Boję się przygarnąć uchodźców. Psycholog: "Taka reakcja jest bardzo dobrą reakcją"
Liczne zbiórki ubrań i żywności oraz przedmiotów pierwszej potrzeby dają namiastkę poczucia bezpieczeństwa osobom, które uciekły przed rosyjską agresją. Wiele osób oferuje pomoc w postaci dachu nad głową. Nie każdy jest jednak gotowy na tak poważny krok.
Czy wyrzuty sumienia z powodu strachu przed przyjęciem gości z Ukrainy do swojego domu są uzasadnione? Czym może skutkować podjęcie tak poważnej decyzji pod wpływem impulsu? Redakcja portalu Poradnik Zdrowie rozmawia z Aleksandrą Potykanowicz, psycholożką.
Mam wrażenie, że tworzy się z tego powodu pewien rodzaj presji. Każdy z nas ma swoje życie, swoje sprawy i zmartwienia. Mamy dzieci, często opiekujemy się chorym członkiem rodziny - nie każdy jest gotowy na taki krok. Te obawy mogą dotyczyć zarówno strachu przed nową codziennością, ale także przed brakiem odpowiedniego przygotowania na taką okoliczność, prawda?
Taka reakcja jest bardzo dobrą reakcją. Jako świadkowie całej tej sytuacji, jako osoby, które chcą pomóc - jesteśmy pod wpływem emocji - i nie do końca racjonalnie analizujemy to, co się dzieje.
Szybciej działamy, niż myślimy - czy taki impuls daje w ogóle szansę na chwilę racjonalnego zastanowienia się?
Przyjęcie pod swój dach gości - uchodźców, być może dzisiaj jest moją reakcją, że tak chcę postąpić, jednak nie do końca możemy sobie zdawać sprawę z tego, z czym to może być związane. Przyjęcie kogoś do swojego domu jest ogromnym wyzwaniem - zwłaszcza, że bierzemy odpowiedzialność za zaspokojenie nie tylko fizycznych potrzeb tych ludzi, ale także tych emocjonalnych i psychologicznych.
Z czego sprawę możemy zdać sobie niestety po fakcie. Nie wiadomo przecież, w jakim stanie jest taka osoba.
Ci ludzie mogą być w różnym stanie emocjonalnym, ponieważ doświadczyli ogromnego kryzysu. Jeśli reakcją jest strach i niepewność co do tego, czy powinno się to zrobić, to jest to dobra reakcja i powinno się jej słuchać.
Co z presją? "Przecież sąsiadka przyjęła osoby z Ukrainy, a ja nie".
Nie dawajmy sobie przyzwolenia na to, aby porównywać się do innych. Chciałabym też zwrócić uwagę na to, że ta sytuacja każdego z nas zastała w jakimś momencie życia. Przede wszystkim jesteśmy wydrenowani z zasobów po dwóch latach pandemii, żyjemy w bardzo trudnym czasie. Możemy nie mieć fizycznie siły pomagać w kolejnym kryzysie. Może być też tak, że w tym momencie naszego życia borykamy się z czymś swoim - problemy w pracy, ktoś choruje, problemy z dzieckiem i w związku z tym nie ma możliwości, aby psychika udźwignęła więcej.
Co z wyrzutami sumienia i poczuciem winy?
Może się pojawiać poczucie winy czy wyrzuty sumienia. Słyszę o tym od kilku dni zewsząd - na przeróżnych spotkaniach, które prowadzę i kiedy rozmawiam z ludźmi. Należy jednak pamiętać, że pomagać można na różne sposoby. Niekoniecznie musi to być przyjęcie kogoś pod swój dach. Można wspierać zbiórki finansowo, można co jakiś czas zrobić zakupy i przekazać je potrzebującym. Można też dzielić się swoimi cennymi zasobami.
Na przykład?
Na przykład jeśli ktoś jest nauczycielem, może poszukać informacji o tym, czy na jakiejś świetlicy nie jest potrzebna opieka nad dziećmi, można też zorganizować zabawy. Tych możliwości pomagania jest mnóstwo. Nie oznacza to, że jedynym i najbardziej poprawnym sposobem pomagania jest przyjęcie kogoś pod swój dach, jest ono ogromnym wsparciem, natomiast jest też ogromną odpowiedzialnością.
Wiele osób czuje też strach. Dlaczego on się pojawia?
Strach przed tym jest mechanizmem obronnym, jest informacją, którą daje psychika, aby w tej sytuacji pomóc. To taki znak, który informuje, że nie jest się gotowym, nie ma możliwości czy przestrzeni emocjonalnej ani psychicznej, żeby udzielić takiego wsparcia. Zachęcam jednak do poszukiwania innych sposobów pomocy w tej sytuacji.
Podsumowując - w pierwszej kolejności należy przeanalizować sytuację na chłodno, przemyśleć wszystko i pamiętać o tym, żeby na pierwszym planie były przede wszystkim moje emocje, moje uczucia. Nasze społeczeństwo na szeroką skalę zmaga się przecież z depresją, co mogłoby jedynie pogłębić problem, prawda? Mogłoby się to wiązać z poczuciem niespełnienia w kolejnej z ról.
Na każdym kursie pierwszej pomocy słyszy się o tym, że “dobry ratownik to żywy ratownik”. Jeśli na przykład nie mam rękawiczek ochronnych, to nie powinnam udzielać pomocy poszkodowanemu, bo mogę narazić swoje życie. Ze wspieraniem ludzi w trudnej sytuacji jest bardzo podobnie.
Żeby pomagać, należy najpierw zadbać o siebie, mieć zasoby, aby wspierać innych ludzi. W pierwszej reakcji pomocowej jesteśmy pod wpływem adrenaliny i silnych emocji i chcemy pomagać, ale za chwilę może się okazać, że organizm odmówił posłuszeństwa i się w tym pomaganiu bardzo szybko “spalił”. To jest też trochę tak, jak z maseczką tlenową w samolocie. Najpierw trzeba ją nałożyć sobie, a później osobie, z którą jestem.
Wszystkie emocje są zatem ok?
Wszystkie nasze reakcje i emocje są w porządku. Ludzie reagują na tak wyjątkowo kryzysową i trudną sytuację na przeróżne sposoby. Nie można porównywać, że ktoś pomaga czy reaguje lepiej, a ktoś inny gorzej. To jak reaguję, jest moim sposobem radzenia sobie.
Dziękuję za rozmowę.
Porady eksperta