Miała wspierać, a zafundowała traumę rodzącym. „Kazała nagiej doczołgać się do łazienki”

2025-06-25 13:14

Występowała w telewizji. Miała asystować przy porodach celebrytek. Bywała nazywana „położną gwiazd”. Ale to nie gwiazdy, lecz zwykłe pacjentki wspominają spotkanie z nią jako traumę. Sygnały o nieprawidłowościach na porodówce szpitala przy Madalińskiego docierały również do fundacji „Rodzić po ludzku”. Tymczasem w dokumentacji szpitala wszystko się zgadza – brak wzmianek o jakichkolwiek nieprawidłowościach.

Miała wspierać, a zafundowała traumę rodzącym. „Kazała nagiej doczołgać się do łazienki”
Autor: GettyImages Miała wspierać, a zafundowała traumę rodzącym. „Kazała nagiej doczołgać się do łazienki”

Trauma po porodzie na Madalińskiego

W serwisie OKO.press nagłośniono doświadczenia kilku pacjentek – i, sądząc po komentarzach, nie są to odosobnione przypadki. To doświadczenia trudne, związane z okolicznościami porodu oraz z osobą jednej z położnych.

Położna, w artykule OKO.press określana jako Hanna (imię zmieniono), była nieuprzejma i – eufemistycznie mówiąc – niedelikatna w badaniu.

- Nie reagowała na płacz ani krzyk. Prosiłam, żeby przestała, żeby zabrała rękę. Odpychałam się nogami, żeby znaleźć się jak najdalej od niej. A ona z niewzruszoną miną (...) kontynuowała najbardziej bolesne »badanie« w moim życiu

– relacjonowała jedna z pacjentek cytowana przez OKO.press.

Otyłość - choroba, nie wybór. Debata poradnikzdrowie.pl

Miała być opieka, były pretensje położnej

Położna przyjmowała w warszawskim Szpitalu im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego. Wśród oferowanych przez placówkę możliwości znajduje się opcja płatnej opieki indywidualnej – za 2300 zł można zapewnić sobie obecność wybranej położnej od początku do końca porodu, niezależnie od pory dnia, nocy czy świąt.

W teorii ma to dawać poczucie bezpieczeństwa. W praktyce – w przypadku położnej określanej jako Hanna – nie zawsze oznaczało to realizację umowy zgodnie z oczekiwaniami.

Mimo 30 lat doświadczenia w zawodzie i medialnej rozpoznawalności, a także przyjmowania porodów znanych osób, pojawiają się wobec niej poważne zarzuty.

Ewa zdecydowała się na płatną opiekę indywidualną, licząc na spokój i profesjonalne wsparcie. Poród rozpoczął się w nocy. Mimo prób kontaktu – SMS-ów i telefonów – położna Hanna długo nie odpowiadała.

Gdy oddzwoniła, zamiast zaoferować pomoc, wyraziła pretensje, że pacjentka udała się do szpitala bez konsultacji. Kwestionowała zasadność przyjazdu, mimo wcześniejszych instrukcji, że w przypadku krwawienia należy niezwłocznie udać się do placówki.

Zasugerowała, że „skoro sami prowadzą sobie poród”, to nie jest pewna, czy umowa nadal obowiązuje. Przez telefon oceniła, że to dopiero początek akcji porodowej, i uznała swoją obecność za zbędną. Poród zakończył się 3,5 godziny później.

Bolesne badania, zabiegi bez zgody

Położna, zamiast wspierać, podsuwała rodzącej dokumenty do podpisania. I boleśnie badała, m.in. u pacjentki bez pytania i ostrzeżenia wykonała masaż szyjki macicy, a także przebiła pęcherz płodowy. 

Po porodzie nie zapewniła właściwego znieczulenia przy szyciu, nie zaopiekowała się pacjentką. W dokumentacji nie ma wzmianek o nieprawidłowościach. Jednak z rodzących wspominała: 

- Zaraz po wstaniu z łóżka zemdlałam. Nie pozwoliła mężowi mnie podnieść. Sama też nie próbowała mi pomóc. Kazała doczołgać się do łazienki na czworakach, niemal nagiej. Gdy już usiadłam na stołku pod prysznicem, zaczęła polewać mnie zimną wodą, podczas gdy ja trzęsłam się z zimna.

Pilates po porodzie

W dokumentacji szpitalnej nie odnotowano żadnych nieprawidłowości. Tymczasem młoda matka zmagała się z PTSD i trudnościami w nawiązaniu relacji z dzieckiem. Podobnie dramatycznie brzmią relacje innych pacjentek:

 - Niedługo później położna podniosła mi nogi i zaczęła z całej siły uciskać brzuch. Według mnie to był chwyt Kristellera. Szpital później twierdził, że nieprawda – że to była tylko stymulacja dna macicy. Ale dlaczego w takim razie aż tak bolało?

Dziecko urodziło się w zamartwicy, potrzebny był próżnociąg, dostało 4 punkty w skali Apgar i spędziło 10 dni na OIOM-ie. Młoda mama potrzebowała terapii. W dokumentacji szpitalnej – wszystko bez zastrzeżeń.

Położna nadal pracuje, choć nie na porodówce 

Dziennikarze OKO.press dotarli także do relacji studentek, które odbywały praktyki pod okiem tej samej położnej. Mówią o mobbingu i atmosferze zastraszenia. Jedna ze studentek zrezygnowała z pracy na oddziale.

Pacjentki składały zawiadomienia m.in. do Rzecznika Praw Pacjenta, Warszawskiej Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych oraz do samego szpitala. Bez efektu – od miesięcy brak odpowiedzi.

Aktualnie położna nadal pracuje w szpitalu, choć nie jest przypisana do konkretnego oddziału, nie przyjmuje porodów ani nie towarzyszy pacjentkom w ramach odpłatnej opieki. Szpital zaprzecza, by studentki czy pacjentki zgłaszały nieprawidłowości.

Sama położna też nie odniosła się do zarzutów. Joanna Pietrusiewicz, szefowa fundacji Rodzić po Ludzku, przyznaje:

– Sprawę położnej Hanny monitorujemy od kilkunastu lat. Docierały do nas skargi na jej postępowanie.

Poradnik Zdrowie Google News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki