Konflikt serologiczny w ciąży - historia ciąży i porodu Alicji

2007-09-17 2:23

Kobiety, które urodziły więcej niż jedno dziecko zgodnie twierdzą, że każda ciąża jest inna. Jeśli w pierwszej ciąży czułaś się fantastycznie i poród odbył się siłami natury, nie znaczy to, że druga przebiegnie równie bezproblemowo. Historia Alicji, która od początku planowała drugą ciążę, nie jest osamotniona.

Konflikt serologiczny w ciąży - historia ciąży i porodu Alicji
Autor: thinkstockphotos.com

Planowałam drugą ciążę i… powiedzmy, że mój mąż też. Namówiłam go – uśmiecha się Alicja, mama 6-tygodniowej Julki i 3,5-letniego Antka. – Chciałam mieć dziecko na wiosnę i wszystko poszło zgodnie z planem. Julka urodziła się 18 maja. Była bardzo duża. W 37. tygodniu ciąży badanie USG wykazało, że waży już cztery kilogramy i prowadząca ciążę lekarka zadecydowała, że będzie bezpieczniej dla dziecka, gdy przyjdzie na świat wcześniej. Dlatego poród został sztucznie wywołany.

Każda ciąża jest inna

Wydawałoby się, że za drugim razem wszystko już wiadomo, tymczasem każda ciąża jest inna. Przy Antku miałam różne dolegliwości. Dokuczały mi bóle kręgosłupa. Siedzenie i chodzenie sprawiało mi problem, dlatego dużo leżałam. Mimo zapewnień męża, że ładnie wyglądam, nie podobałam się sobie w ciąży. Teraz było inaczej. Prawie do końca byłam aktywna. Akceptowałam swój wygląd. W pierwszych miesiącach jedynym problemem były moje huśtawki emocjonalne. Złościłam się, płakałam bez powodu. Jarek, mój mąż, znosił te humory ze stoickim spokojem. Bardzo o mnie dbał, spełniał wszystkie moje zachcianki. Raz nawet wymusiłam na nim, żeby mi przyniósł coca-colę, bo w początkowym okresie miałam wielki apetyt na słodycze. Później musiałam z nich zrezygnować.

Cukrzyca w ciąży

W piątym miesiącu okazało się, że podobnie jak przy pierwszej ciąży, mam cukrzycę. Niewielką, ale dieta była konieczna. Nie obeszło się też bez glukometru – po każdym głównym posiłku mierzyłam poziom cukru. To zresztą nie był jedyny problem. W czwartym miesiącu zaczęłam mieć kłopoty z sercem. Objawiały się atakami duszności i osłabieniem. Któregoś dnia zemdlałam i trafiłam do szpitala, gdzie podłączono mi kroplówkę. Lekarze zdiagnozowali napady częstoskurczu nadkomorowego. Na szczęście, do dnia porodu ataki nie pojawiły się więcej. Ale największe zmartwienie było jeszcze przed nami.

Konflikt serologiczny w ciąży

Mamy z Jarkiem inne grupy krwi – ja „0”, on „A”. Mimo to ani przy pierwszym, ani przy drugim dziecku nikt nawet nie zapytał o grupę krwi mojego męża. Po urodzeniu Antka nie dostałam przeciwciał. W dniu porodu Julki usłyszałam tylko pełne pretensji pytanie: „Dlaczego nie zrobiła pani testu na przeciwciała?”. Przecież to nie ja powinnam o tym pamiętać! Rodziłam w szpitalu przy ul. Starynkiewicza w Warszawie. Dziesięć dni przed terminem. Trzy dni leżałam na patologii ciąży.

Poród wywołany

Podano mi żel dopochwowy, który miał napędzić skurcze. I napędził… tak, że przez dwie godziny myślałam, że umrę z bólu. W tym czasie nie można mi było podać znieczulenia zewnątrzoponowego. A kiedy już rozwarcie było odpowiednie, ledwo zdążyli zrobić zastrzyk znieczulający. W sumie, mimo że wszystko trwało niespełna trzy godziny, narodziny Julki wspominam znacznie gorzej niż Antosia. Na szczęście, był przy mnie Jarek, który jak zwykle bardzo mnie wspierał. Położna kazała mu przytrzymywać moją głowę, tak żebym mogła lepiej przeć. Robił to bardzo delikatnie – zbyt delikatnie, więc krzyczałam na niego: „Mocniej, siły nie masz?!”. Muszę przyznać, że mój mąż w takich sytuacjach nie traci głowy. Jest też na tyle fajnym facetem, że nie daje kobiecie odczuć, że wygląda jak tysiąc nieszczęść. Przy nim, nawet w tak trudnych momentach, zawsze czuję się kobieco. Jarek nie przesadza też z okazywaniem uczuć. Unika manifestacji i to mi bardzo odpowiada. Kiedy potrzebuję jego pomocy, skupia się na mnie, a nie na własnych przeżyciach. Tak było, kiedy zobaczył Julkę i odcinał pępowinę – podobnie jak kiedyś Antkowi. Widziałam, że jest bardzo wzruszony, ale przez cały czas mogłam na niego liczyć.

Żółtaczka poporodowa

Tuż po porodzie pediatra zwróciła uwagę na to, że Julka ma inną grupę krwi niż ja. Zaniepokoiło ją to i zaleciła lampy, żeby zapobiec silnej żółtaczce. Zabrali dziecko, a ja umierałam z niepokoju. Do tego morfologia wykazała, że Julka ma anemię. Dlatego po opuszczeniu jednego szpitala prawie natychmiast trafi liśmy z nią do drugiego – szpitala dziecięcego w Dziekanowie Leśnym. Obydwie spędziłyśmy tam cztery dni. Cały czas w stresie, bo Julce groziła transfuzja. Na szczęście, skończyło się na witaminach, które wciąż dostaje. Co dwa tygodnie musimy też kontrolować jej krew. A przecież mogliśmy tego uniknąć, gdyby ktoś pomyślał o podaniu mi przeciwciał

Kolejne dziecko to znacznie mniejszy stres

Julka jest wyjątkowo spokojnym dzieckiem. Przy niej nawet nie wiem, co znaczy zarwana noc. Zresztą z Antkiem też tak było, tyle że o wiele bardziej się wtedy denerwowałam i z tego powodu nie mogłam spać. Przy pierwszym dziecku było we mnie bardzo dużo lęku. Za dużo… Martwiłam się o to, czy mój synek jest zdrowy, czy wystarczająco przybiera na wadze, czy będzie się dobrze rozwijał. Moje obawy nie były bezzasadne – mam młodszego brata z dziecięcym porażeniem mózgowym i jestem na tym punkcie przewrażliwiona. Dlatego pierwsze macierzyństwo okupiłam depresją. Pewnie z powodu stresu karmiłam Antka tylko dwa i pół miesiąca. Potem straciłam pokarm. Julkę zamierzam trzymać przy piersi przez rok. Mam w sobie o wiele więcej spokoju niż przedtem i wierzę, że uda mi się zachować pokarm tak długo. To oczywiście wymaga sporej dyscypliny. Wielu rzeczy nie wolno mi jeść, bo odkąd wyszłam ze szpitala, mam kłopoty z żołądkiem. Źle reaguję na owoce i mleko, nie mogę jeść smażonego, wystrzegam się słodyczy. Julka też jest bardzo wrażliwa i z byle powodu dostaje kolki. Karmienie piersią sprawia mi jednak ogromną radość.

Antoś okazał się troskliwym bratem

Antoś nie był zainteresowany Julką, dopóki mała nie pojawiła się w domu. Pytany o to, czy chce mieć braciszka albo siostrzyczkę, odpowiadał zdecydowanie, że nie. Trochę się bałam, jak to będzie. Jak sobie dam radę, jeśli mój synek nie zaakceptuje nowej sytuacji. Tymczasem Antek okazał się bardzo opiekuńczym bratem. Wciąż chce przytulać i całować siostrę. Głaszcze ją, przykrywa kołderką, jest wszystkiego ciekawy i chętnie uczestniczy w czynnościach pielęgnacyjnych, na przykład w kąpieli. Nie okazuje zazdrości, chociaż lubi teraz zwracać na siebie uwagę. Jakby swoim zachowaniem mówił nam: „Zauważcie, że ja też tu jestem!”. Nie zaniedbujemy go.

Po porodzie nastąpił naturalny podział obowiązków

Jarek, który już w czasie mojej ciąży przejął wiele obowiązków związanych z Antkiem, nadal poświęca mu bardzo dużo uwagi. Julką interesuje się znacznie mniej. Myślę, że dopiero kiedy będzie starsza, stanie się „córeczką tatusia”. Na razie Julka jest moja, a Antek ojca. Synek potrafi kilka razy dziennie pytać: „Kiedy mój tata wróci z pracy?”. A gdy Jarek jest już w domu, mamy może wcale nie być. Moi faceci mają swoje męskie sprawy. Ciągle się razem bawią, puszczają latawce, wyjmują kolejkę, majsterkują. Mój mąż jest pierwszy do chłopięcych zabaw. To taki Piotruś Pan – tatuś, który nie tylko bawi się z dzieckiem, ale całym sobą przebywa w jego świecie i… na wszystko mu pozwala. Ja jestem o wiele bardziej wymagająca i czasem na punkcie wychowania zdarzają się nam konflikty, ale w sumie… chyba całkiem dobrze się uzupełniamy.

miesięcznik "M jak mama"