Masz problemy z seksem? Szukaj ratunku w kobiecym kręgu i neurobiologii

2024-06-20 14:27

Czy można czerpać radość z seksu i osiągnąć szczęście, gdy w sypialni stale towarzyszy ci wstyd, poczucie winy oraz ksiądz? Według Violetty Nowackiej, psycholożki, terapeutki i edukatorki seksualnej, autorki książki: "Boże, daj orgazm", to możliwe, ale nie zrobi się samo. Czasem najlepszym lekiem jest kobiecy krąg i podróż do przeszłości.

Masz problemy z seksem? Szukaj ratunku w kobiecym kręgu i neurobiologii
Autor: GettyImages/Violetta Nowacka

- Ta książka nie jest protestem. Nie ma na celu podważania wartości wyznawców religii katolickiej. Nie jest też przeciwko wierze w Boga – podkreśla autorka. Zapewnia, że motywacją do napisania "Boże, daj orgazm" była "głęboka troska i sympatia do ludzi, szczególnie zaś kobiet", którym książka jest dedykowana.

Dostrzegasz wieloznaczność tytułu? Czujesz, że ktoś może go postrzegać jako bluźnierstwo? Prawdopodobnie masz więcej niż 30 lat i w bohaterkach tej książki oraz ich doświadczeniach możesz dostrzec siebie.

Izabela Maciuszek cieszy się udanym seksem po pięćdziesiątce!

Eliza Dolecka, "Poradnik Zdrowie": Bohaterki pani książki to kobiety, które mają problem z własną seksualnością przez tzw. katolickie wychowanie I związane z nim nieraz traumatyzujące doświadczenia. Są dojrzałe, świadome przyczyn, a jednak ich problem nie znika, a przynajmniej nie do końca. Dlaczego?

Violetta Nowacka, terapeutka, psycholożka, edukatorka seksualna: Przede wszystkim nie jest tak do końca, że od razu wiedziały, trafiły do mnie z gotową diagnozą. Kobiety przychodzą z konkretnym problemem, ale nie z wiedzą, dlaczego go mają. Ruszamy razem w podróż przez pytania o związek, w ogóle relacje i wreszcie uwikłanie w to katolickie wychowanie. Szczere odpowiedzi dopiero pozwalają wyciągać wnioski, połączyć kropki. To nigdy nie jest tak na wierzchu.

- Kobiety, które przychodzą po pomoc do pani gabinetu, to nie tylko te, które żyją w tradycyjnym, zdominowanym przez mężczyzn świecie. Wiele z nich pozornie nie ma nic wspólnego ze stereotypową służebnicą na łasce pana męża. Kobiety sukcesu, prawniczka, dyrektorka, przyznają, że seksualnie są “nieczynne”, oziębłe, wchodzą w relacje, w które nie powinny. Jak to możliwe?

- Zależało mi na pokazaniu koktajlu osobowości, uświadomieniu, że wszystkie kobiety mogą mieć problemy będące skutkiem specyficznego wychowania, swoistego naznaczenia już w dzieciństwie. One nie zależą od wykształcenia, statusu ekonomicznego, nawet świadomości czy pozornego odcięcia się od przeszłości, tradycyjnego modelu spychającego kobietę do roli seksualnej niewolnicy.

- Dlaczego?

- Nawet jeśli doskonale wiemy, rozumiemy, skąd się biorą nasze zahamowania, lęki i problemy, psychika ludzka jest tak skonstruowana, że niewiele już możemy same, w dorosłym życiu, na to poradzić.

Przykrych zdarzeń, tez, którymi karmiono nas w dzieciństwie, nie da się po prostu wymazać gumką myszką. Nie pomoże w tym nawet najwspanialszy umysł.

To skutek budowy naszego mózgu. Za inteligencję, rozumowanie i decyzje, odpowiada ta pofałdowana część korowa. Wszystko to, co jest trudne, związane z naszym dzieciństwem, złymi doświadczeniami, z czym tak trudno sobie poradzić, jest jednak zapisane w części podkorowej, w układzie limbicznym.

Dla naszego bezpieczeństwa, w ramach mechanizmów obronnych, to złe zostało spakowane, przesunięte do części podkorowej, a łączność między korą nową a układem limbicznym została zerwana. W efekcie niełatwo się do tego dobrać, oswoić.

- Ale można to zrobić?

- Potrzebne są zajęcia terapeutyczne. Uważam że te nowej generacji, jak SWR (System Wewnętrznej Rodziny) czy EMDR, są zdecydowanie lepsze niż starsze metody, gdy chcemy pomóc sobie tak, by problem przestał istnieć tu i teraz.

Trzeba sięgać schowanych emocji i przeżyć, na które składają się choćby przygody ze spowiedzią, generalnie religią. Musimy je transformować na tym bardzo głębokim poziomie - scalić mózg, przywrócić łączność między świadomością i podświadomością, aby uleczyć wspomnienia.

