Z tym problemem zmaga się 2,5 miliona Polek. Prof. Barcz: To nie jest "choroba szlachetna"

2022-11-14 10:25

Choroby dna miednicy, do których należy nietrzymanie moczu, to wstydliwy problem wielu kobiet. Tylko w Polsce nieprawidłowości dna miednicy dotykają 2,5 miliona pacjentek. Dostępnych jest kilka metod leczenia, jednak wiele pań boi się przełamać wstyd i udać do lekarza.

Z tym problemem zmaga się 2,5 miliona Polek. Prof. Barcz: to nie jest choroba szlachetna
Autor: Getty Images Z tym problemem zmaga się 2,5 miliona Polek. Prof. Barcz: to nie jest "choroba szlachetna"

Nieprawidłowości dna miednicy to poważny problem. Odbijają się na funkcjonowaniu dróg moczowych, przewodu pokarmowego, dróg rozrodczych i funkcjach seksualnych. W Polsce ten problem dotyka ok. 2,5 miliona kobiet.

– Z powodu chorób dna miednicy cierpi u nas około 30 proc. kobiet po 18. roku życia. Po 50.-60. roku życia dotyczy to połowy kobiet, a po 65. roku życia 70 proc. – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Ewa Barcz, kierownik Katedry Ginekologii i Położnictwa Wydziału Medycznego Collegium Medicum Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym w Warszawie.

Nietrzymanie moczu to objaw, którego nie można ignorować

Nietrzymanie moczu nie jest rozpoznaniem choroby, a określeniem objawu. Ten symptom może być wynikiem różnych schorzeń np. uszkodzeń anatomicznych, które mogą doprowadzić do wysiłkowego nietrzymania moczu (WNM). Ale jak podkreśla ekspertka – znalezienie przyczyny nietrzymania moczu nie jest proste.

Prof. Barcz wyjaśnia: "Rozpiętość i skala objawów są bardzo różne – od częstomoczu dziennego czy wybudzania się w nocy z powodu uczucia parcia na pęcherz (nokturia), po wypadanie narządów (np. pęcherza, macicy, jelit)". Nokturia z kolei często wiąże się z innymi objawami, do których należą zaburzenia nastroju, bezsenność, problemy w kontaktach seksualnych, infekcje skórne okolic intymnych.

Nietrzymania moczu nigdy nie należy bagatelizować. Jeśli czujemy dyskomfort, powinniśmy próbować przełamać strach i udać się do lekarza.

- Wstyd jest naturalny, bo nietrzymanie moczu, jak wiele innych objawów chorób dna miednicy, nie jest "chorobą szlachetną". Pytanie o ten objaw powinien jednak zadać każdy lekarz pierwszego kontaktu i każdy ginekolog – podkreśla prof. Barcz.

Do czynników rozwoju tego problemu należą nadwaga i otyłość, wiek, przebyte ciąże oraz porody, genetyka i palenie papierosów.

Nietrzymanie moczu (NTM) - z czego wynika i jak je poskromić

Jak wygląda leczenie nietrzymania moczu?

Istnieje wiele preparatów, które mają pomóc z problemem nietrzymania moczu. Jednak jak podkreśla ekspertka: "Są niepotrzebną stratą czasu i pieniędzy. Nic nie dają". Lekarka zaznacza, że leczenie problemu planuje się na podstawie wywiadu, badania fizykalnego oraz badania ultrasonograficznego.

Dwie główne formy nietrzymania moczu, czyli nadreaktywność pęcherza i wysiłkowe nietrzymanie moczu leczy się w inny sposób.

W przypadku nadaktywności zaleca się zmianę stylu życia, rezygnację z kofeiny i palenia papierosów, redukcję masy ciała. - Jeśli to nie wystarcza, zalecamy terapię farmakologiczną. Trzecią linią leczenia jest leczenie zabiegowe: iniekcja dopęcherzowa toksyny botulinowej lub neuromodulacja krzyżowa – tłumaczy prof. Barcz.

Neuromodulacja krzyżowa polega na umieszczeniu elektrody wzdłuż nerwu krzyżowego trzeciego. Do niej podłącza się specjalny modulator, który aktywuje nerw oraz reguluje natężenia prądu i zmianę częstotliwości, ale można go wyłączyć np. na okres ciąży.

- Po około 5 latach, kiedy bateria przestaje działać, możemy ją łatwo wymienić. Około 80 procent naszych pacjentek z nadreaktywnością pęcherza moczowego opornego na leczenie farmakologiczne zyskuje w ten sposób nową jakość życia – wyjaśnia lekarka.

Inaczej leczy się najczęstszą formę nietrzymania moczu, czyli wysiłkowe nietrzymanie moczu. W łagodnych przypadkach zaleca się fizjoterapię i stosowanie m.in. specjalnych tamponów podcewkowych. Głównym sposobem leczenia jest jednak operacja, która przy braku powikłań, daje efekt pełnego wyleczenia aż u 94-96 proc. pacjentek.