Świętokrzyskie: To miał być rutynowy zabieg. Kobieta zmarła trzy dni później

2023-04-04 8:13

74-letnia kobieta przyjechała do szpitala w Czerwonej Górze na prosty zabieg. Nie wróciła już jednak do domu - trafiła na OIOM i zmarła niespełna trzy dni później. Rodzina skierowała sprawę do prokuratury. O sprawie poinformował polsatnews.pl.

Starsza kobieta trzyma poręcz szpitalnego łóżka
Autor: Getty Images Świętokrzyskie: To miał być rutynowy zabieg. Kobieta zmarła trzy dni później

Dwa lata temu Alfreda Stęplowska złamała nogę w udzie. Trafiła do Szpitala Powiatowego w Skarżysku-Kamiennej (woj. świętokrzyskie), gdzie ortopedzi zespolili kość specjalistycznym "gwoździem". Złamanie zagoiło się, kobieta przeszła rehabilitację, po której odstawiła kule.

Dalsze postępowanie - badanie kolana i usunięcie "gwoździa" - miało być prowadzone w wojewódzkim szpitalu specjalistycznym. – Pan doktor ze Skarżyska stwierdził, że szpital w Skarżysku nie podejmie się tej operacji, tylko trzeba znaleźć szpital wielospecjalistyczny. I tak właśnie zrobił. Na moje nieszczęście znalazł ten szpital, którym okazała się Czerwona Góra – opowiada Joanna Garczyk, córka pani Alfredy w programie "Interwencja" Polsat News.

Poradnik Zdrowie: kiedy iść do ortopedy?

"Usłyszałam, że mama jest na intensywnej terapii. To był szok"

W szpitalu na oddziale ortopedii 74-latka miała mieć usunięty "gwóźdź", a dodatkowo biopsję uszkodzonego kolana. Lekarze wykryli narośl i konieczne było badanie.

– Lekarz stwierdził, że "gwóźdź" im przeszkadza w pobraniu tkanki histopatologicznej, jak również może w późniejszym terminie przeszkodzić w założeniu endoprotezy. I stwierdził, że to już powinno być wyciągnięte, noga jest bardzo dobrze zagojona i muszą to usunąć – mówi Joanna Garczyk.

I dodaje: Około godziny 14. tenże lekarz wyszedł prawdopodobnie z zabiegu mojej mamy, stwierdził, że po tej histopatologii będzie wiadomo, co to jest. Czy to będzie endoproteza, która zaczyna się - jak powiedział -od 120 tys. zł, czy to będzie spojenie kości, bo on nie był w stanie w tym dniu powiedzieć.

Joanna Garczyk relacjonuje, że ponownie zadzwoniła do szpitala około 19. – W słuchawce usłyszałam, że mama jest na intensywnej terapii. To był szok, ponieważ pojechała na wyjęcie gwoździa – powiedziała.

W karcie szpitalnej, którą rodzina dostała po śmierci kobiety, napisano: "krwotok hipowolemiczny, wstrząs septyczny, przetaczanie krwi".

– I do tego jeszcze podawanie: ja przez telefon usłyszałam ośmiu jednostek krwi, co w przeliczeniu daje około 3 do 4 litrów krwi, które mama straciła na bloku operacyjnym przy wyjmowaniu gwoździa z nogi. Z czego człowiek ma około 5-5,5 litra, zależy od wagi. Nie zostałam nawet poinformowana, że ten zabieg przebiegł tak, a nie inaczej, chociaż przypuszczam, że doktor już wiedział, co się stało, o 14., kiedy wychodził z tego zabiegu – mówi pani Joanna.

Rodzina poinformowała prokuraturę

Jak poinformowano w programie "Interwencja", dyrektor placówki zarządził sekcję zwłok. Autorom programu nie udzielono wyjaśnień na temat przyczyn krwotoku i wstrząsu septycznego - redakcja otrzymała jedynie oświadczenie, w którym napisano: "Po przeprowadzeniu wewnętrznego postępowania wyjaśniającego (…) w mojej ocenie personel szpitala zrobił wszystko, co było w zasięgu możliwości szpitala i było to zgodne z aktualną wiedzą medyczną".

Rodzina zmarłej zgłosiła sprawę do prokuratury informując o możliwości popełnienia błędu. Prokuratura Okręgowa w Kielcach zleciła kolejną sekcję - jej wyniki znane będą za sześć tygodni. Jak wyjaśnił w programie Daniel Prokopowicz z prokuratury, prokurator będzie wyciągał konsekwencje prawne dopiero w oparciu o wnioski z opinii wydanych przez biegłych.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki