Tej grupie pacjentów ograniczono świadczenia. Walczą o to, by przeżyć
Z początkiem maja prezes Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) wprowadził w życie zarządzenie obniżające koszty taryf dla pacjentów wymagających respiratoterapii nieinwazyjnej. W niektórych przypadkach obniżka wynosi nawet 62 proc. Dla grupy tych osób jest to równoznaczne z narażaniem zdrowia i życia.
Dla chorych utrudnienia w dostępie do odpowiedniej terapii oznaczają powrót do szpitala lub powolną śmierć w wyniku uduszenia. Respiratoterapia domowa jest powszechnie stosowana w innych krajach. To skuteczne narzędzie, które przedłuża i ratuje życie chorych. Co ważne, domowa nieinwazyjna respiratoterapia jest znacznie tańsza od leczenia szpitalnego.
Brak reakcji
Niektórzy pacjenci potrzebują dostępu do respiratora przez kilka, a w skrajnych przypadkach, nawet kilkadziesiąt godzin. To pozwala im przeżyć. Grupę tych chorych stanowi ok. 80 proc. osób z niemal dziesięciotysięcznego grona pacjentów, którzy wymagają wentylacji.
Projekt zmian był znany pacjentom od grudnia 2021 roku. Od tego momentu do Ministerstwa Zdrowia spływały apele od chorych o to, by nie wprowadzać nowych taryf. Niestety bezskutecznie.
Po zainteresowaniu się losem pacjentów wymagających respiratoterapii przez media, Narodowy Fundusz Zdrowia zrzuca winę na Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), która nie komentuje sprawy. Podobnie jak Rzecznik Praw Pacjenta. MZ zapewnia z kolei, że mimo obniżek taryf, pacjenci nie ucierpią.
Co obniżki oznaczają dla chorych?
Przede wszystkim obniżenie kosztów taryf wiąże się z oczekiwaniem pacjentów w długich kolejkach po świadczenie, którego być może w ostateczności mogą nie doczekać. Świadczeniodawcy nie zaczną przyjmować nowych pacjentów, jeżeli nie będą mieli środków na zatrudnienie specjalistów, którzy zajmują się chorymi w domach i zakup respiratorów oraz koncentratów tlenu.
Koszt aparatury wynosi ok. 40 tys. złotych. To nie jedyne opłaty. Należy do nich doliczyć pensję pielęgniarki, lekarza i rehabilitanta.
Pozbawieni świadczenia pacjenci będą skazani na powrót do szpitali, a tam narażeni, chociażby na infekcje.
Apel pacjentów
Rozpaczliwy apel jednej z pacjentek chwyta za serce. 68-letnia kobieta z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POChP) zwraca się wprost do decydentów.
- Czy NFZ i Ministerstwo Zdrowia naprawdę chcą odbierać nam oddech i życie? Albo nie zdąże dojechać do szpitala, aby zostać podłączoną do tlenu, albo nie będzie dla mnie miejsca. W szpitalu najbliższym mojego domu jest tylko jedna sala z dostępem do tlenu i czterema łóżkami, a łatwo jest się domyślić, że wymagających wentylacji jest znacznie więcej. My nie chcemy wracać do szpitali! Chcemy zostać w domu z bliskimi. Nie wiem, ile pozostało mi lat życia, a jeszcze mam zostać pozbawiona rodziny - apeluje.
Decyzja NFZ dziwi również ze względu na fakt, że długofalowa obniżka taryf wiąże się z większymi kosztami opieki nad pacjentami wymagającymi wentylacji. Opłata w szpitalu jest kilkukrotnie wyższa od terapii stosowanej w domu. W przypadku OIOM ten koszt jest jeszcze większy.
- NFZ staje się katem, jednym podpisem skazując tysiące pacjentów na śmierć w męczarniach lub rezygnację z życia i wegetację w szpitalach. Zamiast tego niech wprowadzą eutanazję i pozwolą nam umrzeć z godnością tak, jak pozwala się na to zwierzętom, zamiast nas torturować. W imieniu pacjentów, zapraszam przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia oraz NFZ do naszych domów - z chęcią pokażemy jak wygląda nasze życie. Żądamy od Ministra Zdrowia natychmiastowego zawieszenia zarządzenia Prezesa NFZ! – tłumaczy Joanna Wilmińska, prezes Stowarzyszenia "JEDNYM TCHEM!", prawniczka i pacjentka wentylowana inwazyjnie od 10 lat.
Polecany artykuł: