Myślałam, że to problem innych. Wynik badania pokazał, że to także moja historia

2025-11-07 15:07

Przez długi czas byłam pewna, że wysoki cholesterol dotyczy ludzi starszych, mniej aktywnych, tych, którzy „powinni bardziej o siebie uważać”. Ja przecież czułam się dobrze. Nie miałam duszności, nie bolała mnie klatka piersiowa, mogłam wejść po schodach bez odpoczynku. I właśnie dlatego jedno badanie okazało się tak zaskakujące. Pokazało mi coś, o czym nigdy nie myślałam: że choroby serca nie zaczynają się od bólu, tylko od niewiedzy. Że to, co dzieje się w ciele po cichu, może mieć największy wpływ na przyszłość. I że czasami najważniejsze decyzje podejmujemy nie wtedy, gdy „coś się dzieje”, ale wtedy, gdy wydaje nam się, że wszystko jest w porządku.

Pielęgniarka w niebieskich rękawiczkach pobiera krew z ramienia pacjentki, która ma założoną opaskę uciskową. W tle widać probówki z próbkami krwi. To przypomnienie o ważności badań profilaktycznych, o których przeczytasz więcej na Poradnik Zdrowie.

i

Autor: peakSTOCK Pielęgniarka w niebieskich rękawiczkach pobiera krew z ramienia pacjentki, która ma założoną opaskę uciskową. W tle widać probówki z próbkami krwi. To przypomnienie o ważności badań profilaktycznych, o których przeczytasz więcej na Poradnik Zdrowie.

Nie przesadzałam z fast-foodami. Nie paliłam. Nie siedziałam całymi dniami na kanapie. Owszem, kawa czasem była kolacją, a dzień kończył się z poczuciem zmęczenia, ale kto dzisiaj nie jest zmęczony? Taki styl życia to przecież standard - praca, dom, obowiązki, szybkie zakupy, kolacja między komputerem a myciem włosów. Norma w XXI wieku.

Kiedy więc pojawiła się okazja, by zrobić bezpłatne badania profilaktyczne, pomyślałam, że to miły gest… dla kogoś. Dla starszych kolegów, dla osób z nadwagą, dla tych, którzy „powinni sprawdzać”. Nie dla mnie. Ja czułam się dobrze. Serce biło. Płuca oddychały. Mogłam podbiec do autobusu bez zadyszki. Nic nie bolało. Co tu badać? 

A jednak poszłam - trochę z ciekawości, trochę z poczucia, że skoro jest okazja, to głupio odmówić. 

Nie wiedziałam jeszcze, że to będzie dzień, który zmieni wszystko. Nie dlatego, że coś się stało. Właśnie odwrotnie - dlatego, że nic się nie działo.

Wyniki, które dają do myślenia

Mail z wynikami otworzyłam w biegu, między wiadomościami o projektach i zaproszeniami na kolejne konferencje. Skanowałam wzrokiem tabelę: hemoglobina - w normie. Cukier – o dziwo też, chociaż miałam wrażenie, że przesadzam ze słodyczami. I wtedy zobaczyłam to słowo, które weszło we mnie jak lodowata igła: cholesterol — podwyższony. Bardzo. A obok: LDL powyżej normy. Bardzo powyżej.

Przeczytałam raz, drugi, trzeci. Liczby nie znikały.

Pierwsza reakcja była irracjonalna: to niemożliwe. Może próbka się pomieszała. Może diagnosta miał gorszy dzień. Bo przecież jestem zdrowa, nic się nie dzieje.

Ale potem pomyślałam: A co, jeśli to jednak prawda?

Polacy rodzą się z ryzykiem sercowo-naczyniowym. Prof. Maciej Banach: “21 mln pacjentów z zaburzeniami lipidowymi”

Choroba, która nie boli. A potem jest za późno

Kiedy mówimy o zagrożeniach zdrowotnych, zwykle wyobrażamy sobie coś namacalnego. Kaszel, gorączkę, ból, duszność. Tymczasem wysoki cholesterol jest jak cień. Jak cichy gość, który siada przy stole, nic nie mówi i po prostu jest.

Organizm nie wysyła alarmów. Nie ma zawrotów głowy. Nie ma bólu. Ale to, co dzieje się w środku, jest niezwykle realne. Wysoki poziom LDL - tak zwanego „złego cholesterolu” - może z czasem odkładać się na ścianach tętnic. To nie dzieje się w jeden dzień, ani w tydzień. To powolny proces, jak osad gromadzący się na dnie czajnika. Tylko w przeciwieństwie do czajnika, tutaj stawką nie jest wygląd urządzenia, ale drożność naczyń, które odżywiają serce i mózg.

To trochę jak patrzenie na czystą, przejrzystą szybę. Jest tak czysta, że niemal jej nie widać. Aż pewnego dnia trach - pęka. I wtedy każdy pyta: „Ale jak to? Przecież nic tego nie zapowiadało”.

Wysoki cholesterol to choroba, która nie krzyczy.  Ona tyka.

Rodzinne dziedzictwo

Zaczęłam się cofać pamięcią wstecz: czy ktoś w rodzinie chorował na serce? I właściwie dopiero wtedy zaczęłam łączyć fakty. Mój dziadek zmarł na zawał. Pamiętam, że wszyscy mówili wtedy, że „za często się denerwował”. Moja ciocia miała udar tuż po pięćdziesiątych urodzinach. W rodzinie mówiono: „zmęczenie życiem”. Babcia brała jakieś tabletki „na cholesterol”, ale mówiła o tym pół żartem, jakby to było coś wstydliwego. 

Bo jeszcze kilkanaście lat temu o cholesterolu mówiło się mało. Raczej szeptem, jak o czymś nieistotnym. A przecież to był sygnał. Tyle że nikt wtedy nie połączył kropek. 

Dziś patrzę na zdrowotną historię rodziny zupełnie inaczej. To nie jest wyrok. To nie fatum, lecz dziedzictwo, z którym da się żyć, ale ważne, by w ogóle je dostrzec.

Zmiana nie musi być rewolucją

Największy błąd, jaki można popełnić po takich wynikach, to oczekiwanie, że od jutra staniemy się inną osobą z kompletnie inną dietą, innym stylem życia. Nową wersją siebie.

Tak to nie działa. Zmiana zaczyna się małymi krokami. Ja najpierw zaczęłam czytać wszystkie etykiety. Okazało się, że cukier i tłuszcze utwardzone kryją się wszędzie.

Później odkryłam świat past warzywnych, orzechów, fasoli, oliwy, siemienia lnianego. To nie brzmi jak kara. To brzmi jak coś, co realnie wydłuża życie.

Ustawiłam w telefonie przypomnienie: badanie krwi za 6 miesięcy. Nie jako „może”, ale jako termin, o którym bezwzględnie muszę pamiętać.

Nie musiałam przebiec maratonu. Nie musiałam rzucić pracy i zamieszkać w lesie. Wystarczyło zacząć świadomie wybierać. I coś jeszcze, bardzo ważnego. Przestałam traktować badania jak potwierdzenie choroby. Zaczęłam traktować je jak troskę o siebie. Tak jak podlewa się roślinę, zanim zwiędnie.

Co powiedziałabym sobie sprzed roku?

Powiedziałabym: to, że nic cię nie boli, nie oznacza, że wszystko jest w porządku. Nie musisz czuć choroby, żeby w twoim organizmie działo się coś, co zasługuje na uwagę. Choroby serca nie zaczynają się od bólu. ale od niewiedzy, że w organizmie dzieje się coś złego. Wysoki cholesterol nie jest wyrokiem. Ale ignorowanie go może już nim być. Dlatego, proszę: zrób badanie.

Nie dlatego, że jesteś „chora”, tylko dlatego, że jesteś ważna. Dbamy o rzeczy, które kochamy. O dom, o bliskich, o pracę, o relacje. Czas zacząć dbać także o siebie.

Nie jutro, nie kiedyś, ale właśnie teraz.

Troska o siebie to nie projekt. To relacja

Minął niespełna rok od tamtych badań. Jeśli ktoś oczekuje dramatycznej przemiany, wielkich deklaracji i zdjęć "przed i po" - to nie jest ta historia. Moje życie nie zamieniło się w instagramowy profil "zdrowe życie od podstaw", nie zaczęłam biegać ultramaratonów, nie przerzuciłam się na same smoothie. Ale zmienił się sposób, w jaki o sobie myślę. I to, jak się okazuje, zmienia wszystko.

Na początku byłam na siebie zła, za to, że nie zauważyłam, że mogłam się tym zająć wcześniej, że przecież pracując w portalu zdrowotnym "powinnam wiedzieć".

Dziś już wiem, że to zupełnie naturalne. Kiedy dowiadujemy się o czymś, co dotyczy naszego zdrowia, pierwszą reakcją często jest poszukiwanie winnego - a najłatwiej jest wskazać siebie.

Tymczasem zdrowie nie jest egzaminem. Nie można go zdać czy oblać. Można tylko zrozumieć - i działać. A wtedy lęk ustępuje miejsca poczuciu sprawczości. Ja nie zmieniłam wszystkiego naraz. Zmieniłam to, co było możliwe.

  • Zaczęłam planować zakupy z listą, zamiast brać „to, co wpadnie w rękę”.
  • Zamiast „nie mam czasu na ruch”, zaczęłam pytać: ile ruchu mogę zmieścić? Czasem to było 10 minut. I to też jest dobrze.
  • Zaczęłam gotować częściej, ale nie codziennie. Czasem półprodukty to też dobra decyzja, jeśli są mądrze wybrane.
  • Przestałam traktować odpoczynek jak luksus. Zrozumiałam, że zmęczone ciało i głowa podejmują gorsze decyzje.
  • Zaczęłam przyjmować statyny przepisane przez lekarza. Codziennie, bez wymówek.

To nie są wielkie rzeczy. To są małe rzeczy, powtarzane konsekwentnie. I właśnie one zaczęły zmieniać wyniki.

Po sześciu miesiącach zrobiłam kolejne badania, niedawno następne. Wyniki znacząco się poprawiły. Nie spadły „magicznie”, to była moja ciężka praca. Nie żyję „na diecie”, po prostu żyję świadomiej.

Co powiedziałabym komuś, kto dopiero dostał wyniki?

Nie musisz wszystkiego wiedzieć od razu. Nie musisz robić rewolucji. Nie musisz dążyć do perfekcji. Wystarczy zacząć. Mały krok. Dzisiaj. Szklanka wody zamiast kolejnej kawy. Spacer po kolacji. Świadoma lista zakupów. Badanie krwi wpisane w kalendarz, jak zwykły termin. Troska nie polega na tym, że robisz wszystko idealnie. Tylko na tym, że robisz coś regularnie, dla siebie. Bo zdrowie to nie projekt. To relacja z własnym ciałem, która czasem potrzebuje rozmowy, czasem uwagi, a czasem spokojnego „jestem tu”.

Wysoki cholesterol był dla mnie sygnałem, że moje ciało chce, żebym je zauważyła. I cieszę się, że w końcu to zrobiłam.

A później wydarzyło się coś jeszcze. W czerwcu, po kilku miesiącach od zmiany mojego podejścia do zdrowia, dostałam zaproszenie na konferencję inaugurującą działania Ligi Walki z Cholesterolem – inicjatywy stworzonej rzez ekspertów, organizacje pacjenckie i decydentów. Poszłam na nią nie tylko z zawodowego obowiązku, lecz również z poczucia, że skoro ten temat stał się w pewnym sensie częścią mojego życia, to chcę wiedzieć jak najwięcej.

Słuchając wypowiedzi ekspertów, zrozumiałam jeszcze wyraźniej, jak bardzo moja historia jest typowa. I właśnie dlatego ważna.

Prof. Maciej Banach, prezes Polskiego Towarzystwa Lipidologicznego, powiedział coś, co utkwiło mi w pamięci: "Każde dodatkowe obniżenie cholesterolu LDL o 1 mmol/l zmniejsza ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych o 20–22 procent. Dlatego tak ważne jest natychmiastowe i skuteczne działanie, zgodnie z zasadą nie tylko im niżej, tym lepiej – na całe życie, ale także im szybciej, tym lepiej".

Poruszyła mnie prostota hasła: Wcześnie, nisko, na całe życie. Nie chodzi o panikę, restrykcyjne diety. Chodzi o świadomość i o konsekwencję.

Z kolei senator Agnieszka Gorgoń-Komor podkreśliła podczas wystąpienia: "Walka z chorobami sercowo-naczyniowymi to nasz wspólny obowiązek. Tylko działając razem – lekarze, pacjenci, państwo – możemy realnie zmienić to, jak długo i jak zdrowo żyją Polacy."

I wtedy pomyślałam: kiedy rok temu otworzyłam mail z wynikami, byłam sama. Dziś wiem, że nikt nie musi być w tym sam. Liga Walki z Cholesterolem działa po to, żebyśmy mieli:

  • lepszy dostęp do badań,
  • mniej mitów i strachu,
  • więcej wiedzy i wsparcia, a przede wszystkim szansę, zanim pojawi się ból, zanim wydarzy się tragedia.

Bo zdrowie to nie projekt. To relacja. A relacje warto pielęgnować - wcześnie, mądrze, przez całe życie.

Poradnik Zdrowie Google News