Kasia: „To jestem ja, to moje włosy. Jestem zajebista. Koniec z kompleksami!”

2021-11-09 7:45

“Masz raka?” - Alopecjanki, czyli kobiety bez włosów słyszą to pytanie na każdym kroku. Alopecia areata, czyli łysienie plackowate dotyczy około dwóch procent światowej populacji, a przyczyna tej przypadłości nadal nie jest znana. Fragmenty pochodzą z książki “Alopecjanki. Historie łysych kobiet” autorstwa Marty Kawczyńskiej, wydawnictwo HARDE, 2020.

Kasia
Autor: Materiały prasowe

Spis treści

  1. Historia Kasi
  2. Mamo, czy ja będę łysa?
  3. Jak dziewięcioletnie dziecko może się zakochać w dorosłym facecie?
  4. Kok jest za nisko, nie wystąpisz
  5. Do dziś nienawidzę widoku policyjnego radiowozu
  6. To jest szkoła, szacunek ma być
  7. Dziewczyńska solidarność
  8. Jak mnie zobaczy łysą, to zwieje
  9. To jestem ja, to moje włosy. Jestem zajebista

Historia Kasi

Moja babcia miała kilkoro dzieci. Czwórka zmarła. Wśród nich była ciotka Ania. Tuż przed śmiercią związała włosy w warkocz, ścięła i oddała go babci. Powiedziała: „Mamo, zobaczysz, że komuś z rodziny będą potrzebne”. „Jestem pewna, że Ania mówiła o tobie”. Z tymi słowami babcia dwa lata temu dała mi ten warkocz. Wtedy prawie całkowicie straciłam włosy...

Poradnik Zdrowie: kiedy iść do immunologa?

Mamo, czy ja będę łysa?

– Pierwszy łysy placek na mojej głowie pojawił się, kiedy miałam dziewięć lat. (...) Zaczęłam strasznie płakać. Pobiegłam do mamy i zapytałam: „Mamo, czy ja będę łysa?”.

Był 1995 rok. Mama zapisała mnie do lekarza. Obejrzał moją głowę i postawił diagnozę: łysienie plackowate. Dostałam ataku paniki, znowu zaczęłam strasznie płakać. Krzyczałam, że nie będę chodziła ani łysa, ani w peruce. W tamtych czasach peruki wyglądały strasznie. Lekarz stwierdził, że włosy wypadają przez stres. Podpowiedział, żebyśmy poszły do psychologa. No to poszłyśmy. 

Jak dziewięcioletnie dziecko może się zakochać w dorosłym facecie?

To był młody mężczyzna, megaprzystojny. Od dziecka jestem osobą otwartą mimo trudnego dzieciństwa, ojca alkoholika, przebojów w domu, wiecznych awantur. Nie miałam problemów, żeby mu o sobie opowiadać. Z przystojnym psychologiem spotkałam się kilka razy. Po jednej z wizyt stwierdził, że kończy pracę ze mną, bo obawia się, że się w nim zakocham (...) Jak dziewięcioletnie dziecko może się zakochać w dorosłym facecie? Do tej pory mnie to zastanawia. 

Kok jest za nisko, nie wystąpisz

Włosy na mojej głowie żyły swoim życiem. Łyse placki pojawiały się i znikały. W jednym miejscu odrastały, z innego wypadały. Mama, która jest zielarzem, sprowadzała specyfiki na porost włosów z Chin. Nie pomagało nic (...) Pewnego dnia od nauczycielki baletu usłyszałam: „Kok jest za nisko, nie wystąpisz”. To było najgorsze, co mogło mnie spotkać. Baletnicą byłam przez kilka lat. Byłam w tym dobra, nawet bardzo dobra (...) Czułam się odrzucona. Choroba odebrała mi to, co kochałam. Gdyby wtedy były takie możliwości jak dziś... W naszym domu się nie przelewało, choć tata zarabiał dużo, to wszystko przepijał.

Do dziś nienawidzę widoku policyjnego radiowozu

Taty wstydziłam się, odkąd sięgam pamięcią. Potrafiłam jednak znaleźć sobie towarzystwo, być tą fajną Kaśką. Nikt nie myślał o mnie: „Dziecko z patologicznego domu”. Kiedy miałam siedem lat, przeprowadziliśmy się do Torunia. Miałam nadzieję, że ojciec przestanie pić. „Jak pijak zmieni otoczenie, przestanie spotykać się ze znajomymi chlejusami, to alkohol pójdzie w odstawkę”. Myliłam się. W naszym domu pojawiała się policja. Bywało, że tata nam groził. Do dziś nienawidzę widoku radiowozu, facetów w policyjnych mundurach.

– Czy ojciec kiedykolwiek powiedział coś złego na temat twoich włosów?

Raczej nie. Kiedyś zapytał tylko: „To przeze mnie?”. Odpowiedziałam: „Tak, przez ciebie”. „Ja się zmienię, zmienię się, córeczko. Przestanę pić” – powtarzał. Na zamkniętym leczeniu odwykowym był trzy razy (...) Ale radość nie trwała długo. Spotkał kolegę. Zapił. Moje szczęście się skończyło. Pierwsza zorientowałam się, że ojciec znowu pije i powiedziałam o tym mamie. Nie wierzyła. Myślała, że mi się wydaje, że się uspokoił. „Zobaczysz. Jutro też przyjdzie nawalony” – powiedziałam jej. Tak było.

To jest szkoła, szacunek ma być

Włosy miałam zawsze bardzo grube i gęste. Kiedy przeprowadziliśmy się do Torunia, chodziłam do drugiej klasy podstawówki. Chłopcy ciągnęli mnie za włosy, bo myśleli, że noszę perukę. Nauczyciele pytali mamę, czy jestem na coś chora, tak nienaturalnie wyglądały te włosy na mojej głowie. Babcia z wykształcenia była fryzjerką, zawsze więc miałam włosy rewelacyjnie ścięte i wystylizowane. Może dlatego wszystkim się wydawało, że to peruka. Kolejna ironia losu w moim życiu. Gdy miałam swoje włosy, ludzie myśleli, że noszę perukę. Teraz mam tak dobrą perukę, że nikt się nie domyśla, że tak naprawdę jestem łysa. Miałam powodzenie u chłopaków. Wtedy „to” się zaczęło. Pojawiały się placki. Najgorszy moment? Kiedy w klasie jeden z chłopaków zobaczył łysą plamę z tyłu mojej głowy. Zaczął się śmiać. Straszył, że powie koledze z ławki. Błagałam, żeby tego nie robił. Nie pamiętam, czy powiedział, czy ostatecznie odpuścił.

Dziewczyńska solidarność

(...) Niby o tym moim chorowaniu wiedzieli wszyscy, ale nikt o nim głośno nie mówił. Gdy zaczęłam nosić na głowie chustkę, to samo robiła moja najlepsza przyjaciółka. Dziewczyńska solidarność. Wychowawczyni to się chyba nie spodobało, bo przeprowadziła wtedy pogadankę na lekcji wychowawczej. „To jest szkoła, szacunek ma być. Żadnych chustek i czapek” – oznajmiła kategorycznie. Wróciłam do domu z rykiem.

Kiedy włosy odrastały, udawałam, że nie ma problemu. W ogóle byłam coraz silniejsza, nie dawałam sobie w kaszę dmuchać. Potrafiłam się bronić. Zakładałam maskę twardej dziewczynki. W środku byłam jednak bardzo miękka. Przez te wszystkie lata nie potrafiłam zaakceptować siebie, tego, jaka jestem.

Jak mnie zobaczy łysą, to zwieje

Pierwszym facetem, któremu powiedziałam o swojej chorobie, był mój mąż. Poznaliśmy się na siłowni.

(...) Trudno mi było powiedzieć mu o chorobie. Był tym pierwszym, o którym pomyślałam jak o przyszłym mężu i ojcu mojego dziecka. I wiesz, co się stało? Zadał mi pytanie, które zwykle stawiałam moim poprzednim przystojniakom: „Co widzisz w takim facecie jak ja? W takim człowieku?”. Pomyślałam wtedy: „Chłopie, jak się dowiesz, że jestem łysa, to sobie szybko to pytanie odwrócisz”.

