Stulatka z Małuszyna zdradza sekret długowieczności: Mniej się złościć, nie przepracowywać, dobrze odżywiać i gotowe!

2022-04-06 10:20

Pani Irena Janikowska przeżyła II wojnę światową, niemiecką okupację i pobyt przyszłego męża w obozie koncentracyjnym. Przed kilkoma dniami skończyła 101 lat. Dziś z uśmiechem dzieli się swoim przepisem na długowieczność.

Stulatka z Małuszyna zdradza sekret długowieczności: Mniej się złościć, nie przepracowywać, dobrze odżywiać i gotowe!
Autor: Facebook

"Wychowałam się na zalewajce i na mleku"

Pani Irena na pytanie o sekret swojej długowieczności odpowiada krótko i radośnie: "Co ja zrobię, że tak długo żyję? Mam po prostu zdrowie". Kobieta od prawie 80 lat mieszka w niewielkiej miejscowości niedaleko Wrocławia. 4 kwietnia obchodziła swoje 101 urodziny.

Stulatka, jak na swój wiek, jest w świetnej formie. Jaki jest jej przepis na długowieczność? - Nie trzeba się denerwować, mniej się złościć, nie przepracowywać się, dobrze się odżywiać i gotowe! – mówi. Kobieta była najstarsza z ośmiorga rodzeństwa. Dziś z uśmiechem wspomina, że „wychowała się na zalewajce i mleku”.

Gdy była dzieckiem jej jedynym obowiązkiem, nie była tylko nauka. Pani Janikowska musiała pomagać rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa. - Rodzice posiadali gospodarstwo rolne i trzeba było się wziąć za robotę. Pomagać w polu i przy zwierzętach np. przy krowach. Praca była bardzo trudna. Od czasu do czasu spotkałam się z koleżankami, chodziłam do kościoła i do szkoły, a tak to czas upływał na pracy. Roboty nigdzie nie było, tylko z gospodarki się żyło - tłumaczy 101-latka.

Przeżyła wojnę i pobyt męża w obozie koncentracyjnym

Kiedy pani Irena miała 18 lat wybuchła wojna. Kobieta wraz ze swoją rodziną wspierała partyzantów walczących o niepodległość. W 1943 roku niemieccy żołnierze aresztowali narzeczonego kobiety Zygmunta, a ona sam została zmuszona do pracy przy kopaniu okopów przeciwpancernych.

Wybranek pani Ireny trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau, z którego został wyzwolony dopiero w kwietniu 1945 roku. - Kiedy wrócił do domu, ważył zaledwie 40 kilogramów - wspomina mieszkanka Małuszyna, w którym zdecydowali się założyć rodzinę. W tym samym domu mieszka do dziś.

- Przeżyliśmy tu wiele lat! Mąż umarł w 1994 roku i tak sama się teraz poniewieram – dodaje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki