Siedem osób usłyszy zarzuty ws. samobójstwa cenionego lekarza. "Zabił go hejt"
Tuż po wybuchu pandemii w 2020 r. ceniony ginekolog popełnił samobójstwo. Stało się to tuż po tym, jak wylała się na niego fala agresywnych pomówień. Profesora oskarżano o to, że w trakcie infekcji COVID-19 nie przestrzegał zasad izolacji i przyjmował pacjentki, narażając je tym samym na zakażenie. Siedem osób zostało już przesłuchanych. Jeszcze w maju br. mają usłyszeć zarzuty.
Pierwszy pacjent z pozytywnym testem na COVID-19 w Kielcach
Prof. Wojciech Rokita był pierwszym pacjentem w Kielcach, u którego potwierdzono zakażenie koronawirusem. Ginekolog wykonał test na obecność wirusa SARS-CoV-2 z własnej inicjatywy, profilaktycznie - tuż po przylocie ze Szwajcarii. Miało to miejsce na samym początku pandemii w Polsce, w marcu 2020 r.
Medialne piekło
Lokalne media informowały wówczas, że pierwszy przypadek COVID-19 w Kielcach wykryto u lekarza. Gdy społeczność zorientowała się, którego doktora dotyczą te doniesienia, rozpoczęło się medialne piekło. W Internecie wrzało od negatywnych komentarzy, oskarżeń i pomówień, gdzie sugerowano, że prof. Rokita nie zastosował się do zasad izolacji i zarażał swoje pacjentki. Pojawiały się również spekulacje, że profesor w czasie choroby opuszczał miejsce zamieszkania.
- Nie było w tym krzty prawdy. Wręcz przeciwnie. Zachowanie pana profesora, kiedy powziął wątpliwość co do tego, że może być zarażony, bo to była tylko wątpliwość, gdyż żadnych racjonalnych przesłanek, żeby stwierdzić, że jest chory nie było, było absolutnie ponadstandardowe. Zastosował samoizolację, przestrzegał zasad reżimu sanitarnego - powiedział w rozmowie z Interią mec. Sławomir Gierada, pełnomocnik rodziny profesora.
Osoby z bliskiego otoczenia profesora jednogłośnie podkreślały, że po uzyskaniu pozytywnego wyniku testy na COVID-19 lekarz nie przyjmował pacjentek. Potwierdzeniem zapewnień ze strony rodziny profesora było także oświadczenie o tym, że został objęty kwarantanną i nie miał kontaktu z pacjentami oraz personelem wydane przez Wojewódzki Szpital Zespolony w Kielcach.
- Fala hejtu wymierzona w profesora była okrutna. Zmasowany atak ze wszystkich stron, bo i w komentarzach na portalu lokalnej gazety, i na Facebooku, i na Messengerze. To nawet nie był hejt, to wybiło szambo - mówi mec. Sławomir Gierada.
- Chcę podkreślić, że bezpośrednią przyczyną nie było zakażenie COVID-19 - mówił w czasie konferencji prasowej Bartosz Stemplewski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. - Odszedł nasz kolega, wspaniały człowiek, lekarz i nauczyciel akademicki. Wszystkich nas to bardzo dotknęło - dodał.
Zabił go hejt
Prof. Wojciech Rokita odebrał sobie życie. Wkrótce po tym Maksymilian Materna, znajomy rodziny lekarza przekonywał w nagraniu na Facebooku, że znany ginekolog nie mógł znieść fali hejtu, a jaką przyszło mu się zmierzyć. Tuż przed śmiercią prof. Rokita dzwonił do Maksymiliana Materny z prośbą, by ten pomógł mu opanować szalejące po internecie pomówienia.
- Nie mamy wątpliwości, że do śmierci profesora doprowadził tylko i wyłącznie wymierzony w niego hejt - mówi mec. Sławomir Gierada
Sprawa trafiła do prokuratury
Po tym, jak profesor targnął się na swoje życie, do kieleckiej prokuratury trafiło zawiadomienie dotyczące zniesławiania i pomawiania ginekologa w Internecie, nakłaniania go do popełnienia samobójstwa oraz udostępnienia platformy internetowej, na której pojawiały się wpisy.
