Co naprawdę spotkało rodzinę Kaszniców i młodego taternika? Tajemnicza śmierć 3 osób w Tatrach
Śmierć na Lodowej Przełęczy: zdjęcia z miejsca wypadku do dziś napawają grozą. Ta historia jest owiana złą sławą i karmi się ludzkim strachem przed nieznanym. Od lat wiadomo, że w w górach może "wysysać powietrze", a pogoda w sierpniu bywa zabójcza. 100 lat po zagadkowej śmierci w Tatrach aktualne jest pytanie, dlaczego Waleria przeżyła.

- Zagadka, tajemnica, "polska Przełęcz Diatłowa"? 3 sierpnia 1925 roku w Tatrach zginęli prokurator Kazimierz Kasznica, jego syn Wacław oraz student Ryszard Wasserberger. Jedyną ocalałą osobą była żona i matka, Zofia (Waleria) Kasznicowa. Wiele wskazuje, że ma to logiczne uzasadnienie.
- Sekcja zwłok ujawniła, że ofiary zmagały się z ukrytymi schorzeniami, które mogły zwiększyć ich podatność na ekstremalne warunki pogodowe. Silny wiatr i niskie ciśnienie atmosferyczne, doprowadziły do niedotlenienia organizmów ofiar, co w połączeniu z ich stanem zdrowia doprowadziło do śmierci, a jednak plotki o okrutnym zabójstwie są podsycane do dziś.
- Po tragedii Zofia (Waleria) Kasznicowa stała się celem oskarżeń, mimo braku dowodów na jej winę, co mogło przyczynić się do śmierci kobiety siedem lat później, 4 sierpnia 1932 roku.
Tajemnicza śmierć w Tatrach prokuratora Kasznicy, jego syna i taternika - bohaterowie dramatu
3 sierpnia 1925 roku, w Tatrach, na Lodowej Przełęczy, zmarły trzy osoby. Ta historia jest czasem porównywana do zagadkowej śmierci 9 studentów na Przełęczy Diatłowa.
Oto bahaterowie polskiej tragedii:
Kazimierz Kasznica, prokurator z Warszawy, miłośnik Tatr. To on zaproponował wyprawę, bo chciał oderwać się od codziennych obowiązków, wdychać świeże powietrze i pokazać synowi piękno gór. Niestety, ta wycieczka miała się okazać jego ostatnią. Miał 42 lata.
Wacław, 12-letni syn prokuratora, z pewnością nie był kandydatem na sportowca i adepta sportów ekstremalnych, o czym rodzice mogli nie wiedzieć. Mimo młodego wieku, zmagał się z problemami, które mogły utrudniać mu oddychanie i adaptację do warunków wysokogórskich. Wykazała to sekcja zwłok.
Ryszard Wasserberger, wybitny 21-letni student matematyki, był pełen ambicji i planów na przyszłość. Góry miały być dla niego odskocznią od nauki, chwilą wytchnienia przed kolejnym rokiem akademickim. Wydawał się okazem zdrowia, był początkującym taternikiem. Niestety...
Zofia (wg wielu źródeł: Waleria) Kasznicowa, 38-letnia żona i matka, była jedyną osobą w grupie, która przeżyła tragedię. Niestety, również zmarła młodo, 4 sierpnia 1932 roku.
Dlaczego wyprawa w góry okazała się zabójcza dla trzech osób i skąd do dziś opowieści o "niewyjaśnionej zbrodni"?

