Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Jestem osobą otyłą: przy wzroście 167 cm ważę 129 kg. Próbuję odżywiać się zdrowo konsultując dietę z dietetykiem, ale moją zmorą jest nocne podjadanie. Wtedy nie do końca jestem w stanie zapanować nad chęcią zjedzenia czegokolwiek. Nawet trudno powiedzieć czy to jest głód. Może w ten sposób zajadam stres?
Mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie. Boję się, że wszyscy będą się ze mnie śmiać. Chodzę do doskonałego liceum i wszyscy są ode mnie mądrzejsi, tak jak i na dodatkowym angielskim. Czuję się totalnie beznadziejna i mam wrażenie, że nikomu na mnie nie zależy. W gimnazjum widziałam przyszłość świetlaną. Nic takiego się nie stało, czuję się totalnie przytłoczona. Płaczę po nocach, tak żeby mama nie wiedziała o tym, bo nie chcę żeby jej z mojego powodu było przykro. Staram się sama stłumić te uczucia negatywne, ale one wracają.
Jestem mężatką od trzech lat. Mamy z mężem 2,5 letnią córeczkę. Problem tkwi w tym, że moja teściowa w ogóle nas nie odwiedza (mieszka kilka bloków od nas, ma dużo czasu - jest na emeryturze), nie interesuje się nami, nie kontaktuje się ze swoją jedyną wnuczką. Po urodzeniu się dziecka odwiedzała nas bardzo sporadycznie. Wizyty te były bardzo sztywne, tzn. ona siedziała i liczyła na to, że będzie obsługiwana, zamiast w czymś mi pomóc. Kilka razy próbowałam ją wyciągnąć na wspólne spacery z dzieckiem. Owszem przychodziła, ale nigdy nie wyszła sama z propozycją dalszych spotkań. Nigdy nie zapytała, czy czegoś nie potrzebujemy, czy wystarcza nam pieniędzy, czy nie trzeba w czymś pomóc. Było między nami kilka spięć, których świadkiem był również mój mąż. Ja wychodziłam pierwsza z przeprosinami. Od teściowej nie usłyszałam słowa "przepraszam". Chodziło o to, że "doradzała" nam w różnych sprawach dot. dziecka, mieszkania itp. mimo iż o to nie prosiliśmy. Wszystko wiedziała od nas lepiej. Bardzo nas to wszystko denerwowało. Nie było sytuacji, w której dałabym odczuć teściowej, że jest u nas niemile widziana. Przy naszej kolejnej wizycie poruszyliśmy z mężem ten temat. Powiedzieliśmy, co nas denerwuje, a najbardziej to, że nie interesuje się wnuczką i że ciągle daje nam odczuć, że wie wszystko lepiej od nas. Teściowa wszystkiemu zaprzeczyła, mówiła że nie mamy racji i że według niej ona zachowuje się zupełnie w porządku i nie widzi nic złego w swoim zachowaniu. Od tamtego czasu nasze wzajemne wizyty ograniczają się tylko do imienin, urodzin oraz świąt (tzn. raz na kilka miesięcy). Dodam, iż spotkania te przebiegają w sztywnej atmosferze i ma się odczucie, że są robione jakby z przymusu. Moje dziecko traktuje teściową jak obcą osobę, bo jej nie zna. Nawet gdy się spotykamy, teściowa nie podejmuje próby zabawienia czymś wnuczki czy choćby podejścia do dziecka i rozmowy z nim. Uważam, że z naszej strony zrobiliśmy już wszystko, co było możliwe, aby poprawić nasze kontakty. W związku z tym mam pytanie, czy jest sens, aby się dalej spotykać te kilka razy w roku (a nie jest to dla nas przyjemne), czy po prostu przestać tam chodzić i pozostawić sprawę samemu sobie, zacząć żyć własnym życiem? Być może rozłąka dłuższa niż kilka miesięcy przemówi do sumienia teściowej i to ona wreszcie zrobi ten pierwszy krok do przodu, by się zmienić i poprawić całą sytuację. Bardzo proszę o poradę.
Od paru tygodni regularnie okaleczam się. Weszło mi już to w nawyk. Codziennie muszę sobie zadać ból, abym mogła się uszczęśliwić. Nie wiem co mam robić i jak się z tego leczyć...
Od 18 roku życia cierpię na bulimię z okresami jadłowstrętu. Poddałam się leczeniu w wieku 20 lat i zażywałam leki, które przepisał mi psychiatra. Było dobrze. Co prawda terapię z psychologiem zakończyłam bardzo wcześnie i tylko dlatego, że nie mam przekonania, co do jej wagi. Jestem osobą zamkniętą w sobie i nie miałam wręcz ochoty rozmawiać z obcą osobą o swoich słabościach. Teraz mam 23 lata. Od ponad 1,5 roku nie biorę leków, a od grudnia mam nawroty bulimi. Jem tylko po to, by zwymiotować. Nie radzę sobie już zupełnie. Wstyd mi przed sobą i innymi, którzy starali mi się wtedy pomóc. I wstyd mi znowu iść do psychiatry po pomoc. A wiem, że jej potrzebuję. Najgorsze może nie jest dla mnie samo zebranie się by tam pójść, ale nie chce poddać się terapii, a to jest wg. psychiatry konieczne. Czy to prawda? Czy rzeczywiście muszę? Biorąc same leki czułam się świetnie i jakoś bez pomocy psychologa. Tylko przymus terapii wzbrania mnie przed udaniem się po pomoc.
