Po porodzie zostałam położną - fascynacja porodem zmieniła całe życie

2008-01-23 11:50

Ciąża i urodzenie dziecka było dla Anny tak nadzwyczajnym przeżyciem, że zmieniła zawód i została położną. Dziś jest mamą trzech córek i uczy studentki na Akademii Medycznej. Jako położna czuje się spełniona zawodowo i nadal każdy poród, przy którym może uczestniczyć jest dla niej wielkim wydarzeniem - fascynującym cudem narodzin.

Po porodzie zostałam położną - fascynacja porodem zmieniła całe życie
Autor: thinkstockphotos.com

Spis treści

  1. Pierwszy poród

Mogłabym rodzić co roku – pani Anna się uśmiecha, ale chyba mówi to całkiem serio. – To tak niezwykłe doświadczenie, nieporównywalne z niczym innym. A zaczęło się 10 lat temu...– Skończyłam właśnie studia, technologię żywienia, i wyszłam za mąż. Wkrótce też zaszłam w ciążę, która nie sprawiała mi żadnych kłopotów. Chodziliśmy z mężem do szkoły rodzenia, bo od początku chcieliśmy rodzić razem. Byliśmy podekscytowani, jak to za pierwszym razem, ale jeszcze nie przypuszczałam, że urodzenie dziecka będzie miało tak wielki wpływ na moje życie.

Pierwszy poród

Gdy zaczął się poród, pojechaliśmy do szpitala na Karowej. Dyżur miała akurat Iga – położna, którą znaliśmy ze szkoły rodzenia. Opiekowała się mną wspaniale, dając mi dużo swobody – leżałam tylko przez 20 minut (podczas KTG), a poza tym cały czas byłam w ruchu. Być może dzięki temu poród trwał tylko 4 godziny, choć rodziłam po raz pierwszy, a Ala ważyła prawie 4 kg. Skurcze dały mi się we znaki, owszem, a swoje zniecierpliwienie bólem odreagowywałam na mężu, który bardzo dzielnie to znosił. Ale gdy córeczka pojawiła się na świecie, oboje poczuliśmy, że stało się coś najważniejszego w życiu. Popłakaliśmy się ze wzruszenia. Wydarzył się cud i choć to bardzo banalne stwierdzenie, to właśnie w takich kategoriach myślimy o tamtej chwili. Teraz, kiedy stoję po drugiej stronie, jako położna, też bardzo często mam wrażenie, że widzę cud. Właśnie to odczucie sprawia, że ten zawód jest tak niezwykły.

Decyzja o zostaniu położną

Poród zafascynował mnie do tego stopnia, że gdy po roku zajmowania się córeczką przyszła pora na szukanie pracy, złożyłam dokumenty do Medycznego Studium Zawodowego, żeby zostać położną. W rodzinie wszyscy pukali się w czoło – miałam 27 lat, dobry zawód i powinnam szukać pracy, a nie zaczynać wszystko od nowa. Na szczęście, bardzo wspierał mnie wtedy mój mąż, Jarek. Wiedział, jakie to dla mnie ważne. A ja chciałam uczestniczyć częściej w tym fantastycznym wydarzeniu, jakim jest poród. Zaczęłam studia licencjackie na Akademii Medycznej (studium pielęgniarskie właśnie zlikwidowano). Już podczas pierwszych zajęć praktycznych, w szpitalu przy Karowej, trafiłam na położną, która przyjmowała mój poród. Od razu jej się przypomniałam i potem bardzo wiele się od niej nauczyłam.

Drugi poród

Wkrótce znów dane mi było przeżyć cud narodzin. W lutym 2003 r., na III roku studiów, urodziła się Hania. I ten poród wspominam bardzo dobrze. Była ze mną „moja” położna Iga, był też oczywiście mąż, który okazał się wówczas wręcz niezbędny. Siedziałam w wannie z wodą, i w momencie, gdy położna stwierdziła, że pora z niej wyjść – skurcze tak przybrały na sile, że nie byłam w stanie tego zrobić! Jarek dosłownie wyniósł mnie z niej na rękach! Hania okazała się pięknym różowym bobasem, równie dużym jak jej starsza siostra. Mocno zdystansowana do problemów dnia codziennego, rosła dosłownie z uśmiechem na ustach.

Praca położnej

Hankę urodziłam w lutym, a studia miałam skończyć w czerwcu. Musiałam więc wziąć urlop dziekański. Tymczasem w maju dzwoni do mnie pani profesor, szefowa Zakładu Dydaktyki Ginekologiczno-Położniczej Akademii Medycznej, że od października chce mnie widzieć w pracy – będzie dla mnie miejsce w jej Zakładzie. Tylko najpierw muszę napisać i obronić pracę, a w domu mam dwoje małych dzieci!Na szczęście, Ala chodziła już do przedszkola, a do opieki nad Hanią zatrudniłam opiekunkę. Napisaną pracę zaniosłam promotorowi w piątek i chciałam, by na poniedziałek ją przeczytał. Spojrzał na mnie jak na osobę niezupełnie normalną, ale jakoś udało mi się go uprosić. Obroniłam pracę na czas i w październiku 2003 r. zaczęłam swoją pierwszą pracę. Nie tylko mogłam brać udział w porodach, ale też przekazywać swoją wiedzę przyszłym położnym. Nawet nie sądziłam kiedyś, że to tak ciekawe i satysfakcjonujące zajęcie. Wydawało mi się nawet trochę nudne i nie wyobrażałam sobie siebie w tej roli. A okazało się, że prowadzenie zajęć dydaktycznych sprawia mi mnóstwo frajdy. W ogóle świetnie się tam pracuje – pani profesor stworzyła tak przyjazną atmosferę, że naprawdę czuję się źle, gdy nie mogę pracować. A tak było podczas mojej trzeciej ciąży, która – w przeciwieństwie do dwóch pierwszych – przebiegała z komplikacjami.

Kolejna ciąża - z problemami

Właściwie była to czwarta ciąża, bo trzecią poroniłam w 9. tygodniu. Po tym poronieniu strasznie chciałam mieć dziecko, ale z ciążą trzeba było rok odczekać (miałam zaśniad groniasty). Kiedy wreszcie się udało, bałam się, nie chciałam się przywiązywać do tej ciąży. Jednak USG genetyczne w 13. tygodniu wykazało, że wszystko jest w porządku. Uspokoiło mnie to. A cztery dni później obudziłam się w środku nocy... mocno krwawiąc. Męża akurat nie było w domu, tylko ja i dzieci. Nie wiedziałam, co robić, czekać do rana? Zdecydowałam się zadzwonić po teściową i pojechałam do szpitala. Spędziłam tam trzy dni. Lekarka robiąca USG stwierdziła, że nie widzi niczego niepokojącego. Niestety, dwa dni po powrocie do domu znów miałam krwawienie. Tym razem USG zrobił już mój lekarz prowadzący (przedtem nie było go w Warszawie). Wynik badania: odklejające się łożysko. Przez dwa następne miesiące miałam zalecone leżenie.Na szczęście, nie musiałam być w łóżku non stop, ale przez dwa miesiące nie wychodziłam z domu! Kto tego nie przeżył, nie wie, co to znaczy. Strasznie brakowało mi pracy. W 6. miesiącu, gdy zagrożenie zmalało, wróciłam do pracy, jak się okazało na 1,5 miesiąca. W 31. tygodniu obudziły mnie bolesne skurcze. Była to noc z piątku na sobotę, a ja przez cały weekend miałam mieć zajęcia z instruktorami fitness (przygotowujące je do pracy z ciężarnymi), które przyjechały do Warszawy z całej Polski. Nie wypadało ich odwoływać. Nie wiem, jak wtedy wytrzymałam (następnej nocy skurcze się powtórzyły), ale zajęcia odbyły się zgodnie z planem.A w poniedziałek znowu szpital, badanie i diagnoza: skracająca się szyjka macicy. Zaaplikowano mi leki nasercowe, po których czułam się fatalnie – miałam potworne bóle głowy, zaburzenia widzenia, kołatanie serca. Całe szczęście, że zadzwoniła do mnie akurat moja pani profesor, która zmieniła mi leki oraz zaleciła pessar – silikonowy „kołnierzyk”, który zapobiega rozwieraniu się szyjki macicy. Leżałam w domu do 35. tygodnia ciąży, a potem robiłam już wszystko, żeby urodzić.