- W szczególności dotyczyło to naszego lokalnego dziennika. Profesor i jego bliscy informowali redaktora naczelnego o tym, że na forum gazety wylewa się ogromny hejt, ale nie podjęto żadnych szybkich prób zablokowania umieszczania komentarzy. Możliwość dodawania wpisów zamknięto dopiero po kilku dniach - mówi Interii mec. Sławomir Gierada.
Po ponad dwóch latach siedmioro hejterów usłyszy zarzuty?
- W kwietniu dokonano przedstawienia zarzutów i przesłuchania czworga podejrzanych. W toku składania wyjaśnień dwie z tych osób przyznały się do zarzucanych im czynów. Pozostała trójka zarzuty usłyszy w maju - informuje Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
Osobom, które usłyszały zarzuty grozi kara grzywny, ograniczenie lub pozbawienie wolności do roku.
- Nie ukrywam, że liczyliśmy, że chociaż w wątku dotyczącym hejterów czas procedowania przez prokuraturę będzie krótszy. Nie mniej jednak dobrze się stało, że chociaż w tym zakresie mamy ustalone osoby, które hejtowały - ocenia mec. Sławomir Gierada.
Czy profesor Rokita rzeczywiście był chory?
Maksymilian Materna przyznaje, że nadal nie potrafi zrozumieć tego, co się wydarzyło.
- Chorego z Cybinki, pierwszego pacjenta z pozytywnym testem, klepano po plecach i życzono mu zdrowia. Profesora zaszczuto. Dla mnie "fenomenem" jest ten efekt domina. Gdzieś była ta pierwsza osoba, która napisała: "Zakażony doktor przyjmował pacjentki". Co jest bzdurą absolutną. Ale od tej iskry mamy pożar, prawdziwą pożogę, o której skutkach rozmawiamy po dwóch latach - mówi Maksymilian Materna.
Warto podkreślić, że do tej pory nie wiadomo, czy profesor Rokita był w ogóle zainfekowany. Cały czas wszyscy z jego otoczenia podkreślali, że ginekolog czuł się dobrze. Te słowa potwierdzało także oświadczenie wydane przez szpital. Pierwszy test wykonany przez profesora Rokitę przyniósł wynik pozytywny, powtórne badanie dało zaś wynik negatywny.
- Długo czekaliśmy na opinię medyczną, która miała odpowiedzieć na pytanie który wynik był fałszywy. Niestety, niewiele ona wnosi do sprawy, bo jest niekategoryczna. Biegły wskazał, że nie może jednoznacznie ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, że pokrzywdzony chorował na COVID-19, a to wynika z faktu na jakim etapie w tamtym czasie była diagnostyka w kierunku koronawirusa. Wtedy sposób badania nie był jeszcze tak doskonały jak w chwili obecnej. Dziś próbki nie nadają się do badań - mówi Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
- O pośmiertne ponowne przebadanie próbek wnosiliśmy od razu. Prowadzący sprawę prokurator odmawiał. Tydzień przed tym jak upływał termin ważności pobranego materiału, prokurator w końcu pod naciskiem się zgodził. A teraz się dziwią, że opinia jest niejednoznaczna. To badanie mogło być przeprowadzone od razu - twierdzi Maksymilian Materna.
I podsumowuje: - Ciężko komentować koncertowe zaniedbania ludzi zajmujących się tą sprawą. Żyjemy w kraju, którego system zbudowany jest z paździerza, a człowiek znaczy tyle, na ile jest aktualnie przydatny. To przykre. Naiwnym jest podejrzenie, że ktokolwiek zajmuje się tą sprawą poważnie po takim czasie - mówi Materna.
Decyzję co do sposobu zakończenia całego postępowania, także w wątku doprowadzenia prof. Rokity do popełnienia samobójstwa, prokuratura planuje podjąć do końca czerwca.