"Nie mam prawa uśmiechać się i dobrze wyglądać?". Mocny wpis Oli Kąkol - lekarki, która "oszukała los"
"Nie myślałam, że będzie życie po tobie" - pisze lekarka Ola Kąkol i wcale nie chodzi o publiczne pranie brudów z byłym czy wzbudzanie w nim zawiści. Fakt, są piękne widoki, nogi aż do samej ziemi, rozbrajający uśmiech, ale niezwykła kobieta rozprawia się z rakiem i społecznymi oczekiwaniami wobec pacjentów onkologicznych.

- Ola Kąkol, lekarka znana w sieci jako pediatryczka_ola, która pokonała raka dzięki skomplikowanej radioembolizacji i przeszczepowi wątroby w Indiach, dzieli się gorzką refleksją na temat niezdrowych oczekiwań wobec pacjentów onkologicznych.
- 34-latka pokazuje, jak pięknie można żyć po raku, ale zarazem wyznaje, czym jest to okupione.
- Zdumiewające, jakie wyzwania stoją przed osobami, które po ciężkiej walce z chorobą chcą na nowo cieszyć się życiem i ładnie wyglądać. To "wstyd"?
Ola Kąkol - pacjentka, która oszukała śmierć
Lekarka Aleksandra Kąkol, obecnie 34-letnia, w 2022 roku, po diagnozie: rak dróg żółciowych, usłyszała, że ma przed sobą tylko 3 miesiące życia i leczenie paliatywne.
Generalnie rokowania w raku dróg żółciowych są fatalne: przy lokalizacji wewnątrzwątrobowej - czas przeżycia po rozpoznaniu nie przekracza 30 miesięcy, a często jest to nie więcej niż 12 miesięcy. Oli dawano jeszcze mniej czasu ze względu na stopień zaawansowania choroby.
Oli, o której mówią, że oszukała śmierć (lub los), udało się jednak zawalczyć o życie.
Dzięki ekspresowej publicznej zbiórce pieniędzy (ok. 1,5 mln zł w 36 godzin) Ola przeszła przeszczep wątroby w Indiach od żywego, dorosłego dawcy (pojechał razem z nią z Polski).
Szczegółowo jej walkę z chorobą opisywaliśmy już w "Poradniku Zdrowie".
Dziś, ponad półtora roku po operacji (luty 2024), Ola żyje i stara się cieszyć każdym dniem. Niestety, jej radość nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem.
"Wstyd"? Jak powinien wyglądać pacjent z nowotworem
Niedawno na profilu Oli Kąkol na Instagramie pojawił się wpis, w którym lekarka podzieliła się z obserwatorami bardzo osobistą refleksją. Powodem był komentarz, a właściwie jedno słowo, które otrzymała w prywatnej wiadomości: "wstyd".
Jeden hejter napisał mi w wiadomości prywatnej – "wstyd". I tylko tyle. To jedno słowo – wstyd – pracowało we mnie całą noc i pewnie wiem, co miał na myśli. To, co robię teraz w jego mniemaniu, jest wstydliwe. Zapewne chodzi mu o to, jak wyglądam i że mam czelność się uśmiechać. Tak jak każdy "normalny człowiek"
- mówi Ola, ilustrując wpis fantastycznymi zdjęciami z urlopu, na których wygląda jak bardzo wypoczęta topmodelka.
Oczywiście, to nie jest pierwszy raz, gdy ktoś dał jej i innym pacjentom nowotworowym odczuć, że "za zdrowo wyglądają". Ola w swoim wpisie porusza problem społecznego postrzegania osób po chorobie nowotworowej i w trakcie leczenia. Zauważa, że często oczekuje się od nich, by zachowywały się jak "chorzy", rezygnując z radości życia i ukrywając swoje ciało.
Dobrze, to jak powinien wyglądać i zachowywać się pacjent z nowotworem?
- pytała retorycznie Ola Kąkol w innym wpisie na Instagramie.
Ola Kąkol: samo się nie zrobiło!
W dalszej części wpisu młoda lekarka tłumaczy, że na jej obecny stan zdrowia i samopoczucie składa się ogrom pracy i wysiłku. Regularne treningi na siłowni, pilnowanie diety, upór i determinacja – to wszystko pozwala jej odzyskiwać siły po ciężkiej chorobie i przeszczepie.
"Kochani, nic nie przychodzi za darmo. Nie ma cudów. Nie ma magicznych sposobów, jest tylko wytrwałość i praca, praca, praca. Do utraty tchu, do trzęsących się nóg, do potu i tysiącach spalonych kalorii, do uporu, że dam radę. Do wyborów – każdego dnia, że będę lepszą wersją siebie, że ten dzień nie pójdzie na marne" – podkreśla Ola.
