"Były pomysły, by płukać sobie gardło wrzątkiem". Fake newsy zabijają Polaków

2023-03-10 12:27

Zalewają internet, powielają je boty, głoszą popularni celebryci, a nawet niektórzy lekarze. Absurdalne teorie i fake newsy docierają do setek tysięcy Polaków. W efekcie wiele osób leczy się samodzielnie, a fachową pomoc dostaje zbyt późno. Niektórym nie da się już uratować życia. Na dezinformację można jednak znaleźć sposoby - przekonywali eksperci w trakcie VIII Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach, podpowiadając konkretne rozwiązania. Poradnikzdrowie.pl był patronem medycznym tego wydarzenia.

Były pomysły, by płukać sobie gardło wrzątkiem. Fake newsy zabijają Polaków
Autor: Getty Images "Były pomysły, by płukać sobie gardło wrzątkiem". Fake newsy zabijają Polaków

Mamy dziś leki na choroby, których jeszcze kilkanaście lat temu leczyć się nie dało, objawy łatwo można sprawdzić w internecie, a po diagnozie od lekarza dowiedzieć się czegoś więcej na temat samej choroby i możliwości terapii.

Ale coraz częściej Polaków zabijają fake newsy, na które bez trudu można natknąć się w internecie. Szerzą je nie tylko pseudo celebryci czy znachorzy, którzy robią na tym duże biznesy, ale też wyspecjalizowane firmy, a niekiedy też sami lekarze.

Fake newsy to dziś duży biznes

Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych wskazał, że w sieci krążą różne typy fake newsów.

Te, które przekazują celebryci są mniej szkodliwe, gdyż mimo tego, że docierają do wielu osób, ich żywot z reguły szybko się kończy. Dużo groźniejsze są fake newsy systemowe, dezinformacja szerzona przez ośrodki czy organizacje, które mają w tym konkretny cel, a także te głoszone przez współczesnych "znachorów", czy wreszcie przez lekarzy, 

- Osoba, która ma wykształcenie medyczne i upowszechnia nieprawdziwe informacje to ogromny problem dla środowiska - przyznał dr Grzesiowski. Dodał, że w takich przypadkach wobec lekarzy wyciągane są obecnie surowe konsekwencje. - Moim zdaniem najskuteczniej zareagowała pomorska izba lekarska, która skierowała dezinformatora na ponowny egzamin medyczny. Taka osoba nigdy do  niego nie podejdzie i automatycznie rezygnuje z wykonywania zawodu, bo w tym momencie traci do tego prawo - wyjaśnił ekspert.

- Znacznie mniej skuteczne są postępowania zawieszające prawo wykonywania zawodu. Nasze środowisko musi walczyć z osobami, które rozsiewają dezinformację mając w ręku dyplom medyczny lekarza, bo jest to chyba najbardziej szkodliwe - podkreślił.

Poradnik Zdrowie: jakie badania zrobić raz do roku?

Na każdego, kto neguje fake newsy, spada ogromna ilość hejtu

Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej, stwierdził, że Polacy znają się dziś na wszystkim, w tym również na medycynie, a poczucie to ewidentnie wzbudzane jest przez reklamy.

- Dziś pacjent, który obejrzy sobie reklamy wie, co mu ochroni wątrobę, nie uszkodzi żołądka - co prawda to, co mu może chronić żołądek, może uszkodzić mu wątrobę, ale tego mu przecież reklama nie powie - wskazał. 

Ogromnym problemem jest też to, że osoby szerzące w social mediach dezinformację mają ogromne zasięgi. - Raz wypowiedziałem się dość krytycznie na temat terapii prowadzonej przy pomocy mocno skręconej w lewo witaminy przez pewnego "doktora" i on oznaczył mnie w mediach społecznościowych. W programie do badania aktywności w mediach społecznościowych zobaczyłem coś, czego bym się w życiu nie spodziewał: w chwili gdy pojawił się ten komentarz, moje zasięgi wyskoczyły w kosmos. Zrozumiałem, że zderzyłem się ze ścianą - dodał.

Jak podkreślają eksperci, fake newsy są z nami od dawna, ale od początku pandemii każdy, kto je neguje, zaczął spotykać się z niewyobrażalną wręcz falą hejtu. Spadała ona na każdego, kto pozytywnie wypowiadał się na Twitterze o szczepieniach.

- Oczywiście ponad 80 proc. z tego to są boty, ale kto je odróżnia? Zwłaszcza, że jest mnóstwo fejków, które niosą w sobie źródło prawdy. Pan Marian stracił rękę po szczepieniu - wprawdzie urwała ją petarda, ale była to ta sama ręka. Kiedyś zastanowił mnie jeden, na temat szczepień, kiedy napisano, że wszystkie osoby, którym podano pierwszą szczepionkę na ospę, nie żyją. No ale nikt tam nie  napisał, że to szczepienie było w 1795 roku. Pomyślałem, że bardziej bym się zmartwił, gdyby oni żyli - dodał.

To "przemysł zagłady"

- Dezinformacja zabija. Pacjent, który prędzej czy później nie skorzysta z udokumentowanych sposobów leczenia, traci życie lub zdrowie. Pandemia pokazała to w bardzo jaskrawy sposób. Wiemy, że szczepienia przeciw Covid uratowały około 20 mln osób. Spośród tych, którzy się nie zaszczepili, część zmarła lub do dziś boryka się z powikłaniami. Gdyby nie dezinformacja na  temat szczepień płynąca z różnych źródeł, pewnie udałoby nam się uratować w Polsce kolejnych kilkadziesiąt tysięcy osób - mówił dosadnie dr Paweł Grzesiowski.

- To przemysł zagłady. Były pomysły, by dożylnie podawać sobie perhydrol czy płukać gardło wrzątkiem, podawały je różne źródła. Wiemy, ile porad udzielono dając niesprawdzony lek na "a" i covid, a żadne badanie kliniczne tego nie potwierdziło. W trakcie pandemii takich działań było mnóstwo, ale jest ich dużo więcej, jeśli spojrzymy szerzej - dodał.

– Przykładem są pacjenci, którzy nie chodzą do lekarzy, lecz do pseudo terapeutów, przyjmują nieznane substancje i trafiają w ciężkim stanie do szpitali - podkreślał.

Walka na kilku poziomach jednocześnie

Jak skutecznie walczyć z faje newsami? Dr Paweł Grzesiowski wyjaśniał, że walka powinna odbywać się na kilku poziomach. - Każdy rząd musi strukturalnie walczyć z dezinformacją, odpowiednie służby muszą przeszukiwać sieć, wyszukiwać najbardziej niebezpieczne fake newsy i natychmiast reagować, bo im dłużej żyje taka informacja, tym mocniej szkodzi. Z fake newsami musi też walczyć każdy z nas, każdy lekarz, i to w każdy dostępny mu sposób.

Potrzebne są też programy, które pomogą sprawdzić każdemu, czy jakaś teza jest prawdą, czy fałszem.

Marek Tomków dodał, że to również duże wyzwanie dla farmaceutów. - Dziś jest niezwykle trudno przebić się z informacją, dotrzeć do pacjenta, który jest zalewany informacjami. Rozmawiając z nimi musimy być pewni i przekonani do tego, co mówimy. To, co przekazują farmaceuci musi być nie tylko sprawdzone pod względem medycznym ale też musi to być wypowiadane absolutnie pewnym tonem i prostym językiem. Czasem ten język jest zbyt skomplikowany - przypomniał.

- Nie odrzucajmy mediów społecznościowych, trzeba wejść tam i stać się autorytetem, ale schodząc do poziomu naszego słuchacza - nie wymądrzać się, nie cytować anglojęzycznych artykułów. Musimy mówić do tych ludzi w sposób prosty, konkretny, przechodząc na ich sposób rozumowania i w akceptowany przez nich sposób słuchania. To ogromna praca, która jest przed nami, ale nie mamy wielkiego wyboru, biorąc pod uwagę to, co widzieliśmy przy pandemii. Najwyższy czas pochylić się nad tematem. Na razie jesteśmy w ogromnej defensywie - podsumował.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki