Pielęgniarka wiozła dziecko, wypadło na podłogę. Szpital chciał zatuszować sprawę
Wyborcza nagłośniła sprawę wypadku, w którym ucierpiał noworodek w szpitalu w Ujastku. Dziecko doznało m.in. złamania kości czaszki. Personel szpitala negował zdarzenie i próbował zatuszować sprawę.

Dziecko przewożone przez pielęgniarkę wypadło na podłogę
Miejsce zdarzenia to Szpital Położniczo-Ginekologiczny Ujastek w Krakowie. To placówka o najwyższym stopniu referencyjności.
Wypadek Milenki próbowano zataić przed rodzicami dziecka, mediami, a także przed pozostałym personelem placówki.
Milenka urodziła się zdrowa – 10 na 10 punktów w skali Apgar. Z uwagi na stan matki, która wymagała operacji z powodu krwawienia wewnętrznego po porodzie, pielęgniarka zabrała dziecko krótko po narodzinach. Milenkę włożyła do wózeczka na kółkach, wyszła na korytarz.
- Po chwili usłyszeliśmy huk i przeraźliwy płacz. Popatrzyliśmy na siebie, ja wykrztusiłem tylko: „to chyba Milenka”
– relacjonował ojciec dziecka w rozmowie z Wyborczą.
Zaalarmowany hałasem i płaczem ojciec wybiegł na korytarz, gdzie zauważył dziecko rozwinięte z rożka, z czerwoną główką. Pielęgniarka nie chciała wyjaśnić sytuacji. Później poinformowano matkę dziecka o sytuacji:
– Przyszło do mnie troje lekarzy, śmiertelnie poważnych. (…) W uszach dudniło mi tylko: „pęknięta czaszka”, „błąd pielęgniarki”, „to się zdarza”.
Ojciec dziecka domagał się wyjaśnień, w końcu jeden z lekarzy przekazał, że kółka wózeczka zahaczyły o matę. Twierdził, że dziecko uderzyło wówczas o kant wózeczka i że doszło do delikatnego pęknięcia główki.
Następnie ojcu dziecka udało się ponownie porozmawiać z pielęgniarką, która przyznała, że dziecko wypadło, ale że „ona je złapała w locie, na kolanach”.
Od nastolatki do seniorki. Zalecane badania ginekologiczne (kalendarz)
Monitoring potwierdził, że dziecko uderzyło głową o podłogę
Ojciec Milenki zażądał raportu ze zdarzenia. Po dłuższym oczekiwaniu powiedziano, że raport jest, ale odebrać go nie można: trzeba napisać podanie, które szpital rozpatrzy w ciągu tygodnia. Rodzice nie otrzymali raportu do dziś, choć do wypadku doszło 26 lutego po narodzinach Milenki.
Wezwano policję, która zabezpieczyła monitoring, który potwierdził przypuszczenia rodziców: dziecko wypadło i uderzyło głową o podłogę. Pielęgniarka prowadziła wózek nieprawidłowo – za sobą, nie obserwując dziecka.
Policja powiadomiła prokuraturę, sporządziła dokumentację, ojciec złożył zawiadomienie. Tymczasem dziennikarze Wyborczej ustalili, że w szpitalnych dokumentach wciąż są informacje o rzekomym złapaniu dziecka przez pielęgniarkę.
Noworodek po upadku na podłogę trafił do kolejnego szpitala
W związku z tuszowaniem sprawy w szpitalu w Ujastku nie wiadomo, czy dziecko było tam właściwie diagnozowane bezpośrednio po zdarzeniu.
Dziecko przewieziono do szpitala w Prokocimiu na dalsze badania, wypisano je stamtąd po 8 dniach. Z wypisu wynika, że dziecko zostało przyjęte z rozpoznaniem złamania kości sklepienia czaszki, krwotoku nadtwardówkowego oraz niedokrwistości.
Tomografia komputerowa wykazała złamanie z przemieszczeniem, obecność 4-centymetrowego krwiaka oraz podwyższoną gęstość płynu mózgowo-rdzeniowego.
W trybie pilnym wystawiono skierowania do ośrodka rehabilitacji oraz do poradni: neurologicznej (w celu kontroli po urazie głowy), otolaryngologicznej i okulistycznej.
Jak podał ojciec dziecka, w wypisie z Ujastka nie ma mowy o złamaniu kości czaszki – podano jedynie, że „w badaniu fizykalnym poza niewielkim obrzękiem nad lewą kością ciemieniową bez odchyleń”.
Dziecko ma dziś 3 miesiące, a rodzice co tydzień odbywają wizyty. Nie są pewni, czy dziecko będzie prawidłowo funkcjonować, czy mózg nie został uszkodzony podczas zdarzenia.
Rzeczniczka szpitala zaprzecza i nie odpowiada na pytania
Rzeczniczka szpitala, Katarzyna Kozakiewicz, w rozmowie z Wyborczą zaprzeczała kilkukrotnie, że doszło do złamania kości czaszki. Pielęgniarka, jak ustalono, nie poniosła konsekwencji. Na przesłane pisemnie przez dziennikarzy pytania rzeczniczka nie odpowiedziała, zasłaniając się dobrem śledztwa.
Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie narażenia małoletniej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez zobowiązany do opieki nad pokrzywdzoną personel, za co grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Na ten moment nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Nieprawidłowości w szpitalu w Ujastku
W szpitalu, gdzie doszło do wypadku, przekazano personelowi wydrukowane instrukcje, jak korzystać z łóżeczek noworodkowych, prosząc o podpisy, jakoby przeprowadzono w tym zakresie szkolenie.
To niejedyny zarzut, z jakim w ostatnim czasie spotyka się szpital w Ujastku. Na salach nie działają dzwonki alarmowe – podane są jedynie numery telefonu do dyżurki, co może wydłużać czas uzyskania pomocy w razie potrzeby.
W lutym doszło do zatrzymania akcji serca u noworodka. Dziecko ratowała mama, a po pomoc dzwoniła kobieta z łóżka obok – medycy przejęli resuscytację 3 minuty później. Dziecko po dwóch tygodniach w Ujastku trafiło do szpitala w Prokocimiu, podobnie jak dziewiątka innych noworodków tylko w pierwszym kwartale 2025.
O szpitalu było głośno również po ujawnieniu, że na oddziale neonatologii były ukryte przed personelem i pacjentkami kamery, które rejestrowały rozmowy – w tym np. mam noworodków z psychiatrami; kamery nagrywały też karmienie piersią, przewijanie i intymną pielęgnację.
Rzeczone nagrania z kamer zniknęły po nagłośnieniu sprawy przez media. Nigdy nie odnaleziono ani nagrań, ani sprawcy. Prokuratura umorzyła sprawę.