Wraca sprawa śmierci 11-latki w szpitalu w Nowej Rudzie: "To był taki krzyk, jakby człowieka ze skóry obdzierali"
Cztery lata temu Oliwka trafiła na oddział pediatryczny szpitala w Nowej Rudzie z krwotokiem nosa. Niedługo później dziewczynka zmarła. Jej rodzina od tamtego czasu próbuje ustalić, co tak naprawdę było przyczyną śmierci dziecka.
Cztery lata temu Oliwka trafiła do szpitala z krwotokiem nosa
Do tej strasznej tragedii doszło w 2018 r. Historię tajemniczej śmierci dziewczynki przedstawiono w najnowszym reportażu "Uwaga! TVN". Oliwka trafiła ze szkoły do szpitala z trudnym do powstrzymania krwotokiem z nosa.
Godzinna reanimacja nie przyniosła skutku
- Lekarz powiedział do mnie, że nie ma leczenia krwawienia z nosa i na to się nie umiera. Zgodził się przyjąć Oliwkę na obserwację zaznaczając, że wieczorem trzeba ją będzie odebrać do domu – opowiedziała w "Uwadze" mama dziewczynki. Kiedy kobieta znowu pojawiła się w szpitalu, dziewczynka umierała.
- Po chwili wybiegła pielęgniarka oddziałowa krzycząc do nas, że mamy wyjść. Minęło trochę czasu, wyszedł do mnie pan doktor i powiedział, że podczas podawania antybiotyku Oliwia się "zatrzymała", była reanimowana ponad godzinę, ale nie udało się jej uratować - wspomina pani Violetta.
- Lekarz spytał, czy Oliwia była na coś uczulona. Potwierdziłam, że była uczulona na antybiotyk. Odpowiedział: "K…, przecież to ten sam antybiotyk, który teraz dostała" - relacjonowała w "Uwadze TVN" mama zmarłej dziewczynki.
Zniszczone dowody i zmowa milczenia. Rodzina Oliwki zgłosiła sprawę na policję
W trakcie sekcji zwłok wykluczono wstrząs anafilaktyczny. W dokumentację z sekcji jako przyczynę śmierci wpisano niewydolność krążeniowo-oddechową. Rodzina dziewczynki zgłosiła sprawę na policję.
Niestety, wszystkie dowody, które mogłyby pomóc w ustaleniu przyczyn śmierci dziewczynki zostały zniszczone. Nie odnaleziono ampułek po lekach, które podano Oliwce, strzykawek, nie zabezpieczono próbki krwi.
"To był taki krzyk, jakby człowieka ze skóry obdzierali"
Dziennikarka TVN dotarła do relacji mamy dziewczynki, która leżała na sali razem z Oliwką: "Zaczęli podawać jej antybiotyk i Oliwka zaczęła strasznie krzyczeć. To był taki krzyk, jakby człowieka ze skóry obdzierali. To stało się bardzo szybko, jak miała plecy i uda mocno czerwone, takie rozpalone. Krzyczała, że ją boli. Po chwili jej stopy stały się fioletowe, a z buzi poleciała jej piana".
Dokonano ekshumacji zwłok
Po ekshumacji zwłok we krwi dziewczynki nie wykryto antybiotyku. Dziennikarze TVN zadają pytanie: "Co więc było w strzykawce?". Z reportażu "Uwagi" dowiadujemy się, że specjaliści "wskazują na możliwość podania dziewczynce chlorku potasu."
- Można go podać przy ostrej biegunce, odwodnieniu, stosuje się go przy pacjentach dializowanych, u których potas został wypłukany mechanicznie – powiedział reporterce "Uwagi" ratownik medyczny z Krakowa.
Możliwa pomyłka przy podaniu leku. Prokurator postawił zarzuty
Z reportażu dowiadujemy się, że "lekarze medycyny sądowej potwierdzają możliwą pomyłkę przy podaniu leku". Nierozcieńczony chlorek potasu jest zabójczy. Ordynator oddziału pediatrycznego w Nowej Rudzie, dyrektor ZOZ-u w Kłodzku i jego zastępca usłyszeli prokuratorskie zarzuty.
- Zarzucono im to, że utrudniali postępowanie karne, przez zacieranie śladów przestępstwa w ten sposób, że ukryli lub zniszczyli strzykawkę, którą podano dziecku lek, nie zabezpieczyli ampułki po leku, a rodzinę zmarłej i organy ścigania przekonywali, że te ampułki zostały zabezpieczone – powiedziała reporterce "Uwagi" Małgorzata Dziewońska z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.