Nadeszła godzina „zero”. Siedzieliśmy u mnie w domu. To był taki wieczór poważnych rozmów. Przemek opowiadał mi o swojej niełatwej przeszłości, a ja – o dzieciństwie, które nie było usłane różami. Wspomniałam o łysych plackach na głowie, które są pamiątką po tamtym trudnym czasie.

 – Chcesz mieć taką kobietę? Wybieraj, albo się na to zdecydujesz, albo się rozstajemy. – Byłam stanowcza.

Serce mi waliło. Bałam się, że za chwilę zostanę singielką.

– Kocham cię taką, jaką jesteś, nie za to, ile włosów masz na głowie. Zawsze przy tobie będę i tak samo mocno będę cię kochał. Włosy są dla mnie bez znaczenia, jesteś piękna. – Te słowa Przemka zapamiętałam na zawsze. Pomyślałam sobie: „Co on pierdoli. Jak mnie zobaczy łysą, to zwieje”. Nie potrafiłam uwierzyć.

Uwierzyłam dopiero wtedy, gdy razem ze mną pojechał po perukę. Zrozumiałam, że kocha mnie nawet łysą i naprawdę jest niesamowity. Po tej naszej rozmowie, która odbyła się kilka miesięcy przed ślubem, zaczęłam nieco odważniej wybranym osobom mówić, co mi jest.

Przemek oświadczył mi się bardzo szybko. Byliśmy ze sobą dokładnie półtora miesiąca, gdy poprosił mnie o rękę. Teściową poznałam, gdy pojechaliśmy powiedzieć jej o naszej decyzji. Myślała, że jestem w ciąży, że wpadliśmy i dlatego chcemy się hajtnąć. Była w szoku, gdy powiedzieliśmy, że nic nie robimy, a przecież – jak powszechnie wiadomo – dzieci nie biorą się z powietrza. A ślub bierzemy po prostu z miłości. Pobraliśmy się 27 września 2008 roku. Zaraz zaczęliśmy starać się o dziecko. Trzy miesiące później byłam już w ciąży.

To jestem ja, to moje włosy. Jestem zajebista

5 marca 2018 roku pamiętam bardzo dobrze. To była kulminacja. Stałam nad wanną, a włosy spadały do niej jak krople rzęsistego deszczu. „Nie ma się już nad czym zastanawiać” – pomyślałam. Pojechałam do Warszawy po perukę. To był dzień, który raz na zawsze zmienił moje życie, nazywam go dniem wyzwolenia. Zobaczyłam siebie w tej peruce i powiedziałam:

„To jestem ja, to moje włosy. Jestem zajebista. Koniec z kompleksami!”.

Kiedy wróciłam do Torunia, moi pracownicy powitali mnie tortem. Były wielka feta i radość. Cieszyłam się ja, cieszyli się oni. Byłam przekonana, że cieszy się cały świat.

– Co zrobiłaś z włosami, które dostałaś od babci?

Nie wiedziałyśmy, jak się nimi zająć. Moja mama po prostu je rozplątała i umyła. Skołtuniły się i trzeba było je wywalić. Skąd mogłam wtedy wiedzieć, że rozplecenie warkocza to najgorsza rzecz, jaką można zrobić z włosami przeznaczonymi na perukę. Doskonale je pamiętam. Brązowy gruby warkocz, około 40 centymetrów. Babcia trzymała go zawiniętego w worek przez ponad 50 lat.

Gdyby to, co opowiadam, nie było moją własną historią, to bym w nią nie uwierzyła. Czy chcę mieć znowu włosy? Nie chcę. Pogodziłam się z tym, że ich nie ma. Jedyne, na co nie jestem gotowa, to strata rzęs. Mam nadzieję, że Bóg mnie przed tym ochroni. A jeśli nawet to... wiem, że mam piękne oczy.

Alopecjanki okładka książki
Autor: Wydawnictwo Harde
O autorce książki
Marta Kawczyńska - dziennikarka, psychoterapeutka tańcem i ruchem (DMT), autorka książki "Alopecjanki. Historie łysych kobiet", Wyd. Harde, 2020