Dopuszczam eutanazję: wywiad z Jerzym Owsiakiem

2013-09-10 16:18

Przeczytaj rozmowę z Jerzym Owsiakiem i dowiedz się co mówi o polskiej służbie zdrowia i eutanazji. Trudno wyobrazić sobie szpital, który nie byłby wyposażony w sprzęt z serduszkiem WOŚP. Dotychczas, przez 21 lat istnienia, fundacja Jurka Owsiaka zebrała równowartość 150 mln USD. Ta suma robi wrażenie, ale równie ważny jest fenomen WOŚP, która z roku na rok angażuje coraz więcej ludzi.

Bezpłatne konsultacje lekarskie i specjalistyczne Przychodni ZnanyLekarz pod PKiN w ramach WOŚP
Autor: Materiały prasowe

Jerzy Owsiak: człowiek-instytucja, bije rekordy społecznego zaufania, co rok mobilizuje wszystkich Polaków do pomagania. W tym roku Jerzy Owsiak z tysiącami wolontariuszy zbierał pieniądze dla seniorów.

Często jest pan pacjentem publicznej służby zdrowia?

  • J.O.: Jeżeli już coś mnie zetnie z nóg, robię wszystko, by chorować jak najkrócej. Nie lubię absorbować swoją osobą, staram się być jak najmniej uciążliwym pacjentem. Nie nadwyrężam też budżetu państwa. Z publicznej służby zdrowia korzystam tylko w przypadku operacji. Głównie leczę się prywatnie, bo mnie na to stać i by inni, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, stali w krótszej kolejce.

Do niektórych specjalistów czeka się prawie rok. Chorzy tracą poczucie bezpieczeństwa?

  • J.O.: Służba zdrowia przestała służyć społeczeństwu. Straciła zainteresowanie pacjentem, który powinien być przecież najważniejszy. Dzięki pracy w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy poznaliśmy ją nie tylko od strony fasady, ale też od zaplecza, często wstydliwie skrywanego. Służbą zdrowia zaczęli zarządzać menedżerowie, nierzadko bez zdolności organizacyjnych, do tego ludzie zimni i wyrachowani. Wśród nich dominuje mentalność prowincjonalnego sklepikarza, który kalkuluje, co mu się doraźnie opłaca, a co nie. Pacjenta „urynkowiono”. Przestał on być postrzegany jako chory CZŁOWIEK, a stał się klientem NFZ, usługobiorcą. Sam byłem wychowany w czasach komuny w klimacie misyjności służby zdrowia. Pomimo różnych niedostatków, ludzie mieli poczucie, że są pod opiekuńczymi skrzydłami personelu medycznego. Standardem w szkole był gabinet lekarski, dentystyczny. Nie chce popadać w kombatanckie rozrzewnienie, jak to kiedyś było fajnie, bo nie daj Boże, byśmy wrócili do systemu, który równo dzielił biedę.

Winny jest system, a może też lekarze, którzy nie przestrzegają etyki?

  • J.O.: Od 1989 r. tworzymy i nieustannie „poprawiamy” system, który staje się coraz bardziej niewydolny i bezduszny. On wywiera presję na lekarzy, którzy zamiast koncentrować się na leczeniu, muszą uprawiać papierologię, mają 10 minut na „obsłużenie klienta”. Z braku czasu, z powodu złej organizacji tracą empatię dla pacjenta. Z drugiej strony też sami lekarze nie są bez winy. Co pewien czas opinią publiczną wstrząsają przypadki ignorancji i znieczulicy lekarzy.

Dotąd zajmowaliście się kwestowaniem na rzecz chorych dzieci, a ostatnio zagraliście dla seniorów

  • J.O.: Dla dzieci przez te dwie dekady grania zrobiliśmy bardzo dużo. Eksperci twierdzą, że bez WOSP nie byłoby postępu technologicznego w leczeniu małych pacjentów, a szczególnie w neonatologii. Np. 70 proc. inkubatorów w polskich szpitalach pochodzi z zakupów fundacji. A pomysł, by zająć się również seniorami chodził nam od dawna po głowie.

Starsi są w Polsce „przezroczyści”?

  • J.O.: Mówiąc brutalnie, są totalnie wykluczeni, wyrzuceni poza system. Geriatria to jedna z najbardziej zaniedbanych dziedzin w polskiej służbie zdrowia. Choć mamy siedem milionów ludzi starszych, to dysponujemy zaledwie 750 łózkami na 40 oddziałach geriatrycznych. Ich wyposażenie, jak mówią sami pacjenci, to śmietnik. Ze świecą szukać też odpowiedniego sprzętu i to niewyszukanego – materacy przeciwodleżynowych, balkoników, wózków. Innym problemem jest brak geriatrów. W Polsce przypada 0,5 lekarza tej specjalności na 10 tys. ludzi powyżej 65. roku życia. Jako fundacja walczymy o wprowadzenie możliwości zrobienia specjalizacji geriatrycznej przez internistów w trybie „szybkiej ścieżki”. Uważam, że to, co się teraz dzieje, gdy seniorzy mają utrudniony dostęp do lekarzy, można nazwać wymuszoną eutanazją.

Eutanazja to u nas temat tabu?

  • J.O.: Najwyższy czas, by o niej po ludzku rozmawiać. Ja osobiście, w pewnych sytuacjach, dopuszczałbym taki sposób pomocy nieuleczalnie choremu człowiekowi – za jego zgodą. Uporczywa terapia, przedłużająca jego cierpienie, jest najgorszym wyjściem. W tym poglądzie nie jestem odosobniony. Jak wynika z ostatnio przeprowadzonego sondażu CBOS, ponad połowa Polaków jest skłonna akceptować eutanazję przy spełnieniu pewnych warunków.

Pańskie słowa o eutanazji wywołały jednak burzę medialną.

  • J.O.: Znalazłem się pod ostrzałem, przypisano mi jak najgorsze intencje. Często moi krytycy to hipokryci, którzy z jednej strony szermują wielkimi słowami, a z drugiej nie protestują, gdy mamy do czynienia z przypadkami „państwowej eutanazji”. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy szpital odsyła z kwitkiem przewlekle chorego starszego człowieka albo gdy urzędnik NFZ skazuje na śmierć ludzi z rzadkimi chorobami, odmawiając finansowania ich drogich terapii?

Jaką sumę z tej zbiórki fundacja przeznaczy na potrzeby seniorów?

  • J.O.: Z prawie 60 mln zł, jakie zebrała Orkiestra, chcemy przeznaczyć na ten cel 17-18 mln zł. Pozostałe pieniądze wydamy na terapie noworodków i niemowlaków oraz na finansowanie programów medycznych. Jeżeli chodzi o seniorów, wcześniej wysyłaliśmy ankiety do szpitali z oddziałami geriatrycznymi z zapytaniem, czego im brakuje. Okazuje się, że najbardziej niezbędne są: niskie łóżka sterowane elektrycznie z materacem przeciwodleżynowym i stolikiem przyłóżkowym, podnośniki hydrauliczne dla pacjentów leżących, ultrasonografy, systemy monitoringu: kamery, ekrany, głośniki i mikrofony do bezpośredniej komunikacji pacjenta z personelem. Taki sprzęt postaramy się kupić na drodze konkursu.

Dotąd Orkiestra z panem jako dyrygentem zagrała 21 razy. Jaki jest bilans waszej działalności w liczbach?

  • J.O.: W sumie zebraliśmy równowartość 150 mln USD przy pomocy setek tysięcy wolontariuszy (tylko w ostatnich latach było to 120 tys. osób każdego roku). Ilość zakupionego sprzętu medycznego to dziesiątki tysięcy aparatów, dla wszystkich polskich szpitali i placówek medycznych, w których leczy się dzieci. Te liczby mówią za siebie, ale dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem jest szacunek ludzi. Często, gdziekolwiek się pojawię, słyszę słowa uznania, osobiste historie ludzi i ich najbliższych, którym sprzęt zakupiony przez Orkiestrę pomógł wyjść z choroby lub uratował życie. Spotykam też mnóstwo wolontariuszy WOŚP, tych z początków kwestowania, których dzieci teraz przejmują pałeczkę. Wolontariat stał się dziedziczny!

Czy ma pan patent na przyciąganie i skupianie ludzi wokół idei pomocy?

  • J.O.: Myślę, że jest mnóstwo ludzi mądrzejszych od mnie. Takie liderowanie, by mieć władzę i „rząd dusz”, nigdy nie było moim celem. Może pociągam tylu za sobą, ponieważ się nie mądrzę i mówię „ po ludzku”. Nikogo też nie oceniam i nie dosmucam, że ciemna strona życia dominuje. Omijam też szerokim łukiem polityków. Zawsze liczyłem na siebie i zachęcałem innych, by się samoorganizowali, bo manna z nieba sama nie spadnie. Jeżeli mamy tak zbiurokratyzowane państwo z niewydolną służbą zdrowia, w której ogromne pieniądze podatników „idą w kosmos”, to musimy sami wziąć sprawy w swoje ręce. Powinniśmy oddolnie wywierać presję i zmieniać system. Wierzę w skuteczność społeczeństwa obywatelskiego.
miesięcznik "Zdrowie"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki