Jacek Rozenek: nie wiedziałem, że groził mi udar mózgu

2019-10-29 9:05

Chcesz wiedzieć jak to jest mieć udar mózgu? Zrób tak: usiądź w fotelu, oprzyj głowę na zagłówku i wyobraź sobie, że straciłeś kontrolę nad swoim ciałem. Nie możesz ani na milimetr poruszyć rękoma i nogami. Nie możesz mówić, bo z twoich ust wydobywają się tyko dziwne dźwięki i widzisz tylko rozmazany obraz. Jedyne co możesz, to czekać aż ktoś przyjedzie ci z pomocą.

Jacek Rozenek: nie wiedziałem, że groził mi udar mózgu
Autor: Archiwum prywatne

Spis treści

  1. „Dziwny trans”
  2. Nie mogłem znaleźć najprostszych słów
  3. Serce do wymiany
  4. Zaparłem się, że nie wsiądę na wózek
  5. Bo ludzie muszą wiedzieć

„Dziwny trans”

13 maja tego roku, Jacek Rozenek – człowiek wielu profesji, talentów i pasji, popularny aktor filmowy, telewizyjny, teatralny i dubbingowy, znany widzom choćby z roli Artura Chowańskiego w serialu „Barwy Szczęścia”, ale także lektor, dziennikarz, prezenter radiowy i telewizyjny, przedsiębiorca, pisarz i trener biznesu, wyjechał z Warszawy na trasę wiodącą na wybrzeże. W jednej z nadmorskich miejscowości czekali na niego goście wydarzenia, które miał poprowadzić. Po jakimś czasie, swoim zwyczajem, zjechał z drogi, aby odpocząć na parkingu i…

- Byłem przekonany, że zasnąłem, ale to był raczej jakiś dziwny trans – wspomina p. Jacek. – Gdy się z niego ocknąłem i zerknąłem na zegarek, z przerażeniem dostrzegłem, że jest godzina 15:30, co oznaczało, że wydarzenie, którego miałem być gospodarzem już się dawno zaczęło. Chciałem chwycić za telefon i zadzwonić do organizatora, żeby się usprawiedliwić, ale nie mogłem się ruszyć. Ręce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ok. godz. 16:00 podszedł do mojego auta dozorca parkingu. Zapytał co mi jest. Wybełkotałem, że źle się czuję, zadzwonił więc szybko po pogotowie. Nie wiem jak długo bym tkwił w aucie, gdyby nie ten człowiek, który zainteresował się samotnie stojącym samochodem.

Nie mogłem znaleźć najprostszych słów

Ekipa pogotowia przewiozła Jacka Rozenka do najbliższego szpitala. Tam okazało się, że ten „dziwny trans” to udar mózgu.

– Miałem klasyczne objawy. Porażenie połowicze, czyli połowy ciała – u mnie prawej, trudności z mówieniem i afazja. Rozumiałem wszystko co się do mnie mówi, byłem świadomy, nie miałem luk w pamięci, ale kiedy chciałem coś powiedzieć nie mogłem znaleźć najprostszych słów – wspomina p. Jacek.

O tym, że to był udar, Jacek Rozenek dowiedział się jednak o wiele później.

– W szpitalu, do którego najpierw trafiłem, nie bardzo wiedzieli jak się mną zająć. Mówili mi tylko, żebym się uspokoił i powoli oddychał. Ale ja wiedziałem, że dzieje się coś poważnego. Zwłaszcza, gdy nadszedł drugi atak. Kiedy przyjechali do mnie najbliżsi byliśmy przekonani, że właściwie tylko po to, abyśmy zobaczyli się po raz ostatni. Podjęli jednak ryzyko i zdecydowali, aby przewieźć mnie do Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie. Trafiłem tam dopiero po 3 dobach od udaru. Wtedy dopiero zaczęło się leczenie – opowiada p. Jacek. Nie kryje jednak żalu do lekarzy, że choć był tam już kilka miesięcy wcześniej, to nikt go nie poinformował, że grozi mu udar mózgu.

Serce do wymiany

W lutym tego roku Jacek Rozenek poczuł się bowiem tak słabo, że z trudem utrzymywał się na nogach. - Ja – silny, wysportowany, dbający o kondycję facet – uśmiecha się p. Jacek.

Pierwsza diagnoza to zapalenie płuc. Włączona antybiotykoterapia nie poprawiła stanu p. Jacka.

– Pojechałem więc po raz kolejny do lekarza, a ten skierował mnie na szpitalną izbę przyjęć. Zanim tam pojechałem, zadzwoniłem do dyrektora warszawskiego Teatru Kamienica i odwołałem swój udział w spektaklu – wpomina p. Jacek.

Badanie echokardiograficzne (tzw. ECHO serca) wykazało u p. Jacka frakcję wyrzutową na poziomie zaledwie 10 proc. Dla wyjaśnienia: frakcja wyrzutowa to jeden z podstawowych parametrów kardiologicznych. Mówi on o sprawności pracy serca i określa odsetek krwi, jaki jest wyrzucany z lewej komory podczas każdego skurczu. Wartości prawidłowe wynoszą od 50 do 60 proc. Przy frakcji wyrzutowej poniżej 50 proc. diagnozuje się już niewydolność serca, a przy frakcji poniżej 35 proc. konieczne jest wszczepienie kardiowertera – defibrylatora.