Z samego poziomu decyzji, tej naszej światłości umysłowej, nie da się po prostu zdecydować, że te demony z przeszłości już nie będą na nas wpływać.

Ten nasz świat podświadomy jest większy, część podkorowa to aż 80 proc. mózgu. Nie ma znaczenia, czego chcemy - to ona rządzi. Można świadomie nic sobie nie robić z przyklejanych nam łat bezbożnic, bezwstydnic i ladacznic, ale wewnątrz bomba sobie tyka i bez terapii jej nie rozbroisz.

- A co z propagowanym przez panią szukaniem pomocy w kobiecym kręgu? To nie kojarzy się raczej z nowoczesną terapią. Prędzej z wiedźmami, magią...

- Poniekąd słusznie. Uzdrawianie kobiet w kręgu innych kobiet ma korzenie w starożytności. Niemal wszystkie kultury, w których kobiety miały się dobrze, zaawansowane duchowo, propagowały kobiecość wtopioną w inne kobiety - pełne otwartości, miłości, zaciekawione twoim problemem, przepełnione empatią i zrozumieniem dla cierpiącej.

Energia wnętrza to kobiecość, która sama się leczy. Mężczyźni czasem powinni zostać na zewnątrz. Kobieta już uleczona w kobiecym kręgu zajmie się problemami w związku z innego poziomu, skuteczniej.

W kręgach kobiecych możliwe jest pozbywanie się wstydu ciała bez erotyzmu, bezpieczne obnażenie nie tylko psychiczne. Po zaakceptowaniu siebie i swojej kobiecości dopiero przychodzi czas na drugą rundę, czyli przepracowanie problemów z partnerem.

- Poczucie winy to problem, który przewija się w całej książce. Kobiety czują się winne za zło, które je spotyka. Za męską niewierność, za przemoc, za porzucenie. Dlaczego?

- Poczucie winy jest znakiem wychowania w duchu katolickim – to uwikłanie kobiety w poczucie odpowiedzialności za męskie błędy, potrzeby, słabości. Kobieta ma być wyrozumiała, ma nie prowokować mężczyzn, odpowiada za utrzymanie związku. Realnie to straszne brzemię, niemożliwe do uniesienia.

Od małego dziewczynkom wmawiano, że mają być skromne, pilnować dziwictwa, szanować się, ale potem, po ślubie, miały natychmiast stawać się dla mężów wspaniałymi, otwartymi kochankami, zaspokajającymi wszelkie potrzeby i fantazje mężczyzny. Jak przejść tę transformację z dnia na dzień?

Kobiecie przydzielono tyle ról I zadań, że każda kobieta polegnie prędzej czy później. To jest sedno katolicyzmu. Jeśli kobietom uda się wmówić, że są gorsze, niegodne, mają służyć mężczyźnie, mamy rzeszę niewolnic. Poczucie winy działa jak kamień u szyi, niszczy kobietę, ale sprawia, że wygodnie się z nią żyje.

Wynaturzone poczucie odpowiedzialności sprawia, że nie wymagamy niczego dla siebie od innych, nie tylko w sferze seksualnej.

- Pani bohaterki to kobiety dojrzałe. Czy ich córki będą już miały lepszy seks, czy te obciążenia się "dziedziczy"?

- Pokolenie, które w największym stopniu jest ofiarą katolickiego wychowania, to osoby obecnie 40-60-letnie. Jest spora szansa, że nie zrobiło już takiej krzywdy swoim dzieciom, jaką mu wyrządzono.

Te osoby, mimo często traumatycznych doświadczeń i obciążeń, dopuściły już do siebie edukację seksualną, inne myślenie niż to, którym karmili je rodzice i księża. Inaczej wychowywało swoje dzieci, nawet nie mogąc uporać się z własnymi problemami.

Nasze babki bezwiednie, jeden do jednego ,robiły i mówiły naszym matkom to samo, co księża. My, kobiety 40 +, wyrosłyśmy z tych matek kościelnych. Uważam, że jest wśród nas taki wspaniały trend otwartości. Nasze córki mają już coś innego w głowie, są uratowane przez matki. Nawet jeśli przeszły edukację kościelną, to dostały dwie narracje – religijną i domową. Moje bohaterki zewsząd słyszały to samo. Patologia domu rodzinnego i ten sam głos, co w kościele. To nie stwarzało szansy na normalność, teraz ta szansa się pojawiła.

Młode pokolenie kobiet się otrząsa i zawdzięcza to innemu, pozbawionemu radykalizmu, przekazowi ze strony swoich matek.

Nasze córki nie widzą niczego kontrowersyjnego w mojej książce. Dla nich nieczytelna jest gra słów w tytule, nie zastanawiają się nad potencjalną obrazą religijności. Dla nich to tylko słowa i to jest fajne.

Sonda
Uważasz, że wczesne wychowanie ma kluczowe znaczenie dla udanego seksu w dorosłości?