Oczy szeroko otwarte. Wywiad z dr. Piotrem Fryczkowskim

2016-03-10 13:00

Wystarczyła jedna, samodzielnie wykonana operacja zaćmy, by okulistyka wciągnęła go na dobre. To jest niczym magia: kilka ruchów narzędziami chirurgicznymi i człowiek znowu widzi. Istne czary jak w bajkach dla dzieci, które Piotr Fryczkowski pisze (i ilustruje!) po godzinach pracy w przychodni i na sali operacyjnej.

Oczy szeroko otwarte. Wywiad z dr. Piotrem Fryczkowskim
Autor: thinkstockphotos.com Wystarczyła jedna, samodzielnie wykonana operacja zaćmy, by okulistyka wciągnęła go na dobre.

Spis treści

  1. Na nowej drodze
  2. Wierność tradycji
  3. Nie siadam na kanapie
  4. Nie tylko bajki
  5. O sobie
Poradnik Zdrowie: Zdrowo Odpytani, odc. 3 okulistyka

Piotr Fryczkowski nie wstydzi się mówić, że medycyna jest jego wielką pasją, i z pasją o niej opowiada. Nie zapomnę, jak podczas jednego z pierwszych wywiadów, jakie z nim przeprowadzałam, opowiadał mi, że w mokrej postaci zwyrodnienia plamki (AMD) w efekcie spowolnionego przepływu krwi pod siatkówką przerastają naczynia krwionośne. Zachowują się wtedy zupełnie tak jak korzenie drzewa, które unoszą płyty chodnika. Niewielu lekarzy w tak obrazowy sposób potrafi wyłożyć istotę choroby. To niezwykły dar. Wyjątkowa umiejętność mówienia o rzeczach bardzo poważnych w prosty sposób, bez obawy o śmieszność, zwyczajność. Po to, aby pacjent wszystko pojął, aby się nie bał, aby wiedział, że jego problem jest ważny także dla lekarza.

Na nowej drodze

Po ukończeniu warszawskiej Akademii Medycznej w 1993 roku Piotr Fryczkowski pracował w szpitalu w Wołominie i w Klinicznym Szpitalu Okulistycznym na warszawskiej Pradze pod kierunkiem prof. Jerzego Szaflika. W 2006 roku obronił pracę doktorską.

Lekarzowi nigdy nie wolno powiedzieć: wszystko już wiem, bo medycyna rozwija się bardzo dynamicznie. Staram się rozwijać razem z nią.

Od 2004 roku prowadzi na Żoliborzu gabinet okulistyczny "Retina", a cztery lata temu założył Szpital Okulistyczny "Retina" na Bemowie. – Ciągle się uczę, jeżdżę po świecie, by poznawać nowe metody diagnostyczne i sposoby leczenia. Lekarzowi bowiem nigdy nie wolno powiedzieć: wiem już wszystko, bo medycyna rozwija się bardzo dynamicznie. Staram się rozwijać razem z nią – mówi doktor Fryczkowski. Jedenaście lat temu odszedł ze znanej kliniki okulistycznej, by rozpocząć pracę na swoim.

– Zostawiając bezpieczną pracę, zdawałem sobie sprawę, że to ryzykowna decyzja, ale wierzyłem, że wiem, czego potrzeba moim pacjentom. Moje założenia sprawdzały się w praktyce, a z czasem pacjenci przestali się mieścić w małym gabinecie na Żoliborzu. Nie było innego wyjścia. Doktor Piotr wziął kredyt i otworzył duży szpital okulistyczny. – Teraz mogę pomagać dużo skuteczniej. Tak układam pracę, by mieć czas dla każdego pacjenta, aby móc dokładnie wytłumaczyć, co złego się dzieje z jego wzrokiem. Jak mogę mu pomóc ja, a jak może sobie pomóc sam – tłumaczy.

Wierność tradycji

W rodzinie Piotra Fryczkowskiego było wielu lekarzy. Mama jest pediatrą, pulmonologiem i alergologiem, zmarły niedawno tata był profesorem okulistyki, stryj – profesorem urologii. – Mama najczęściej stawiała mi za wzór swojego wuja, prof. Józefa Wacława Grotta, światowy autorytet w dziedzinie cukrzycy, chorób trzustki i wątroby – mówi. – Ukończył medycynę w Oksfordzie i w Krakowie. Jako pierwszy odkrył właściwości lecznicze klimatu Buska-Zdroju. Zawsze był gotów pomagać pacjentom. Nie zwracał uwagi na godziny przyjęć. Choremu trzeba pomóc wtedy, gdy przychodzi ze swoim problemem. Próbuję postępować według tej zasady. Dla mnie pacjent zawsze jest kimś najważniejszym.

Praca na swoim pozwala codziennie przekładać tę ideę na praktykę. – Staram się uniknąć zbędnej biurokracji w moim szpitalu i udaje mi się sprawić, by od pierwszej wizyty, dodatkowych badań i postawienia diagnozy nie minęło więcej niż kilka godzin i aby na ewentualną operację pacjenci też nie czekali długo. To szczególnie ważne w okulistyce, w której większość pacjentów to ludzie starsi. Dla nich zorganizowanie wizyty u lekarza to często wielka wyprawa. Od czasu otwarcia własnego gabinetu udało mu się przeprowadzić ponad 9 tys. operacji. – Bardzo lubię swoją pracę – wyznaje. – Ale często po całym dniu zajęć, kiedy zamykam za sobą drzwi szpitala, jestem wykończony, i to nie tylko fizycznie.

Nie siadam na kanapie

Po dniu wypełnionym pracą ktoś inny może zasnąłby na kanapie przed telewizorem, ale nie on. Po pierwsze: nie ma telewizora, po drugie: ma psa, a po trzecie: ma kijki do nordic walking. Po pracy więc jedzie do najbliższego lasu poruszać się trochę. – Za każdym razem pokonuję dystans ok. 10 km – mówi. – Ku radości własnej i Pulpeta. Wracamy do domu i jemy kolację: Pulpet i koty mięsną, ja z żoną i córką – wegetariańską. Od 19 lat bowiem nie jemy mięsa. Dlaczego? Już nie potrafiłbym chyba zjadać naszych braci mniejszych. A w weekendy pisze bajki. Wydał już historię o panu Tapeuszu, który jest tapirem. W świecie pana Tapeusza są dwa narody – tapirów i lwów, które prowadzą z sobą nieustanne spory i wojny. Na wydanie czeka też bajka o dziewczynce, która przeżywa niezwykłe przygody, spotykając trzygłowego rycerza i psóżki – zwierzątka, które mają więcej łapek niż znane nam pieski. Do bajek sam maluje ilustracje. Reprodukcje niektórych swoich prac powiesił w szpitalu. Barwne i pełne fantazji, podobają się i dorosłym, i dzieciom. Bohaterowie bajek mają swoje pierwowzory w zwierzętach, których w domu państwa Anny i Piotra Fryczkowskich nie brakuje. Równoprawnymi domownikami są dwa koty – Bródka i Tosia, zwana Ninją, która zwykle przesiaduje na lodówce. Kolejnym rezydentem jest Pulpet, pies, któremu nie udało się zostać jamnikiem. – Nasze zwierzęta pochodzą ze wsi – wyjaśnia doktor Fryczkowski.– Kiedy były małe, życie ich nie pieściło. Za to teraz mogą robić wszystko, na co mają ochotę. Nadają rytm naszemu życiu i stanowią źródło nieustającej radości. Trudno mi już wyobrazić sobie dom bez zwierząt. Na wsi w czasie wakacji mamy ich jeszcze więcej, dokarmiamy tam całą gromadę obcych kotów i psów.

Przyznaje, że w kotach zawsze go fascynowała ich tajemniczość. – To świat, do którego nie mamy dostępu, chyba że kot nam na to pozwoli – mówi. – Tosia jest introwertyczką, zawsze przebywa w tym samym pomieszczeniu co my, ale zachowuje niezależność. Bródka natomiast od razu ładuje się na kolana, gościom też, i nie pozwala się stamtąd zrzucić. Zachwyt nad osobowością kotów stał się przyczyną napisania bajki o panu Kocisławie, który prowadzi dzieci do tajemnych miejsc. Miejsc, które odwiedzają tylko koty. – Natomiast życie z psami jest o wiele prostsze – przyznaje doktor. – Psy nie umieją kłamać. Po naszym od razu widać, czy jest szczęśliwy, a może się czegoś boi. Czy chce się bawić, czy woli, żeby mu dać spokój. No i akceptuje wszystko, co mu los przyniesie – skrócony spacer, bo pada, nowy dywanik w łazience, kocie zniewagi.

Nie tylko bajki

Oprócz bajek dla dzieci doktor Fryczkowski wydał pierwszy w Polsce podręcznik "USG oka". – Praca nad nim była zupełnie innym wyzwaniem niż pisanie bajek, ale też przyniosła wiele radości – mówi. Teraz z kotką Bródką na kolanach i Pulpetem u stóp pracuje nad kolejną książką okulistyczną, a w przerwach pisze dalsze opowieści o bardzo zagmatwanych losach tapirów.

Zdaniem eksperta
dr Piotr Fryczkowski

O sobie

  • W dzieciństwie chciałem być…

Chciałem pomagać ludziom. Poważnie. Zapytajcie moją mamę.

  • Moje trzy ulubione książki to…

"Władca pierścieni" Tolkiena, "Tajemnicza wyspa" Verne’a i komiksy o Usagi Yojimbo, króliku samuraju wymyślonym przez Stana Sakai. Tam zawsze zwycięża prawda i dobro. I to jeszcze w niezłym stylu.

  • O medycynie jako drodze zawodowej pierwszy raz pomyślałem…

W liceum, składając złamaną łapę psu sąsiadów.

  • Moimi mentorami, przewodnikami w czasie studiów i podczas pierwszych lat pracy byli…

Najlepiej pamiętam panią profesor od anatomii, która spytała: "Panie Fryczkowski, czy naprawdę chce pan iść w kamasze? Jeśli nie, niech się pan weźmie do roboty". Wziąłem się i tak mi zostało.

  • Najważniejsze dla lekarza jest…

Mieć ego małe jak chomik i wytrwałość chomika, żeby mieć siłę zasuwać przez cały dzień.

  • Dobry lekarz powinien…

Mieć zawsze czyste ręce. No, i zdolność empatii.

  • Po pracy najchętniej…

Wyłączyłbym telefon i robił inne rzeczy. Myśli pani, że się tak daje?

  • W życiu staram się być…

Porządny.

  • W pracy nie toleruję…

Głupoty i złej woli.

  • Gdybym nie został lekarzem, byłbym…

Artystą. Nawet zdawałem na reżyserię do Łodzi.

  • Jestem szczęśliwy, gdy…

Pacjenci nie czekają w kolejce, a ja mogę być sam z sobą. Jeśli jeszcze w domu czeka na mnie zapiekanka z cykorii z oscypkiem i ryżem.

miesięcznik "Zdrowie"