Nie żyje najbiedniejszy prezydent świata. Nie chciał dalszego leczenia
Urugwaj pogrążył się w żałobie i jest ona szczera, głęboka. 89-letni Jose Mujica, zwany "El Pepe", nie żyje. Były więzień polityczny i prezydent tego kraju, uznany za wielkiego reformatora, cieszył się powszechnym szacunkiem ze względu na skromność i hojność. Odszedł na własnych warunkach, rezygnując z dalszej terapii.

Jose Mujica jeździł zdezelowanym garbusem. Odmówił przeprowadzki do pałacu prezydenckiego, pozostając w swoim domu, którego chyba nikt by mu nie pozazdrościł. 90 proc. uposażenia przeznaczał na cele społeczne.
20 maja skończyłby 90 lat. Teoretycznie było to możliwe, ale były prezydent Urugwaju odmówił dalszego leczenia, gdy okazało się, że rak przełyku dał przerzuty do wątroby. Nie chciał wykorzystywać pozycji, wyszarpywać kolejnych dni za wszelką cenę.
Nawet w więzieniu, w którym spędził ponad 14 lat, uważał się za szczęśliwego człowieka. W 2018 roku Emir Kusturica zrealizował kameralny dokument: "El Pepe. Wyjątkowe życie". Z pewnością nie jest to ostatni film o tym wielkim człowieku. Niemal każda dekada jego życia to wyjątkowa historia.
Kim był Jose "Pepe" Mujica?
Były prezydent Urugwaju z pewnością był człowiekiem skromnym, szlachetnym, uczciwym i kochającym ludzi, chociaż życie doświadczyło go okrutnie. Aż trudno uwierzyć, że dożył tak sędziwego wieku po wszystkim, czego doświadczył.
Jose "Pepe" Mujica wszedł do polityki jeszcze w latach 60., jako jeden z przywódców lewicowej partyzantki Ruch Wyzwolenia Narodowego - Tupamaros.
Został wtrącony do więzienia przez urugwajską juntę wojskową na 14 lat. W trakcie niewoli był wielokrotnie torturowany:
Miałem skrępowane drutem dłonie za plecami przez sześć miesięcy, byłem wyrzucany z ciężarówki, przez dwa lata nie mogłem korzystać z łazienki, myłem się za pomocą szklanki wody i chustki
- opowiadał po latach.
Z więzienia Jose Mujica wyszedł w 1985 roku, gdy zaczął się powrót rządów demokratycznych.
Przez lata nie miał powodu wierzyć, że zostanie kiedyś prezydentem. Zawsze jednak uważał się za szczęściarza i "człowieka bogatego".
Jose Mujica: najbiedniejszy prezydent świata?
W 2009 roku Mujica wystartował w wyścigu prezydenckim i zdobył ponad 50 proc. głosów w pierwszej turze.
Po wygranej nie chciał słyszeć o pałacu prezydenckim i limuzynie. Pozostał wśród przyjaciół oraz bliskich w skromnym gospodarstwie pod Montevideo, w którym uprawiał m.in. owoce i chryzantemy.
Nadal jeździł 30-letnim garbusem. Jego niebieski kolor i charakterystyczny kształt stał się swoistym znakiem firmowym prezydenta.
Rodacy nazywali go "Pepe" (tata), świat okrzyknął "najbiedniejszym prezydentem świata". Mujica, chociaż nie miał imponującego majątku, oddawał 90 proc. swojej prezydenckiej pensji potrzebującym, zostawiając dla siebie ok. 900 euro.
W 2011 roku przekazał równowartość rocznego wynagrodzenia na rzecz budownictwa socjalnego.
Prezydent Urugwaju nie godził się ze światowym przydomkiem:
Żyjemy w odosobnieniu. Potrzebuję niewiele do życia. Doszedłem do tego, bo przez 14 lat siedziałem w więzieniu, gdzie miałem tylko materac do spania, ale byłem szczęśliwy. Szczęście od zawsze daje tylko kilka rzeczy: miłość, rodzina, dzieci, przyjaciele. Biedni są nie ci, którzy mają mało, ale ci, którzy potrzebują wiele
- mówił prezydent, który spędzał szczęśliwe życie u boku Lucíi Topolansky. Para poznała się jeszcze w organizacji opozycyjnej. Nie rozdzieliło ich więzienie, w którym kobieta spędziła 13 lat. Wzięli ślub w 2005 roku i byli razem do końca.
7 sprawców raka, których pokonasz bez leków
Jakim prezydentem był Jose "Pepe" Mujica?
Jeśli ktoś uważa, że żyjący w odosobnieniu skromny człowiek nie może zmieniać na lepsze kraju, jest w wielkim błędzie. Murica okazał się mężem stanu i odważnym reformatorem. W Ameryce Południowej, gdzie raczej normą jest powszechna bieda i życie ponad stan przedstawicieli władzy, skromny gospodarz z Montevideo.
To za jego kadencji, w latach 2010-2015, Urugwaj przeszedł ekspansję ekonomiczną i przeprowadzono liczne postępowe reformy - wprowadzono równość małżeńską, zalegalizowano aborcję i zezwolono, po raz pierwszy na świecie, na rekreacyjne użycie marihuany - wylicza CNN.

Na co chorował i zmarł były prezydent Urugwaju?
W marcu 2024 roku Jose Mujica dowiedział się, że ma złośliwy nowotwór przełyku. Emerytowany polityk poddał się radioterapii i wydawało się, że sytuacja jest opanowana. We wrześniu ubiegłego roku jego lekarz oznajmił, że terapia wyeliminowała większość nowotworu.
W styczniu 2025 roku rak dał jednak przerzuty do wątroby, a Mujica miał już dość leczenia. Zawsze deklarował, że jest przeciwnikiem uporczywej terapii i trzymania życia za wszelką cenę. Nie wykorzystywał też swojej pozycji, by ewentualnie skorzystać z niestandardowych rozwiązań.
Pepe poprosił jedynie o danie mu spokoju w ostatnich chwilach życia.
To mój koniec, bracie. To wszystko, co mogę zrobić
powiedział magazynowi "Búsqueda".
Rak przełyku - co to za choroba
Rak przełyku jest chorobą podstępną, dająca niespecyficzne objawy, dlatego w mniej więcej 70% przypadków w momencie rozpoznania jest już w zaawansowanym stadium. Rokowania przy wczesnym wykryciu to ok. 80 proc. Przeżywalność 5-letnia, ale w stadium zaawansowanym szanse spadają do 5 proc.
Najskuteczniejszą formą leczenia jest w pierwszej kolejności zabieg chirurgiczny, ale do niego kwalifikuje się zaledwie co trzeci chory (ze względu na zbyt zaawansowaną chorobę).
Samodzielną radioterapię, jak u byłego prezydenta, wykorzystuje się w leczeniu paliatywnym, ale także u tych pacjentów, którzy są zakwalifikowani jako "pacjenci nieoperacyjni" np. przez choroby współistniejące.
Objawy raka przełyku są zróżnicowane, a początkowo mało charakterystyczne i niezbyt nasilone. To głównie kaszel, pieczenie jak przy refluksie, odruchy wymiotne, krztuszenie się czy uczucie rozpierania w obrębie klatki piersiowej, ból podczas połykania, utrata masy ciała i chudnięcie niemające związku z dietą, chrypka, ból promieniujący do pleców, krwioplucie oraz duszności.
