Przeprowadzono pierwsze legalne wspomagane samobójstwo. Ten 44-latek był sparaliżowany 12 lat
Federico Carboni uległ poważnemu wypadkowi, wskutek którego został sparaliżowany. Przez ostatnie kilka lat walczył o to, by legalnie popełnić samobójstwo. 44-latek był pierwszym Włochem i ikoną walki o prawo do godnej śmierci. Odszedł 16 czerwca w otoczeniu najbliższych.
Szczery list pożegnalny
Prawdziwe nazwisko mężczyzny świat poznał dopiero po jego śmierci. Wcześniej znany był pod pseudonimem "Mario". Odszedł we własnym domu w mieście Senigallia.
Podczas ostatnich chwil towarzyszyli mu najbliżsi – rodzina i przyjaciele. 44-latek nie miał żony ani dzieci. Przed wypadkiem był kierowcą ciężarówki.
"Mario" zostawił list pożegnalny, który powstał na miesiąc przed jego śmiercią. Mężczyzna wyznał: "Nie mogę zaprzeczyć, że żałuję odebrania sobie życia. Byłoby to nieprawdziwe i kłamliwe, ponieważ życie jest wspaniałe i mamy je tylko jedno. Niestety, tak to się jednak potoczyło".
Długa walka o godną śmierć
Mężczyzna był sparaliżowany przez 12 lat. Podczas swojej walki o godne odejście musiał pokonać szereg przeszkód. Osiągnąć cel pomogło mu Stowarzyszenie Luca Coscioni, czyli organizacja wspierająca ludzi w eutanazji.
Podczas konferencji prasowej po śmierci Carboni’ego, sekretarz krajowy stowarzyszenia Filomena Gallo, odczytała list pożegnalny mężczyzny.
Kobieta podkreśliła: "Federico chciał skorzystać ze swojego prawa do wolnego wyboru we Włoszech i był świadomy, że jego opór będzie prawem, wolnością przysługującą wszystkim".
Skarbik stowarzyszenia Coscioni - Marco Cappato wyjaśnił, że Mario skontaktował się z nim po raz pierwszy dwa lata temu. Wtedy planował wyjazd do Szwajcarii i właśnie tam chciał zakończyć swoje życie.
"Jestem dumny i zaszczycony, że stałem po waszej stronie"
- Te dwa lata uporu i determinacji pozwoliły panu Carboni być dumnym z bycia "pierwszą osobą we Włoszech, która uzyskała pomoc medyczną w przypadku dobrowolnej śmierci" – powiedział Cappato.
Federico Carboni był pierwszym Włochem, który legalnie zdołał popełnić samobójstwo. W liście apelował do swoich bliskich, by nie smucili się. Mężczyzna napisał: "Broniliśmy się, atakując i atakowaliśmy, broniąc się, stworzyliśmy sądowy kamień milowy i kawałek historii w naszym kraju i jestem dumny i zaszczycony, że stałem po waszej stronie".
Carboni zmarł 16 czerwca po tym, jak sam zaaplikował śmiertelny lek przy pomocy specjalnej maszyny. Procedura kosztowała 5 tys. euro i na jej rzecz została zorganizowana specjalna zbiórka. - Teraz w końcu mogę latać, gdzie chcę – podkreślił w liście pożegnalnym.