Trzeci poród

Gabrysia urodziła się błyskawicznie, w niecałą godzinę. Tym razem była ze mną pani Krysia Komosa ze szpitala na Solcu. Poród z panią Krysią to zupełnie inne, nowe, wspaniałe doświadczenie. To położna, od której powinny uczyć się zawodu nasze studentki: w pełni samodzielna, odpowiedzialna, mądra kobieta z intuicją. Rodziłam przy zgaszonym świetle, na kolanach, oparta o łóżko. W przeciwieństwie do poprzednich dwóch porodów, teraz postanowiłam sobie pokrzyczeć i muszę przyznać, że to podziałało rewelacyjnie. Wiedzieliśmy, że to znów będzie dziewczynka. Trzecia córeczka. I bardzo dobrze – pomyślałam. Jeśli o mnie chodzi, córeczek nigdy dość. Dziewczynki są super. Mąż zresztą jest tego samego zdania – brak syna nie jest dla niego żadnym problemem. Znajomi twierdzą, że czeka nas trudna, ale ciekawa przyszłość z trzema dziewczynkami. Każda z nich jest inna. Ala – introwertyczka, obserwator, mądra i rozsądna dziewczynka, która wszystko analizuje. Hania to osóbka, która niczego się nie boi, nie szuka problemów tam, gdzie ich nie ma, na pewno sobie w życiu poradzi. A Gabrysia? Trudno już sprecyzować, ale jako dziecko urodzone w znaku Bliźniąt, niejednym nas pewnie zaskoczy. Dziewczynki mają ze sobą fajne relacje, bardzo dużo się razem bawią, chociaż potrafią też obdarzyć się jakimś przezwiskiem. Opiekują się Gabrysią i widać, że wszystkim to dobrze robi. Pojawienie się Gabrysi było dla Hani bardzo trudne. Ciężko przechodziła „detronizację”, myśleliśmy nawet, że jest chora. Była bardzo apatyczna, dużo spała. Po badaniach okazało się, że wszystko jest w porządku, tylko trudno się adaptuje do nowej sytuacji. Na szczęście, po dwóch miesiącach było już dobrze.

Położna z powołania

Jestem szczęśliwą mamą, ale też spełniam się zawodowo. Wiem, że wtedy podjęłam słuszną decyzję, zaczynając nowe studia. Kocham to, co robię, sprawia mi to wielką, wielką satysfakcję – zarówno witanie na świecie nowych jego mieszkańców, wspieranie młodych mam, jak i nauczanie nowych położnych. W naszym położnictwie jest jeszcze wiele do zrobienia. W szpitalach razi mnie przedmiotowe traktowanie pacjentek i brak poszanowania ich intymności oraz nadmierna medykalizacja porodu. Mam jednak wielką nadzieję, że to się zmieni, zresztą już się zmienia. Także w dążeniu do takich zmian widzę sens swojej pracy. Warto było wtedy zaczynać od nowa, warto walczyć o swoje marzenia.

NOWY NUMER

POBIERZ PORADNIK! Darmowy poradnik, z którego dowiesz się, jak zmienia się ciało kobiety w ciąży, jak rozwija się płód, kiedy wykonać ważne badania, jak przygotować się do porodu. Pobieram >

Pobieram
poradnik ciaza