie potrafię inaczej. Jak odbudować zaufanie po zdradzie? Bo dla mnie to, co się stało, jest zdradą.
Mam 46 lat, a mój partner 49, mieszkamy ze sobą od 5 miesięcy, bardzo mi na nim zależy i bardzo go kocham, ale... on nie chce się ze mną kochać tak często, jak ja chcę. Twierdzi, że nie czuje pożądania. Może to ze mną jest coś nie tak, chociaż wcześniej nie miałam takiego parcia na seks, nigdy nie rodziłam, a i mój ginekolog stwierdził, że mam początki menopauzy. Jeżeli nie kochamy się, to już na trzeci dzień ja nie mogę spać, boli mnie głowa i brzuch tak jak przed okresem, rano jestem wściekła i robię straszne awantury, ale nie mogę sobie z tym poradzić. Nie chcę go stracić, ale on twierdzi, że takie życie jak pies z kotem to nie ma sensu, ja oczywiście go rozumiem i staram się, jak mogę, ale to jest silniejsze ode mnie. Czy moje zachowanie jest nienormalne? Mój parter nie ma problemów ze wzwodem, tylko ma trudność z dojściem do końca i wytryskiem, może to ze względu na wiek. Czy może mi Pan pomóc i czy jest jakiś sposób na rozwiązanie tego problemu?
O korzyściach i efektach medytacji przeczytasz w książce Magadaleny Mola "Medytacja łatwiejsza niż myślisz". Doświadczona instruktorka odpowiada na najczęściej stawiane pytania - czy warto medytować i na co pomaga medytacja?
Mam 22 lata, mój partner 24, jesteśmy w związku rok, znamy się dużo dłużej. Jednak w czasie tego roku przeszłam już dużo "kryzysów emocjonalnych", które z pewnością zostawiły jakiś ślad i u Niego, i u mnie. Pragnę normalnego związku i dobrych bliskich relacji, jednak nie rozumiem, dlaczego przychodzą momenty, że czuję, że coś jest nie tak, że może to nie Ten, a następnie wiem, że nie chce tego kończyć, że zależy mi na Nim. Nie wiem, co mogłoby być dla nas/dla mnie dobrym rozwiązaniem.
Od kilku już lat borykam się z taką przypadłością, iż w sytuacjach stresujących jak również w głośnych, zatłoczonych miejscach (typu kluby, koncerty, gdzie wyczuwalne są mocne uderzenie rytmu) mam dziwny uścisk w gardle, pojawiają się nudności, a okolice szyi stają się na tyle wrażliwe, że nawet rozpuszczone włosy pogłębiają to uczucie. Co można zrobić, aby takie dolegliwości się zmniejszyły? Jest to bardzo dokuczliwe, gdyż nie mogę zwyczajnie wyjść do klubu z przyjaciółmi. Czy pomogłyby jakieś łagodne leki uspokajające, czy przyczyna może leżeć gdzie indziej?
Lekomania to stan, w którym człowiek przyjmuje leki zbyt często i zazwyczaj w zbyt dużych dawkach. Niektórzy ludzie są predysponowani do wystąpienia uzależnienia od leków np. ze względu na istniejące u nich zaburzenia psychiczne. Lekomania to zjawisko bardzo groźne, ponieważ leki stosowane w nieodpowiednich dawkach (a często także zupełnie bez medycznych wskazań co do ich zażywania) mogą dawać groźne objawy uboczne. Co może sugerować, że nasz bliski cierpi na lekomanię?
To, czym wcześniej interesowałam się bardzo długo, teraz straciło dla mnie znaczenie, marzenia i cele, które starałam się realizować, straciły sens i w tym momencie, zamiast wymarzonej przyszłości, widzę ciemność i beznadziejność. Zaczęłam nowe studia, na które od dawna chciałam pójść, a teraz nie mają one żadnego znaczenia dla mnie. Do tego dochodzi zakończenie związku, który nie trwał co prawda długo, jednak nie potrafię zapomnieć o tym człowieku i wziąć się w garść, a zaznaczam, że związek został zakończony kilka miesięcy temu. Moje problemy zaczęły się przed wejściem w tamtą relację, więc nie jestem pewna, czy mają one z tym największy związek. Nie mam już na nic ochoty, czasami się zmuszę, żeby dobrze się bawić i udawać, że wszystko jest w porządku. Często mnie łapie uczucie smutku i płacz. Nie widzę sensu w niczym, co robię. Czasami mam uczucie, żeby jakoś to przerwać i wziąć się za siebie i przywrócić dawną siebie, ale na drugi dzień mija. Czasem mam myśli samobójcze, ale nie sądzę, żebym była w stanie sobie coś zrobić. Jestem kompletnie zagubiona i nie wiem, co robić. Myślałam o poszukam jakiejś pomocy u specjalisty, ale ze względu na to, że jestem na studiach dziennych, nie stać mnie na terapię. Co powinnam dalej zrobić?
Z moich chłopakiem zaczęłam się spotykać 4 lata temu. Na początku było świetnie. Moi rodzice akceptowali go, jego mnie. Później mój chłopak popadł w długi, kiedy dowiedzieli się o tym moi rodzice, automatycznie go skreślili. (Moi rodzice nigdy nie zaciągali żadnych kredytów itp.) Spotykałam się z nim nadal, aczkolwiek moi rodzice robili wszystko, żebym go zostawiła. Doszło nawet do takiej sytuacji, że mi płacili za to, żebym się z nim nie spotykała. Ale nasza miłość wciąż trwała, mimo sprzeciwu moich rodziców (jego rodzice do mnie nie mieli żadnych zastrzeżeń, lubiliśmy się). Dwa lata później w wakacje mój chłopak zaproponował mi wyjazd do Anglii. Miał tam ciotkę, to miały być nasze wakacje. Ja wtedy już pełnoletnia, nawet nie pytałam o zgodę rodziców, bo i tak wiedziałam, że mi nie pozwolą, więc tylko im uświadomiłam, kiedy wyjeżdżam. Oczywiście rozpętało się piekło. Moi rodzice kazali mi wybierać. Albo oni, albo on. Jeśli wybiorę go, nie mam po co wracać do domu. Ja wybrałam miłość. Po 5 dniach moja mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, że mam wracać do domu po tych "wakacjach". Wróciłam. Spotykałam się z tym chłopakiem dalej, ale on u mnie się nie pojawiał. Moi rodzice ciągle próbowali wybić mi mój związek z nim z głowy. Jako 18-letnia dziewczyna, nie wiedziałam już, co zrobić. Kiedy wracałam od niego, musiałam wysłuchiwać, jaka to jestem naiwna itp. Któregoś dnia po prostu nie wytrzymałam. Zerwałam z chłopakiem, na którym mi zależało, żeby po prostu mieć święty spokój z rodzicami i nie musieć ciągle wykłócać się z nimi o swoją miłość. Zerwałam z nim. Wiedziałam, że on strasznie mnie kocha. Wszyscy moi znajomi to wiedzieli, a zwłaszcza jego rodzice. Wiem, że tym zerwaniem bardzo go zraniłam. Nie widziałam się z nim ponad 8 mc-cy, aż w końcu spotkaliśmy się na imprezie. Wszystko wróciło. Znowu zaczęliśmy się spotykać. Ale potajemnie. On chciał się ujawnić, ale ja nie, ze względu na moich rodziców. I nawet nie tylko na nich, ale również ze względu na całą moją rodzinę, bo przez ten czas, kiedy z nim nie byłam, moja mama zdążyła naopowiadać rodzinie, jak to dobrze, że z nim nie jestem. Swoim gadaniem sprawiła, że moja cala rodzina miała o nim negatywne zdanie. Spotykaliśmy się tak "po cichu" przez około 3 tyg. Z czasem dowiedzieli się o tym moi rodzice. Znowu się zaczęło piekło. Teraz nie tylko moja rodzina jest przeciwko nam, ale i jego. Jego rodzice mówią mu, że nie jestem odpowiednią dziewczyną dla niego. Jego ojciec nawet powiedział mi prosto w twarz, że mam mu dać spokój. Nie wiem, co mam robić. Najlepszym wyjściem byłoby się wyprowadzić i to też mamy w planach. Ojciec już mi powiedział, że jeśli wyprowadzę się ze względu na niego, z nim zamieszkam, to on i mama w niczym mi nie pomogą. Z moim chłopakiem ostatnio ciągle się kłócimy. Oboje mamy taki sajgon w głowach przez te wszystkie pomówienia. Co mam zrobić?