Ukryte choroby ofiar na Lodowej Przełęczy, sekcja zwłok
Sekcja zwłok ofiar tragedii na Lodowej Przełęczy ujawniła zaskakujące informacje na temat ich stanu zdrowia. Okazało się, że Kazimierz Kasznica, Wacław Kasznica i Ryszard Wasserberger, mimo młodego wieku, zmagali się z różnymi schorzeniami, które mogły znacząco wpłynąć na ich wydolność fizyczną i odporność na ekstremalne warunki.
- Kazimierz Kasznica: Sekcja zwłok ujawniła zwyrodnienie włókniste opon mózgowych, początkową miażdżycę, kamicę żółciową i zrosty opłucnowe. Najbardziej niepokojące było jednak powiększone serce z rozszerzonym lewym przedsionkiem. Powiększenie serca może być spowodowane różnymi czynnikami, takimi jak nadciśnienie, choroba wieńcowa, wady zastawek czy kardiomiopatia. W przypadku Kazimierza Kasznicy, powiększone serce, w połączeniu z miażdżycą, mogło znacząco ograniczyć jego wydolność fizyczną i zwiększyć ryzyko wystąpienia nagłego zatrzymania krążenia w wyniku wysiłku fizycznego i niedotlenienia.
- Wacław Kasznica: Mimo zaledwie 12 lat, Wacław również zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Sekcja zwłok wykazała zwapniałe ogniska gruźlicze w płucach, powiększone migdały z czopami ropy i powiększone serce. Zwapniałe ogniska gruźlicze świadczą o przebytej infekcji gruźliczej, która mogła uszkodzić tkankę płucną i zmniejszyć ich pojemność. Powiększone migdały z czopami ropy wskazują na przewlekły stan zapalny, który mógł utrudniać oddychanie. Powiększone serce, podobnie jak u ojca, mogło być wynikiem wrodzonej wady lub skutkiem przebytych infekcji. Wszystkie te schorzenia mogły znacząco utrudniać Wacławowi oddychanie i adaptację do warunków wysokogórskich.
- Ryszard Wasserberger: Sekcja zwłok ujawniła powiększone serce i niedokształt nadnerczy. Powiększone serce, podobnie jak u Kazimierza i Wacława, mogło być wynikiem różnych czynników, takich jak wrodzona wada, nadciśnienie czy choroba wieńcowa. Niedokształt nadnerczy jest szczególnie niepokojący, ponieważ nadnercza odpowiadają za produkcję hormonów: kortyzolu i adrenaliny, które są niezbędne do prawidłowej reakcji organizmu na stres i wysiłek fizyczny. Niedoczynność nadnerczy mogła sprawić, że Ryszard był mniej odporny na stres, szybciej się męczył i miał trudności z adaptacją do warunków wysokogórskich.
To oczywiście nie są choroby, które powinny trzech mężczyzn zabić akurat 3 sierpnia 1925 roku, niemal równocześnie. Pamiętajmy jednak, że był główny czynnik, który mógł pokonać wszystkich tego dnia: ekstremalne warunki pogodowe.
Pogoda bez litości: Tatry mogą "wyssać" życie
Ofiary tragedii na Lodowej Przełęczy nie zostały otrute. Ich ogólny stan zdrowia nie był bezpośrednią przyczyną śmierci. Kluczową rolę odegrały ekstremalne warunki pogodowe, które tego dnia panowały w Tatrach. Gwałtowna zmiana pogody, silny wiatr, deszcz i niska temperatura stworzyły śmiertelną pułapkę, w której nawet osoby zdrowe i doświadczone mogłyby mieć trudności z przetrwaniem. Wiele osób do dziś nie chce tego przyjąć do wiadomości.
3 sierpnia 1925 roku w Tatrach panowała wyjątkowo zła pogoda. Silny wiatr, wiejący z prędkością ponad 100 km/h, powodował uczucie przeszywającego zimna i utrudniał poruszanie się. Deszcz, zamieniający się w grad, dodatkowo pogarszał sytuację, przemaczając ubrania i obniżając temperaturę ciała.
Jednak najbardziej niebezpieczne było zjawisko, które prowadziło do czegoś, co ówcześni lekarze określali jako "udar płucny spowodowany niedotlenieniem". Dziś wiemy, że chodziło o splot kilku czynników, które doprowadziły do gwałtownego niedotlenienia organizmu.
Silny wiatr, wiejący z dużą prędkością, mógł powodować zjawisko próżni powietrznej, "wysysania powietrza" zza osłon terenowych, takich jak skały i głazy. W tych miejscach, ciśnienie atmosferyczne mogło być jeszcze niższe niż normalnie, co dodatkowo zmniejszało zawartość tlenu w powietrzu.
Dorzućcie do tego problemy z sercem lub płucami, które mieli wycieczkowicze i większy niż planowali wysiłek fizyczny - wspinaczka górska w trudnych warunkach pogodowych. I mamy śmiertelną mieszankę, która doprowadziła do tragedii.
Sprawdź: 6 chorób, które niszczą płuca
Fatalne decyzje. Czy można było uniknąć śmierci na Lodowej Przełęczy?
Tragedia na Lodowej Przełęczy to nie tylko splot nieszczęśliwych okoliczności i problemów zdrowotnych. To również seria decyzji, które, z perspektywy czasu, wydają się być obarczone wysokim ryzykiem.
Zabójczą decyzją było zignorowanie ostrzeżeń pogodowych. Kazimierz Kasznica, widząc nadciągające chmury i wzmagający się wiatr, powinien był odłożyć wyjście w góry, stawiając bezpieczeństwo rodziny na pierwszym miejscu. Z pewnością przecenił swoje doświadczenie, wykazał lekkomyślnością i zapłacił najwyższą stawkę. Po dziś dzień nie brakuje takich śmiałków.
Przebywając w bezpiecznym schronisku prokurator podjął decyzję o dołączeniu do grupy taterników, którzy także znaleźli się w niebezpiecznej okolicy. Pozornie dobry pomysł, ale schronisko było pewniejsze, a na trasie sprawni mężczyźni narzucili rodzinie Kaszniców zbyt szybkie tempo. Potem, widząc, że Kasznicowie nie dają rady, i tak zarządzili rozdzielenie grup, zostawiając warszawiaków wyłącznie pod opieką Ryszarda Wasserbergera.
Na szlaku dosłownie padali kolejni uczestnicy: najpierw nastolatek, potem prokurator, wreszcie student. Waleria chciała ich wzmocnić koniakiem i czekoladą, ale zmarli w ciągu kilkunastu minut.
Podanie koniaku umierającym, choć podyktowane troską, mogło paradoksalnie przyspieszyć ich śmierć. Negatywny wpływu alkohol na termoregulację w warunkach hipotermii jest dziś powszechnie znany, ale wtedy nie był.

Morderczyni? Zabójcze oskarżenia i kolejna ofiara
Chociaż lekarze nie mieli wątpliwości, co zabiło Wacława, Kazimierza i Ryszarda, Zofia Kasznicowa padła ofiarą bezprecedensowej nagonki.
Najpierw były plotki, potem otwarte oskarżenia. Nie wierzono, że ocaliło ją przede wszystkim jej imponujące zdrowie ogólne.
Skąd wzięły się ataki? Podsycały ją media, a zwłaszcza dziennikarz Ludwik Szczepański. Prywatnie ojciec dwóch taterników, którzy oddzielili się od grupy i porzucili wyczerpanych ludzi na szlaku. Psucie reputacji kobiecie, odsuwało podejrzenia od jego dzieci, które nawet nikogo nie powiadomiły o zaginięciu w górach swojego kolegi, Ryszarda.
Siedem lat po dramacie w Tatrach, Zofia (Waleria) Kasznicowa zmarła – dokładnie dzień po rocznicy śmierci męża i syna. Nie pogodziła się z utratą bliskich, a osamotnienie, wyniszczający stres i cierpienie z powodu oskarżeń, najpewniej ją dobiły. Miała tylko 46 lat.