Witam. Czy jest możliwość z Pani strony przybliżenia mi problemu dotyczącego zachowania się człowieka w warunkach stresu? Z góry dziękuję
24 stycznia pochowałam narzeczonego, z którym byłam 2 lata i mieszkaliśmy razem. Miał glejaka wielopostaciowego - nowotwor mózgu. Oszukuję wszystkich, że sobie radzę, ale tak naprawdę tak nie jest. Nie zauważają tego, bo zawsze jestem i byłam twarda. Nie mogę na nikogo liczyć, by nie myśleć, pracuję czasami po 12 do 20 godz. Przez jakiś czas chodziłam do psychologa - była to moja znajoma, ale udowodniłam jej, że sobie radzę i mi uwierzyła. Nie czuję się z tego powodu dumna, ale widziałam, że bardzo się mną przejmuje, a ja nie znoszę litości. I nie wiem, czy dobrze robię wmawiając innym, że jest tak super? Ostatnio zaczęło mnie to męczyć, to udawanie że wszystko jest dobrze, kiedy tak naprawdę wszystko się sypie jak domek z kart.
Próbowałam rozstać się z paleniem. Poddałam się hipnozie, mam tylko wątpliwości czy zostałam wprowadzona w stan hipnozy, wydaje mi sie że nie, być może terapeuta mnie oszukał. Jak powinnam zareagować po terapii? Tego samego wieczora bez trudu nie paliłam, ale następny dzień to był koszmar, cały przepłakałam. Nie tyle miałam ochotę zapalić, co po prostu było mi źle, coraz gorzej. Wieczorem, po mniej więcej 24 godzinach, nie wytrzymałam, kupiłam papierosy i zapaliłam. Mam moralnego kaca, poczucie oszukania przez terapeutę. Chciałabym wiedzieć, czy faktycznie zostałam wprowadzona w stan hipnozy, z czego należałoby to wnioskować? Chcę rozstać się z nałogiem, jak mam to osiągnąć?
Mam problem, który męczy mnie już od roku. Poznałam cudownego faceta, tylko problem w tym, że jest 18 lat ode mnie starszy, ma żonę i 2 dzieci. Co w takiej sytuacji robić? Mówi, że potrzeba tu czasu, że nie chce nikogo skrzywdzić, że żona go kocha bardzo, a ja nie jestem mu także obojętna. Kiedy jesteśmy razem - jest cudownie; co w takiej sytuacji robić? Dać mu czas czy odejść mimo tego, że kocham go ponad życie.
Mam 21 lat. Rozstałem się z ukochaną osobą. Czuję, że popadam w obsesję. Płaczę, nie potrafię się uśmiechać, chodzę pod jej domem i w miejsca, gdzie bywa miejsca, aby dowiedzieć się, co robi i z kim. Gdy widzę ją z innym mężczyzną zaczynam pisać, dzwonić. Przestaję sobie z tym radzić... Może byłoby inaczej gdyby nie to, że po kilku miesiącach milczenia z jej strony - kilka razy spotkaliśmy się z jej inicjatywy, a nawet przespaliśmy. Miałem nadzieję, że znowu będziemy razem, czekałem na jej obiecane ruchy. Kilka dni temu usłyszałem: "kocham Cię, ale nie potrafię z Tobą być. Nigdy nie będziemy już razem". Załamałem się. Dawne rozstanie przeżyłem okrutnie. Schudłem 8 kg, nie spałem, nie jadłem, udałem się do lekarza po środki nasenne. Obawiam się, że moje zdrowie psychiczne z każdym dniem się pogarsza. Jak nad tym wszystkim zapanować?
Mój syn ma 9 lat. Od 5. roku życia zaczął "wychodzić przed blok". Był ufny, podchodził śmiało do innych dzieci, niemalże w tym samym wieku. Ale krótko to trwało, bo nie chciały się z nim bawić. Zaczęły otwarcie manifestować swoją wrogość nie szczędząc mu wyzwisk. Interweniowaliśmy, bo doszło do tego, że nawet nie mógł przed blokiem bawić się sam, bo był wyganiany. Już nie ma szans na przyjaźń z tą grupą. Syn zaczął się bawić z "nowymi" dziećmi, ale są one, chyba, namawiane przez tamtych i też go zostawiają. Wnioskuję stąd, że fajnie się bawią, dopóki nie pojawi się tamta grupa. Syn jest już w takim wieku, że dostrzega ten problem i jest mu przykro. On potrzebuje kontaktu z rówieśnikami a zdarza się, że obserwuje zabawę innych z nosem przyklejonym do szyby. Sytuacja sprzed bloku powtarza się w szkole, z tym że jest to nieco mniej drastyczna postać, wyzywa go jedna osoba, reszta go ignoruje. Tak samo było już w przedszkolu. Ta sytuacja na pewno zostawi w psychice syna ślady. A i mnie trudno zachować spokój choć robię wszystko, aby nie poznał, że mnie to gnębi. Proszę o radę,jak rozmawiać z synem, co mu mówić, żeby się nie przejmował tym wszystkim tak bardzo, czy coś w ogóle jest w stanie zastąpić mu kolegów? W miarę możliwości zapewniam mu towarzystwo dzieci moich znajomych i jest wtedy bardzo dobrze.
Witam, moje pytanie dotyczy mężczyzn. Nie rozumiem zachowania mojego męża, który często ogląda strony pornograficzne itp. rzeczy. Czy to jest normalne?