- Powiem to bardziej obrazowo: ta moja 10 proc. frakcja wyrzutowa oznaczała, że moje serce jest tak bardzo zniszczone, że można go już tylko wymienić na nowe. Lekarze uprzedzali mnie, że mogę nie przeżyć kolejnego ataku, ale nikt mi nie wspomniał, że może mnie jeszcze „dopaść” udar mózgu i to z tak wielką skrzepliną jak moja – mówi Jacek Rozenek.

Zaparłem się, że nie wsiądę na wózek

Po leczeniu szpitalnym Jacek Rozenek trafił najpierw do centrum rehabilitacyjnego w Konstancinie.

– Tam obejrzeli moje wyniki i nie chcieli się do mnie dotknąć. Moją rehabilitacją zajął się ośrodek w Gryficach. Tam, w ciągu zaledwie 2 miesięcy doprowadzili mnie do „stanu używalności” – wspomina p. Jacek.

Codzienne ćwiczenia trwały po 6 godzin Jacek Rozenek śmieje się, że chciał ćwiczyć nawet i 8 godzin, ale placówka nie miała takich zasobów kadrowych. Zajęli się nim: rehabilitant i logopeda. Ponieważ był w pełni sprawny intelektualnie, a frakcja wyrzutowa serca zaczęła się poprawiać – stopniowo zwiększano zakres ćwiczeń.

– Nie, nie korzystałem z wózka inwalidzkiego. Wolałem się słaniać, upadać, podnosić się samemu, niż na niego wsiąść. Byłem pewny, że odzyskam pełną sprawność, jak długo by to miało nie trwać. To co mnie najbardziej zaskoczyło w rehabilitacji poudarowej to ogrom wysiłku, który trzeba włożyć, aby przywrócić prawidłową pracę mięśni. Ten wysiłek jest o wiele większy, niż ten, który zwykle wkładamy na siłowniach, aby te mięśnie „wyrobić” – mówi p. Jacek.

Bo ludzie muszą wiedzieć

Lekarze zalecali Jackowi Rozenkowi rok spokoju, ale ten, już we wrześniu zaczął powoli wracać do pracy.

– Frakcja wyrzutowa mojego serca jest już na poziomie 40 proc., paraliż poudarowy ustępuje, chodzę prawie normalnie, odruch chwytny w dłoni jest zachowany. Choć, przyznaję, że przytrafiają mi się gorsze dni i „uciekają” mi pojedyncze słowa, więc nie zdecydowałem się na powrót na „deski teatru”. Ale już prowadzę samochód i zaczynam czytać skomplikowaną literaturę, więc wróciłem do szkoleń z wystąpień publicznych, a niedługo znowu stanę przed kamerą na planie produkcji serialu „Barwy Szczęścia” – deklaruje p. Jacek.

Bliscy p. Jacka też nakłaniali go do zwolnienia tempa.

– Fakt, przed udarem pracowałem bardzo dużo. W ciągu jednego miesiąca potrafiłem przejechać samochodem 15 tysięcy kilometrów. Ale, jak słyszę od kogoś taki tekst: „za dużo pracowałeś, teraz sobie odpocznij”, to jestem wściekły. Bo co to znaczy: za dużo pracowałeś? W dzisiejszych czasach wszyscy za dużo pracujemy, bo do tego zmusza nas życie. Ale uważam, że powinniśmy wiedzieć, co zagraża naszemu zdrowiu – tłumaczy p. Jacek.

To dlatego właśnie, Jacek Rozenek nie tylko wrócił do aktywności zawodowej, ale także zaangażował się społecznie. Przyłączył się do ogólnopolskiej kampanii społecznej STOP UDAROM, w ramach której realizowana jest akcja ALERT UDAROWY. Dlaczego?

Jacek Rozenek i organizatorzy kampanii STOP UDAROM wysyłają do Polaków ALERT UDAROWY
Autor: materiały prasowe

- Przed udarem mózgu, nic nie wiedziałem ani o nim samym, ani o jego objawach, ani o tym jak pomóc osobie z udarem. Teraz wiem, że nie jest prawdą, że udar dotyka tylko osoby starsze. W ośrodku rehabilitacyjnym widziałem wielu młodych ludzi po udarze. Dlatego nie przyjmuję tego tłumaczenia, że udar bierze się z przepracowania. Czy 15-letnia dziewczyna dostaje udaru, bo jest przepracowana? Swoje życie zawdzięczam człowiekowi, który po prostu podszedł do mojego samochodu. Wiem, że jestem w gronie szczęśliwców, których udało się uratować. Ale wiele osób nie dostało pomocy na czas, bo nie było przy nich człowieka, który by znał objawy tej choroby i szybko zareagował. Mam więc nadzieję, że dzięki mojej historii Polacy zainteresują się tym czym jest udar mózgu, jakie ma objawy i jak udarem reagować w sytuacji ich wystąpienia. Tę wiedzę przekazują organizatorzy akcji ALERT UDAROWY – wyjaśnia Jacek Rozenek.

Więcej o akcji ALERT UDAROWY na http://stopudarom.pl/alert-udarowy/