Ola Kąkol w swoich wpisach zwraca uwagę na społeczne oczekiwania wobec osób, które przeszły ciężką chorobę lub z nią walczą. Okupiony ciężkim wysiłkiem lepszy wygląd czy nastrój powinien być podziwiany, a tymczasem budzi niedowierzanie (choroba ma być widoczna lub jej po prostu nie ma), a nawet agresję.
Moim zdaniem wstydem jest podcinać innym skrzydła, gdy ci, mimo że mają je połamane, starają się wzlecieć chociaż centymetr nad ziemię
– pisze przejmująco Ola.
Jej słowa spotkały się z dużym odzewem i zrozumieniem. Oto niektóre z komentarzy, które pojawiły się pod wpisem Oli:
Ola, jeśli miałabym opisać Cię jednym słowem, to byłaby to SIŁA. (...) A Ty jesteś najpiękniejszym kwiatem w ogrodzie i szkoda, że nie pokazujesz więcej, bo jesteś ogromną inspiracją.
Wstydzić to się powinna osoba wysyłająca tamtą wiadomość. A dla Ciebie brawa i szacuneczek za nieugięte parcie do przodu.
Wstydem jest dla mnie sięgnąć po telefon i napisać komuś coś nie fair, zrzucić z siebie szlam na kogoś innego, obarczyć go swoim smutnym życiem. Dziękuję, że pokazujesz swoje życie.
Rak - sprawcy, z którymi można wygrać bez leków
Rak - "najtrudniejsze było spisanie mnie na straty"
Ola o swoich doświadczeniach napisała książę pod znaczącym tytułem: "Popatrz, wciąż żyję". To niezwykła relacja z walki z chorobą lekarki, która niepodziewanie stała się pacjentką. Ciekawe, czy będzie ciąg dalszy, bo to wciąż ciekawa opowieść, a życie po raku również jest pełne wyzwań.
Oczywiście 34-latka przykłada właściwą miarę do obecnych doświadczeń i hejtu czy uszczypliwości nie porównuje do tego, co było. Cieszy się życiem, szanuje każdy dzień, próbuje jak najlepiej go spożytkować.
Jakie więc były najtrudniejsze chwile w chorobie? Zapewne trudno wybrać z ogromu cierpienia i niepewności, którego doświadczyła młoda kobieta. Chociaż to wspomina szczególnie źle:
"Moment, gdy uświadomiłam sobie, że we własnym kraju spisano mnie na straty i nie dostanę leczenia, które jest dostępne, był jednym z najtrudniejszych" – wspomina Ola.
Dzięki determinacji i wsparciu bliskich oraz ogromnej pomocy finansowej od darczyńców, którzy w zaledwie 36 godzin zebrali 1,5 miliona złotych, udało jej się pokonać przeszkody i wyjechać na leczenie do Indii. Przed przeszczepem konieczne było przeprowadzenie radioembolizacji, czyli procedury, która polega na wprowadzeniu do naczyń krwionośnych guza nowotworowego mikroskopijnych kuleczek zawierających substancję radioaktywną. Miało to na celu czasowe unieszkodliwienie choroby nowotworowej przed przeszczepem, aby zabieg miał szansę powodzenia.
Decyzja o leczeniu w Indiach nie była przypadkowa. Ola, jako lekarka, dokładnie przeanalizowała dostępne opcje i wybrała kraj, w którym transplantologia, a szczególnie przeszczepy wątroby, stoi na bardzo wysokim poziomie. Indie oferowały również stosunkowo niższe koszty leczenia w porównaniu do USA czy Europy Zachodniej.
W lutym 2024 roku Ola przeszła przeszczep wątroby od żywego dawcy. Operacja się udała, a dawca czuje się dobrze. Ola podkreśla, że o jego zdrowie martwiła się bardziej niż o swoje.

Pacjencie, nie daj się oszukać
Historia Oli Kąkol pokazuje, jak ważne jest, by nie tracić nadziei i szukać pomocy, nawet poza granicami kraju, gdy ceną jest życie.
Trzeba jednak zachować ostrożność i upewnić się, że mamy do czynienia z renomowanym ośrodkiem klinicznym, a nie z oszustami, którzy żerują na ludzkim nieszczęściu.
Lekarka miała wiedzę i narzędzia, by zweryfikować metodę i ośrodek, w którym się leczyła. Przeciętny pacjent może nie mieć takiej możliwości, dlatego istotne jest, by konsultować się z zaufanymi specjalistami, operać na wiarygodnych źródłach etc.